-Cześć wszystkim - brunetka przywitała się z wesołym uśmiechem. Patrzyłam jak każdy wstaje i podchodzi do niej. Przytulali się. Dawno pewnie się nie widzieli, a musieli się lubić. Po chwili poczułam jak Ashton wstaje. Nie wiem czego oczekiwałam. Że nie podejdzie? Że jak głupi będzie koło mnie siedział? Nie wiem, ale dziwnie się poczułam. Zauważyłam, że Calum patrzy się na mnie. W jego oczach już nie było tyle radości, co przed chwilą. Teraz wiedziałam, że ona może wszystko zmienić.
Blondyn podszedł do niej i ją przytulił. Widziałam, że trochę się wahał, ale jednak to zrobił. Widać było, że jej się to podoba. Myślałam, że wstanę i po prostu wyjdę, ale nie mogłam. To nie byłoby miłe z mojej strony. A raczej dziwne. Nie ważne jak się zachowywaliśmy z Ashton'em, nie ważne kim dla siebie byliśmy, teraz to nie będzie to samo. Tak na dobrą sprawę, to nie mogłam mieć do niego żadnych pretensji. Przecież nie byliśmy parą, a z jego opowiadań wywnioskowałam, że bardzo ją kochał. Że to ona mu pokazała jak to jest. Była jego pierwszą wielką miłością. A potem wyjechała. Więcej się nie spotkali. Aż do teraz. Jeśli on dalej coś do niej czuje, to chyba nie mogę mieć mu tego za złe. Przecież ona była pierwsza, nie ja. To ją kochał, nie mnie. Nie wiem dlaczego dalej miałam nadzieję, iż zostawi ją i usiądzie koło mnie. Pocałuje, żeby widziała. Powie, że mnie kocha.
Oczywiście żadnej z tej rzeczy nie zrobił. Ale najbardziej zabolało mnie to, że nie usiadł tu, gdzie siedział zanim ona przyszła. Usiadł na kanapie naprzeciwko mnie. Wzrok dalej miał spuszczony, jakby bał się spojrzeć w moje oczy. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak to cholernie bolało.
-Effie, to jest nasza stara przyjaciółka Victoria, Victoria to jest Effie - wstałam i uścisnęłam jej dłoń. Dziewczyna chyba nie podejrzewała kim mogę być naprawdę. Ciągle ukradkiem patrzyła na mojego Ashton'a.
Cal usiadł koło mnie i potarł moje ramie. Reszta zaczęła rozmawiać z Victorią. Mieli wiele pytań. Wyjechała dość dawno, pewnie wiele się u niej działo. Nie słuchałam tego. Nie miałam najmniejszej ochoty. Byłam wdzięczna Calum'owi, że mnie nie zostawił i nie siedziałam sama jak taka idiotka.
-Przykro mi - wyszeptał. Pokręciłąm głową. Żadne słowo nie mogło wyjść z moich ust. Jakbym chciała, ale nie mogła. To było straszne.
Nie wiem ile czasu minęło. Ile tak rozmawiali, a ja siedziałam i patrzyłam na podłogę. Byłam prawie pewna, że Ashton wyglądał tak samo, ale nie wiedziałam tego na sto procent, bo nie chciałam na niego spojrzeć. Tak bardzo bał się powiedzieć swojej byłej, że ma nową? A może dalej coś do niej czuł? Ba, na pewno. Inaczej by się tak nie zachowywał. A wątpię w to, że nie chciał jej zranić, bo byli ze sobą. On nie ma uczuć. Rozumiecie? Nie ma.
-Nie sądziłam, że Calum sobie kogoś znajdzie. Ale gratuluję, mój kochany idioto - nagle dziewczyna zwróciła się do Calum'a, który siedział obok mnie. Wszyscy spojrzeli na nas, nawet blondyn.
-Nie, my nie jesteśmy razem. Effie...
-Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Ja jestem tylko ich przyjaciółką - przerwałam mu, żeby nie powiedział za dużo. Tego co nie trzeba. A znając bruneta mogło tak się stać.
-Dlaczego to zrobiłaś? - szepnął, gdy wszyscy już odwrócili swoje wzroki.
-Bo jestem tylko waszą przyjaciółką.
-A Ashton?
-Dla niego też. Gdyby było inaczej, nie zachowywałby się tak.
-Ale Effie, on...
-Przestań, nie ma dla niego żadnego wytłumczenia. Rozumiesz? Żadnego.
Czemu on chciał go jeszcze bronić? Dla niego nie ma żadnego wytłumaczenia. Jest po prostu chujem, który potrafi tylko ranić. Mogłam posłuchać Matt'a i dać sobie z nim spokój, bo prędzej czy później i tak by mnie zranił. Taki był i nikt nie mógł tego zmienić.
~*~
Nie miałam ochoty tu być, ale Calum nie pozwał mi opuścić domu. Robiło się ciemno, nadchodziła godzina spania. Miałam tutaj nocować, ale przez naszą nową koleżankę raczej nie będę mogła. Nawet bym nie chciała.
-Chłopaki, mogłabym u was nocować? Jak za starych dobrych czasów? - dlaczego ta idiotka spojrzała na Ash'a?
-Jasne, chyba nikt nie będzie miał nic przeciwko - odezwał się, jedyny odważny, Luke. Pewnie nikt nie chciał nic mówić, ze względu na mnie. Ale nie muszą się martwić. Nikt nie zrani mnie już bardziej, niż zrobił to on. Czułam się jakby wyrwał mi serce i je podeptał.
-To ja już będę szła do domu - odezwałam się po krótkiej ciszy.
-Nie zostaniesz na noc? Przecież... - zaczął Michael.
-Nie, wrócę do domu. Matt pewnie tęskni - wysiliłam się na sztuczny uśmiech.
-Twój chłopak? - odezwała się ta wcibska lalunia.
-Nie, jej brat - zdziwiłam się, gdy usłyszałam głos Ashton'a.
-No proszę Cię, zostań - tym razem odezwał się Calum.
-Nie...
-Zostajesz i koniec - przerwał mi i pociągnął za sobą. Luke i Mike się zaśmiali, ale mi nie było do śmiechu. Co on do cholery wyprawia?
-Nie mam gdzie spać, idioto!
-No jak to nie? Będziesz spała u Ashton'a.
-Nie, nie będę tam spała.
-No to u mnie.
-Żartujesz? Nie zmieścimy się na Twoim łóżku.
-Damy radę. Najwyżej będę spał na podłodze.
-Nie, prześpię się na kanapie.
-Nie.
-Tak.
-Przestań, albo wracam do domu.
~*~
Wzięłam poduszkę i koc z pokoju Calum'a i zaniosłam go na dół. Nie było tam tylko Luke'a.
-Tutaj śpisz? - zdziwił się Mike.
-Tak - szybko odpowiedziałam i rzuciłam rzeczy na kanapę.
-A ja gdzie? - zapytała Victoria.
-Wydaje mi się, że u Ashton'a jest wolne miejsce - stwierdziłam. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni, ale unikałam ich wzroków.
-Serio Ash? - zapytała z nadzieją w głosie. Już żałowałam swoich słów, ale tak będzie lepiej. Nie mogę im stawać na drodze. Chcę, żeby był szczęśliwy, nawet jeśli ja nie będę. Może i traktuje mnie jak śmiecia, ale to nie oznacza, że ja przestałam go kochać.
Nie wiem jak zareagował Ash. Nic nie powiedział, ale wydaje mi się, że skinął głową na potwierdzenie moich słów.
~*~
Obudziły mnie czyjeś głosy. Wydawało mi się, że dochodzą z kuchni. Podniosłam telefon i sprawdziłam godzinę. 23:27. Wstałam i podeszłam do drzwi. Nie chciałam podsłuchiwać, ale to samo tak wyszło.
-Ale ja ją kocham, nie rozumiesz? - czy... to był Ash?
-Rozumiem, ale przestań się tak zachowywać. Ranisz Effie, a ja tego nie chcę.
-Ja też nie.
-To czemu to robisz?
-Nie wiem!
Teraz wszystko było jasne. Nie kochał mnie, tylko Victorię. Poczułam jedną zimną łzę na policzku, kiedy odchodziłam od drzwi. Szybko założyłam swoje spodnie i bluzę, po czym skierowałam się do wyjścia. Nałożyłam buty i wyszłam.
Nie obchodziło mnie to, czy coś może mi się stać. Teraz to nie miało żadnego znaczenia. Szłam przez park i płakałam. Było dość zimno, w końcu była noc.
Nagle poczułam uderzenie. Nic więcej nie pamiętam.