Obudziłam się i byłam zdecydowanie zmęczona. Wczoraj, a
raczej dzisiaj wróciliśmy z wesela i było chwilę po czwartej w nocy. Zasnęłam
od razu, a teraz ledwo żyję. Wszystko mnie boli, a do tego piłam i mam lekkiego
kaca. Od razu sięgnęłam po butelkę stojącą na szafce nocnej i wypiłam pół.
Jednak ból fizyczny to nie wszystko. Dalej nie mogę się pozbierać po pocałunku
z Jack’iem. Nie mam pojęcia jak to teraz będzie wyglądało. Co to dla niego
znaczyło. Jednak wnioskując z własnych doświadczeń to możliwe, iż nic. Dla
Ashton’a to nic nie znaczyło, więc dlaczego dla niego miałoby? Jednak sama
dobrze wiem, że oni to kompletnie dwie różne osoby. I Jack pewnie ma więcej
uczuć od tego drugiego. Oddałam pocałunek, a najgorsze było to, że mi się
podobało. Nie czułam czegoś tak mocnego jak czułam całując Ash’a, ale zawsze
było coś. Sama nie wiem dlaczego to zrobiłam, dlaczego odwzajemniłam ten
pocałunek. Chciałam tego? Naprawdę nie wiem. Wiedziałam, że Ashton nie
koniecznie może nas zobaczyć. Byliśmy bardziej w rogu, gdzie mógł nas nie
wiedzieć, a mimo to, pocałowałam go. Może dlatego, że byłam zła na blondyna? On
całował inną, więc ja chciałam zrobić to samo? Jestem beznadziejna. Co ja sobie
myślałam? Nie dość, że skłamałam Ashton’owi, to jeszcze całowałam Jack’a na
jego oczach. Dlaczego czuję się z tym źle wiedząc, że on nie przejmował się
mną? To niesamowite jak różnymi osobami jesteśmy. Ten człowiek nie ma uczuć.
Jestem tego pewna i będę mówiła to otwarcie, bo to na wszystko wskazuje. Ja mam
wyrzuty sumienia a on mówi mi, że nie jesteśmy razem i nie ma obowiązku być w
stosunku do mnie fair. Mógł chociaż nie robić tego na moich oczach.
Zeszłam na dół
ledwo trzymając się na nogach. W kuchni zastałam Meg i Matt’a. Byłam zdziwiona,
bo sądziłam, że będzie w pracy.
-Dzień dobry – przywitałam się.
-Dzień dobry Effie, jak było na weselu?
-Dobrze – chyba nie chciała, żebym zwierzała się z tego co
robiłam?
-Muszę wam coś powiedzieć – powiedziała po krótkiej chwili,
a mnie zaciekawiły jej słowa.
-A co? – wtrącił Matt.
-Za chwilę idę do pracy i do końca tygodnia również będę
pracowała, dlatego mówię wam to teraz.
-Może do rzeczy? – zapytałam może trochę zbyt chamsko,
siadając na blacie. Uśmiechnęła się tylko nieśmiało, a Matt zgromił mnie
wzrokiem. Wzruszyłam ramionami i słuchałam dalej.
-A więc w piątek musimy wyjechać w celach biznesowych i nie
będzie nas na weekend. Oczywiście uważamy, że jesteście dużymi dziećmi i sobie
poradzicie, więc nie powinniśmy się przejmować zostawieniem was.
-Oczywiście, że nie. Damy sobie radę – potwierdził mój brat.
-Jako, że jesteś starszy mamy nadzieje, że zaopiekujesz się
siostrą.
-Nie jestem małym dzieckiem – wtrąciłam.
-Oczywiście. A teraz wybaczcie ale muszę iść do pracy.
Zjadłam
śniadanie i poszłam do salonu gdzie siedział Matt.
-Skoro ich nie będzie to wyjdę z kolegami. Mam nadzieję, że
nie masz nic przeciwko – poinformował, gdy tylko mnie zobaczył.
-Wolny dom? Dlaczego miałabym być zła?
-No tak, zawsze lubiłaś samotność – zmierzwił mi włosy, więc
odpłaciłam mu się tym samym. Postanowiłam, że przeczytam jakąś książkę, bo od
dawna miałam ochotę to zrobić, jednak nie było czasu. Jakoś wyleciało mi to
całkowicie z głowy i nawet nie wypożyczyłam, dlatego postanowiłam, że zrobię to
właśnie teraz. Poszłam na górę i się przebrałam, a jak zeszłam okazało się, że
mój braciszek również wychodzi. Ja natomiast musiałam wrócić się jeszcze po
pieniądze, bo Matt nie chciał mnie podwieźć. Cóż, prawdopodobnie umówił się z
kolegami, ale ja doskonale wiem, że robi tak tylko i wyłącznie jak umawia się z
dziewczyną. Za dobrze go znam. Nie jest wyrodnym bratem, wręcz przeciwnie.
Dobrze się dogadujemy i gdyby była taka potrzeba to wskoczyłabym za nim w ogień
i jestem pewna, że zrobiłby to samo. Czasami się kłóciliśmy, ale w tych
ostatnich latach zdecydowanie mniej.
Faktem jest, że muszę jechać autobusem. Nie przepadam za
tym, ale co zrobić? Przecież nie będę ciągle siedziała mu na głowie. Ma swoje
życie i nie mam prawa w nie ingerować. Już dużo dla mnie poświęcił, więc chcę,
żeby się zabawił, przestał myśleć o rodzicach i o tym co nas przykrego
spotkało. Nie mogę myśleć tylko o sobie. Przecież on także to przeżył, nie
tylko ja. Może byłam zbyt wielką egoistką by to dostrzec prędzej, ale teraz to
widzę i chcę zacząć żyć tak jak żyłam jeszcze cztery/pięć lat temu. Jednak
doskonale wiem, że te sms-y w niczym mi nie pomogą, a mogą nawet pogorszyć
sprawę. Mam złe przeczucia.
Zeszłam na dół
i otworzyłam drzwi. O mało co nie dostałam zawału, gdy zobaczyłam, że ktoś tam
stoi. Jednak to nie wszystko. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam Ashton’a. Sądziłam,
że po tym jak uznał, że nie jesteśmy razem i dał mi jasno do zrozumienia, że ma
gdzieś, a ja mu powiedziałam, że spotykam się z Jack’iem to da mi spokój. Tak
sądziłam, ale na pewno tego nie chciałam. Moje serce natychmiast szybciej
zabiło, gdy spojrzałam w jego piwne oczy.
-Co ty tu robisz? – zapytałam.
-Chciałem porozmawiać.
-Rozmawialiśmy na weselu i chyba już wszystko mi
powiedziałeś.
-Nie, chyba jednak nie. Mogę wejść? – na to pytanie
otworzyłam szerzej drzwi i wpuściłam go do środka. Zgrywałam, że nie chcę z nim
rozmawiać, ale miałam nadzieję, że jednak mnie przeprosi i będzie tak jak jakiś
czas temu.
Kiedy
znaleźliśmy się w moim pokoju usiadłam na łóżku i czekałam aż blondyn zacznie.
Cały czas rozglądał się po pomieszczeniu, co zaczynało mnie denerwować.
-To co chciałeś mi powiedzieć?
-Rozumiem, że jesteś z Jack’iem, teraz już Ci wierzę, ale
jednak chciałem Cię przeprosić. Nie tak to miało wyglądać. Nie chciałem dać Ci
do zrozumienia, że mi na Tobie nie zależy, bo…chyba tak nie jest. Sam nie wiem
dlaczego zrobiłem co zrobiłem i to wszystko powiedziałem. Jestem idiotą, ale
chcę, żebyś mi wybaczyła i chociaż zostali przyjaciółmi. Nie rozumiem dlaczego
tak bardzo Cię tym zraniłem, skoro jesteś z Jack’iem. Chyba nie powinno Cię to
obchodzić. Skoro ty jesteś z nim to ja mogę być z kim chcę. Tylko nie wiem
dlaczego zerwałem dla Ciebie z Emily. Może i tego potrzebowałem, ale…przecież
ja to zrobiłem dla Ciebie. Sam nie wiem co do kogo czuję. To jest bezsensu.
Cóż, jednak życzę Ci wszystkiego dobrego i gratuluję…
-Nie jestem z Jack’iem, okej? Zamknij się już bo nie mogę
tego słuchać.
-Jak to? Okłamałaś mnie? – zapytał z uśmiechem. Poczułam się
głupio i nie chciałam tego przyznać. Po co ja się przyznałam? Jednak jestem głupsza
niż myślałam.
-Możliwe, ale proszę Cię nie mówmy już o tym.
-Dlaczego to zrobiłaś? – zapytał przybliżając się do łóżka,
na którym siedziałam.
-Ashton, nie zapominaj, że to ja jestem na Ciebie zła, mimo,
że Cię okłamałam – czy on w ogóle zwraca uwagę na to co do niego mówię? Ten
przeklęty uśmiech nie schodzi mi z twarzy.
-Czyli jesteś wolna? To nikt się nie pogniewa, jeśli zrobię
to – na te słowa moje serce znacznie przyśpieszyło i czekałam tylko na to co
chciał zrobić. Niby wiedziałam co miał na myśli, jednak to jest Ashton i może
wymyślić coś czego wcale bym się nie spodziewała. Jednak tym razem się nie
pomyliłam. Patrzył mi w oczy i bardzo szybko znalazł się obok mnie. Przybliżył
się i po prostu mnie pocałował. Oddałam pocałunek. Jego jedna ręka złapała mnie
w tali, a drugą położył na mój policzek. Ja natomiast złapałam go za kark i
przyciągnęłam bliżej siebie.
Oderwaliśmy się od siebie, gdy zaczynało nam brakować tchu.
Nie powinnam tak szybko mu ulegać. Przecież on się tylko mną bawi. Dlaczego
jestem taka naiwna i uważam, że może coś do mnie czuć?
-To co? Wybaczysz mi? – zapytał kładąc się na moim łóżku i
przyciągając mnie do siebie tak, że mogłam położyć głowę na jego klatce
piersiowej. Tak pięknie pachniał.
-Wybaczę Ci jeśli mi na coś odpowiesz.
-Na co?
-Kto Ci pokazał, że tak naprawdę nie kochasz Emily? – na to
pytanie przełknął ślinę. Chyba nie jest aż taka delikatna sprawa, prawda?
-I tak prędzej czy później raczej bym Ci powiedział, więc
chyba zrobię to teraz – zaczął, a ja przytaknęłam głową na znak, że ma
kontynuować dalej – To było w poprzednie wakacje. Przyjechała do Sydney z
rodzicami, była jedynaczką. Los chciał, że się spotkaliśmy i zakochaliśmy.
Wtedy wiedziałem, że nie czuje nic do Emily, bo to ją kochałem. Spędzaliśmy ze
sobą każdy dzień. Myślałem, że zostaje tu na zawsze i tak miało być, jednak coś
się stało i musieli wrócić. Bardzo to przeżyłem, bo nie wiedziałem czy jeszcze
kiedyś ją zobaczę. Myślałem, że przyjedzie w te wakacje, ale tak się nie stało.
Sama zresztą widzisz. Już pewnie więcej jej nie zobaczę. Muszę zapomnieć.
Najpierw było mi przykro z jego powodu. Stracił miłość
swojego życia. Ale może tak właśnie miało być? Może to nie jest ta jedyna?
Zabolały mnie jego słowa w pewien sposób. Może nie świadomie, ale dał mi do
zrozumienia, że jeśli ona by tu była, to go nie byłoby tutaj ze mną. Musi
zapomnieć? I co? To ja mam być tą, która mu pomoże? A jak już zapomni to mnie
zostawi i poszuka sobie innej? Kompletnie nie wiem jak mam to odebrać.
-I co? Wybaczasz mi, tak? Powiedziałem Ci – przez chwilę nic
nie mówiłam. Byłam zbyt zajęta swoimi myślami, ale jednak przytaknęłam, a
blondyn pocałował mnie w czoło.
~*~
(piątek)
Meg i George’a nie ma, bo jak sami mówili wyjeżdżają do
pracy. Matt poszedł do kolegów, a tym kolegą najprawdopodobniej jest Jack.
Mogłabym zaprosić Rose, ale jednak wolę posiedzieć sama. Wypożyczyłam książkę i
właśnie chciałam się za nią zabrać. Wzięłam więc koc i usiadłam w salonie. Było
lekko po dwudziestej drugiej, więc światło musiałam mieć zapalone.
Nie długo jednak mogłam czytać, bo ktoś zadzwonił do drzwi.
Przeklęłam pod nosem i poszłam otworzyć. Jednak nikogo tam nie było.
Rozejrzałam się i dalej nic. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak późno jest i
że raczej nikt nie powinien o tej godzinie tutaj przychodzić. Jednak może to
mój brat chciał mnie przestraszyć. Wzruszyłam ramionami i w tym momencie
zadzwonił telefon domowy. Przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz i od
razu zamknęłam drzwi, po czym je zakluczyłam.
Od razu podeszłam do telefonu.
-Halo?
Nic. Cisza. Trzasnęłam słuchawką i poszłam zamknąć tylne
drzwi. Sprawdziłam też wszystkie okna, po czym je zasłoniłam. Byłam przerażona.
Usiadłam na kanapie i przykryłam się kocem. Usłyszałam, że dostałam sms-a, a
telefon był na górze. Zabrałam książkę, koc i nóż z szafki w kuchni, po czym
tam poszłam. Numer nieznany. Na początku nie chciałam, ale jednak zdecydowałam
się, że go przeczytam. Od zawsze byłam ciekawska.
Od nieznany: Co słoneczko? Boisz się?
To on, prawda? Nie dał mi spokoju? To nie jest żaden głupi
żart, to moje koszmary stają się rzeczywistością.
Zaczęłam płakać, a telefon znowu zaczął dzwonić. Jeden, dwa,
trzy, cztery i tak w kółko. Odrzucałam połączenia cały czas, aż w końcu dał
sobie spokój. Przestał. Leżałam zapłakana, gdy po około piętnastu minutach
znowu zadzwonił. Ale to był jeden raz. Nie wiedziałam gdzie telefon jest.
Dźwięki były lekko stłumione. Zastanawiałam się tylko dlaczego jeszcze nie
wszedł do domu. Na co czekał? Chciał najpierw mnie postraszyć, a dopiero potem
zaatakować? Doskonale wiedział, że jestem sama, więc się nie spieszył. Powoli
zaczynałam przygotowywać się na najgorsze. Wiem do czego jest zdolny. Ten
człowiek jest psychicznie chory i nie powinien być na wolności. Jak nie w
więzieniu, to w zakładzie zamkniętym.
Nagle usłyszałam hałas na balkonie. On tu jest. Idzie po
mnie. Zarzuciłam kołdrę na głowę, jakby to miało mi w czymś pomóc. Teraz tylko
się modliłam. Przecież moi rodzice nie pozwolą mnie skrzywdzić. Prawda?
_____________________________________
Jedynie mogę napisać, że przepraszam. Ten rozdział jest do niczego. Nie miałam internetu przez dwa tygodnie, więc prędzej wstawić nie mogłam. Oczywiście miałam dużo czasu na pisanie, ale nie miałam chęci. Przepraszam. Sami mi nie pomagacie. Nie rozumiem co trudnego jest w napisaniu kilku słów. No ale nic. Nie wiem kiedy pojawi się następny, nic nie obiecuję :)
Tym,tym,tym o boże jaka akcja, akurat w tym momencie? :(((((
OdpowiedzUsuńNo nic, czekam na next kocham xx ♥
O mamuńciu! Ale akcja :D Ten rozdział jest naprawdę świetny ;)Życzę weny i z niecierpliwością czekam na next / Wierna czytelniczka ;**<33
OdpowiedzUsuńKochana łap wenę *rzuca*
OdpowiedzUsuńRozdział genialny, ale chcę next, bo ten moment, no wiesz...
*całuje w policzek i daje kartkę i długopis* pisz kochana ;*