czwartek, 30 października 2014

Rozdział 14

-Ten pocałunek na weselu, ja przepraszam, byłem pijany i nie chciałem tego, naprawdę przepraszam. Nie chcę, żebyś teraz mnie unikała - zaczął, a ja dłużej zastanowiłam się nad jego słowami.
-Nie chciałeś tego? - tak naprawdę sama nie wiem dlaczego o to spytałam. Czy naprawdę zabolały mnie jego słowa?
-Nie łap mnie za słówka. Widzę, że i tak coś się dzieje między Tobą a Ashton'em, to wszystko nie będzie potrzebne - uśmiechnął się lekko, ale nie jestem do końca pewna czy był to szczery uśmiech. Jednak miał racje. Czułam coś do Ashton'a, więc nie powinnam dalej brnąć w ten temat z pocałunkiem. Jednak nie chcę, żeby teraz coś się między nami posypało. Lubię Jack'a i to bardzo, więc nie chcę, żeby teraz nasz kontakt się urwał.
-To nie tak, nic się nie dzieje, ja tylko - przerwałam, bo co miałam powiedzieć? - Masz rację, zakończmy ten temat - posłałam mu uśmiech, który odwzajemnił - Jednak nie myśl sobie, że się mnie pozbędziesz. Musimy się gdzieś wybrać! - szturchnęłam go w ramię, przez co dość głośny rechot opuścił jego usta. Kocham jego śmiech i uśmiech, jest wtedy naprawdę czarujący, ale jednak w uśmiechu Ash'a jest coś innego, to jego uśmiech kocham bardziej, zdecydowanie.
-To co? Jesteśmy umówieni? - zapytał.
-Jasne. Wpadnij w środę - tak oto zakończyła się nasza rozmowa. Ja zeszłam na dół, a on poszedł do pokoju Matt'a.
Zdałam sobie sprawę, że naprawdę lubię tego słodkiego chłopaka, jednak czy to nie śmieszne, że gdy zobaczyłam w kuchni Ashton'a to miałam wyrzuty sumienia? Ja nie całuje się z byle kim i pocałunki zawsze coś dla mnie znaczą. Ten z Jack'iem też coś znaczył? 
-Dziękuję za śniadanie - wreszcie zdecydowałam się odezwać, bo jedyne co blondyn robił to gapił się na mnie. Czy to możliwe, że jedna i ta sama osoba sprawia, że jestem poirytowana i szczęśliwa jednocześnie? Wkurwia mnie, że się nie odzywa tylko perfidnie patrzy, ale oddałabym wiele, żeby patrzył tak na mnie codziennie.
-Nie ma za co - odpowiedział i postanowił zebrać talerze z blatu. Nie mogłam mu pomóc, bo wziął wszystko sam, więc usiadłam się na kanapie i włączyłam telewizje. Nie wiedziałam jaki kanał włączyć, bo nie wiem co on lubi. Tak więc czułam się niezręcznie, gdy usiadł koło mnie, nic nie mówił, nie poruszał się. Odwróciłam twarz w jego stronę, ale nadal żadnej reakcji. Mogłam więc podziwiać jego piękne rysy twarzy i te pokręcone blond włosy.
-Chcesz zagrać w fife? - zapytałam po chwili milczenia. Chłopak odwrócił twarz w moją stronę. Dlaczego te oczy były takie zimne? Żadnej pozytywnej energii. Nie tego chłopaka kochałam.
-Masz zamiar powiedzieć o tym co się stało Matt'owi?
-Chyba to już przerabialiśmy. Nie idę na policję, a już na pewno nie będę zawalać swoimi problemami głowy Matt'a.
-Nie chcesz zawracać głowy swojemu braciszkowi, ale mi chcesz zawracać? - te słowa wyszły z jego ust jak jakiś jad. Nie mam pojęcia co zrobiłam, naprawdę. Jego słowa mnie zabolały. To teraz zawracam mu głowę? To po co dociekał? Po co sam mnie namawiał, że mam mu się zwierzać? Czy ten chłopak się dobrze czuje? Czułam, że się trochę narzucam, ale ja tego potrzebowałam. Teraz to wiedziałam. Jednak on postanowił być dla mnie chamski i oskarżać mnie o zawracanie mu głowy.
-Nie wierzę, że to powiedziałeś. Po prostu nie wierzę - pokręciłam zrezygnowana głową. Czułam, że łzy powoli napływały mi do oczu, gdy po raz kolejny jego słowa odtwarzały się w mojej głowie - Wiesz co? Zapomnij o tym, co Ci powiedziałam. Zapomnij o zeszłej nocy. Najlepiej zapomnij o mnie. Nie mam zamiaru tracić czasu na kogoś kto najpierw sam wyciąga ze mnie informacje, a potem zarzuca, że zawracam mu głowę. Byłeś pierwszą osobą, której się zwierzyłam. Ludzie mają racje, nikomu nie można ufać. Wynoś się stąd - kiedy to mówiłam cały czas patrzałam w podłogę. Wiedziałam, że gdybym na niego spojrzała to bym się popłakała. A to nie było mi potrzebne. Nie mogę mu pokazać jak słaba jestem.
-Effie, ja...ja przepraszam, jeny ja nie chciałem - nie mogłam się załamać pod jego słodziutkim głosikiem. Jest dupkiem i nic tego nie zmieni.
-Powiedziałam Ci coś, masz wyjść z tego domu i o mnie zapomnieć. Nie jesteś mi potrzebny. Teraz będę zawracać głowę swojemu braciszkowi - syknęłam.
-Chociaż na mnie spójrz - zażądał. Wstałam i czułam, że dłużej nie wytrzymam.
-Wynoś się! - krzyknęłam i rzuciłam w niego poduszką. Kilka łez spłynęło po moim policzku. Blondyn wstał i wyszedł. Usiadłam z powrotem na łóżku i się rozpłakałam. Byliśmy ze sobą w jednym pomieszczeniu zaledwie godzinę jak nie mniej, a kłóciliśmy się chyba z trzy razy. Złapałam się za włosy i za nie pociągnęłam. Nie wiedziałam sama o co mam się martwić. O to, że jakiś psychopata chce mnie zabić, czy chłopak, którego kocham wyszedł i może już więcej nie wrócić. Zadzwoniłam do Rose.


ASHTON'S POV

Szedłem chodnikiem kopiąc napotkane kamyki. Czy ja musiałem być takim dupkiem? Effie zwierzyła mi się z czegoś takiego, co nie było dla niej łatwe, a ja zarzuciłem jej, że zawraca mi głowę, mimo, iż to ja dociekałem. Jestem cholernym idiotą - to jest potwierdzone. Nie wiem co czuję do tej dziewczyny, ale wiem, że muszę ją chronić. Nie jest bezpieczna. Teraz gdy najbardziej potrzebuje mojej pomocy ja ją zostawiam, bo jestem takim cholernym dupkiem. Nie powinienem był w ogóle wychodzić z tego domu. Doskonale wiedziałem co powinien zrobić, żeby dziewczyna szybko mi wybaczyła. Żeby nie została z tym sama, żeby nie płakała. Ale z drugiej strony Effie była inna. Nie wiem czy to na nią by zadziałało, a do tego na górze był ten cholerny Jack i jej brat. Nie lubi mnie, a nie chciałem się narażać. Chociaż to głupie, bo gdyby zszedł na dół i zobaczył ją zapłakaną, to by wiedział, że to moja wina. Na jedno by wyszło. Powinienem był tam po prostu kurwa zostać. Byłem wściekły sam na siebie. Miałem ochotę coś rozpierdolić. Z każdym kolejnym krokiem, z każdą kolejną myślą zdawałem sobie sprawę, że ja się w niej zakochuję. Doskonale wiedziałem, że jestem o nią zazdrosny, gdy poszła na górę z Jack'iem, ale nie chciałem się do tego przyznać. Jednak po co mam dalej oszukiwać sam siebie? Sądziłem, że Victoria była tą jedyną, że już nigdy więcej się nie zakocham, jednak teraz wiem, że zakochuję się w Effie i mam cholerną ochotę zawrócić i ją po prostu przytulić. Jednak to mogłoby ją tylko bardziej rozwścieczyć. Jej słowa ciągle krążyły mi po głowie "Najlepiej zapomnij o mnie". Naprawdę tego chciała? Ona nic do mnie nie czuje, prawda?

~*~

EFFIE'S POV

Opowiedziałam przyjaciółce tylko o tym, że kocham Ashton'a i że był u mnie. Powiedziałam, że mnie zranił i nie wiem czy uda mi się po raz kolejny mu wybaczyć. Wiedziałam, że muszę się pilnować, żeby nie powiedzieć za dużo. Może to nie fair z mojej strony, jednak chciałabym o przeszłości zapomnieć, a nie chodzić i wszystkim na około o niej opowiadać. Jak na razie nie dostałam żadnego sms-a, nikt nie próbował się ze mną połączyć. Był wieczór, a ja siedziałam i oglądałam z Rose film. Muszę przyznać, że było naprawdę fajnie. Wybrałyśmy komedię, bo na pewno nie miałam zamiaru znowu płakać, a gdyby był to jakiś dramat, albo komedia romantyczna to tak by było.
       Kiedy film się skończył było naprawdę ciemno. Do przystanku nie było zbyt blisko, a nie chciałam zostawiać Rose samej. Jeśli coś ma się stać, którejś z nas, to mi. Nałożyłam na siebie bluzę, a na stopy założyłam vansy. Nie obchodziło mnie jak w tej chwili wyglądam, a na pewno nie wyglądałam najlepiej. No cóż, nikt i tak mnie nie zobaczy.
       Szłam z brunetką w ciszy. Jednak nie była to niezręczna cisza, wręcz przeciwnie. Wydawało mi się, że i ja i ona musiałyśmy zaczerpnąć trochę świeżego powietrza i pomyśleć. Nie byłam pewna co chodziło po głowie jej, ale ja miałam setki myśli na minutę. Pierwszą rzeczą, o której myślałam na pewno było to, czy Ashton zostawi mnie na dobre, czy posłucha mnie i zapomni o mnie, czy jeszcze kiedyś będzie mi dane z nim porozmawiać i czy coś do mnie czuje. Czuje na pewno, ale czy to miłość, czy raczej nienawiść? Stawiałabym na to drugie. 
Drugą myślą było to, czy bezpieczne jest wychodzenie o tej porze na zewnątrz. Teraz gdy odprowadzę Rose będę sama, a ten psychopata będzie mógł mnie zaatakować w każdej chwili. Jednak to było chyba mniej istotne.

~*~

Szłam powoli ze spuszczoną głową. Wpatrywałam się w swoje buty, bo tak naprawdę nie chciałam wiedzieć, czy ktoś jest gdzieś niedaleko i czy może mnie zaatakować. Chciałam dojść do domu żywa, jak na razie nie chcę umierać. Jednak ten park był przerażający nocą, a do tego było zimno. Cały czas pocierałam swoje ramiona, by się ogrzać, jednak niewiele to dawało. W pewnym momencie usłyszałam jakiś szelest. Jakby z krzaków znajdujących się przy ławkach. Nie ważne, czy to był człowiek normalny, pijak, czy nawet zwierzę, ale przestraszyłam się. Zauważyłam, że przyśpieszyłam i oddalałam się od tego miejsca, jednak nie czułam się bezpiecznie. Cały czas się rozglądałam i sprawdzałam czy nikt za mną nie idzie. Kiedy zauważyłam jakiegoś faceta niedaleko mnie serce zaczęło bić mi szybciej. Był łysy i dobrze zbudowany. Nie powinnam ludzi oceniać po wyglądzie, ale gdybyś ty zauważyła łysego umięśnionego gościa w nocy w parku, nie przestraszyłabyś się? Spojrzał on w kierunku jakiegoś innego i skinął głową. Zdałam sobie sprawę, że tam był jeszcze ktoś. Nie jestem pewna, ale z mojego wolnego spaceru zrobił się prawie bieg. Dosłownie tak szybko szłam, że równie dobrze mogliby uznać, że przed nimi uciekam i już zacząć mnie gonić. Dziwiłam się, że jeszcze nic mi nie zrobili i tylko spokojnie szli po dwóch różnych stronach. Nie wiem na co czekali, przecież nikogo tutaj nie było. Może chcieli jednak znaleźć inne miejsce? Jakieś bardziej bezpieczne, gdzie świadków byłoby można szukać jak igły w stogu siana? Pewnie o to im chodziło, a ja byłam już poważnie przestraszona. To jednak był głupi pomysł, żeby wychodzić samej z domu, ale gdy pomyślę, że gdybym nie poszła odprowadzić Rose i oni napadli by na nią to aż ciarki mnie przechodzą. Z dwojga złego wybieram jednak, żeby to mnie porwali. Cóż, byłam blisko domu i jednak miałam nadzieję, że nic mi nie zrobią i uda mi się uciec. 

~*~

Wpadłam do domu zdyszana, bo ostatnie kilka metrów biegłam. Chciałam im uciec, a kiedy zorientowałam się, że biegną za mną, to jeszcze bardziej przyśpieszyłam i uwierzcie - nigdy tak szybko nie biegłam. Mój wf-ista byłby dumny z mojego czasu. 
Może to głupie, że robię sobie z tego żarty, ale nie mogę inaczej. Jeśli chcę się odstresować i nie myśleć tylko o tym, że ktoś chciał mnie napaść w parku, to muszę samą siebie rozśmieszać. Nie jestem pewna co to było. Przecież gdyby chcieli mogliby mnie dogonić, jestem tego pewna. Czy to znowu jakaś chora gra, o której zasadach nie mam pojęcia? Nie chcę się w to bawić.
       Weszłam do salonu, a tam zastałam Matt'a i Jack'a, którzy śmiali się i grali w fife. Na stole leżały paczki chipsów i innych słodyczy. Ogólnie rzecz biorąc był syf. Jutro wracają Meg i George, więc Ci idioci będą to sprzątać. 
-Wróciłaś? - odezwał się mój brat, kiedy mnie zauważył.
-A jak myślisz? Zastanawiałeś się czasem nad sensem pytań, które zadajesz? Gdybym nie wróciła, to by mnie tu nie było, nie sądzisz? 
-Jeny, nie dramatyzuj, kobieto - zaśmiał się, ale przecież miałam rację. Jego pytania były czasem bez sensu. 
-Jack zostaje dzisiaj na noc? 
-Yhym - mruknął Matt, więc postanowiłam na razie im nie zawracać głowy i poszłam wziąć prysznic.

~*~

-To co robimy? - zapytałam siadając na kanapie pomiędzy chłopakami. Wyprostowałam nogi tak, że miałam je na nogach Jack'a, a głowę oparłam o ramię Matt'a. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że ten dzień był męczący, a ja byłam dość śpiąca. Jednak nie chciałam tak szybko się kłaść do łóżka. Zamierzałam poprzeszkadzać trochę tej dwójce.
-Gramy w fifę, możesz się dołączyć jak chcesz - odezwał się Jack.
-Nie wiem czy chcecie ryzykować, oczywiste jest to, że wygram.
-Chyba podejmiemy to ryzyko, siostrzyczko. To ja Cię wszystkiego nauczyłem, nie mam co się bać.
-To się jeszcze okaże.
Jack dał mi swojego pada i pierwszy mecz zagrałam z Matt'em. Jest on dobry i oczywiście miał rację, w tym, że wszystkiego mnie nauczył, ale to nie oznacza, że wygra, a ja się szybko poddam. Długo był remis, jednak ostatecznie to on wygrał.
-No i co? - zapytał, tym swoim przechwalającym głosem. Lubił wygrywać, ja też, ale teraz nie miałam nawet siły się z nim wykłócać. 
Oddałam z powrotem pada Jack'owi i zaczął grać z Matt'em. Ja natomiast wzięłam do rąk telefon i zrobiłam zdjęcie, które chwilę później wstawiłam na instagrama. Z jednej strony wiedziałam, że Ashton to zobaczy i może być zły, bo nie przepada za Jack'iem, ale z drugiej wiedziałam, że może go to nic nie obchodzić i może mieć gdzieś z kim spędzam czas. Już mi udowodnił jak mu na mnie zależy.
-Ja pierdole, jak to zrobiłeś? 
-I kto tu jest lepszy? 
-Effie, zobacz! 
Słowa i śmiechy odbijały się echem w mojej głowie. Jednym uchem je wpuszczałam, drugim wypuszczałam. Chłopaki coś do mnie mówili, ale nie zwracałam na to uwagi. Patrzyłam w jeden punkt, jakby było tam coś ciekawego, jednak to tylko zwykła ściana. W mojej głowie nagle była pustka. Zdałam sobie sprawę, że jestem cholernie zmęczona i zasypiam. W końcu moje oczy się zamknęły.

_________________________________________

jak myślicie, jak to się dalej potoczy? co sądzicie o zachowaniu Ashton'a? kim są ci dwaj faceci? czekam na wasze teorie. 
jutro mam wolne, gdyż moja szkoła się wali haha (tak serio, to schody. ostatnio nie można było po nich chodzić  i będzie chyba remont) no cóż, ja się cieszę! 
ale za to mam dużo sprawdzianów w przyszłym tygodniu, więc będzie trzeba się uczyć :( 
jeśli przeczytałaś - zostaw komentarz, nawet jedno słowa. chcę tylko wiedzieć kto czyta :)
ps. chyba długi wyszedł ten rozdział, co? 

wtorek, 21 października 2014

Rozdział 13

Obudziłam się chwilę po jedenastej. Rozejrzałam się, ale nigdzie nie było Ashton'a. Była zawiedziona, bo miałam nadzieję, że chociaż raz obudzę się i ujrzę jego twarz. Nawet jeśli był tu z litości. Ostatnio działo się tyle, że sama nie wiem kim dla siebie jesteśmy. Jakieś zazdrości, odrzucenia, pocałunki. Tego było za wiele, nie jestem w stanie pojąc co on do mnie czuje. Możliwe, że chce się tylko zabawić. Wydaje mi się, że może być typem takiego chłopaka, chociaż bardzo bym nie chciała. Jednak skupiłam się tylko na tym, że powinien tu być i pewnie jest na dole. Było naprawdę dobrze dopóki nie przypomniałam sobie dlaczego tu był. Na samą myśl o tym co działo się wczoraj na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Nie wiem jak to teraz będzie. Ashton będzie chciał, żebym pojechała na policję, ale nie mogę. Muszę dać sobie radę sama. Mam nadzieję, że blondyn mi w tym pomoże.
Zdałam sobie sprawę, że jestem w tych samym rzeczach co wczoraj, więc poszłam wziąć prysznic. Wyglądałam koszmarnie.
       Zeszłam na dół, gdzie - jak podejrzewałam - był Ashton. Kąpiel trochę mi zajęła, ale pewnie myślał, że jeszcze śpię. Dziwnie się czułam, bo sama nie wiedziałam jak mam się zachowywać i jak on będzie się zachowywał. Jednak weszłam do kuchni, gdzie był blondyn i robił śniadanie.
-Cześć - powiedziałam ciszej, niż zamierzałam, ale usłyszał mnie.
-Cześć - odpowiedział odwracając się w moją stronę. Nie uśmiechał się tak jak zawsze, co mnie niepokoiło. Miałam nadzieję, że zobaczę jego promienną twarz i od razu sama poczuję się lepiej, ale jedyne co widziałam to jego pełne obaw oczy. Chyba nie przejmował się mną, aż tak, prawda?
-Nie musisz się tak zachowywać. Dobrze się czuję, nic mi nie jest - odparłam i usiadłam przy blacie.
-Effie, czy ty się słyszysz? Ktoś wczoraj próbował Cię napaść, a ty mi mówisz, że jest dobrze? Może i nie wiem dokładnie co się stało, ale widziałem jak panicznie się bałaś. Powtarzałaś, że on wrócił, a ja chcę się dowiedzieć o kim mówiłaś.
-Nie mam ochoty o nim rozmawiać. O nim i o mojej przeszłości. Chcę o tym zapomnieć.
-Jak ty masz zamiar o tym zapomnieć? Eff, przecież kimkolwiek on jest to wrócił i jestem prawie pewien, że chce Ci zrobić krzywdę. Przecież dobrego kolegi byś się nie bała, co?
Wiem, że miał rację. Przyszedł i tak naprawdę uratował mnie, więc ma prawo wiedzieć dlaczego tak się bałam. Może na początku chciałam mu powiedzieć, ale teraz znowu nie byłam pewna. Nie wiem czy chcę go w to wplątać, bo jeśli Ash będzie mu przeszkadzał, to on się go pozbędzie. Przecież nie jest głupi i widzi, że teraz będę miała opiekę. Mówiąc Ashton'owi o co chodzi narażę go na niebezpieczeństwo.
-Nie mogę, boję się o Ciebie. On Ci zrobi krzywdę... - zaczęłam, ale blondyn mi przerwał podchodząc do blatu i łapiąc moją twarz w swoje dłonie.
-O mnie się nie martw, dam sobie radę. Teraz muszę chronić Ciebie, rozumiesz? - przytaknęłam, jednak nie byłam pewna czy chcę to zrobić.
-No już. Powiedz mi.
Odchrząknęłam i zaczęłam. Jak coś mu się stanie, to nigdy sobie tego nie wybaczę.
-Miałam 14 lat, gdy to się zaczęło. Dostawałam sms-y, czułam, że ktoś jest ze mną nawet, gdy byłam sama. To było straszne, byłam dzieckiem. Miałam zaledwie 14 lat, skąd mogłam wiedzieć, że jakiś psychopata chce mnie skrzywdzić? Pewnego dnia wracałam ze szkoły. Zawsze kochałam sport i miałam treningi siatkarskie. Było dość późno, a droga do mojego domu nie należała do najbezpieczniejszych. To tam mnie zaatakował i porwał. Byłam w jakimś pokoju. Było zimno, a ściany to były zwykłe cegły. Na samym środku stało wielkie łóżko. Położył mnie na nim i związał. Spędziłam tam jedną noc sama, tak strasznie się bałam. Następnego dnia przyszedł i pokazywał mi zdjęcia. To były zdjęcia dziewczyn mniej-więcej w moim wieku. Opowiadał jak to je wszystkie skrzywdził i cieszył się, że jeszcze nikt go nie znalazł. Mówił co im robił i że mnie spotka to samo. Jeszcze tego samego dnia wieczorem przyszedł i zaczął mnie całować. Próbował mnie rozebrać, ale się szarpałam. Dał sobie spokój i powiedział, że przyjdzie na następny dzień. Nie zdążył, bo znalazła mnie policja. Miałam 14 lat i mimo, że mnie nie zgwałcił to próbował, a ja nigdy nie zapomnę tego w jaki sposób się do mnie uśmiechał - kiedy skończyłam czułam, że zaraz wybuchnę płaczem. Miałam łzy w oczach, a blondyn patrzał na mnie z niedowierzaniem. Jednak szybko się otrząsnął i mnie przytulił. Trzymał mnie tak mocno w swoich objęciach, że byłam pewna, iż tego mi brakowało. Moczyłam jego bluzę, ale się tym nie przejmował. Jednak po chwili zdał sobie sprawę, że mogę nie chcieć żadnego zbliżenia. Wiedział, że mogę się bać. Próbował się odsunąć, ale mu nie pozwoliłam. Ten okres miałam za sobą. A raczej pozwalałam na takie coś osobom, którym ufałam i wiedziałam, że nie zrobią mi krzywdy. Jednak gdy ktoś naruszył moją część prywatną, a nie znałam tej osoby, to bałam się. I tak było z tymi facetami z klubu, z którymi tańczyłam.
        Nie wiem przez ile czasu stałam i przytulałam Ashton'a, jednak postanowiłam dać mu już spokój. Nie będzie siedział i pocieszał mnie cały dzień. Nie chcę znowu do tego wracać. Matt już to ze mną przerabiał i myślę, że nie mogę znowu powrócić do tego stanu. Odsunęłam się od blondyna i wytarłam mokre policzki. Poczułam jego dużą dłoń na swoim policzku, więc złapałam ją i przymknęłam oczy. Bałam się, że teraz on postanowi mnie zostawić, a ja mu się zwierzyłam z rzeczy, o której nie wiedział jeszcze nikt o prócz moich rodziców i Matt'a. Rodzina? Praktycznie ich nie znałam. Nikt nas za często nie odwiedzał, dlatego też nikt nie zaadoptować i zostaliśmy z kompletnie nieznanymi ludźmi.
-Pójdę się doprowadzić do ładu - powiedziałam i zeszłam ze stołka, po czym poszłam na górę. Chwilę stałam w łazience i po prostu przyglądałam swojemu odbiciu. Po raz drugi dzisiejszego dnia - który dopiero się zaczął - wyglądałam źle. Miałam tusz rozmazany na całej twarzy. Mam dość płakania.
       Siedziałam przy blacie, a Ashton położył przede mnie talerz z naleśnikami. Niby nic oryginalnego, ale co innego może zrobić? To chłopak, a to pewnie jedno z niewielu dań, które potrafią przygotować. Od czasu gdy zeszłam na dół blondyn się nie odzywał. Chyba nie sądził, że tego właśnie potrzebuje? Jedyne czego chcę to rozmowy, żeby więcej nie myśleć o tym co się wokół mnie dzieje. Ja wręcz muszę rozmawiać.
-Ash - zaczęłam, jednak co ja właściwie chcę mu powiedzieć? - Chciałabym, żeby wszystko wróciło do normy. Nie zamierzam siedzieć i się nad sobą użalać i nie potrzebuję, żebyś ty to robił. Nie chcę żadnej litości. Znasz moją przeszłość, ale to Cię do niczego nie zobowiązało, możesz mnie spokojnie zostawić, ja naprawdę Cię nie trzymam. Nie chcę, żebyś myślał, że teraz jesteś do mnie przywiązany. Chcę, żeby było tak jak wcześniej. Nie chcę siedzieć i nie rozmawiać z Tobą. Nie tego teraz potrzebuję.
Nic nie mówił i miałam tego naprawdę dość. Chyba nie myśli, że tak będzie teraz cały czas?
-Musisz iść z tym na policję - odezwał się po chwili.
-Chyba żartujesz, nie mogę.
-Ale musisz. Nie mogę Cię chronić 24/7. Nie będzie mnie z Tobą wszędzie.
-Nie musisz być, przecież mówiłam coś przed chwilą.
-Nawet nie o to chodzi. On może Ci zrobić krzywdę, a jeśli pójdziemy na policję oni go złapią i będziesz spokojna.
-Czy ty nie rozumiesz, że nie mogę? Nie mam żadnych dowodów, żadnych.
-Potwierdzę wszystko.
-Oh, tak, a oni od razu uwierzą dwójce małolatów i zaczną szukać jakiegoś psychola - powiedziałam z wyraźnie słyszalnym sarkazmem.
-A sms-y?
-To nie jest wystarczające. Nie wiesz jak policja ma teraz wszystkich gdzieś.
Naszą jakże ciekawą konwersację przerwały otwierane się drzwi. Oboje spojrzeliśmy w tamtym kierunku, a do domu wszedł Matt, a za nim Jack. Dawno z nim nie rozmawiałam i wiedziałam, że pewnej kwestii ze sobą nie omówiliśmy.
-Co on tu robi? - pierwsze pytanie jakie zadał Matt, gdy zobaczył Ashton'a. No jakże by inaczej.
-Nic takiego, po prostu mnie odwiedził.
-Effie, nie było mnie na noc...
-Co ty sugerujesz? Niedawno przyszedł, odczep się.
-Cześć - wymamrotał cicho Jack.
-Cześć - odpowiedziałam.
Matt oznajmił, że idzie na górę z Jack'iem, jednak ten powiedział mu, że zaraz dołączy i został z nami. Przełknęłam ślinę, bo chyba czekała mnie kolejna dość ważna rozmowa.
-Moglibyśmy porozmawiać?
Skinęłam głową i zostawiłam blondyna na dole, po czym poszłam na górę z Jack'iem.
-Chciałem tylko zapytać czy mnie unikasz.
-Dlaczego miałabym to robić?
-Ten pocałunek na weselu...

______________________________________________

podoba mi się ten rozdział. może wena wróciła? oby. sama przeczytałam to opowiadanie od początku, bo wiele szczegółów wypadło mi z głowy. jakoś miałam straszną ochotę pisać i wczoraj mimo, iż wróciłam późno do domu to napisałam chyba z pół rozdziału. 
dziękuję osobom, które komentują, bo to mnie motywuje, naprawdę.

mam do was tylko jedną prośbę. przeczytałaś to napisz kropkę. naprawdę nic więcej. chcę tylko wiedzieć ile osób zostało i czyta dalej :) 

niedziela, 12 października 2014

Rozdział 12

Leżałam na łóżku z poduszką na głowie i płakałam. Myślałam, że to jakoś zagłuszy odgłosy dochodzące z zewnątrz, ale doskonale wiedziałam, że tak nie będzie. Wiedziałam, że jestem sama i już nikt mi nie pomoże. On jest na balkonie i za kilka minut będzie tutaj i dokończy swoje "dzieło". Nie dał mi spokoju, bo nie należy do tego typu osób. Miał być w więzieniu, ale gdyby się nad tym dłużej zastanowić to pewnie już wyszedł. Nie odsiedział całej kary, ale wyszedł za dobre sprawowanie - tak stawiam i pewnie jest to strzał w dziesiątkę. Powoli przyzwyczajałam się do myśli, że mnie skrzywdzi i że nawet mogą to być moje ostatnie chwile na ziemi. Bo kto mi pomoże? Nie ma tutaj nikogo. Nikt nie pojawi się tak nagle i mnie nie uratuje. Teraz pozostało mi się tylko modlić, ale czy to coś da? Byłam za bardzo roztrzęsiona, by myśleć trzeźwo. Cała się trzęsłam, a moja twarz była zalana łzami. Spokojny wieczór, który miałam spędzić na czytaniu książek, oglądaniu fajnych filmów, zmienił się w koszmar. Sms-y, telefony, a teraz "odwiedziny". W mojej głowie był taki bałagan, że miałam ochotę wziąć tabletki i zginąć we śnie, bo wiem, że to co on mi zrobi będzie o wiele gorsze.
       Nagle usłyszałam ponowny hałas na balkonie, a zaraz po tym pukanie w okno. Jak na zawołanie zaczęłam płakać jeszcze bardziej, mimo, iż miałam być dzielna. Że miałam się przygotować na to wszystko. Nie potrafiłam. Ja nadal chciałam żyć. Teraz gdy w końcu Matt'owi jakoś udało się zacząć normalnie żyć, kiedy przestał patrzeć tylko na mnie i zajął się swoim życiem ja miałam umrzeć? Czy ktokolwiek zdaje sobie sprawę jak on by się czuł? Ile on przeszedł? Może i dla mnie śmierć byłaby idealnym wyjściem to wiem, że nie mogę go tutaj zostawić. Nie po tym co dla mnie zrobił, nie po tym jak zaczął w końcu żyć, nie wybaczyłabym sobie, że poddałam się tutaj bez walki i tak po prostu go zostawiłam, a on by sobie coś zrobił.
Wstałam więc ze swojego miejsca na łóżku i wyszłam na korytarz. Tam w szafie znalazłam kij do otwierania strychu. Wiem, że może nie zrobię mu tym zbyt wielkiej krzywdy, ale będę miała minimalną szansę na ucieczkę. Wróciłam do pokoju i stanęłam przy drzwiach od balkonu. Było tam cicho, ale byłam wręcz pewna, że on tam jest. Zlękłam się, gdy ponownie zapukał w okno i wydawałam przy tym cichy pisk. Wtedy się odezwał, ale...
-Effie! Wiem, że tam jesteś! Otwórz te cholerne drzwi, Effie! - to był Ashton. To był on. Rzuciłam kij na podłogę i odsłoniłam okno. To naprawdę był on. Szybko otworzyłam drzwi i wpuściłam go do środka. Gdy tylko wszedł do mojego pokoju rzuciłam mu się na szyję i zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Nie mogłam uwierzyć, że on tutaj jest, ale z drugiej strony zaczęłam się zastanawiać co tutaj robi. Czy to nie jest jakaś pułapka. Odsunęłam się od niego i przyjrzałam się dokładnie.
-Nic Ci nie jest? Dlaczego płaczesz? Co tu się dzieje? - zadawał cały czas pytania, ale ja zamknęłam szybko balkon. Bałam się, że on może jednak tu jeszcze być i wejść.
-Effie?
-O-o-on tu był. On chciał mnie skrzywdzić. Pisał sms-y, dzwonił, nie chciał dać mi spokoju. On wrócił, rozumiesz? Wrócił i chce mnie zabić. Ashton, boje się - wydukałam i zaczęłam znowu płakać. Blondyn zrobił krok w moim kierunku i mnie przytulił. Nie wiedział o co chodzi, a ja nie wiedziałam czy chcę mu powiedzieć. Nie chcę litości, nie chcę ochroniarza. Nie mogę od niego niczego wymagać. Po prostu nie mogę.
-Dobrze, połóż się - powiedział i zaprowadził mnie do łóżka. Położyłam się, a on przykrył mnie kołdrą. Cały czas płakałam, więc byłam pewna, że wyglądam tragicznie, ale w tamtym momencie to było najmniej ważne. Dalej nie mogłam uwierzyć, że jednak żyję. Że Ashton tu jest, że przyszedł i mnie uratował.
-Kto tutaj jest, Effie? - zapytał, ale ja tylko pokręciłam głową. Nie mogłam - Dobrze. Ty tutaj poczekaj, a ja pójdę sprawdzić czy czasem nie wszedł do domu.
-Nie, Ashton, proszę nie idź tam. Ashton, zostań, proszę - krzyczałam jak opętana. Bałam się o niego. Nie wie do czego ten człowiek jest zdolny. Przecież on jest chory psychicznie.
-Nie bój się, nic mi nie będzie - to były jego ostatnie słowa zanim wyszedł z pokoju. Miałam ochotę udusić go własnymi rękoma. Czy on nie rozumie na co się pisze? Czy zdaje sobie sprawę co on mu zrobi, gdy jednak okaże się, że jest na dole? Ten facet jest chory, skrzywdził tyle dziewczyn. Ich było tak dużo, a żadna nie zdecydowała się na zeznanie przeciwko niemu. One się bały. Bały się go, że coś im zrobi. Nawet nie wiecie co on mi mówił, gdy leżałam w tym ciemnym pokoju, na czerwonym wielkim łóżku. Pokazywał mi zdjęcia tych dziewczynek przywiązanych do tego łóżka. On je wszystkie zgwałcił, po czym wypuścił, a one nic nikomu nie powiedziały. Nic. Nikomu. Bały się. Wiem, że to co zrobił mi nie było tak straszne i nie przeszłam przez to co one, ale nawet nie chcę myśleć co by było, gdyby jednak udało mu się mnie zgwałcić. Gdyby policja nie dotarła na czas. Gdyby mnie nie znaleźli. Nie chcę myśleć. Nikomu nie życzę przechodzić przez takie coś. Nawet najgorszemu wrogowi. Cały czas śni mi się on. Dotyka mnie, całuje, uśmiecha się w taki obleśny sposób. Budziłam się z płaczem. Przez to wszystko pomógł mi przejść Matt i psycholog. Wiem jednak, że gdyby nie on nie dałabym sobie rady. Był tylko rok starszy, a starał się jak mógł. Byliśmy takimi małymi dziećmi, jednak przez to co się stało dorósł szybciej. Pomagał mi, nie bawił się z innymi dziećmi. Miał tylko 15 lat. Wiele mu zawdzięczam.
       Ashton'a nie było już długo i zaczynałam się bać. Przez moje ciało przechodziły nieprzyjemne dreszcze. Wyszłam z łóżka i wzięłam z podłogi z powrotem kij, po czym opuściłam pokój. Szłam bardzo wolno i ostrożnie. Bałam się, ale wiedziałam, że jeśli nie dowiem się, że na pewno jest cały to nie zasnę i nie będę mogła spokojnie siedzieć.
Zeszłam po schodach i stanęłam przed drzwiach do kuchni. Pchnęłam je i weszłam do środka, ale nikogo tam nie było.
-Effie, miałaś leżeć - usłyszałam za swoimi plecami i podskoczyłam w miejscu. Odwróciłam się i zobaczyłam Ashton'a. Razem poszliśmy do mojego pokoju i się położyliśmy. Mieliśmy pewność, że na razie nic nam nie grozi. Na razie.
-Nie bój się, już jestem przy Tobie - blondyn szeptał mi we włosy, po czym składał delikatne pocałunki. On nic nie wie. Kto tu był, czego chce. Praktycznie nie wie nic. Nie wie, że moi rodzice nie żyją i że prawie zostałam zgwałcona, gdy miałam 14 lat. Nie jestem gotowa, by mu to powiedzieć. Nie chcę go w to wszystko mieszać. Będzie bezpieczny, jeśli będzie z daleka ode mnie. Jednak wiem też, że przy nim czuję się bezpiecznie. Sama się dziwię, że po tym co się działo i teraz, gdy to sobie przypomniałam, że nie boję się jego dotyku. Ja go potrzebuję. Mogę leżeć w jego ramionach całą wieczność. W nich czuję się bezpiecznie i nie chcę, żeby mnie zostawiał. Jednak jeśli bycie z dala ode mnie ma oznaczać, że on będzie bezpieczny, to nie zawaham się powiedzieć mu, żeby dał mi spokój i trzymał się ode mnie z daleka. Będę tęsknić i będę bardziej narażona na niebezpieczeństwo, ale nie mogę pozwolić, żeby coś mu się stało.
_________________________________

Ktoś to w ogóle jeszcze czyta? Codziennie wchodzą jakieś 2/3 osoby. Tyle jest wyświetleń. No ale cóż, jeśli czytacie to napiszcie chociaż jedną kropkę. Naprawdę. Kropka - nic więcej. Chcę wiedzieć ile osób czyta.

czwartek, 2 października 2014

ważne

okej, ktoś napisał, że nie będziecie źli jeśli rozdział będzie pojawiał się nawet co 2-3 tygodnie. mogę na to przystać, ale nie bądźcie źli, jeśli pojawi się po miesiącu. jak na razie nic nie zaczęłam pisać i w ten weekend na pewno nie napiszę, gdyż w sobotę idę na film oraz na urodziny przyjaciółki, a w niedzielę będę musiała się uczyć, gdyż w przyszłym tygodniu także czekają mnie sprawdziany. najszybciej myślę, że rozdział zacznę pisać w weekend, nie ten, ale następny. rozdziały będą pewnie pojawiały się z dużymi odstępami czasowymi, ale myślę, że w ogóle będą, co jest najważniejsze, bo myślę, że może jakimś trzem osobom na tym zależy.
no i proszę, żeby osoby, które czytają skomentowały ten post. bez wyjątku. nic wam się nie stanie jak napiszecie jedno słowo "czytam". no i także proszę, żebyście nie oszukiwały. miałam już nie raz sytuacje gdzie jedna osoba napisała pięć komentarzy z anonima i myślała, że się nie skapnę. nie traktuję takiego zachowania, proszę tak nie robić. to tyle, dziękuję :)