sobota, 27 września 2014

zawieszam

brak wyświetleń, komentarzy i czytelników oraz chęci. zawieszam bloga. idk czy w ogóle wrócę. przykro mi, ale nie mam wystarczająco dużo czasu na pisanie rozdziału dla trzech osób, w szczególności, gdy mi się nie chcę i mam dużo nauki, np. w przyszłym tygodniu codziennie sprawdzian, oczywiście z innych przedmiotów :):) nie mam chęci, ani czytelników. gdyby było was więcej to bym pisała, ale nie ma, więc przepraszam, zostaje on zawieszony.

piątek, 19 września 2014

Rozdział 11

Obudziłam się i byłam zdecydowanie zmęczona. Wczoraj, a raczej dzisiaj wróciliśmy z wesela i było chwilę po czwartej w nocy. Zasnęłam od razu, a teraz ledwo żyję. Wszystko mnie boli, a do tego piłam i mam lekkiego kaca. Od razu sięgnęłam po butelkę stojącą na szafce nocnej i wypiłam pół. Jednak ból fizyczny to nie wszystko. Dalej nie mogę się pozbierać po pocałunku z Jack’iem. Nie mam pojęcia jak to teraz będzie wyglądało. Co to dla niego znaczyło. Jednak wnioskując z własnych doświadczeń to możliwe, iż nic. Dla Ashton’a to nic nie znaczyło, więc dlaczego dla niego miałoby? Jednak sama dobrze wiem, że oni to kompletnie dwie różne osoby. I Jack pewnie ma więcej uczuć od tego drugiego. Oddałam pocałunek, a najgorsze było to, że mi się podobało. Nie czułam czegoś tak mocnego jak czułam całując Ash’a, ale zawsze było coś. Sama nie wiem dlaczego to zrobiłam, dlaczego odwzajemniłam ten pocałunek. Chciałam tego? Naprawdę nie wiem. Wiedziałam, że Ashton nie koniecznie może nas zobaczyć. Byliśmy bardziej w rogu, gdzie mógł nas nie wiedzieć, a mimo to, pocałowałam go. Może dlatego, że byłam zła na blondyna? On całował inną, więc ja chciałam zrobić to samo? Jestem beznadziejna. Co ja sobie myślałam? Nie dość, że skłamałam Ashton’owi, to jeszcze całowałam Jack’a na jego oczach. Dlaczego czuję się z tym źle wiedząc, że on nie przejmował się mną? To niesamowite jak różnymi osobami jesteśmy. Ten człowiek nie ma uczuć. Jestem tego pewna i będę mówiła to otwarcie, bo to na wszystko wskazuje. Ja mam wyrzuty sumienia a on mówi mi, że nie jesteśmy razem i nie ma obowiązku być w stosunku do mnie fair. Mógł chociaż nie robić tego na moich oczach.
       Zeszłam na dół ledwo trzymając się na nogach. W kuchni zastałam Meg i Matt’a. Byłam zdziwiona, bo sądziłam, że będzie w pracy.
-Dzień dobry – przywitałam się.
-Dzień dobry Effie, jak było na weselu?
-Dobrze – chyba nie chciała, żebym zwierzała się z tego co robiłam?
-Muszę wam coś powiedzieć – powiedziała po krótkiej chwili, a mnie zaciekawiły jej słowa.
-A co? – wtrącił Matt.
-Za chwilę idę do pracy i do końca tygodnia również będę pracowała, dlatego mówię wam to teraz.
-Może do rzeczy? – zapytałam może trochę zbyt chamsko, siadając na blacie. Uśmiechnęła się tylko nieśmiało, a Matt zgromił mnie wzrokiem. Wzruszyłam ramionami i słuchałam dalej.
-A więc w piątek musimy wyjechać w celach biznesowych i nie będzie nas na weekend. Oczywiście uważamy, że jesteście dużymi dziećmi i sobie poradzicie, więc nie powinniśmy się przejmować zostawieniem was.
-Oczywiście, że nie. Damy sobie radę – potwierdził mój brat.
-Jako, że jesteś starszy mamy nadzieje, że zaopiekujesz się siostrą.
-Nie jestem małym dzieckiem – wtrąciłam.
-Oczywiście. A teraz wybaczcie ale muszę iść do pracy.
       Zjadłam śniadanie i poszłam do salonu gdzie siedział Matt.
-Skoro ich nie będzie to wyjdę z kolegami. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko – poinformował, gdy tylko mnie zobaczył.
-Wolny dom? Dlaczego miałabym być zła?
-No tak, zawsze lubiłaś samotność – zmierzwił mi włosy, więc odpłaciłam mu się tym samym. Postanowiłam, że przeczytam jakąś książkę, bo od dawna miałam ochotę to zrobić, jednak nie było czasu. Jakoś wyleciało mi to całkowicie z głowy i nawet nie wypożyczyłam, dlatego postanowiłam, że zrobię to właśnie teraz. Poszłam na górę i się przebrałam, a jak zeszłam okazało się, że mój braciszek również wychodzi. Ja natomiast musiałam wrócić się jeszcze po pieniądze, bo Matt nie chciał mnie podwieźć. Cóż, prawdopodobnie umówił się z kolegami, ale ja doskonale wiem, że robi tak tylko i wyłącznie jak umawia się z dziewczyną. Za dobrze go znam. Nie jest wyrodnym bratem, wręcz przeciwnie. Dobrze się dogadujemy i gdyby była taka potrzeba to wskoczyłabym za nim w ogień i jestem pewna, że zrobiłby to samo. Czasami się kłóciliśmy, ale w tych ostatnich latach zdecydowanie mniej.
Faktem jest, że muszę jechać autobusem. Nie przepadam za tym, ale co zrobić? Przecież nie będę ciągle siedziała mu na głowie. Ma swoje życie i nie mam prawa w nie ingerować. Już dużo dla mnie poświęcił, więc chcę, żeby się zabawił, przestał myśleć o rodzicach i o tym co nas przykrego spotkało. Nie mogę myśleć tylko o sobie. Przecież on także to przeżył, nie tylko ja. Może byłam zbyt wielką egoistką by to dostrzec prędzej, ale teraz to widzę i chcę zacząć żyć tak jak żyłam jeszcze cztery/pięć lat temu. Jednak doskonale wiem, że te sms-y w niczym mi nie pomogą, a mogą nawet pogorszyć sprawę. Mam złe przeczucia.
       Zeszłam na dół i otworzyłam drzwi. O mało co nie dostałam zawału, gdy zobaczyłam, że ktoś tam stoi. Jednak to nie wszystko. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam Ashton’a. Sądziłam, że po tym jak uznał, że nie jesteśmy razem i dał mi jasno do zrozumienia, że ma gdzieś, a ja mu powiedziałam, że spotykam się z Jack’iem to da mi spokój. Tak sądziłam, ale na pewno tego nie chciałam. Moje serce natychmiast szybciej zabiło, gdy spojrzałam w jego piwne oczy.
-Co ty tu robisz? – zapytałam.
-Chciałem porozmawiać.
-Rozmawialiśmy na weselu i chyba już wszystko mi powiedziałeś.
-Nie, chyba jednak nie. Mogę wejść? – na to pytanie otworzyłam szerzej drzwi i wpuściłam go do środka. Zgrywałam, że nie chcę z nim rozmawiać, ale miałam nadzieję, że jednak mnie przeprosi i będzie tak jak jakiś czas temu.
       Kiedy znaleźliśmy się w moim pokoju usiadłam na łóżku i czekałam aż blondyn zacznie. Cały czas rozglądał się po pomieszczeniu, co zaczynało mnie denerwować.
-To co chciałeś mi powiedzieć?
-Rozumiem, że jesteś z Jack’iem, teraz już Ci wierzę, ale jednak chciałem Cię przeprosić. Nie tak to miało wyglądać. Nie chciałem dać Ci do zrozumienia, że mi na Tobie nie zależy, bo…chyba tak nie jest. Sam nie wiem dlaczego zrobiłem co zrobiłem i to wszystko powiedziałem. Jestem idiotą, ale chcę, żebyś mi wybaczyła i chociaż zostali przyjaciółmi. Nie rozumiem dlaczego tak bardzo Cię tym zraniłem, skoro jesteś z Jack’iem. Chyba nie powinno Cię to obchodzić. Skoro ty jesteś z nim to ja mogę być z kim chcę. Tylko nie wiem dlaczego zerwałem dla Ciebie z Emily. Może i tego potrzebowałem, ale…przecież ja to zrobiłem dla Ciebie. Sam nie wiem co do kogo czuję. To jest bezsensu. Cóż, jednak życzę Ci wszystkiego dobrego i gratuluję…
-Nie jestem z Jack’iem, okej? Zamknij się już bo nie mogę tego słuchać.
-Jak to? Okłamałaś mnie? – zapytał z uśmiechem. Poczułam się głupio i nie chciałam tego przyznać. Po co ja się przyznałam? Jednak jestem głupsza niż myślałam.
-Możliwe, ale proszę Cię nie mówmy już o tym.
-Dlaczego to zrobiłaś? – zapytał przybliżając się do łóżka, na którym siedziałam.
-Ashton, nie zapominaj, że to ja jestem na Ciebie zła, mimo, że Cię okłamałam – czy on w ogóle zwraca uwagę na to co do niego mówię? Ten przeklęty uśmiech nie schodzi mi z twarzy.
-Czyli jesteś wolna? To nikt się nie pogniewa, jeśli zrobię to – na te słowa moje serce znacznie przyśpieszyło i czekałam tylko na to co chciał zrobić. Niby wiedziałam co miał na myśli, jednak to jest Ashton i może wymyślić coś czego wcale bym się nie spodziewała. Jednak tym razem się nie pomyliłam. Patrzył mi w oczy i bardzo szybko znalazł się obok mnie. Przybliżył się i po prostu mnie pocałował. Oddałam pocałunek. Jego jedna ręka złapała mnie w tali, a drugą położył na mój policzek. Ja natomiast złapałam go za kark i przyciągnęłam bliżej siebie.
Oderwaliśmy się od siebie, gdy zaczynało nam brakować tchu. Nie powinnam tak szybko mu ulegać. Przecież on się tylko mną bawi. Dlaczego jestem taka naiwna i uważam, że może coś do mnie czuć?
-To co? Wybaczysz mi? – zapytał kładąc się na moim łóżku i przyciągając mnie do siebie tak, że mogłam położyć głowę na jego klatce piersiowej. Tak pięknie pachniał.
-Wybaczę Ci jeśli mi na coś odpowiesz.
-Na co?
-Kto Ci pokazał, że tak naprawdę nie kochasz Emily? – na to pytanie przełknął ślinę. Chyba nie jest aż taka delikatna sprawa, prawda?
-I tak prędzej czy później raczej bym Ci powiedział, więc chyba zrobię to teraz – zaczął, a ja przytaknęłam głową na znak, że ma kontynuować dalej – To było w poprzednie wakacje. Przyjechała do Sydney z rodzicami, była jedynaczką. Los chciał, że się spotkaliśmy i zakochaliśmy. Wtedy wiedziałem, że nie czuje nic do Emily, bo to ją kochałem. Spędzaliśmy ze sobą każdy dzień. Myślałem, że zostaje tu na zawsze i tak miało być, jednak coś się stało i musieli wrócić. Bardzo to przeżyłem, bo nie wiedziałem czy jeszcze kiedyś ją zobaczę. Myślałem, że przyjedzie w te wakacje, ale tak się nie stało. Sama zresztą widzisz. Już pewnie więcej jej nie zobaczę. Muszę zapomnieć.
Najpierw było mi przykro z jego powodu. Stracił miłość swojego życia. Ale może tak właśnie miało być? Może to nie jest ta jedyna? Zabolały mnie jego słowa w pewien sposób. Może nie świadomie, ale dał mi do zrozumienia, że jeśli ona by tu była, to go nie byłoby tutaj ze mną. Musi zapomnieć? I co? To ja mam być tą, która mu pomoże? A jak już zapomni to mnie zostawi i poszuka sobie innej? Kompletnie nie wiem jak mam to odebrać.
-I co? Wybaczasz mi, tak? Powiedziałem Ci – przez chwilę nic nie mówiłam. Byłam zbyt zajęta swoimi myślami, ale jednak przytaknęłam, a blondyn pocałował mnie w czoło.

~*~
(piątek)

Meg i George’a nie ma, bo jak sami mówili wyjeżdżają do pracy. Matt poszedł do kolegów, a tym kolegą najprawdopodobniej jest Jack. Mogłabym zaprosić Rose, ale jednak wolę posiedzieć sama. Wypożyczyłam książkę i właśnie chciałam się za nią zabrać. Wzięłam więc koc i usiadłam w salonie. Było lekko po dwudziestej drugiej, więc światło musiałam mieć zapalone.
Nie długo jednak mogłam czytać, bo ktoś zadzwonił do drzwi. Przeklęłam pod nosem i poszłam otworzyć. Jednak nikogo tam nie było. Rozejrzałam się i dalej nic. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak późno jest i że raczej nikt nie powinien o tej godzinie tutaj przychodzić. Jednak może to mój brat chciał mnie przestraszyć. Wzruszyłam ramionami i w tym momencie zadzwonił telefon domowy. Przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz i od razu zamknęłam drzwi, po czym je zakluczyłam.
Od razu podeszłam do telefonu.
-Halo?
Nic. Cisza. Trzasnęłam słuchawką i poszłam zamknąć tylne drzwi. Sprawdziłam też wszystkie okna, po czym je zasłoniłam. Byłam przerażona. Usiadłam na kanapie i przykryłam się kocem. Usłyszałam, że dostałam sms-a, a telefon był na górze. Zabrałam książkę, koc i nóż z szafki w kuchni, po czym tam poszłam. Numer nieznany. Na początku nie chciałam, ale jednak zdecydowałam się, że go przeczytam. Od zawsze byłam ciekawska.
Od nieznany: Co słoneczko? Boisz się?
To on, prawda? Nie dał mi spokoju? To nie jest żaden głupi żart, to moje koszmary stają się rzeczywistością.
Zaczęłam płakać, a telefon znowu zaczął dzwonić. Jeden, dwa, trzy, cztery i tak w kółko. Odrzucałam połączenia cały czas, aż w końcu dał sobie spokój. Przestał. Leżałam zapłakana, gdy po około piętnastu minutach znowu zadzwonił. Ale to był jeden raz. Nie wiedziałam gdzie telefon jest. Dźwięki były lekko stłumione. Zastanawiałam się tylko dlaczego jeszcze nie wszedł do domu. Na co czekał? Chciał najpierw mnie postraszyć, a dopiero potem zaatakować? Doskonale wiedział, że jestem sama, więc się nie spieszył. Powoli zaczynałam przygotowywać się na najgorsze. Wiem do czego jest zdolny. Ten człowiek jest psychicznie chory i nie powinien być na wolności. Jak nie w więzieniu, to w zakładzie zamkniętym.
Nagle usłyszałam hałas na balkonie. On tu jest. Idzie po mnie. Zarzuciłam kołdrę na głowę, jakby to miało mi w czymś pomóc. Teraz tylko się modliłam. Przecież moi rodzice nie pozwolą mnie skrzywdzić. Prawda?
_____________________________________

Jedynie mogę napisać, że przepraszam. Ten rozdział jest do niczego. Nie miałam internetu przez dwa tygodnie, więc prędzej wstawić nie mogłam. Oczywiście miałam dużo czasu na pisanie, ale nie miałam chęci. Przepraszam. Sami mi nie pomagacie. Nie rozumiem co trudnego jest w napisaniu kilku słów. No ale nic. Nie wiem kiedy pojawi się następny, nic nie obiecuję :) 

środa, 3 września 2014

Rozdział 10

Rano miałam strasznego kaca, głowa bolała mnie niemiłosiernie i zdecydowałam, że już więcej nie będę tak pić. Cokolwiek by się nie działo alkohol nie jest dobrym pomysłem.
Zeszłam na dół i wyciągnęłam butelkę wody, po czym ponownie wróciłam do pokoju. Meg i George'a nie było, a Matt jeszcze spał. Dobrze, że nie widzieli mnie w takim stanie. Makijaż miałam rozmazany na całej twarzy, a moje już tłuste włosy były w kompletnym nieładzie. Jak jakiś zombie.
Przypomniałam sobie, że dzisiaj idę na wesele z Jack'iem, a nie wiem czy moje sukienki nadają się na taką okazję. Nie dość, że mam ich zaledwie kilka, to jeszcze nie są one zbytnio eleganckie. Dlatego też zadzwoniłam do Rose i umówiłyśmy się, że będziemy się przygotowywać u niej w domu, a jakąś sukienkę mi pożyczy.
       Zeszłam na dół gotowa do wyjścia. Nie brałam zbyt dużo rzeczy, bo zaledwie jedną małą torebkę, w której miałam najpotrzebniejsze rzeczy. Kosmetyki Rose przecież ma.
W salonie na kanapie siedział Matt i oglądał telewizję.
-Idę dzisiaj na wesele z Rose do jej kuzyna, więc nie będzie mnie całą noc. Mógłbyś powiadomić o tym Meg? - zapytałam.
-Jasne, a czemu Rose Cię tam zabiera? To w końcu wesele.
-Tak naprawdę to idę jako osoba towarzysząca z Jack'iem. To on mnie zaprosił - odpowiedziałam, a Matt się uśmiechnął.
-Czy wy...no wiesz... - poruszał śmiesznie brwiami, więc się zaśmiałam.
-Nie, a teraz wychodzę - powiedziałam i odwróciłam się, ale słyszałam jeszcze jak mówi pod nosem "jasne".

~*~

-Wybierz którąś z sukienek, ja biorę tą brzoskwiniową - poinformowała mnie przyjaciółka, więc spojrzałam na szafki, gdzie miała powieszone sukienki. Nie byłam wybredna i długo się nie zastanawiałam. Sięgnęłam po miętową bez ramiączek. Była zwiewna, bardzo ładna. Przyłożyłam ją sobie do ciała i pokazałam brunetce.
-Świetny wybór - uśmiechnęła się - Chcesz, żebym ja Ci zrobiła makijaż czy wolisz sama? - zapytała.
-Wiesz, że nie jestem w tym dobra, a nie chcę mieć tego co mam na co dzień. Ostatnio zrobiłaś kawał dobrej roboty, więc i tym razem oddam się w Twoje ręce.
-Dobrze.
       Rose zrobiła mi makijaż, a potem zaczęła swój. Ja w tym czasie zaczęłam kręcić jej włosy w lekkie loki. Sama miałam delikatne fale, więc nie chciałam nic więcej. Tak czuję się dobrze.
Na sam koniec ubrałyśmy sukienki i buty no i byłyśmy gotowe. Niedługo potem zeszłyśmy na dół. Miałam sms-a od Ashton'a,że chce porozmawiać, ale nic nie odpisałam. Teraz zapragnął rozmawiać? Pieprz się. 
       Czekałyśmy przy drzwiach na Jack'a i ich rodziców. Byłam lekko skrępowana. Po chwili weszli gotowi i muszę przyznać, że Jack w garniturze był niezwykle przystojny. Tego się nie spodziewałam. Chyba zauważy, że się patrzę, bo się uśmiechnął, a moje policzki przybrały koloru różowego.
-Pięknie wyglądacie dziewczyny - powiedziała wesoło mama Rose i Jack'a.
-Dziękujemy.
Poznałam ją jak ty przyszłam. Ojca zresztą też. Są mili.
-Ślicznie wyglądasz - blondyn wyszeptał mi do ucha przez co przez moje ciało przeszły ciarki. Moje policzki ponownie się zaczerwieniły, lecz tym razem bardziej. 

~*~

Byliśmy już po kościele i po składaniu życzeń i czekaliśmy na parę młodą, żeby wejść na salę, gdzie miało się odbyć wesele. Było naprawdę dużo ludzi i zastanawiam się czy to serio ich rodzina. A jak już to taka bliska? Ja może też mam dużą, ale nie zaproszę wszystkich na swój ślub. Tylko najbliższych. Chociaż cóż, może oni byli najbliżsi. Kto wie.
       Kiedy już młoda para przyjechała i wszyscy weszliśmy do środka to wiadomo co było jako pierwsze. Na środku parkietu stał stół z poustawianymi kieliszkami oraz z trzema butelkami szampana. Świadkowie otworzyli je i nalali, a goście wzięli sobie po jednym. Mi przyniósł Jack, więc nie musiałam tam podchodzić. Każdy wypił, młoda para rozbiła swoje kieliszki, zaśpiewaliśmy gorzko i usiedliśmy do stołu. Byłam lekko skrępowana, bo praktycznie nikogo nie będę tutaj znała. Tylko Rose i Jack'a. A było tutaj ich kuzynostwo mniej-więcej w naszym wieku, więc będą z nimi rozmawiać. Tego byłam pewna. Rozejrzałam się dookoła. Sala była duża. Jak wchodziłeś to zaraz na przeciwko stały połączone stoły i to był najdłuższy, jeśli będziemy liczyć go jako jeden. A po prawej i lewej stronie drzwi stały dwa krótsze. My siedzieliśmy tutaj po lewej, prawie na końcu. Spojrzałam na gości, którzy tutaj byli i szczerze trzeba przyznać, że było dość dużo osób w naszym wieku. Nie ma co się dziwić, bo przecież pan młody ma 24 lata, a panna młoda 23. Także kuzynostwo i koledzy oraz koleżanki to przeważająca ilość. Jednak kiedy mój wzrok zatrzymał się na piwnych tęczówkach moje serce zaczęło bić szybciej. Oddech stał się nie równy. Ręce zaczęły się pocić i szczerze to nie wierzyłam własnym oczom. Patrzał na mnie i nie był  chyba tak mocno zdziwiony jak ja. Może zauważył mnie już prędzej. Tylko co tu robi? Dlaczego mi nie powiedział, że idzie na wesele? A czemu miałby mi powiedzieć? No tak, nie jest moim chłopakiem i nie musi. A nawet nie chciałby nim być, więc nie muszę się przejmować tym, że tutaj jest. A mogę to nawet wykorzystać. Ja musiałam patrzeć jak on całuje się z jakąś dziwką to on popatrzy na mnie i Jack'a. Może nie będzie go to obchodziło, bo skoro wolał całować się z tą dziewczyną, a nie ze mną to może nic ode mnie nie oczekuje. Jednak poczuję się lepiej, nawet jeśli go to nie ruszy.
-Chcesz? - usłyszałam głos Jack'a i od razu wróciłam na ziemię. Spojrzałam na niego zdezorientowanym wzrokiem, przez co się zaśmiał - Kartofle - pomachał mi miską z ziemniakami przed nosem.
-Ah, tak, poproszę - uśmiechnęłam się, a blondyn nałożył mi kilka na talerz, po czym polał sosem - Dziękuję.
Kiedy zjedliśmy towarzystwo przy stole zaczęło już nalewać do kieliszków wódki. Wolałam ich najpierw trochę poznać i chyba Rose zauważyła moje zmieszanie na twarzy. Dlatego też postanowiła nas sobie przedstawić. Było przynajmniej osiem osób, które poznałam. Piątka to chłopacy a trójka to dziewczyny. Jednak nie udało mi się zapamiętać ich imion od razu.
-A więc Jack, ta śliczna panienka to Twoja dziewczyna? - zapytał jeden z chłopaków i kurcze, miał na imię chyba Conor.
-Nie, to koleżanka - odparł blondyn, ale nawet się nie uśmiechnął.
-To nawet lepiej - zaśmiał się brunet, a Jack posłał mu mordercze spojrzenie, którego jednak tamten nie zauważył. Był naprawdę przystojny. Oni wszyscy zresztą, ale nie mogłam nic na to poradzić, że podobał mi się akurat ten dupek, który siedział zaledwie po drugiej stronie sali. Nie wiedziałam czy się patrzył, bo siedziałam do niego tyłem.
-Rose - poklepałam przyjaciółkę po ramieniu, więc odwróciła się w moją stronę.
-Tak?
-Co robi tu Ashton? - zapytałam tak cicho, że nikt nie miał prawa nas usłyszeć.
-Jest tutaj? - zaczęła się rozglądać, przez co uderzyłam ją i poprosiłam, żeby się uspokoiła. Mógł nas przecież zobaczyć - Nie jest naszą rodziną, więc pewnie jest kimś od strony Nicoli - oznajmiła, a ja tylko przytaknęłam.
-Chcesz? - zapytał Conor podnosząc do góry wódkę i patrząc na mnie. Skinęłam tylko głową i podsunęłam swój kieliszek przed niego. Nie chciałam za dużo pić, ale kilka kieliszków przecież nie zaszkodzi. Mogłabym pić drinki, ale nie chciałam wyjść na mięczaka, który tylko to pije.
-Możesz to wykorzystać - brunetka szepnęła mi do ucha. Popatrzyłam na nią zdezorientowanym wzrokiem, bo nie miałam pojęcia o czym tym razem mówi - Możesz sprawić, że będzie zazdrosny - wytłumaczyła.
-Też o tym pomyślałam, że nie chcę wykorzystywać Twojego brata, a poza tym co jeśli on ma to gdzieś?
-Nie wygaduj głupot. Jestem pewna, że ty także mu się podobasz, skoro się z Tobą całował.
-Z tamtą dziewczyną też się całował i to oznacza, że ona też mu się podoba?
-To co innego. Zupełnie inne okoliczności. Nie zaprzeczaj, tylko mnie posłuchaj. Wystarczy, że będzie tańczyć z tymi wszystkimi chłopakami, a on będzie zazdrosny. Mówię Ci.
-Wiesz, że nie przepadam za tańczeniem.
-Tak, ale jeśli chcesz mu dopiec to musisz - przytaknęłam tylko i podniosłam kieliszek, bo właśnie ruszyła pierwsza kolejka, jeśli można by to tak nazwać. Następnego za szybko nie wypiję, bo nie jestem na weselu o swojej rodziny, dlatego nie chcę zrobić żadnej głupiej rzeczy.
       Ludzie po zjedzeniu obiadu i odczekaniu kilkunastu minut zaczęli powoli wychodzić na parkiet i tańczyć. Było naprawdę głośno, a po jakimś czasie zostało zgaszone światło na samym środku parkietu, a zapalone było tylko tam gdzie były stoły. To było dobre, bo miałam pewność, że nikt nie będzie mnie tak dobrze widział.
-Mogę prosić panią do tańca? - zapytał z szerokim uśmiechem Jack. Zgodziłam się, bo wiedziałam, że Ashton będzie patrzył, ale także nie chciałam zostać przy stole sama, gdy nikogo nie znałam. Rose oczywiście już tańczyła, a ja co bym tam sama robiła?
Wstałam od stołu i złapałam blondyna za ręce. To był oczywiście inny taniec, nie taki jak w klubach. I na pewno lepszy. Tam dziewczyny w ogóle się nie szanowały i ocierały o ciała chłopaków, a tutaj tego nie było. To oczywiste.
Byliśmy na środku parkietu i gdy byłam tak, że mogłam zobaczyć stolik Ash'a to spojrzałam.Patrzył na nas, więc poczułam się trochę skrępowana w swoich ruchach. Jego piwne tęczówki były wpatrzone w moje ciało i żeby mnie nie sparaliżowało musiałam przestań patrzeć. Od razu poczułam się pewniej, gdy spojrzałam na Jack'a. Miał czarujący uśmiech i nie mogłam tego nie odwzajemnić patrząc na niego.
Blondyn przysunął mnie bliżej siebie. Nie wiem czemu moje serce zaczęło bić szybciej. Mój oddech stał się nierówny.
-Cieszę się, że się zgodziłaś ze mną przyjść - oznajmił.
-Nie ma sprawy. Jak na razie jest dobrze - odpowiedziałam, a raczej odkrzyknęłam bo muzyka skutecznie nas zagłuszała. Byłam naprawdę blisko jego ciała i mówił mi prosto do ucha. Możliwe, że dziwnie wyglądaliśmy, bo nasze ciała zdecydowanie były bliżej niż kogokolwiek w tym pomieszczeniu. Zauważyłam kontem oka, że Rose się na nas patrzy i miałam zdezorientowany wyraz twarzy. Coś mi się wydaje, że nie doceniała swojego brata. Przecież on też był przystojny, a ona traktowała go jakby nikt nie mógł go pokochać, lub po prostu się zauroczyć.
       Piosenka się skończyła, więc wróciliśmy do stołu. Od razu napisałam się i po jakimś czasie musiałam do toalety. Rose akurat tańczyła z Conor'em, więc musiałam pójść sama.
Jednak nie dane było mi dojść w spokoju do ubikacji, gdyż przed samym wejście do niej ktoś zatrzymał mnie łapiąc za rękę. Odwróciłam się i zauważyłam Ashton'a. No jakżeby inaczej.
-Możemy porozmawiać? - zapytał.
-Nie mamy chyba o czym.
-Owszem, mamy. Co tutaj robisz?
-Nie Twoja sprawa.
-Przyszłaś z Jack'iem, prawda? To Twój chłopak?
-Nawet gdyby to nie powinno Cię to obchodzić - fuknęłam.
-Jeśli chodzi o wczoraj to nie jesteśmy parą, więc mam prawo całować się z kim chcę.
-Oczywiście, masz rację. Nie jesteśmy razem, więc nie rozumiem po co mnie zatrzymujesz i wypytujesz o moje życie prywatne. Nie powinno Cię obchodzić czy jestem z Jack'iem, czy nie, ale jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć to tak, jesteśmy razem.
-Jasne - zadrwił - Udowodnij.
-Nie muszę Ci nic udowadniać. Jak nie wierzysz to nie, Twój wybór - uśmiechnęłam się fałszywie i weszłam do łazienki. Nikogo tam nie było, więc miałam spokój. Chciało mi się płakać, gdy powiedział, że nie jesteśmy razem i może całować kogo chce. Wiem, że skłamałam, ale byłam wściekła. On nie ma prawa mi mówić, że nie jesteśmy razem, a potem wypytywać o moje życie prywatne. Skończony dupek. Jack jest miłym chłopakiem i na pewno byłoby mi z nim lepiej niż z Ashton'em. Dlaczego akurat w nim musiałam się zakochać?
Załatwiłam się i wróciłam na salę. Nie zdążyłam jednak usiąść bo Conor, który właśnie skończył tańczyć i chciał usiąść poprosił mnie o taniec. Zgodziłam się. Zauważyłam, że Ashton wstaje od stołu i prosi o taniec jakąś dziewczynę. Na pewno to nie była żadną jego kuzynka bo oczy jej się świeciły tak bardzo, że mogłaby oświecić całe to pomieszczenie. Na pewno uważała, że jest przystojny i podobał jej się. Oczywiste było to, że byłam zazdrosna. Miałam ochotę zostawić Conor'a i odsunąć tą dziewczynę od blondyna i sama z nim zatańczyć.
       Na reszcie piosenka się skończyła, więc i ja i tamta para usiadła do stołu.
-Rozmawiałaś z nim? - Rose od razu zaczęła mnie wypytywać. Odpowiedziałam jej na pytania, które po prostu musiała zadać i wypiłam kieliszek wódki.
       Kiedy Jack po raz kolejny poprosił mnie do tańca to było grubo po północy Może nawet dochodziła pierwsza. Nie chciałam więcej uwagi zwracać na Ashton'a i dobrze się bawić. Tańczyłam z kilkoma chłopakami i cóż, nawet było fajnie. Jednak sama wiedziałam, że ten taniec będzie inny. Poszłam z Jack'iem bardziej w kąt parkietu, a nie na sam środek. Tutaj ludzie nie widzieli nas tak dobrze, a blondyn chyba zauważył, że tego nie lubię. Dziękowałam mu w duchu.
Jednak gdy już mieliśmy zacząć tańczyć, to piosenka się skończyła. Czekaliśmy na następną, lecz najpierw przemówił jeden z mężczyzn, którzy tutaj śpiewali.
-Teraz piosenka dla zakochanych, dlatego prosimy by para młoda przyszła na środek - zamarłam, gdy usłyszałam te słowa. Wolny? Z Jack'iem? O nie.
Para młoda wyszła na środek, a mężczyźni zaczęli śpiewać. Zarzuciłam ręce na ramiona Jack'a, a on swoje położył na moich biodrach. Zaczęliśmy się powoli ruszać w rytm muzyki. To było naprawdę dziwne. Wiedziałam, że Ashton się patrzy, bo co innego mógł robić.


ASHTON'S POV

Effie tańczyła z Jack'iem do wolnej piosenki. To jakiś żart? Oni chyba naprawdę byli razem. Ale to dziwne, bo przecież dwa dni temu się ze mną całowała. Ty też się z nią całowałeś, a na drugi dzień zostawiłeś w klubie dla innej. Racja, ale byłem pijany. Nie chciałem jej skrzywdzić, lub dać do zrozumienia, że nic dla mnie nie znaczy. Chociaż, nie znaczy, prawda? Nie wiem sam co czuję. To jest naprawdę dziwne. Ja chyba się boję ponownie się zobowiązać. Pokochać kogoś. Boję się, że ona odejdzie tak jak...a zresztą. Czułem coś dziwnego, gdy patrzyłem na nią i na tych wszystkich chłopaków. Nie wiem co to za uczucie. Zazdrość? Nie, na pewno to nie to. Przecież nic do niej nie czuję. Sam chciałbym być na miejscu Jack'a. Tak mi się wydaje.
Kiedy piosenka się kończyła on przestał tańczyć, a Eff posłała mu zdezorientowane spojrzenie. Złapał jej twarz w dłonie i...on ją pocałował.

___________________________________________

Jak wszyscy wiemy - rok szkolny się zaczął. To oznacza naukę, więc mogę wam obiecać, że będę się starała pisać rozdziały w weekendy, jednak teraz trwają też mistrzostwa świata. Oczywiście oglądam, a mecze lecą codziennie (przynajmniej w tym tygodniu). Nie wiem jak będzie w tym miesiącu i czy uda mi się napisać rozdziały w tydzień, ale się postaram. Każdy ma szkołę, musi odrabiać lekcje i się uczyć, a ja na dodatek oglądam mundial, więc mam dodatkowy, że tak powiem zapierdol. I nie, nie zrezygnuję z meczy :) Czekałam na mistrzostwa bardzo długo i odliczałam, więc jak tylko będę mogła będę oglądała mecze nie tylko naszej reprezentacji. Wszystko się kończy 21 września, więc później raczej będzie z górki. Jednak nie sądzę, że nie dam rady w tym miesiącu pisać rozdziały co tydzień. Myślę, że jednak mi się uda, a wy jak na razie nie pytacie kiedy następny, więc jest dobrze. Chyba nie będzie wam przeszkadzało, że nie jest idealnie w ten dzień co napiszę, bo w końcu to nie jest sławne fanfiction i czyta go zaledwie kilka osób, więc nie jest takie ciekawe, dlatego rozumiem, że nie zależy wam na rozdziałach tak bardzo jak na innych. 
To chyba wszystko co chciałam napisać. Oczywiście proszę o komentarze, one motywują.
No i jest ankieta, więc zagłosujcie. Chcę wiedzieć ile osób czyta :)

Ask - http://ask.fm/surlyff