-Ten pocałunek na weselu, ja przepraszam, byłem pijany i nie chciałem tego, naprawdę przepraszam. Nie chcę, żebyś teraz mnie unikała - zaczął, a ja dłużej zastanowiłam się nad jego słowami.
-Nie chciałeś tego? - tak naprawdę sama nie wiem dlaczego o to spytałam. Czy naprawdę zabolały mnie jego słowa?
-Nie łap mnie za słówka. Widzę, że i tak coś się dzieje między Tobą a Ashton'em, to wszystko nie będzie potrzebne - uśmiechnął się lekko, ale nie jestem do końca pewna czy był to szczery uśmiech. Jednak miał racje. Czułam coś do Ashton'a, więc nie powinnam dalej brnąć w ten temat z pocałunkiem. Jednak nie chcę, żeby teraz coś się między nami posypało. Lubię Jack'a i to bardzo, więc nie chcę, żeby teraz nasz kontakt się urwał.
-To nie tak, nic się nie dzieje, ja tylko - przerwałam, bo co miałam powiedzieć? - Masz rację, zakończmy ten temat - posłałam mu uśmiech, który odwzajemnił - Jednak nie myśl sobie, że się mnie pozbędziesz. Musimy się gdzieś wybrać! - szturchnęłam go w ramię, przez co dość głośny rechot opuścił jego usta. Kocham jego śmiech i uśmiech, jest wtedy naprawdę czarujący, ale jednak w uśmiechu Ash'a jest coś innego, to jego uśmiech kocham bardziej, zdecydowanie.
-To co? Jesteśmy umówieni? - zapytał.
-Jasne. Wpadnij w środę - tak oto zakończyła się nasza rozmowa. Ja zeszłam na dół, a on poszedł do pokoju Matt'a.
Zdałam sobie sprawę, że naprawdę lubię tego słodkiego chłopaka, jednak czy to nie śmieszne, że gdy zobaczyłam w kuchni Ashton'a to miałam wyrzuty sumienia? Ja nie całuje się z byle kim i pocałunki zawsze coś dla mnie znaczą.
Ten z Jack'iem też coś znaczył?
-Dziękuję za śniadanie - wreszcie zdecydowałam się odezwać, bo jedyne co blondyn robił to gapił się na mnie. Czy to możliwe, że jedna i ta sama osoba sprawia, że jestem poirytowana i szczęśliwa jednocześnie? Wkurwia mnie, że się nie odzywa tylko perfidnie patrzy, ale oddałabym wiele, żeby patrzył tak na mnie codziennie.
-Nie ma za co - odpowiedział i postanowił zebrać talerze z blatu. Nie mogłam mu pomóc, bo wziął wszystko sam, więc usiadłam się na kanapie i włączyłam telewizje. Nie wiedziałam jaki kanał włączyć, bo nie wiem co on lubi. Tak więc czułam się niezręcznie, gdy usiadł koło mnie, nic nie mówił, nie poruszał się. Odwróciłam twarz w jego stronę, ale nadal żadnej reakcji. Mogłam więc podziwiać jego piękne rysy twarzy i te pokręcone blond włosy.
-Chcesz zagrać w fife? - zapytałam po chwili milczenia. Chłopak odwrócił twarz w moją stronę. Dlaczego te oczy były takie zimne? Żadnej pozytywnej energii. Nie tego chłopaka kochałam.
-Masz zamiar powiedzieć o tym co się stało Matt'owi?
-Chyba to już przerabialiśmy. Nie idę na policję, a już na pewno nie będę zawalać swoimi problemami głowy Matt'a.
-Nie chcesz zawracać głowy swojemu braciszkowi, ale mi chcesz zawracać? - te słowa wyszły z jego ust jak jakiś jad. Nie mam pojęcia co zrobiłam, naprawdę. Jego słowa mnie zabolały. To teraz zawracam mu głowę? To po co dociekał? Po co sam mnie namawiał, że mam mu się zwierzać? Czy ten chłopak się dobrze czuje? Czułam, że się trochę narzucam, ale ja tego potrzebowałam. Teraz to wiedziałam. Jednak on postanowił być dla mnie chamski i oskarżać mnie o zawracanie mu głowy.
-Nie wierzę, że to powiedziałeś. Po prostu nie wierzę - pokręciłam zrezygnowana głową. Czułam, że łzy powoli napływały mi do oczu, gdy po raz kolejny jego słowa odtwarzały się w mojej głowie - Wiesz co? Zapomnij o tym, co Ci powiedziałam. Zapomnij o zeszłej nocy. Najlepiej zapomnij o mnie. Nie mam zamiaru tracić czasu na kogoś kto najpierw sam wyciąga ze mnie informacje, a potem zarzuca, że zawracam mu głowę. Byłeś pierwszą osobą, której się zwierzyłam. Ludzie mają racje, nikomu nie można ufać. Wynoś się stąd - kiedy to mówiłam cały czas patrzałam w podłogę. Wiedziałam, że gdybym na niego spojrzała to bym się popłakała. A to nie było mi potrzebne. Nie mogę mu pokazać jak słaba jestem.
-Effie, ja...ja przepraszam, jeny ja nie chciałem - nie mogłam się załamać pod jego słodziutkim głosikiem. Jest dupkiem i nic tego nie zmieni.
-Powiedziałam Ci coś, masz wyjść z tego domu i o mnie zapomnieć. Nie jesteś mi potrzebny. Teraz będę zawracać głowę swojemu braciszkowi - syknęłam.
-Chociaż na mnie spójrz - zażądał. Wstałam i czułam, że dłużej nie wytrzymam.
-Wynoś się! - krzyknęłam i rzuciłam w niego poduszką. Kilka łez spłynęło po moim policzku. Blondyn wstał i wyszedł. Usiadłam z powrotem na łóżku i się rozpłakałam. Byliśmy ze sobą w jednym pomieszczeniu zaledwie godzinę jak nie mniej, a kłóciliśmy się chyba z trzy razy. Złapałam się za włosy i za nie pociągnęłam. Nie wiedziałam sama o co mam się martwić. O to, że jakiś psychopata chce mnie zabić, czy chłopak, którego kocham wyszedł i może już więcej nie wrócić. Zadzwoniłam do Rose.
ASHTON'S POV
Szedłem chodnikiem kopiąc napotkane kamyki. Czy ja musiałem być takim dupkiem? Effie zwierzyła mi się z czegoś takiego, co nie było dla niej łatwe, a ja zarzuciłem jej, że zawraca mi głowę, mimo, iż to ja dociekałem. Jestem cholernym idiotą - to jest potwierdzone. Nie wiem co czuję do tej dziewczyny, ale wiem, że muszę ją chronić. Nie jest bezpieczna. Teraz gdy najbardziej potrzebuje mojej pomocy ja ją zostawiam, bo jestem takim cholernym dupkiem. Nie powinienem był w ogóle wychodzić z tego domu. Doskonale wiedziałem co powinien zrobić, żeby dziewczyna szybko mi wybaczyła. Żeby nie została z tym sama, żeby nie płakała. Ale z drugiej strony Effie była inna. Nie wiem czy to na nią by zadziałało, a do tego na górze był ten cholerny Jack i jej brat. Nie lubi mnie, a nie chciałem się narażać. Chociaż to głupie, bo gdyby zszedł na dół i zobaczył ją zapłakaną, to by wiedział, że to moja wina. Na jedno by wyszło. Powinienem był tam po prostu kurwa zostać. Byłem wściekły sam na siebie. Miałem ochotę coś rozpierdolić. Z każdym kolejnym krokiem, z każdą kolejną myślą zdawałem sobie sprawę, że ja się w niej zakochuję. Doskonale wiedziałem, że jestem o nią zazdrosny, gdy poszła na górę z Jack'iem, ale nie chciałem się do tego przyznać. Jednak po co mam dalej oszukiwać sam siebie? Sądziłem, że Victoria była tą jedyną, że już nigdy więcej się nie zakocham, jednak teraz wiem, że zakochuję się w Effie i mam cholerną ochotę zawrócić i ją po prostu przytulić. Jednak to mogłoby ją tylko bardziej rozwścieczyć. Jej słowa ciągle krążyły mi po głowie "Najlepiej zapomnij o mnie". Naprawdę tego chciała? Ona nic do mnie nie czuje, prawda?
~*~
EFFIE'S POV
Opowiedziałam przyjaciółce tylko o tym, że kocham Ashton'a i że był u mnie. Powiedziałam, że mnie zranił i nie wiem czy uda mi się po raz kolejny mu wybaczyć. Wiedziałam, że muszę się pilnować, żeby nie powiedzieć za dużo. Może to nie fair z mojej strony, jednak chciałabym o przeszłości zapomnieć, a nie chodzić i wszystkim na około o niej opowiadać. Jak na razie nie dostałam żadnego sms-a, nikt nie próbował się ze mną połączyć. Był wieczór, a ja siedziałam i oglądałam z Rose film. Muszę przyznać, że było naprawdę fajnie. Wybrałyśmy komedię, bo na pewno nie miałam zamiaru znowu płakać, a gdyby był to jakiś dramat, albo komedia romantyczna to tak by było.
Kiedy film się skończył było naprawdę ciemno. Do przystanku nie było zbyt blisko, a nie chciałam zostawiać Rose samej. Jeśli coś ma się stać, którejś z nas, to mi. Nałożyłam na siebie bluzę, a na stopy założyłam vansy. Nie obchodziło mnie jak w tej chwili wyglądam, a na pewno nie wyglądałam najlepiej. No cóż, nikt i tak mnie nie zobaczy.
Szłam z brunetką w ciszy. Jednak nie była to niezręczna cisza, wręcz przeciwnie. Wydawało mi się, że i ja i ona musiałyśmy zaczerpnąć trochę świeżego powietrza i pomyśleć. Nie byłam pewna co chodziło po głowie jej, ale ja miałam setki myśli na minutę. Pierwszą rzeczą, o której myślałam na pewno było to, czy Ashton zostawi mnie na dobre, czy posłucha mnie i zapomni o mnie, czy jeszcze kiedyś będzie mi dane z nim porozmawiać i czy coś do mnie czuje. Czuje na pewno, ale czy to miłość, czy raczej nienawiść? Stawiałabym na to drugie.
Drugą myślą było to, czy bezpieczne jest wychodzenie o tej porze na zewnątrz. Teraz gdy odprowadzę Rose będę sama, a ten psychopata będzie mógł mnie zaatakować w każdej chwili. Jednak to było chyba mniej istotne.
~*~
Szłam powoli ze spuszczoną głową. Wpatrywałam się w swoje buty, bo tak naprawdę nie chciałam wiedzieć, czy ktoś jest gdzieś niedaleko i czy może mnie zaatakować. Chciałam dojść do domu żywa, jak na razie nie chcę umierać. Jednak ten park był przerażający nocą, a do tego było zimno. Cały czas pocierałam swoje ramiona, by się ogrzać, jednak niewiele to dawało. W pewnym momencie usłyszałam jakiś szelest. Jakby z krzaków znajdujących się przy ławkach. Nie ważne, czy to był człowiek normalny, pijak, czy nawet zwierzę, ale przestraszyłam się. Zauważyłam, że przyśpieszyłam i oddalałam się od tego miejsca, jednak nie czułam się bezpiecznie. Cały czas się rozglądałam i sprawdzałam czy nikt za mną nie idzie. Kiedy zauważyłam jakiegoś faceta niedaleko mnie serce zaczęło bić mi szybciej. Był łysy i dobrze zbudowany. Nie powinnam ludzi oceniać po wyglądzie, ale gdybyś ty zauważyła łysego umięśnionego gościa w nocy w parku, nie przestraszyłabyś się? Spojrzał on w kierunku jakiegoś innego i skinął głową. Zdałam sobie sprawę, że tam był jeszcze ktoś. Nie jestem pewna, ale z mojego wolnego spaceru zrobił się prawie bieg. Dosłownie tak szybko szłam, że równie dobrze mogliby uznać, że przed nimi uciekam i już zacząć mnie gonić. Dziwiłam się, że jeszcze nic mi nie zrobili i tylko spokojnie szli po dwóch różnych stronach. Nie wiem na co czekali, przecież nikogo tutaj nie było. Może chcieli jednak znaleźć inne miejsce? Jakieś bardziej bezpieczne, gdzie świadków byłoby można szukać jak igły w stogu siana? Pewnie o to im chodziło, a ja byłam już poważnie przestraszona. To jednak był głupi pomysł, żeby wychodzić samej z domu, ale gdy pomyślę, że gdybym nie poszła odprowadzić Rose i oni napadli by na nią to aż ciarki mnie przechodzą. Z dwojga złego wybieram jednak, żeby to mnie porwali. Cóż, byłam blisko domu i jednak miałam nadzieję, że nic mi nie zrobią i uda mi się uciec.
~*~
Wpadłam do domu zdyszana, bo ostatnie kilka metrów biegłam. Chciałam im uciec, a kiedy zorientowałam się, że biegną za mną, to jeszcze bardziej przyśpieszyłam i uwierzcie - nigdy tak szybko nie biegłam. Mój wf-ista byłby dumny z mojego czasu.
Może to głupie, że robię sobie z tego żarty, ale nie mogę inaczej. Jeśli chcę się odstresować i nie myśleć tylko o tym, że ktoś chciał mnie napaść w parku, to muszę samą siebie rozśmieszać. Nie jestem pewna co to było. Przecież gdyby chcieli mogliby mnie dogonić, jestem tego pewna. Czy to znowu jakaś chora gra, o której zasadach nie mam pojęcia? Nie chcę się w to bawić.
Weszłam do salonu, a tam zastałam Matt'a i Jack'a, którzy śmiali się i grali w fife. Na stole leżały paczki chipsów i innych słodyczy. Ogólnie rzecz biorąc był syf. Jutro wracają Meg i George, więc Ci idioci będą to sprzątać.
-Wróciłaś? - odezwał się mój brat, kiedy mnie zauważył.
-A jak myślisz? Zastanawiałeś się czasem nad sensem pytań, które zadajesz? Gdybym nie wróciła, to by mnie tu nie było, nie sądzisz?
-Jeny, nie dramatyzuj, kobieto - zaśmiał się, ale przecież miałam rację. Jego pytania były czasem bez sensu.
-Jack zostaje dzisiaj na noc?
-Yhym - mruknął Matt, więc postanowiłam na razie im nie zawracać głowy i poszłam wziąć prysznic.
~*~
-To co robimy? - zapytałam siadając na kanapie pomiędzy chłopakami. Wyprostowałam nogi tak, że miałam je na nogach Jack'a, a głowę oparłam o ramię Matt'a. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że ten dzień był męczący, a ja byłam dość śpiąca. Jednak nie chciałam tak szybko się kłaść do łóżka. Zamierzałam poprzeszkadzać trochę tej dwójce.
-Gramy w fifę, możesz się dołączyć jak chcesz - odezwał się Jack.
-Nie wiem czy chcecie ryzykować, oczywiste jest to, że wygram.
-Chyba podejmiemy to ryzyko, siostrzyczko. To ja Cię wszystkiego nauczyłem, nie mam co się bać.
-To się jeszcze okaże.
Jack dał mi swojego pada i pierwszy mecz zagrałam z Matt'em. Jest on dobry i oczywiście miał rację, w tym, że wszystkiego mnie nauczył, ale to nie oznacza, że wygra, a ja się szybko poddam. Długo był remis, jednak ostatecznie to on wygrał.
-No i co? - zapytał, tym swoim przechwalającym głosem. Lubił wygrywać, ja też, ale teraz nie miałam nawet siły się z nim wykłócać.
Oddałam z powrotem pada Jack'owi i zaczął grać z Matt'em. Ja natomiast wzięłam do rąk telefon i zrobiłam zdjęcie, które chwilę później wstawiłam na instagrama. Z jednej strony wiedziałam, że Ashton to zobaczy i może być zły, bo nie przepada za Jack'iem, ale z drugiej wiedziałam, że może go to nic nie obchodzić i może mieć gdzieś z kim spędzam czas. Już mi udowodnił jak mu na mnie zależy.
-Ja pierdole, jak to zrobiłeś?
-I kto tu jest lepszy?
-Effie, zobacz!
Słowa i śmiechy odbijały się echem w mojej głowie. Jednym uchem je wpuszczałam, drugim wypuszczałam. Chłopaki coś do mnie mówili, ale nie zwracałam na to uwagi. Patrzyłam w jeden punkt, jakby było tam coś ciekawego, jednak to tylko zwykła ściana. W mojej głowie nagle była pustka. Zdałam sobie sprawę, że jestem cholernie zmęczona i zasypiam. W końcu moje oczy się zamknęły.
_________________________________________
jak myślicie, jak to się dalej potoczy? co sądzicie o zachowaniu Ashton'a? kim są ci dwaj faceci? czekam na wasze teorie.
jutro mam wolne, gdyż moja szkoła się wali haha (tak serio, to schody. ostatnio nie można było po nich chodzić i będzie chyba remont) no cóż, ja się cieszę!
ale za to mam dużo sprawdzianów w przyszłym tygodniu, więc będzie trzeba się uczyć :(
jeśli przeczytałaś - zostaw komentarz, nawet jedno słowa. chcę tylko wiedzieć kto czyta :)
ps. chyba długi wyszedł ten rozdział, co?