piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział 18

-Cześć wszystkim - brunetka przywitała się z wesołym uśmiechem. Patrzyłam jak każdy wstaje i podchodzi do niej. Przytulali się. Dawno pewnie się nie widzieli, a musieli się lubić. Po chwili poczułam jak Ashton wstaje. Nie wiem czego oczekiwałam. Że nie podejdzie? Że jak głupi będzie koło mnie siedział? Nie wiem, ale dziwnie się poczułam. Zauważyłam, że Calum patrzy się na mnie. W jego oczach już nie było tyle radości, co przed chwilą. Teraz wiedziałam, że ona może wszystko zmienić. 
Blondyn podszedł do niej i ją przytulił. Widziałam, że trochę się wahał, ale jednak to zrobił. Widać było, że jej się to podoba. Myślałam, że wstanę i po prostu wyjdę, ale nie mogłam. To nie byłoby miłe z mojej strony. A raczej dziwne. Nie ważne jak się zachowywaliśmy z Ashton'em, nie ważne kim dla siebie byliśmy, teraz to nie będzie to samo. Tak na dobrą sprawę, to nie mogłam mieć do niego żadnych pretensji. Przecież nie byliśmy parą, a z jego opowiadań wywnioskowałam, że bardzo ją kochał. Że to ona mu pokazała jak to jest. Była jego pierwszą wielką miłością. A potem wyjechała. Więcej się nie spotkali. Aż do teraz. Jeśli on dalej coś do niej czuje, to chyba nie mogę mieć mu tego za złe. Przecież ona była pierwsza, nie ja. To ją kochał, nie mnie. Nie wiem dlaczego dalej miałam nadzieję, iż zostawi ją i usiądzie koło mnie. Pocałuje, żeby widziała. Powie, że mnie kocha. 
Oczywiście żadnej z tej rzeczy nie zrobił. Ale najbardziej zabolało mnie to, że nie usiadł tu, gdzie siedział zanim ona przyszła. Usiadł na kanapie naprzeciwko mnie. Wzrok dalej miał spuszczony, jakby bał się spojrzeć w moje oczy. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak to cholernie bolało. 
-Effie, to jest nasza stara przyjaciółka Victoria, Victoria to jest Effie - wstałam i uścisnęłam jej dłoń. Dziewczyna chyba nie podejrzewała kim mogę być naprawdę. Ciągle ukradkiem patrzyła na mojego Ashton'a. 
Cal usiadł koło mnie i potarł moje ramie. Reszta zaczęła rozmawiać z Victorią. Mieli wiele pytań. Wyjechała dość dawno, pewnie wiele się u niej działo. Nie słuchałam tego. Nie miałam najmniejszej ochoty. Byłam wdzięczna Calum'owi, że mnie nie zostawił i nie siedziałam sama jak taka idiotka. 
-Przykro mi - wyszeptał. Pokręciłąm głową. Żadne słowo nie mogło wyjść z moich ust. Jakbym chciała, ale nie mogła. To było straszne.
Nie wiem ile czasu minęło. Ile tak rozmawiali, a ja siedziałam i patrzyłam na podłogę. Byłam prawie pewna, że Ashton wyglądał tak samo, ale nie wiedziałam tego na sto procent, bo nie chciałam na niego spojrzeć. Tak bardzo bał się powiedzieć swojej byłej, że ma nową? A może dalej coś do niej czuł? Ba, na pewno. Inaczej by się tak nie zachowywał. A wątpię w to, że nie chciał jej zranić, bo byli ze sobą. On nie ma uczuć. Rozumiecie? Nie ma.
-Nie sądziłam, że Calum sobie kogoś znajdzie. Ale gratuluję, mój kochany idioto - nagle dziewczyna zwróciła się do Calum'a, który siedział obok mnie. Wszyscy spojrzeli na nas, nawet blondyn. 
-Nie, my nie jesteśmy razem. Effie...
-Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Ja jestem tylko ich przyjaciółką - przerwałam mu, żeby nie powiedział za dużo. Tego co nie trzeba. A znając bruneta mogło tak się stać. 
-Dlaczego to zrobiłaś? - szepnął, gdy wszyscy już odwrócili swoje wzroki. 
-Bo jestem tylko waszą przyjaciółką.
-A Ashton?
-Dla niego też. Gdyby było inaczej, nie zachowywałby się tak.
-Ale Effie, on...
-Przestań, nie ma dla niego żadnego wytłumczenia. Rozumiesz? Żadnego.
Czemu on chciał go jeszcze bronić? Dla niego nie ma żadnego wytłumaczenia. Jest po prostu chujem, który potrafi tylko ranić. Mogłam posłuchać Matt'a i dać sobie z nim spokój, bo prędzej czy później i tak by mnie zranił. Taki był i nikt nie mógł tego zmienić. 

~*~

Nie miałam ochoty tu być, ale Calum nie pozwał mi opuścić domu. Robiło się ciemno, nadchodziła godzina spania. Miałam tutaj nocować, ale przez naszą nową koleżankę raczej nie będę mogła. Nawet bym nie chciała.
-Chłopaki, mogłabym u was nocować? Jak za starych dobrych czasów? - dlaczego ta idiotka spojrzała na Ash'a? 
-Jasne, chyba nikt nie będzie miał nic przeciwko - odezwał się, jedyny odważny, Luke. Pewnie nikt nie chciał nic mówić, ze względu na mnie. Ale nie muszą się martwić. Nikt nie zrani mnie już bardziej, niż zrobił to on. Czułam się jakby wyrwał mi serce i je podeptał.
-To ja już będę szła do domu - odezwałam się po krótkiej ciszy.
-Nie zostaniesz na noc? Przecież... - zaczął Michael.
-Nie, wrócę do domu. Matt pewnie tęskni - wysiliłam się na sztuczny uśmiech.
-Twój chłopak? - odezwała się ta wcibska lalunia.
-Nie, jej brat - zdziwiłam się, gdy usłyszałam głos Ashton'a.
-No proszę Cię, zostań - tym razem odezwał się Calum.
-Nie...
-Zostajesz i koniec - przerwał mi i pociągnął za sobą. Luke i Mike się zaśmiali, ale mi nie było do śmiechu. Co on do cholery wyprawia?
-Nie mam gdzie spać, idioto!
-No jak to nie? Będziesz spała u Ashton'a. 
-Nie, nie będę tam spała.
-No to u mnie.
-Żartujesz? Nie zmieścimy się na Twoim łóżku.
-Damy radę. Najwyżej będę spał na podłodze.
-Nie, prześpię się na kanapie.
-Nie.
-Tak.
-Przestań, albo wracam do domu.

~*~

Wzięłam poduszkę i koc z pokoju Calum'a i zaniosłam go na dół. Nie było tam tylko Luke'a. 
-Tutaj śpisz? - zdziwił się Mike.
-Tak - szybko odpowiedziałam i rzuciłam rzeczy na kanapę. 
-A ja gdzie? - zapytała Victoria.
-Wydaje mi się, że u Ashton'a jest wolne miejsce - stwierdziłam. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni, ale unikałam ich wzroków.
-Serio Ash? - zapytała z nadzieją w głosie. Już żałowałam swoich słów, ale tak będzie lepiej. Nie mogę im stawać na drodze. Chcę, żeby był szczęśliwy, nawet jeśli ja nie będę. Może i traktuje mnie jak śmiecia, ale to nie oznacza, że ja przestałam go kochać.
Nie wiem jak zareagował Ash. Nic nie powiedział, ale wydaje mi się, że skinął głową na potwierdzenie moich słów.

~*~

Obudziły mnie czyjeś głosy. Wydawało mi się, że dochodzą z kuchni. Podniosłam telefon i sprawdziłam godzinę. 23:27. Wstałam i podeszłam do drzwi. Nie chciałam podsłuchiwać, ale to samo tak wyszło.
-Ale ja ją kocham, nie rozumiesz? - czy... to był Ash?
-Rozumiem, ale przestań się tak zachowywać. Ranisz Effie, a ja tego nie chcę.
-Ja też nie. 
-To czemu to robisz?
-Nie wiem! 
Teraz wszystko było jasne. Nie kochał mnie, tylko Victorię. Poczułam jedną zimną łzę na policzku, kiedy odchodziłam od drzwi. Szybko założyłam swoje spodnie i bluzę, po czym skierowałam się do wyjścia. Nałożyłam buty i wyszłam.
Nie obchodziło mnie to, czy coś może mi się stać. Teraz to nie miało żadnego znaczenia. Szłam przez park i płakałam. Było dość zimno, w końcu była noc. 
Nagle poczułam uderzenie. Nic więcej nie pamiętam.

wtorek, 9 grudnia 2014

Rozdział 17

Nie wiedziałam gdzie Ashton chce mnie zabrać. Mówił tylko, że jest to jakaś kawiarnia i robią bardzo dobre late. Twierdzi, że lubi spędzać tam czas, więc mi pewnie także się tam spodoba. Sądziłam, że spotkanie właśnie sam na sam w tej kawiarni to odpowiedni moment, by powiedzieć mu o tych dwóch mężczyznach. Zdałam sobie nawet sprawę, że teraz jechali za nami. Mimo, że nie do końca byłam pewna tego czy Ci mężczyźni naprawdę mnie śledzą, tak teraz nie miałam wątpliwości. Nie chciałam też mówić blondynowi, jednak zdałam sobie sprawę, że chyba lepiej będzie jak się dowie. Skoro twierdzi, że chce mnie chronić to o tym powinien wiedzieć. 
       Zatrzymaliśmy się przed kawiarnią, która nazywała się Two Black Sheep. Weszliśmy do środka i było tam naprawdę ładnie i przyjemnie. Wiadomo, że teraz nie zwracałam zbyt dużej uwagi na to jak tam wyglądało. Liczyło się tylko to z kim tam byłam. Reszta nie miała znaczenia. Zapomniałam o mężczyznach co mnie śledzili, zapomniałam o psychopacie, który mi groził, po prostu zapomniałam o całym świecie i wszystkich złych rzeczach, które mnie na nim spotkały. Teraz liczył się tylko on: chłopak o piwnych oczach, którego tak cholernie mocno kochałam. Nie byłam pewna, czy to jest prawdziwa miłość, czy tylko zauroczenie, jednak teraz byłam tego pewna. Nie mogłam przeżyć bez niego nawet jednego dnia. Wybaczyłam mu wszystko. Nie każdemu wybaczam tak szybko jak mu. To jest straszne i piękne równocześnie. Mam dopiero siedemnaście lat, ale do cholery jasnej wiem co to miłość. Najgorsze było tylko to, że nie wiedziałam czy on czuł to samo.
       Podeszliśmy do baru, gdzie stał kelner mniej-więcej w naszym wieku. Był bardzo przystojny i zauważyłam, że ciągle się na mnie patrzył i uśmiechał. Jednak w tamtym momencie nawet nie myślałam o nim jak o osobie, z którą mogłabym być, albo w której mogłabym się zakochać. Jak już wcześniej wspominałam - nie liczył się nikt, oprócz Ashton'a. To go kochałam.
       -Chciałam Ci powiedzieć o pewnej sprawie - zaczęłam po upływie około godziny.
-Słucham - odpowiedział i ruchem ręki zachęcił mnie do kontynuacji. Nie byłam pewna czy to dobry pomysł, ale niestety decyzja już zapadła i po prostu musiałam.
-Od jakiegoś czasu zauważyłam, że ktoś za mną chodzi. To jacyś dwaj mężczyźni. Dziwię się, że jeszcze nic mi nie zrobili. Wychodziłam z domu nawet sama w nocy i cóż, nadal żyję. Jestem pewna, że ich samochód stoi gdzieś tutaj na parkingu. Nie zdziwię się jeśli są nawet tutaj, w środku.
-Nie ma ich tu - odparł. Trochę się zdziwiłam.
-Skąd to wiesz? Skąd wiesz jak wyglądają?
-Bo sam ich wynająłem.
-Słucham?! Chciałeś, żeby coś mi zrobili?
-Nie, głuptasie. Chciałem by Cię chornili. Nie mogłem z Tobą być 24/7. Ale oni tak. Za to im płaciłem. Chciałem mieć pewność, że nic Ci się nie stanie, gdy mnie nie będzie w pobliżu.
Nie wierzyłam własnym uszom. Powinnam być mu wdzięczna, a nie się gniewać, przecież chciał dobrze. Tylko nie musiał. Wydawał pieniądze by mnie chronili, ale przecież nic się nie działo, więc to było bez sensu, Ash nie ma milinów na koncie, a oni pewnie nie mało brali.
-Zwariowałeś? Przecież to musiało Cię kosztować fortunę! - krzyknęłam szeptem.
-Od kiedy pieniądze są ważniejsze od życia osoby, którą się kocha?
Czy on powiedział słowo "kocha"? Nie, to niemożliwe. Głupie urojenia.

~miesiąc później~

-Zejdziemy na dół? - zapytałam podchodząc do łóżka i pochylając się nad twarzą blondyna. 
-Po co? - zapytał i złapał mnie za nadgarski, po czym pociągnął, przez co upadłam na jego klatkę piersiową. Zachichotałam i przeturlałam się na łóżko. Przytuliłam się do jego ciała. Mogłabym leżeć tak do końca życia. Wiedziałam, że jestem w odpowiednim miejcu. Kochałam Ashton'a. I mimo, że nadal nie byliśmy razem to to co się między nami działo nie było normalne. Przecież tak nie zachowują się przyjaciele. Na pewno my nimi nie byliśmy. Ale nie byliśmy też parą. Nigdy nie zapytał mnie czy chcę być jego dziewczyną. Nigdy też nie powiedział, że mnie kocha. Mimo, że jego zachowanie na to wskazywało, to czy mogłam mieć pewność? Skąd mogłam wiedzieć, że mnie po prostu nie wykorzystuje? Może chciał się zabawić, brakowało mu rozrywki. Może chciał mnie zaciągnąć do łóżka. Ale czy warto było wymyślać różne histroyjki? Chyba nie. Po co się domyślać, jak można zapytać? Tylko czy miałam tyle odwagi? Oczywiście, że nie. Skoro było i tak i tak dobrze, to czy nazwanie nas "chłopakiem i dziewczyną" by coś zmieniło? Może fajnie byłoby usłyszeć z jego ust, jak nazywa mnie swoją własnością.Nie pozwalał by żadnemu chłopakowi się do mnie zbliżać. Byłabym tylko jego. Wiem, że na dłuższą metę to nie byłoby takie super, ale chciałabym usłyszeć, że kocha mnie i nie chce mnie stracić. Nie usłyszałam tego. Chłopaki byli pewni, że mnie kocha, że jestem dla niego ważna, ale czy mogłam im wierzyć? Wiedzą, że boli mnie to, że Ash nigdy tego nie powiedział, ale przetrwam przecież. Dopóki on ze mną będzie, dopóki będzie blisko. 
Nie raz chciałam powiedzieć, że bardzo go kocham, że jest tym jedynym. Ale nie mogłam. Coś mi nie pozwalało. Pewnie byłam zwykłym tchórzem i to o to chodziło. 
Często nocowałam u blondyna, spaliśmy razem w łóżku. Od miesiąca nie dostawałam żadnych sms-ów. Byłam szczęśliwa, ale i tak musiałam mieć się na baczności. Byłam pewna, że on nie zrezygnował tak szybko. Pewnie się czaił i czekał na odpowiednią okazję. Taki był. Doskonale zdawałam sobie z tego sprawę.
-Jestem głodny - wymamrotał blondyn. Podparłam się na łokciu i spojrzałam na niego.
-Dlatego mówię, że musimy zejść na dół - zaśmiałam się.
-Myślisz, że chcę wstać i zejść do tych idiotów, niż leżeć tutaj z Tobą? - moje serce zabiło szybciej na te słowa, ale nie pokazywałam tego.
-Uwierz, że też wolę tu leżeć z Tobą, ale jednocześnie nie chcę, żebyś umarł z głodu. 
      Siedzieliśmy na dole z chłopakami. Oczywiście Calum opowiadał nam jakąś mrożącą krew w żyłach historię, która mu się przydarzyła. Szkoda, że tylko dla niego była straszna, a reszta się śmiała. Wiem, że Cal nie jest taki głupi na jakiego wygląda. Wiem, że ma trochę rozumu i czasami potrafi być naprawdę mądry. Nie pokazuje tego zbyt często, niestety. Jednak gdybym potrzebowała pomocy to wiem, że on by się zaoferował i by mi pomógł. To przecież z nim jako pierwszym się zaprzyjaźniłam.
       Nagle naszą rozmowę przerwał dzwonek do drzwi. Byliśmy pewni, że to listonosz, albo któraś z mam. Jednak ku mojemu zdziwieniu na korytarzu usłyszałam dość wesołe przywitanie. To na pewno nie był listonosz. Nawet z mamą tak się nie witał Calum. Po chwili do salonu weszła jakaś dziewczyna. Nie byłam pewna, ale wydawało mi się, że miała coś wspólnego z Ashton'em. Modliłam się, aby to nie była ta dziewczyna, o której opowiadał mi sam blondyn. Jednak po jego minie mogłam wywnioskować, że mogło tak być i raczej było. 
______________________________________
Przepraszam, że długo nic nie dodawałam, ale szkoła. Przepraszam, że jest beznadziejny, ale szybko chciałam go napisać i mieć po prostu z głowy. Żadnej motywacji. Przepraszam za błędy, jeśli takie są. Dziękuję, to tyle.

wtorek, 18 listopada 2014

Rozdział 16

Nie wiem czy to był najlepszy pomysł. Nie miałam najlepszego humoru, chociaż może właśnie oni powinni mi pozwolić to zmienić? Jestem zła na siebie, bo mimo, że bardzo tęskniłam za Ashton'em - chociaż nie wiedziałam go pewnie nawet nie dobę - to wiedziałam, że za szybko wybaczam. Jakby nie patrzeć to mnie zranił. Jego słowa mnie zabolały. Wtedy powiedział to tak, jakbym to ja była problem, a że zwierzyłam mu się, to on jest do czegoś zobowiązany. Jakby nie chciał, ale musiał. Takie odniosłam wrażenie i mimo, że mnie zapewniał, że tak nie jest to nie wiem czy mogę w to wierzyć. Czy to jest do końca szczere. 
       Przekroczyliśmy próg domu chłopaków i nie mogłam zaprzeczyć, że zapach jaki zaatakował moje nozdrza...no, nie należał do najprzyjemniejszych.
-Czy wy tu trzymacie jakieś zwłoki? - zapytałam, a Ashton wybuchł śmiechem. Nie jestem pewna, ale chyba zapomniałam jakie zadałam pytanie, ale byłam pewna, że jego śmiech to muzyka dla moich uszu. 
Niestety nie długo mogłam tak stać i go podziwiać, bo koło mnie pojawił się Calum i mocno mnie uściskał. Trochę się zdziwiłam, ale również go objęłam.
-Tak długo Cię nie widziałem, gdzieś ty się podziewała? - zapytał z wyraźnie słyszalnym wyrzutem.
-Zwiedzałam marsa, naprawdę tam pięknie! - wykrzyknęłam najbardziej radośnie jak potrafiłam - Nie przesadzaj, przecież całkiem niedawno u was byłam.
-Szkoda, że nawet nie pamiętam kiedy to było. 
-Cal, odpuść, już jest, więc niech idzie się przywitać w resztą - oznajmił Ashton, więc Calum zaprosił mnie gestem ręki, bym weszła do salonu. Jednak kiedy tam się znalazłam to zaniemówiłam. Na podłodze leżało dosłownie wszystko o czym tylko byście pomyśleli. Chcesz lizaka? Uwierz, że tam byś jednego znalazła. Albo i dwa. Rozumiem, że to chłopaki, ale takiego bałaganu nigdy, ale to nigdy nie widziałam. A mam brata, widziałam już nie jedno. 
-Cześć Effie! - wykrzyknął radośnie Mike, a zaraz za nim Luke. Nie rozumiem jak oni mogli się tu poruszać. Jak oni mogli tu w ogóle żyć. Przecież ten smród nawet był nie do wytrzymania. 
-Cześć - powiedziałam niepewnie wciąż patrząc na zabałaganiony pokój - Jak wy możecie tu mieszkać? Szczerze to się zaraz uduszę. Zabiliście człowieka, czy to tylko wasze skarpetki? 
-To zwłoki - odparł Calum, a ja prychnęłam.
-Czuć, musi tu leżeć naprawdę dłuuugo.
-Nie jest aż tak źle - stwierdził Ash wzruszając ramionami. 
-Nie, jest jeszcze gorzej, chłopaki. Musicie zrobić tutaj porządek, bo nie mam zamiaru siedzieć w takim chlewie. Nie jestem czyścioszkiem, ale to - wskazałam na pokój - to zdecydowanie za dużo.
-Eff, nie przesadzaj... -zaczął Calum, ale mu przerwałam. 
-Dość gadania, zróbcie coś z tym - nie spodziewałam się, że oni mnie posłuchają. Robiłam to nie dla swojego dobra i lepszego samopoczucia, ale dla nich. Przecież jeszcze trochę, a nie weszliby i nie wyszli z tego salonu. W tym momencie to nawet nie był salon, a jeden wielki śmietnik. Nie wiem jak tam śmierdzi, ale pewnie podobnie do tego smrodu, który panował tutaj.
Usiadłam na kanapie, uprzednio zrzucając z niej wszystkie śmieci. Włączyłam telewizor na stacji muzycznej i podgłośniłam. Będzie im się lepiej sprzątać. Sami również zaczęli śpiewać jeśli tylko coś znali, więc nie narzekałam. Mają piękne głosy. 
Nie sądziłam, że aż tak się zaangażują. Pokazywałam im gdzie mają sprzątać i gdzie pominęli jakieś śmieci. Najbardziej ostrym spojrzeniem obdarowywał mnie Calum za każdym razem, gdy coś mu wytknęłam. Później robiłam to na umyśle tylko po to by go wkurzyć.
-O Calum! I jeszcze tam! - krzyknęłam wskazując papierki przy stoliku - No i tutaj by się przydało gdybyś przyszedł - ponownie powiedziałam, tym razem jednak wskazując śmieci, które znajdowały się pod moimi nogami przy kanapie.
-Przestań! Przestań! Przestań! Mam dość! Jesteś okropna! - krzyknął i usiadł na podłodze. Chłopaki zaczęli się śmiać. Jestem pewna, że sami też lubią dokuczać biednemu Calum'owi.
Nasze śmiechy przerwał dzwonek do drzwi. Michael krzyknął, że jest otwarte, a kiedy w pokoju zjawiła się jakaś kobieta szybko podniosłam się z kanapy i ściszyłam telewizor.
-Dzień dobry chłopaki - uśmiechnęła się.
-Dzień dobry - chłopcy odpowiedzieli chórem. Potem jej wzrok padł na mnie. Chłopcy postanowili, że mnie uratują, bo pewnie zdawali sobie sprawę, że nie była to zbyt komfortowa sytuacja dla mnie.
-Effie, to mama Luke'a: Liz, pani Hemmings, to nasza przyjaciółka Effie - przedstawił nas sobie Mike, a ja szybko wstałam ze swojego miejsca i uścisnęłam jej dłoń. Wyglądała na bardzo miłą i wesołą osobę. Miała bardzo ładny uśmiech. Jednak nadal czułam się niekomfortowo. Nie nastawiałam się na poznawanie ich mam, a tu taka niespodzianka.
-Nie mów, że to ty ich do tego namówiłaś - powiedziała śmiejąc się i pokazując na sprzątających chłopców.
-Tak, to ona, jest okrutna! - krzyknął nie kto inny jak Calum. Mama Luke'a zaśmiała się.
-Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby mój synek sprzątał.
-Mamo - blondyn przewrócił oczami - Po co tak właściwie przyszłaś?
-Przyniosłam wam trochę jedzenia, jeśli chcecie mogę wam coś ugotować - podniosła do góry reklamówki.
-Nie trzeba, ale dziękujemy.
-Jesteście pewni? - chłopcy na to pytanie skinęli głowami.
-No dobrze, zaniosę to do kuchni i już mnie nie ma.
Pani Hemmings weszła do kuchni, lecz po chwili wróciła.
-Miło było Cię poznać - przytuliła mnie - Cieszę się, że chociaż Tobie udało się zagonić ich do sprzątania. Zgaduję, że był tu niemały bałagan. Jesteś wielka - szepnęła mi na ucho, przez co się trochę zarumieniłam. Nie pamiętam kiedy ostatni raz jakaś kobieta mnie przytulała. Zazwyczaj był to Matt. Tak bardzo brakuje mi tej matczynej miłości. Kiedy zobaczyłam jak Liz patrzy na Luke'a to szczerze mu zazdrościłam. Widać, że go kocha i się troszczy.
-Też bym chciała, żeby mama się tak o mnie troszczyła - pomyślałam, jednak po chwili zdałam sobie sprawę, że powiedziałam to na głos.
-A nie troszczy? - zapytał Mike.
-Nie, nie o to chodzi. Widzę, że nie doceniacie tego, że wasi rodzice przychodzą tutaj. Wiadomo, że to jedzenie to było tylko wymówka, bo tak naprawdę chciała zobaczyć Luke'a.
-Skąd to wiesz?
-Bo to widać. Jesteście duzi, sami możecie zrobić zakupy. Jednak dla waszych mam nie jesteście na tyle duzi, by mieszkać sami.
-Przecież się zgodziły - stwierdził Cal.
-Tak, ale czy to nie było tak "lepiej się zgódźcie, ale jak się nie zgodzicie to i tak się wyprowadzę"?
-No trochę tak było, ale nie rozumiem do czego dążysz.
-Do niczego, nie doceniacie tego co macie. Docenicie jak stracicie.
-Coś o tym wiesz?
-Słucham?
-Zapytałem czy coś o tym wiesz - brunet bardziej mi się przyjrzał. To pytanie...
-N-Nie - zająkałam się i szybko usiadłam na kanapę, po czym włączyłam muzykę. Tylko nie płacz - powtarzałam sobie.

~*~

Wieczorem, jak chłopcy już posprzątali obejrzeliśmy trzy filmy. Były to komedie, bo chyba tylko takie oni posiadali. Nie narzekam, bo kocham się śmiać, kocham filmy komediowe. Jednak nie mam ulubionych gatunków. Uwielbiam także dramaty, czy horrory. 
Miło spędziłam czas, ale musiałam już się zbierać. Ashton był tym, który zaoferował, że mnie odwiezie. Nie powiedziałam mu o tych mężczyznach, którzy mnie śledzili. Chociaż może przesadza. Może wcale mnie nie śledzili, tylko normalnie, tak jak ja szli sobie parkiem. Było to dziwne i podejrzane, ale nie chciałam się więcej nad sobą użalać przy blondynie i nie chcę, żeby się o mnie martwił, bo nie ma o co. 
-Dziękuję za dzień, było super - zaczęłam, kiedy samochód zaparkował przed domem. 
-Nie ma za co, wyjdziesz gdzieś jutro ze mną? 
-Jasne - mimo, że serce zaczęło bić mi szybciej na jego prośbę, to nie dałam tego po sobie poznać. 
-To fajnie, będę o czternastej, do zobaczenia - pochylił się i pocałował mój policzek przez co się wzdrygnęłam. Ciarki pojawiły się na mojej skórze, a było tak cicho, że byłam pewna, iż słyszał jak głośno bije moje serce. 
-Dobranoc - wyszeptałam i wyszłam z samochodu. Kiedy odjechał załapałam się za miejsce, które przed chwilą dotykały jego usta. Nie sądziłam, że mogę kogoś tak kochać, ale tak. Zakochiwałam się w nim coraz bardziej. 
________________________________________
Nie jest jakiś super nie wiadomo jaki i nie dzieje się za dużo, ale bardziej myślę o tym co będę pisać za kilka rozdziałów, niż teraz. Nie powinno tak być, ale jest, nic nie poradzę. 
Mam nadzieję, że chociaż trochę wam się spodobał, że wciąż czytacie i zostawicie komentarz :)

W zakładce "bohaterowie" pojawili się nowi. Jednego z nich na pewno znacie, tylko musicie się domyślić kto to. A jeśli chodzi o drugiego nowego bohatera, to było już o nim napomknięte, niedługo się pojawi x

Możecie zadać pytania. Pytajcie o co tylko chcecie. Nudzi mi się, więc proszę bardzo: ask.fm/surlyff

wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział 15

Jack's POV

Kiedy skończyliśmy z Matt'em grać, odłożyłem pada na stolik i spojrzałem na Effie. Ona była naprawdę piękna, a do tego miała coś w głowie. Nie tak jak reszta dziewczyn, które znałem. Była po prostu inna. I to właśnie mi się w niej podobało. Nie potrafiłem udawać, że nic do niej nie czułem, ale musiałem. Ona kochała Ashton'a. Widziałem to, ślepy nie byłem. Czekałem tylko na swoją szansę. Byłem pewny, że ten chłopak to nie jest jej ideał i jak się na nim pozna, to go zostawi. Co noc jest z kim innym, nawet jak ma dziewczynę. Takiego chłopaka chce? Jeśli będzie jej wciskał bzdury, że dla niej się zmieni, to daleko i tak tego nie pociągnie. On nie da rady. Effie szybko mu się znudzi, bo tak jest z każdą. Nie chcę, żeby cierpiała, ale jeśli to ma być jedyna szansa dla mnie, to chcę, żeby jak najszybciej się na nim poznała. Może to nie jest miłe z mojej strony, ale kocham ją i każdy na moim miejscu nie chciałby, żeby dziewczyna, którą kocha cierpiała. Bo wiem, że tak będzie. Dzisiaj rano byli razem, a teraz gdzie on jest? Słyszałem jakiś krzyk, ale to było chwilowe. Matt nie pozwolił mi zejść, a ja posłuchałem. On lepiej ją zna i wie co dla niej dobre. Później przyszła Rose. Pewnie chciała z nią pogadać. To nie mógł być przypadek. Jestem pewien, że ten idiota już marnuje swoje szanse. To tylko pokazuje jaki jest głupi.
-Co się tak patrzysz? - w końcu odezwał się Matt, a jak na niego spojrzałem zauważyłem, że się uśmiecha. Wydawało mi się, że on coś podejrzewa i chyba tak było. 
-Nie rozumiem o co Ci chodzi.
-Widzę jak na nią patrzysz, podoba Ci się, prawda? 
-To nie ma znaczenia. 
-Dlaczego?
-Bo ona kocha kogoś innego - kiedy wypowiedziałem te słowa brunet poprawił się na swoim miejscu i spojrzał zaciekawionym wzrokiem. On był bardzo opiekuńczym bratem. Effie miała szczęście, że miała przy sobie taką osobę, jak on. Zawsze by ją obronił, nie ważne co by się działo. Lubił jej dokuczać, ale kochał ją najbardziej na świecie. Może nie znam go długo, ale bardzo się polubiliśmy i wydaje mi się, że mogę nazwać go moim przyjacielem. Powiedział mi, że Meg i George to nie są ich prawdziwi rodzice. Myślę, że on lepiej zniósł stratę tak ważnych osób, niż Effie. Nie dziwię się. Wydaje mi się, że jest bardzo czułą dziewczyną, którą można łatwo zranić.
-Jak to? Kogo?
-Pamiętasz tego gościa co tutaj rano był? - zapytałem, a chłopak przytaknął i przełknął ślinę, uważnie mi się przyglądając.
-To ten?
-Tak.
-Przecież ona już przez niego płakała. To ten idiota jechał szybko samochodem, wiedząc, że ona się boi. Nie wychodziła z domu przez tydzień - zaczął podnosić swój głos, był wściekły. Ale uciszyłem go, bo wiedziałem, że może ją obudzić - Ona nie może. Przecież on ją znowu skrzywdzi. On jej na pewno nie kocha, rozumiesz? Ona nie może, kurwa nie!
-Matt uspokój się. Możliwe, że nie jest taki zły. Nie znamy go, nic o nim nie wiemy. Może nie jest taki jak myślisz - sam nie wierzyłem w te słowa, ale musiałem go uspokoić. Strasznie się o nią martwi, ale nie może jej zabraniać się spotykać z kimś kogo kocha. Mogliby się pokłócić, a dziewczyna, której brat nie pozwala się spotykać z kimś jest zła bardzo długo. Coś o tym wiem.
-Pójdę ją zanieść na górę - poinformował i wziął ją w swoje ramiona, po czym poszedł na górę. Widziałem jak na nią patrzy. Widziałem, że teraz została mu już tylko ona i chce być dla niej jak najlepszym bratem. Nie chce, żeby cierpiała już nigdy więcej. Nie dziwię się. Musiała przeżyć śmierć rodziców, bo Matt jest przewrażliwiony i widać, że nie chce widzieć jej w takim stanie już nigdy więcej.

Calum's POV

Siedziałem w kuchni przy stole i trzymałem w rękach pudełko płatków śniadaniowych. To było głupie, że one nazywają się "śniadaniowe". Czy to oznaczało, że nie można je zjeść na kolację? Kto to w ogóle wymyślił? Przecież nikt nie będzie tego przestrzegał, prawda? Jeśli będę miał ochotę na płatki wieczorem, to zjem je wieczorem. Jakoś nigdy nie miałem na nie ochoty o innej porze, niż rano, ale kiedyś będę miał i je zjem, zobaczycie. Żaden facet nie będzie mi mówił, kiedy mam je jeść. No chyba, że wymyśliła je kobieta. To strasznie skomplikowane i głupie. 
       Mieszałem łyżką w płatkach, ale wcale ich nie ruszałem. Nagle straciłem ochotę. Mleko już dawno zmieniło kolor na lekki brązowy, a płatki zmiękły. Ale to nie miało znaczenia, bo i tak nie chciałem ich już jeść. Wtedy do kuchni wszedł Ashton. Wczoraj przyszedł do domu, trzasnął drzwiami i zamknął się w moim pokoju. Ciekawe o co poszło. Wydawało mi się, że dzień prędzej szedł do Effie. Co było dziwne, bo było późno.
-Cześć Ash, co u Ciebie słychać? - zapytałem, ale wydawało mi się, że wcale nie ma ochoty na rozmowę. Cóż, ja też nie byłem zadowolony, bo straciłem ochotę na płatki i teraz byłem głodny.
-Jeśli chcesz mnie wkurwiać od samego rana, to sobie daruj - wymamrotał i zaczął przygotowywać sobie jedzenie. Nie rozumiem o co mu chodzi. Przecież tylko się przywitałem.
-Czy nie uważasz, że to głupie, iż płatki można jeść tylko na śniadanie? - zapytałem po dłuższej chwili, a blondyn spojrzał na mnie z politowaniem.
-Kto Ci zabroni zjeść ich wieczorem?
-Niby nikt, ale pisze "płatki śniadaniowe" więc raczej je się je tylko na śniadanie, tak wnioskuję.
-Ty lepiej nic nie wnioskuj. Może nie zauważyłeś, ale jesteś mało inteligentny. 
-O, wypraszam to sobie! Mało inteligentny? Ciekawe kiedy! - wstałem i uderzyłem dłonią w stół, jednak szybko się za nią złapałem, gdyż bolało. Ashton zaśmiał się pod nosem, jakby to był dowód na to, że jestem głupi. A wcale nie byłem.
-Może lepiej zapytaj, kiedy jesteś inteligentny, bo jeśli mam odpowiedzieć na twoje pytanie, to prawie zawsze, kolego.
-Jesteś głupi i opowiadasz te głupoty tylko dlatego, że nie masz humoru. Czyżby Effie Cię odrzuciła, gburze? - nie chciałem być niemiły, ale mnie wkurzył. Calum Hood mało inteligentny? Calum Hood? Nikt nie będzie opowiadał takich bzdur na mój temat, nawet przyjaciel!
-Nawet jej w to nie mieszaj - warknął, więc od razu się zamknąłem. Musiała to być jednak delikatna sprawa, bo Ash nie często był tak wkurzony, gdy mu o kimś przypominałem. 
Postanowiłem go zostawić samego, więc wziąłem jakieś orzeszki i chipsy, po czym poszedłem do salonu.

Effie's POV

Następnego ranka obudziłam się dość szybko. Godzina dziewiąta to na pewno nie pora mojej idealnej pobudki. Nie wiedziałam jak się znalazłam w pokoju, bo ostatnie co pamiętam to granie z Matt'em w fife. On, albo Jack musiał mnie tutaj przynieść.
Zeszłam na dół gdzie zastałam chłopaków. Przywitałam się i usiadłam przy blacie.
-Meg i George już wrócili? - zapytałam, a Matt przytaknął.
-Teraz śpią. Podróż na pewno była wyczerpująca.
-Jasne.
Zrobiłam sobie śniadanie i muszę przyznać, że całkiem miło spędziłam ten poranek. Ashton nie zajmował moich myśli. Mogłam się chodź na chwilę od tego oderwać i pośmiać z głupich żartów Jack'a. Jednak kiedy tylko nastawała cisza ja zaczynałam myśleć o tym co on może w tej chwili robić. Czy mnie o mnie myśli, czy żałuje. Czy kiedykolwiek jeszcze postanowi się do mnie odezwać. Może i on nie postąpił miło mówiąc to co powiedział, ale czy ja nie przesadzałam? Może nie powinnam od razu wybuchać, tylko dać mu się wytłumaczyć i posłuchać co ma do powiedzenia. Przecież nikt nie jest idealny, go też mogło to przytłoczyć. Nie każdy wyznaje takie rzeczy, jak ja i nie każdy jest na to przygotowany. Bo niby czemu ma być?
       Postanowiłam pójść z Jack'iem do jego domu i wyciągnąć Rose na jakiś spacer, do centrum handlowego, gdziekolwiek. Nie chciałam siedzieć w domu i znowu się zadręczać. Jednak nie dane mi było w spokoju dojść z blondynem do jego domu, bo ktoś nam przeszkodził. A tym kimś był Ashton. Moje serce zabiło szybciej, gdy go dostrzegłam, gdy stanął przed nami. Nie sądziłam, że tak szybko postanowi się ze mną spotkać. A może w ogóle nie sądziłam, że będzie chciał? Ciągle tylko się kłócimy. Czy ta znajomość ma sens?
-Możemy porozmawiać? - spojrzał na mnie, a potem przeniósł swój wzrok na Jack'a. Nie mogłam nic wyczytać z jego oczu. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Nie lubiłam tego, a moje zdenerwowanie rosło. Jednak sama wiedziałam, że nie wytrzymam bez niego i muszę posłuchać tego co ma do powiedzenia. Może to być nawet pożegnanie, ale lepiej będzie jeśli mi to powie, nie chcę żyć nadzieją.
-Idź sam do domu, może przyjdę wieczorem - uśmiechnęłam się słabo, a chłopak przytaknął, po czym ruszył tam gdzie jeszcze przed chwilą oboje mieliśmy iść.
-O czym chcesz porozmawiać? - zapytałam, a Ash się rozejrzał.
-Możemy gdzieś usiąść?
-Aż tak długo chcesz mówić?
-Proszę Cię, nie wkurzaj mnie bo zaraz wybuchnę i powiem coś czego nie chcę.
-O, czyli teraz Cię wkurzam. To co tu robisz? - miałam dać mu się wygadać i wyjaśnić, a znowu zaczynam. Jestem głupia, muszę przestać.
-Przepraszam Cię za to co powiedziałem. Nie chciałem tego tak ująć. Wkurwia mnie, że nie chcesz iść na policję, bo ja nie jestem w stanie siedzieć przy tobie 24/7. Myślisz, że Twoi rodzice pozwolą mi u Ciebie spać? Wątpię. A bardzo się o Ciebie martwię. Ten psychopata może coś Ci zrobić. Szkoda, że tego nie widzisz. Nie wiem dlaczego tak się zachowujesz, czemu nie chcesz pomocy. Mam jednak nadzieję, że chociaż mi uda się ocalić Cię przed złem tego świata, albo chociaż przed tym człowiekiem, bo to najważniejsze. Wybacz mi, bo nie mogę być daleko. Muszę Cię chronić.
-Ashton, nie musisz. To, że Ci coś powiedziałam nie oznacza, że się do czegoś zobowiązałeś. Nie chcę, żebyś się tak czuł. Jakoś dam sobie radę sama...
-Nie dasz, Effie. Nie zaprzeczaj, bo dobrze wiesz, że tak jest. Nie dasz, bo on jest sprytniejszy. A do tego silniejszy i nigdy nie dasz sobie z nim rady sama.
-Ashton...
-Czyli mi wybaczyłaś? To świetnie. On Ci nic nie zrobi. A teraz idziemy do mnie. Chłopaki tęsknią.
____________________________________
Tym razem wracam z rozdziałem. Nie jest on jakiś super i nie do końca mi się podoba.
Nie mogłam wcześniej napisać tego rozdziału, bo nie miałam czasu. Kilka dni przed długim weekendem miałam sprawdziany, żeby nie pisać po, a na weekend pojechałam do kuzynki i nie miałam jak pisać.
To tyle, liczę na komentarze :) Jedno słowa może być. Bylebym wiedziała ile osób czyta :)

czwartek, 6 listopada 2014

Imagin

Na razie nie wracam z nowym rozdziałem, ale z "imaginem". Bardzo nietypowym, ale myślę, że warto przeczytać. Napisała to moja przyjaciółka (nie fanka jak coś) o mnie. Zapraszam do czytania!
(tak dla jasności: tam gdzie pisze "tu mowa o mnie" chodzi oczywiście o nią haha)

Biegła ile sił miała w nogach, biegła szybko, niczym wiater na pustyni.
Przed czym uciekała?
A może kogo goniła?
-Aszton ja Cię love wery bardzo Aszton stój niedorozwoju ludzki!
-Zostaw mnie ty małpiszonie! Puść mnie, jo?
-Migdy! Przywiąże Cię w domu i będę Cię karmić frytkami i udkiem, a jak będziesz nie grzeczny to wepchnę w Ciebie ziemniaki i udka Aszhton! *bach, przewróciła się*

Aszhton's POV

Usłyszał dźwięk za sobą, jakby stado koni się przewróciło lub bardziej jak spadająca stodoła. Przerażony odwrócił się z wzrokiem niczym kot srający na pustyni. Złapał patyk lekko szturchając dziewkę co go goniła. Bał się troszkę, że się zarazi, czy coś. Wolał być ostrożny.
Dziewczyna - po długich przemyśleniach doszedł do takiego faktu.
-Ty, ty, czy ty żyjesz? - spytał jakby szeptem. Nagle za drzewa wyskoczył Kalum przebrany za jednorożca w różowych gaciach. Na barkach miał nieznajomą piękną brunetkę //tu mowa o mnie//. Asz trochę się zamyślił. Poczuł ból u lewej nogi. Dziewka od patyka gryzła jego nogę.
Nie krzyczał.
Czemu?
Pokochał ją i jej wilczy apetyt.
Przebrał się za niebieskookiego jednorożca, zarzucił swą wybrankę serca na ramię i razem pobiegli w stronę słońca wraz z Kalumem i piękną, śliczną, utalentowaną, szczupłą, zabawną, wysoką brunetką //czyli mną//!
I tak żyli razem jako jednorożce.


Taki talent ma moja przyjaciółka, aż pozazdrościć haha. Wszelkie błędy były pisane specjalnie :) Mam nadzieję, że się podobał!

czwartek, 30 października 2014

Rozdział 14

-Ten pocałunek na weselu, ja przepraszam, byłem pijany i nie chciałem tego, naprawdę przepraszam. Nie chcę, żebyś teraz mnie unikała - zaczął, a ja dłużej zastanowiłam się nad jego słowami.
-Nie chciałeś tego? - tak naprawdę sama nie wiem dlaczego o to spytałam. Czy naprawdę zabolały mnie jego słowa?
-Nie łap mnie za słówka. Widzę, że i tak coś się dzieje między Tobą a Ashton'em, to wszystko nie będzie potrzebne - uśmiechnął się lekko, ale nie jestem do końca pewna czy był to szczery uśmiech. Jednak miał racje. Czułam coś do Ashton'a, więc nie powinnam dalej brnąć w ten temat z pocałunkiem. Jednak nie chcę, żeby teraz coś się między nami posypało. Lubię Jack'a i to bardzo, więc nie chcę, żeby teraz nasz kontakt się urwał.
-To nie tak, nic się nie dzieje, ja tylko - przerwałam, bo co miałam powiedzieć? - Masz rację, zakończmy ten temat - posłałam mu uśmiech, który odwzajemnił - Jednak nie myśl sobie, że się mnie pozbędziesz. Musimy się gdzieś wybrać! - szturchnęłam go w ramię, przez co dość głośny rechot opuścił jego usta. Kocham jego śmiech i uśmiech, jest wtedy naprawdę czarujący, ale jednak w uśmiechu Ash'a jest coś innego, to jego uśmiech kocham bardziej, zdecydowanie.
-To co? Jesteśmy umówieni? - zapytał.
-Jasne. Wpadnij w środę - tak oto zakończyła się nasza rozmowa. Ja zeszłam na dół, a on poszedł do pokoju Matt'a.
Zdałam sobie sprawę, że naprawdę lubię tego słodkiego chłopaka, jednak czy to nie śmieszne, że gdy zobaczyłam w kuchni Ashton'a to miałam wyrzuty sumienia? Ja nie całuje się z byle kim i pocałunki zawsze coś dla mnie znaczą. Ten z Jack'iem też coś znaczył? 
-Dziękuję za śniadanie - wreszcie zdecydowałam się odezwać, bo jedyne co blondyn robił to gapił się na mnie. Czy to możliwe, że jedna i ta sama osoba sprawia, że jestem poirytowana i szczęśliwa jednocześnie? Wkurwia mnie, że się nie odzywa tylko perfidnie patrzy, ale oddałabym wiele, żeby patrzył tak na mnie codziennie.
-Nie ma za co - odpowiedział i postanowił zebrać talerze z blatu. Nie mogłam mu pomóc, bo wziął wszystko sam, więc usiadłam się na kanapie i włączyłam telewizje. Nie wiedziałam jaki kanał włączyć, bo nie wiem co on lubi. Tak więc czułam się niezręcznie, gdy usiadł koło mnie, nic nie mówił, nie poruszał się. Odwróciłam twarz w jego stronę, ale nadal żadnej reakcji. Mogłam więc podziwiać jego piękne rysy twarzy i te pokręcone blond włosy.
-Chcesz zagrać w fife? - zapytałam po chwili milczenia. Chłopak odwrócił twarz w moją stronę. Dlaczego te oczy były takie zimne? Żadnej pozytywnej energii. Nie tego chłopaka kochałam.
-Masz zamiar powiedzieć o tym co się stało Matt'owi?
-Chyba to już przerabialiśmy. Nie idę na policję, a już na pewno nie będę zawalać swoimi problemami głowy Matt'a.
-Nie chcesz zawracać głowy swojemu braciszkowi, ale mi chcesz zawracać? - te słowa wyszły z jego ust jak jakiś jad. Nie mam pojęcia co zrobiłam, naprawdę. Jego słowa mnie zabolały. To teraz zawracam mu głowę? To po co dociekał? Po co sam mnie namawiał, że mam mu się zwierzać? Czy ten chłopak się dobrze czuje? Czułam, że się trochę narzucam, ale ja tego potrzebowałam. Teraz to wiedziałam. Jednak on postanowił być dla mnie chamski i oskarżać mnie o zawracanie mu głowy.
-Nie wierzę, że to powiedziałeś. Po prostu nie wierzę - pokręciłam zrezygnowana głową. Czułam, że łzy powoli napływały mi do oczu, gdy po raz kolejny jego słowa odtwarzały się w mojej głowie - Wiesz co? Zapomnij o tym, co Ci powiedziałam. Zapomnij o zeszłej nocy. Najlepiej zapomnij o mnie. Nie mam zamiaru tracić czasu na kogoś kto najpierw sam wyciąga ze mnie informacje, a potem zarzuca, że zawracam mu głowę. Byłeś pierwszą osobą, której się zwierzyłam. Ludzie mają racje, nikomu nie można ufać. Wynoś się stąd - kiedy to mówiłam cały czas patrzałam w podłogę. Wiedziałam, że gdybym na niego spojrzała to bym się popłakała. A to nie było mi potrzebne. Nie mogę mu pokazać jak słaba jestem.
-Effie, ja...ja przepraszam, jeny ja nie chciałem - nie mogłam się załamać pod jego słodziutkim głosikiem. Jest dupkiem i nic tego nie zmieni.
-Powiedziałam Ci coś, masz wyjść z tego domu i o mnie zapomnieć. Nie jesteś mi potrzebny. Teraz będę zawracać głowę swojemu braciszkowi - syknęłam.
-Chociaż na mnie spójrz - zażądał. Wstałam i czułam, że dłużej nie wytrzymam.
-Wynoś się! - krzyknęłam i rzuciłam w niego poduszką. Kilka łez spłynęło po moim policzku. Blondyn wstał i wyszedł. Usiadłam z powrotem na łóżku i się rozpłakałam. Byliśmy ze sobą w jednym pomieszczeniu zaledwie godzinę jak nie mniej, a kłóciliśmy się chyba z trzy razy. Złapałam się za włosy i za nie pociągnęłam. Nie wiedziałam sama o co mam się martwić. O to, że jakiś psychopata chce mnie zabić, czy chłopak, którego kocham wyszedł i może już więcej nie wrócić. Zadzwoniłam do Rose.


ASHTON'S POV

Szedłem chodnikiem kopiąc napotkane kamyki. Czy ja musiałem być takim dupkiem? Effie zwierzyła mi się z czegoś takiego, co nie było dla niej łatwe, a ja zarzuciłem jej, że zawraca mi głowę, mimo, iż to ja dociekałem. Jestem cholernym idiotą - to jest potwierdzone. Nie wiem co czuję do tej dziewczyny, ale wiem, że muszę ją chronić. Nie jest bezpieczna. Teraz gdy najbardziej potrzebuje mojej pomocy ja ją zostawiam, bo jestem takim cholernym dupkiem. Nie powinienem był w ogóle wychodzić z tego domu. Doskonale wiedziałem co powinien zrobić, żeby dziewczyna szybko mi wybaczyła. Żeby nie została z tym sama, żeby nie płakała. Ale z drugiej strony Effie była inna. Nie wiem czy to na nią by zadziałało, a do tego na górze był ten cholerny Jack i jej brat. Nie lubi mnie, a nie chciałem się narażać. Chociaż to głupie, bo gdyby zszedł na dół i zobaczył ją zapłakaną, to by wiedział, że to moja wina. Na jedno by wyszło. Powinienem był tam po prostu kurwa zostać. Byłem wściekły sam na siebie. Miałem ochotę coś rozpierdolić. Z każdym kolejnym krokiem, z każdą kolejną myślą zdawałem sobie sprawę, że ja się w niej zakochuję. Doskonale wiedziałem, że jestem o nią zazdrosny, gdy poszła na górę z Jack'iem, ale nie chciałem się do tego przyznać. Jednak po co mam dalej oszukiwać sam siebie? Sądziłem, że Victoria była tą jedyną, że już nigdy więcej się nie zakocham, jednak teraz wiem, że zakochuję się w Effie i mam cholerną ochotę zawrócić i ją po prostu przytulić. Jednak to mogłoby ją tylko bardziej rozwścieczyć. Jej słowa ciągle krążyły mi po głowie "Najlepiej zapomnij o mnie". Naprawdę tego chciała? Ona nic do mnie nie czuje, prawda?

~*~

EFFIE'S POV

Opowiedziałam przyjaciółce tylko o tym, że kocham Ashton'a i że był u mnie. Powiedziałam, że mnie zranił i nie wiem czy uda mi się po raz kolejny mu wybaczyć. Wiedziałam, że muszę się pilnować, żeby nie powiedzieć za dużo. Może to nie fair z mojej strony, jednak chciałabym o przeszłości zapomnieć, a nie chodzić i wszystkim na około o niej opowiadać. Jak na razie nie dostałam żadnego sms-a, nikt nie próbował się ze mną połączyć. Był wieczór, a ja siedziałam i oglądałam z Rose film. Muszę przyznać, że było naprawdę fajnie. Wybrałyśmy komedię, bo na pewno nie miałam zamiaru znowu płakać, a gdyby był to jakiś dramat, albo komedia romantyczna to tak by było.
       Kiedy film się skończył było naprawdę ciemno. Do przystanku nie było zbyt blisko, a nie chciałam zostawiać Rose samej. Jeśli coś ma się stać, którejś z nas, to mi. Nałożyłam na siebie bluzę, a na stopy założyłam vansy. Nie obchodziło mnie jak w tej chwili wyglądam, a na pewno nie wyglądałam najlepiej. No cóż, nikt i tak mnie nie zobaczy.
       Szłam z brunetką w ciszy. Jednak nie była to niezręczna cisza, wręcz przeciwnie. Wydawało mi się, że i ja i ona musiałyśmy zaczerpnąć trochę świeżego powietrza i pomyśleć. Nie byłam pewna co chodziło po głowie jej, ale ja miałam setki myśli na minutę. Pierwszą rzeczą, o której myślałam na pewno było to, czy Ashton zostawi mnie na dobre, czy posłucha mnie i zapomni o mnie, czy jeszcze kiedyś będzie mi dane z nim porozmawiać i czy coś do mnie czuje. Czuje na pewno, ale czy to miłość, czy raczej nienawiść? Stawiałabym na to drugie. 
Drugą myślą było to, czy bezpieczne jest wychodzenie o tej porze na zewnątrz. Teraz gdy odprowadzę Rose będę sama, a ten psychopata będzie mógł mnie zaatakować w każdej chwili. Jednak to było chyba mniej istotne.

~*~

Szłam powoli ze spuszczoną głową. Wpatrywałam się w swoje buty, bo tak naprawdę nie chciałam wiedzieć, czy ktoś jest gdzieś niedaleko i czy może mnie zaatakować. Chciałam dojść do domu żywa, jak na razie nie chcę umierać. Jednak ten park był przerażający nocą, a do tego było zimno. Cały czas pocierałam swoje ramiona, by się ogrzać, jednak niewiele to dawało. W pewnym momencie usłyszałam jakiś szelest. Jakby z krzaków znajdujących się przy ławkach. Nie ważne, czy to był człowiek normalny, pijak, czy nawet zwierzę, ale przestraszyłam się. Zauważyłam, że przyśpieszyłam i oddalałam się od tego miejsca, jednak nie czułam się bezpiecznie. Cały czas się rozglądałam i sprawdzałam czy nikt za mną nie idzie. Kiedy zauważyłam jakiegoś faceta niedaleko mnie serce zaczęło bić mi szybciej. Był łysy i dobrze zbudowany. Nie powinnam ludzi oceniać po wyglądzie, ale gdybyś ty zauważyła łysego umięśnionego gościa w nocy w parku, nie przestraszyłabyś się? Spojrzał on w kierunku jakiegoś innego i skinął głową. Zdałam sobie sprawę, że tam był jeszcze ktoś. Nie jestem pewna, ale z mojego wolnego spaceru zrobił się prawie bieg. Dosłownie tak szybko szłam, że równie dobrze mogliby uznać, że przed nimi uciekam i już zacząć mnie gonić. Dziwiłam się, że jeszcze nic mi nie zrobili i tylko spokojnie szli po dwóch różnych stronach. Nie wiem na co czekali, przecież nikogo tutaj nie było. Może chcieli jednak znaleźć inne miejsce? Jakieś bardziej bezpieczne, gdzie świadków byłoby można szukać jak igły w stogu siana? Pewnie o to im chodziło, a ja byłam już poważnie przestraszona. To jednak był głupi pomysł, żeby wychodzić samej z domu, ale gdy pomyślę, że gdybym nie poszła odprowadzić Rose i oni napadli by na nią to aż ciarki mnie przechodzą. Z dwojga złego wybieram jednak, żeby to mnie porwali. Cóż, byłam blisko domu i jednak miałam nadzieję, że nic mi nie zrobią i uda mi się uciec. 

~*~

Wpadłam do domu zdyszana, bo ostatnie kilka metrów biegłam. Chciałam im uciec, a kiedy zorientowałam się, że biegną za mną, to jeszcze bardziej przyśpieszyłam i uwierzcie - nigdy tak szybko nie biegłam. Mój wf-ista byłby dumny z mojego czasu. 
Może to głupie, że robię sobie z tego żarty, ale nie mogę inaczej. Jeśli chcę się odstresować i nie myśleć tylko o tym, że ktoś chciał mnie napaść w parku, to muszę samą siebie rozśmieszać. Nie jestem pewna co to było. Przecież gdyby chcieli mogliby mnie dogonić, jestem tego pewna. Czy to znowu jakaś chora gra, o której zasadach nie mam pojęcia? Nie chcę się w to bawić.
       Weszłam do salonu, a tam zastałam Matt'a i Jack'a, którzy śmiali się i grali w fife. Na stole leżały paczki chipsów i innych słodyczy. Ogólnie rzecz biorąc był syf. Jutro wracają Meg i George, więc Ci idioci będą to sprzątać. 
-Wróciłaś? - odezwał się mój brat, kiedy mnie zauważył.
-A jak myślisz? Zastanawiałeś się czasem nad sensem pytań, które zadajesz? Gdybym nie wróciła, to by mnie tu nie było, nie sądzisz? 
-Jeny, nie dramatyzuj, kobieto - zaśmiał się, ale przecież miałam rację. Jego pytania były czasem bez sensu. 
-Jack zostaje dzisiaj na noc? 
-Yhym - mruknął Matt, więc postanowiłam na razie im nie zawracać głowy i poszłam wziąć prysznic.

~*~

-To co robimy? - zapytałam siadając na kanapie pomiędzy chłopakami. Wyprostowałam nogi tak, że miałam je na nogach Jack'a, a głowę oparłam o ramię Matt'a. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że ten dzień był męczący, a ja byłam dość śpiąca. Jednak nie chciałam tak szybko się kłaść do łóżka. Zamierzałam poprzeszkadzać trochę tej dwójce.
-Gramy w fifę, możesz się dołączyć jak chcesz - odezwał się Jack.
-Nie wiem czy chcecie ryzykować, oczywiste jest to, że wygram.
-Chyba podejmiemy to ryzyko, siostrzyczko. To ja Cię wszystkiego nauczyłem, nie mam co się bać.
-To się jeszcze okaże.
Jack dał mi swojego pada i pierwszy mecz zagrałam z Matt'em. Jest on dobry i oczywiście miał rację, w tym, że wszystkiego mnie nauczył, ale to nie oznacza, że wygra, a ja się szybko poddam. Długo był remis, jednak ostatecznie to on wygrał.
-No i co? - zapytał, tym swoim przechwalającym głosem. Lubił wygrywać, ja też, ale teraz nie miałam nawet siły się z nim wykłócać. 
Oddałam z powrotem pada Jack'owi i zaczął grać z Matt'em. Ja natomiast wzięłam do rąk telefon i zrobiłam zdjęcie, które chwilę później wstawiłam na instagrama. Z jednej strony wiedziałam, że Ashton to zobaczy i może być zły, bo nie przepada za Jack'iem, ale z drugiej wiedziałam, że może go to nic nie obchodzić i może mieć gdzieś z kim spędzam czas. Już mi udowodnił jak mu na mnie zależy.
-Ja pierdole, jak to zrobiłeś? 
-I kto tu jest lepszy? 
-Effie, zobacz! 
Słowa i śmiechy odbijały się echem w mojej głowie. Jednym uchem je wpuszczałam, drugim wypuszczałam. Chłopaki coś do mnie mówili, ale nie zwracałam na to uwagi. Patrzyłam w jeden punkt, jakby było tam coś ciekawego, jednak to tylko zwykła ściana. W mojej głowie nagle była pustka. Zdałam sobie sprawę, że jestem cholernie zmęczona i zasypiam. W końcu moje oczy się zamknęły.

_________________________________________

jak myślicie, jak to się dalej potoczy? co sądzicie o zachowaniu Ashton'a? kim są ci dwaj faceci? czekam na wasze teorie. 
jutro mam wolne, gdyż moja szkoła się wali haha (tak serio, to schody. ostatnio nie można było po nich chodzić  i będzie chyba remont) no cóż, ja się cieszę! 
ale za to mam dużo sprawdzianów w przyszłym tygodniu, więc będzie trzeba się uczyć :( 
jeśli przeczytałaś - zostaw komentarz, nawet jedno słowa. chcę tylko wiedzieć kto czyta :)
ps. chyba długi wyszedł ten rozdział, co? 

wtorek, 21 października 2014

Rozdział 13

Obudziłam się chwilę po jedenastej. Rozejrzałam się, ale nigdzie nie było Ashton'a. Była zawiedziona, bo miałam nadzieję, że chociaż raz obudzę się i ujrzę jego twarz. Nawet jeśli był tu z litości. Ostatnio działo się tyle, że sama nie wiem kim dla siebie jesteśmy. Jakieś zazdrości, odrzucenia, pocałunki. Tego było za wiele, nie jestem w stanie pojąc co on do mnie czuje. Możliwe, że chce się tylko zabawić. Wydaje mi się, że może być typem takiego chłopaka, chociaż bardzo bym nie chciała. Jednak skupiłam się tylko na tym, że powinien tu być i pewnie jest na dole. Było naprawdę dobrze dopóki nie przypomniałam sobie dlaczego tu był. Na samą myśl o tym co działo się wczoraj na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Nie wiem jak to teraz będzie. Ashton będzie chciał, żebym pojechała na policję, ale nie mogę. Muszę dać sobie radę sama. Mam nadzieję, że blondyn mi w tym pomoże.
Zdałam sobie sprawę, że jestem w tych samym rzeczach co wczoraj, więc poszłam wziąć prysznic. Wyglądałam koszmarnie.
       Zeszłam na dół, gdzie - jak podejrzewałam - był Ashton. Kąpiel trochę mi zajęła, ale pewnie myślał, że jeszcze śpię. Dziwnie się czułam, bo sama nie wiedziałam jak mam się zachowywać i jak on będzie się zachowywał. Jednak weszłam do kuchni, gdzie był blondyn i robił śniadanie.
-Cześć - powiedziałam ciszej, niż zamierzałam, ale usłyszał mnie.
-Cześć - odpowiedział odwracając się w moją stronę. Nie uśmiechał się tak jak zawsze, co mnie niepokoiło. Miałam nadzieję, że zobaczę jego promienną twarz i od razu sama poczuję się lepiej, ale jedyne co widziałam to jego pełne obaw oczy. Chyba nie przejmował się mną, aż tak, prawda?
-Nie musisz się tak zachowywać. Dobrze się czuję, nic mi nie jest - odparłam i usiadłam przy blacie.
-Effie, czy ty się słyszysz? Ktoś wczoraj próbował Cię napaść, a ty mi mówisz, że jest dobrze? Może i nie wiem dokładnie co się stało, ale widziałem jak panicznie się bałaś. Powtarzałaś, że on wrócił, a ja chcę się dowiedzieć o kim mówiłaś.
-Nie mam ochoty o nim rozmawiać. O nim i o mojej przeszłości. Chcę o tym zapomnieć.
-Jak ty masz zamiar o tym zapomnieć? Eff, przecież kimkolwiek on jest to wrócił i jestem prawie pewien, że chce Ci zrobić krzywdę. Przecież dobrego kolegi byś się nie bała, co?
Wiem, że miał rację. Przyszedł i tak naprawdę uratował mnie, więc ma prawo wiedzieć dlaczego tak się bałam. Może na początku chciałam mu powiedzieć, ale teraz znowu nie byłam pewna. Nie wiem czy chcę go w to wplątać, bo jeśli Ash będzie mu przeszkadzał, to on się go pozbędzie. Przecież nie jest głupi i widzi, że teraz będę miała opiekę. Mówiąc Ashton'owi o co chodzi narażę go na niebezpieczeństwo.
-Nie mogę, boję się o Ciebie. On Ci zrobi krzywdę... - zaczęłam, ale blondyn mi przerwał podchodząc do blatu i łapiąc moją twarz w swoje dłonie.
-O mnie się nie martw, dam sobie radę. Teraz muszę chronić Ciebie, rozumiesz? - przytaknęłam, jednak nie byłam pewna czy chcę to zrobić.
-No już. Powiedz mi.
Odchrząknęłam i zaczęłam. Jak coś mu się stanie, to nigdy sobie tego nie wybaczę.
-Miałam 14 lat, gdy to się zaczęło. Dostawałam sms-y, czułam, że ktoś jest ze mną nawet, gdy byłam sama. To było straszne, byłam dzieckiem. Miałam zaledwie 14 lat, skąd mogłam wiedzieć, że jakiś psychopata chce mnie skrzywdzić? Pewnego dnia wracałam ze szkoły. Zawsze kochałam sport i miałam treningi siatkarskie. Było dość późno, a droga do mojego domu nie należała do najbezpieczniejszych. To tam mnie zaatakował i porwał. Byłam w jakimś pokoju. Było zimno, a ściany to były zwykłe cegły. Na samym środku stało wielkie łóżko. Położył mnie na nim i związał. Spędziłam tam jedną noc sama, tak strasznie się bałam. Następnego dnia przyszedł i pokazywał mi zdjęcia. To były zdjęcia dziewczyn mniej-więcej w moim wieku. Opowiadał jak to je wszystkie skrzywdził i cieszył się, że jeszcze nikt go nie znalazł. Mówił co im robił i że mnie spotka to samo. Jeszcze tego samego dnia wieczorem przyszedł i zaczął mnie całować. Próbował mnie rozebrać, ale się szarpałam. Dał sobie spokój i powiedział, że przyjdzie na następny dzień. Nie zdążył, bo znalazła mnie policja. Miałam 14 lat i mimo, że mnie nie zgwałcił to próbował, a ja nigdy nie zapomnę tego w jaki sposób się do mnie uśmiechał - kiedy skończyłam czułam, że zaraz wybuchnę płaczem. Miałam łzy w oczach, a blondyn patrzał na mnie z niedowierzaniem. Jednak szybko się otrząsnął i mnie przytulił. Trzymał mnie tak mocno w swoich objęciach, że byłam pewna, iż tego mi brakowało. Moczyłam jego bluzę, ale się tym nie przejmował. Jednak po chwili zdał sobie sprawę, że mogę nie chcieć żadnego zbliżenia. Wiedział, że mogę się bać. Próbował się odsunąć, ale mu nie pozwoliłam. Ten okres miałam za sobą. A raczej pozwalałam na takie coś osobom, którym ufałam i wiedziałam, że nie zrobią mi krzywdy. Jednak gdy ktoś naruszył moją część prywatną, a nie znałam tej osoby, to bałam się. I tak było z tymi facetami z klubu, z którymi tańczyłam.
        Nie wiem przez ile czasu stałam i przytulałam Ashton'a, jednak postanowiłam dać mu już spokój. Nie będzie siedział i pocieszał mnie cały dzień. Nie chcę znowu do tego wracać. Matt już to ze mną przerabiał i myślę, że nie mogę znowu powrócić do tego stanu. Odsunęłam się od blondyna i wytarłam mokre policzki. Poczułam jego dużą dłoń na swoim policzku, więc złapałam ją i przymknęłam oczy. Bałam się, że teraz on postanowi mnie zostawić, a ja mu się zwierzyłam z rzeczy, o której nie wiedział jeszcze nikt o prócz moich rodziców i Matt'a. Rodzina? Praktycznie ich nie znałam. Nikt nas za często nie odwiedzał, dlatego też nikt nie zaadoptować i zostaliśmy z kompletnie nieznanymi ludźmi.
-Pójdę się doprowadzić do ładu - powiedziałam i zeszłam ze stołka, po czym poszłam na górę. Chwilę stałam w łazience i po prostu przyglądałam swojemu odbiciu. Po raz drugi dzisiejszego dnia - który dopiero się zaczął - wyglądałam źle. Miałam tusz rozmazany na całej twarzy. Mam dość płakania.
       Siedziałam przy blacie, a Ashton położył przede mnie talerz z naleśnikami. Niby nic oryginalnego, ale co innego może zrobić? To chłopak, a to pewnie jedno z niewielu dań, które potrafią przygotować. Od czasu gdy zeszłam na dół blondyn się nie odzywał. Chyba nie sądził, że tego właśnie potrzebuje? Jedyne czego chcę to rozmowy, żeby więcej nie myśleć o tym co się wokół mnie dzieje. Ja wręcz muszę rozmawiać.
-Ash - zaczęłam, jednak co ja właściwie chcę mu powiedzieć? - Chciałabym, żeby wszystko wróciło do normy. Nie zamierzam siedzieć i się nad sobą użalać i nie potrzebuję, żebyś ty to robił. Nie chcę żadnej litości. Znasz moją przeszłość, ale to Cię do niczego nie zobowiązało, możesz mnie spokojnie zostawić, ja naprawdę Cię nie trzymam. Nie chcę, żebyś myślał, że teraz jesteś do mnie przywiązany. Chcę, żeby było tak jak wcześniej. Nie chcę siedzieć i nie rozmawiać z Tobą. Nie tego teraz potrzebuję.
Nic nie mówił i miałam tego naprawdę dość. Chyba nie myśli, że tak będzie teraz cały czas?
-Musisz iść z tym na policję - odezwał się po chwili.
-Chyba żartujesz, nie mogę.
-Ale musisz. Nie mogę Cię chronić 24/7. Nie będzie mnie z Tobą wszędzie.
-Nie musisz być, przecież mówiłam coś przed chwilą.
-Nawet nie o to chodzi. On może Ci zrobić krzywdę, a jeśli pójdziemy na policję oni go złapią i będziesz spokojna.
-Czy ty nie rozumiesz, że nie mogę? Nie mam żadnych dowodów, żadnych.
-Potwierdzę wszystko.
-Oh, tak, a oni od razu uwierzą dwójce małolatów i zaczną szukać jakiegoś psychola - powiedziałam z wyraźnie słyszalnym sarkazmem.
-A sms-y?
-To nie jest wystarczające. Nie wiesz jak policja ma teraz wszystkich gdzieś.
Naszą jakże ciekawą konwersację przerwały otwierane się drzwi. Oboje spojrzeliśmy w tamtym kierunku, a do domu wszedł Matt, a za nim Jack. Dawno z nim nie rozmawiałam i wiedziałam, że pewnej kwestii ze sobą nie omówiliśmy.
-Co on tu robi? - pierwsze pytanie jakie zadał Matt, gdy zobaczył Ashton'a. No jakże by inaczej.
-Nic takiego, po prostu mnie odwiedził.
-Effie, nie było mnie na noc...
-Co ty sugerujesz? Niedawno przyszedł, odczep się.
-Cześć - wymamrotał cicho Jack.
-Cześć - odpowiedziałam.
Matt oznajmił, że idzie na górę z Jack'iem, jednak ten powiedział mu, że zaraz dołączy i został z nami. Przełknęłam ślinę, bo chyba czekała mnie kolejna dość ważna rozmowa.
-Moglibyśmy porozmawiać?
Skinęłam głową i zostawiłam blondyna na dole, po czym poszłam na górę z Jack'iem.
-Chciałem tylko zapytać czy mnie unikasz.
-Dlaczego miałabym to robić?
-Ten pocałunek na weselu...

______________________________________________

podoba mi się ten rozdział. może wena wróciła? oby. sama przeczytałam to opowiadanie od początku, bo wiele szczegółów wypadło mi z głowy. jakoś miałam straszną ochotę pisać i wczoraj mimo, iż wróciłam późno do domu to napisałam chyba z pół rozdziału. 
dziękuję osobom, które komentują, bo to mnie motywuje, naprawdę.

mam do was tylko jedną prośbę. przeczytałaś to napisz kropkę. naprawdę nic więcej. chcę tylko wiedzieć ile osób zostało i czyta dalej :)