-Podoba Ci się tu? – z zamyślenia wyrwał mnie czyjś głos i
chwilę zajęło mi zorientowanie się czyj. To Libby. Nie zauważyłam nawet, że już
jesteśmy na trybunach i czekamy, aż chłopcy rozpoczną swój trening. Szłam za
nimi nie zwracając uwagi na to co jest dookoła mnie. Raczej musiałam
powstrzymywać swoje łzy, który chciały wypłynąć.
-Tu to znaczy gdzie? – może chodzić jej o to boisko, a także o Sydney.
-Sydney, niedawno się przeprowadziłaś, podoba Ci się tu?
Nie. Tęsknię za rodzicami i wolałabym żyć z nimi tam gdzie
poprzednio.
-Jasne, to piękne miasto.
-Tak myślałam - to ty potrafisz myśleć? O nie. Nie lubię
jej.
-Ile już jesteś z Ashton'em? – zapytałam chociaż wcale tego
nie chciałam. Dziewczyna uśmiechnęła się i odwróciła w moją stronę.
-Prawie trzy lata. Znamy się od dziecka.
-Oh, to super.
Musi naprawdę ją kochać, skoro wytrzymał z nią tyle lat.
Może jej nie znam i jeszcze nie powinnam oceniać, ale już jej nie lubię i
raczej nie polubię. Możliwe, iż to przez to, że jest z Ashton'em, ale możliwe
też, że jest po prostu głupia. Nie chciałam kontynuować z nią rozmowy, więc
rozejrzałam się dookoła. Był to całkiem duży stadion i nie wydaje mi się, żeby
należał do jakiejkolwiek szkoły. Na murawie już były cheerleaderki, które
ćwiczyły swoje układy. Nie zwracałam na nie więcej uwagi po tym jak chłopcy
wybiegli z szatni. Rozpoczęli swój trening od biegania. Zaczęłam się
zastanawiać po co oni w ogóle mnie tu zaprosili? Interesuję się sportem i nie
zbyt przeszkadza mi siedzenie i patrzenie jak grają, ale oni o tym nie wiedzą.
Mogą myśleć, że jestem jak każda inna dziewczyna, która nienawidzi sportu, a
szczególnie nożnej. Cóż, o wiele bardziej interesuję się siatkówką i to ten
sport kocham, ale jeśli chodzi o ogólne interesowanie to uwielbiam sport i oglądam
praktycznie każdą dyscyplinę.
-Idę po wodę, chcesz coś? – usłyszałam głos Libby i tylko
przytaknęłam głową. Zniknęła z mojego pola widzenia, a ja poczułam się dziwnie.
Nie potrafię opisać tego uczucia. Chociaż skądś je pamiętałam. Momentalnie
rozejrzałam się dookoła i zdałam sobie sprawę, że znajdujemy się bardzo daleko
od ćwiczących chłopców. Moje ciało ogarnął strach. Nie mogłam się ruszyć. Serce
prawie podeszło mi go gardła, gdy mój telefon zasygnalizował nowego sms-a.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i odblokowałam go.
Od nieznany: Od
kiedy pamiętam lubiłaś sport. Masz chłopaka?:)
Serce biło mi jak oszalałe. Zaczęłam rozglądać się po
stadionie, a jedyne co zauważyłam to zamykające się drzwi daleko ode mnie. Od
razu wstałam z miejsca i zaczęłam schodzić w dół, by być bliżej jakichkolwiek
osób. Mój telefon znów zawibrował, więc stanęłam i go przeczytałam.
Od nieznany: Nie
bój się, kochanie. Dobrze znowu Cię widzieć.
Myślałam, że zaraz zacznę biec i schowam się gdzieś gdzie
będę bezpieczna. Mimo, że czułam, iż może to być on to wolałam wmawiać sobie, że ktoś robi sobie żarty. Nagle
zauważyłam Libby, więc zwolniłam i czekałam aż mnie dogoni. Nie sądziłam, że
taki moment nadejdzie, ale cieszyłam się, że ją widzę.
-Dlaczego zmieniasz miejsce? – kurde.
-Chcesz po prostu lepiej widzieć, a ta odległość mi to
uniemożliwiała – uśmiechnęłam się słabo, by mi uwierzyła. Wzruszyła tylko
ramionami i podała mi wodę. Od razu wzięłam łyka i razem z blondynką usiadłyśmy
o wiele bliżej.
~*~
Chłopcy po treningu zaprosili nas do McDonalda, gdzie udało
mi się zapomnieć o tych niepokojących sms-ach. Lepiej poznałam tych chłopaków i
szczerze powiedziawszy nie są tacy źli. Zachowywałam się jakbym znała ich
wieki, dobrze nam się rozmawiało. Libby będąc z Ash'em cały czas się do niego
kleiła i to było naprawdę wkurzające. Czy on w ogóle mógł oddychać?
Teraz jednak
jestem już w domu a moje myśli znowu krążą wokół sms-ów, które dostałam.
Ściągnęłam buty i poszłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i miałam
nadzieję, że Meg nie postanowi teraz ze mną rozmawiać. Wiem, że chciałaby dać
mi jakąś karę, ale nie może. Zdaje sobie sprawę z tego, że mogłabym
znienawidzić ją jeszcze bardziej. A tego raczej by nie chciała.
Usłyszałam pukanie do drzwi i westchnęłam poirytowana. Spodziewałam
się brunetki, lecz był to Matt.
-Hej – przywitał się i wszedł głębiej do pokoju, po czym
zajął miejsce na moim łóżku.
-Hej.
-Meg prosiła mnie, żebym z Tobą porozmawiał – co? Ona sobie
żartuje?
-Ciekawe o czym.
-Nie poinformowałaś nikogo, że nie wrócisz na noc do domu.
Ja też się o Ciebie martwiłem.
-Nic mi nie jest, tak?
-Effie, nie jesteś pełnoletnia i gdyby coś Ci się stało to
oni musieliby się użerać z policją.
-I co z tego? Zaadoptowali nas to niech się teraz nami
zajmują i stawiają czoła problemom.
-Czy ty się słyszysz? – wiedziałam, że go wkurzałam, ale on
mnie również. Po co tu przylazł? Jeśli ma zamiar mówić mi co mam robić, albo co
jest dla mnie dobre to niech sobie daruje, bo nie mam zamiaru się z nim kłócić
o tych ludzi. Niech nie wpierdala się w nie swoje sprawy. To konflikt pomiędzy
mną a nimi i jeśli tylko wetknie tu swój nos to skończy się to źle dla nas.
Jest moim bratem i nie chcę się z nim kłócić.
-Możesz wyjść? Nie chcę się z Tobą kłócić.
-Dobrze, ale przestań zachowywać się jak dziecko. Pokaż mi,
że jednak nie mają się o co martwić, bo jak na razie udowadniasz, że nie jesteś
gotowa na jakiekolwiek wychodzenie na imprezy i picie – rzucił i wyszedł z
mojego pokoju trzaskając drzwiami. Wzięłam poduszkę i rzuciłam nią w drewnianą
powłokę. Kocham go, ale jest strasznie wkurzający, gdy się tak martwi. Chce dla
mnie dobrze, chce się mną opiekować, ale nie może kontrolować wszystkiego co
robię. Nie mam dziesięciu lat i jednak potrafię się sobą zająć. Kto jak kto ale
on powinien wiedzieć o tym najlepiej.
~*~
Resztę dnia spędziłam w łóżku przed laptopem. Nikt więcej mi
nie przeszkadzał, więc nieco się uspokoiłam. Zamierzałam przeprosić Matt'a,
chociaż tego nienawidziłam. Nie lubiłam przepraszać kogoś jako pierwsza, mojego
ego nie pozwalało mi na to, ale jeśli chodzi o mojego brata to wszystko
wyglądało inaczej. Tęsknię za nim, wie o mnie wszystko, spędziłam z nim bardzo
dużo czasu w przeszłości i kiedy tylko się pokłócimy to ja jako pierwsza
wyciągam dłoń do zgody. Przeważnie.
Nie lubię ukrywać przed nim niektórych rzeczy i czułam, że powinnam powiedzieć
mu o tych sms-ach, jednak wiedziałam co on o tym pomyśli. Będzie uważał, że on wrócił a wtedy nie miałabym życia.
Wszędzie by ze mną chodził, próbowałby mnie chronić. Jeśli to jest on to może i dobrym rozwiązaniem by było
przyjąć pomoc od Matt'a. Czułabym się bezpieczniej, ale równie dobrze wiem, że
nie może pilnować mnie 24/7. A poza tym nic nie jest potwierdzone. Ktoś mnie
robić sobie żarty. Jak na razie chce właśnie tego się trzymać.
Byłam u niego i przeprosiłam. Obiecałam, że następnym razem poinformuje go albo Meg, że nie wracam do domu. Jeśli kolejny raz będzie, a ja nie zasnę na ulicy. Było parę minut przed osiemnastą, a ja i tak się nudziłam w domu. Wiedziałam, że Matt umówił się z Jack'iem i nie miałam zamiaru tym razem się wtrącić. Wiedziałam przecież, że nikogo innego tu nie zna, więc co ma robić? Cały dzień siedzieć w domu? Zastanawiałam się czy nie pójść do Rose, albo pojeździć na desce. Wybrałam tą drugą wersję i po zabraniu ze sobą bluzy zeszłam na dół. Nikogo nie spotkałam po drodze, więc się cieszyłam, mimo, iż wiedziałam, że już nic ode mnie nie będą chcieli, bo Matt pewnie wszystko już im przekazał. Teraz jeśli będzie jakiś problem będą w to wciągać Matta'a bo sami sobie nie radzą. Trochę to wkurzające, ale chyba uda mi się to wytrzymać.
Pojechałam na skatepark i trochę pojeździłam. Nie byłam pewna ile, ale półgodziny na pewno. Musiałam przestać, gdy dostałam sms-a. Przełknęłam ślinę, bo bałam się, że będzie to nieznany numer.
Od Aaron: Wpadniesz do nas?
Odetchnęłam z ulgą, ale zastanawiałam się po co chce, żebym do nich przyjechała? A do tego o tej godzinie?
Do Aaron: Po co?
Od Aaron: Chcemy Cię lepiej poznać, polubiliśmy Cię, chyba to nie problem?
Nie żeby mi to przeszkadzało. Chętnie do nich wpadnę i zobaczę się z Ashton'em. Wiedziałam jednak, że spodobałam się Aaron'owi i będzie się podwalał. Jednak to nie stało na przeszkodzie zobaczenia się z Ash'em.
Do Aaron: Jasne, wpadnę.
Kiedy weszłam do domu Calum i Luke grali w fife, a Michael siedział i komentował to co robią. Nie widziałam Ashton'a ani Libby, więc sądziłam, że są razem. Aaron ruchem ręki zaprosił mnie do środka. Przywitałam się z chłopakami i usiadłam na kanapie. Rozmawiałam z nimi około pięć minut i wtedy zszedł na dół Ashton. Sam. Ucieszyłam się, bo nie chciałam teraz oglądać blondynki.
-Co tu robisz? - spojrzał na mnie i usiadł niedaleko.
-Zaprosiłem ją - zanim zdążyłam odpowiedzieć koło mnie usiadł Aaron i położył swoją rękę na moje ramie. Zadrżałam lekko. Blondyn uniósł lekko brwi, ale nic nie powiedział.
-Zamówcie pizzę - wybełkotał Calum.
Michael, który nic nie robił wstał i poszedł to zrobić. Wszyscy skupili się na grze i przez chwilę zastanawiałam się czy tak będzie do końca.
-Chcesz zagrać? - zapytał Luke, a ja rozejrzałam się niepewna czy mówi do mnie -Do Ciebie mówię, Effie - zaśmiał się pod nosem.
-Chcecie się ośmieszyć?
-Chyba żartujesz - prychnął.
-Mam brata w domu, chyba nie sądzisz, że nigdy nie grałam? - podniosłam brew a Luke wyglądał na szczerze zdziwionego. Nie dziwiłam mu się.
-I tak nie dasz nam rady - dumnym głosem wciął się Cal.
-Żebyś się nie zdziwił.
-To grasz?
-Nie dzisiaj - przyznałam, a Luke i Calum spojrzeli na siebie i zaśmiali pod nosem -Ale obiecuję, że w niedalekiej przyszłości skopię wam tyłki jak Niemcy Brazylii.
Szok malował się na ich twarzach. Nawet jeśli bym nie interesowała się sportem, to pewnie bym to wiedziała. Wiele osób zna wyniki poszczególnych spotkać, nawet się tym nie interesując,bo piłka nożna prawie w każdym państwie jest na pierwszym miejscu. Nie za każdym powinna, ale nic się z tym przecież nie da zrobić.
-Co tu robisz? - spojrzał na mnie i usiadł niedaleko.
-Zaprosiłem ją - zanim zdążyłam odpowiedzieć koło mnie usiadł Aaron i położył swoją rękę na moje ramie. Zadrżałam lekko. Blondyn uniósł lekko brwi, ale nic nie powiedział.
-Zamówcie pizzę - wybełkotał Calum.
Michael, który nic nie robił wstał i poszedł to zrobić. Wszyscy skupili się na grze i przez chwilę zastanawiałam się czy tak będzie do końca.
-Chcesz zagrać? - zapytał Luke, a ja rozejrzałam się niepewna czy mówi do mnie -Do Ciebie mówię, Effie - zaśmiał się pod nosem.
-Chcecie się ośmieszyć?
-Chyba żartujesz - prychnął.
-Mam brata w domu, chyba nie sądzisz, że nigdy nie grałam? - podniosłam brew a Luke wyglądał na szczerze zdziwionego. Nie dziwiłam mu się.
-I tak nie dasz nam rady - dumnym głosem wciął się Cal.
-Żebyś się nie zdziwił.
-To grasz?
-Nie dzisiaj - przyznałam, a Luke i Calum spojrzeli na siebie i zaśmiali pod nosem -Ale obiecuję, że w niedalekiej przyszłości skopię wam tyłki jak Niemcy Brazylii.
Szok malował się na ich twarzach. Nawet jeśli bym nie interesowała się sportem, to pewnie bym to wiedziała. Wiele osób zna wyniki poszczególnych spotkać, nawet się tym nie interesując,bo piłka nożna prawie w każdym państwie jest na pierwszym miejscu. Nie za każdym powinna, ale nic się z tym przecież nie da zrobić.
~*~
Jadłam pizzę i śmiałam się raczej z głupoty Calum'a, niż jego żartu. Obawiałam się, że jedzenie może mi wypaść z ust, więc z całych sił starałam się jakoś powstrzymać od śmiechu. Chłopaki byli chyba przyzwyczajeni do tego, bo żaden z nich nie śmiał się tak jak ja.
-Czy z nim jest wszystko w porządku? - zapytałam wskazując na bruneta.
-Nie, nie do końca - odezwał się Luke.
Nie zdążyłam odpowiedzieć bo dostałam sms-a. Momentalnie przestałam się śmiać i wyjęłam telefon z kieszeni. Zanim jednak odczytałam wiadomość rozejrzałam się i tylko jedna osoba w tym momencie zwracała na mnie uwagę. Ashton. Strząsnęłam rękę Aaron z ramienia, po czym przeprosiłam i wyszłam na korytarz. Nie chciałam by widział moją reakcję na sms-a, gdyby to był nieznany numer.
Odetchnęłam jednak z ulgą widząc, że to nie on.
Od Matt: Wracaj do domu, robi się ciemno. Gdzie jesteś?
Do Matt: Spokojnie, zaraz będę.
Schowałam telefon do kieszeni bluzy i wróciłam do chłopaków.
-Musze już wracać do domu - oznajmiłam, a oni zwrócili na mnie uwagę.
-Odwiózłbym Cię, ale wypiłem piwo - Aaron widocznie posmutniał, ale przecież to nie moja wina, że pił, prawda?
-Ja ją odwiozę - odezwał się ciemny blondyn i wstał ze swojego miejsca. Nie wiem czy tylko mi się wydawało, ale reszta chłopaków jakby się zdziwiła jego propozycją.
-Dobrze, cześć chłopaki - pomachałam na pożegnanie i poszłam za Ashton'em. Ubrałam buty i razem wyszliśmy z domu. Otworzył mi drzwi samochodu, a po chwili już siedział obok mnie.
Nie odpalał silnika, nie ruszał się. Siedział i patrzył przed siebie. Nie rozumiałam o co chodzi i jakby bałam się odezwać? Nie, to chyba nie strach.
-Powiesz mi wreszcie? - spojrzałam na niego, gdy tylko się odezwał. Nie spodziewałam się tego, a już na pewno nie takich słów.
-O co chodzi?
-O to Twoje trzymanie rąk na klamce. Boisz się? Jeśli tak to czego i dlaczego? - byłam całkowicie zdezorientowana. On chyba sobie żartuje. Do cholery zostaw mnie w spokoju!
-To nie Twoja sprawa, to po pierwsze. A po drugie wcale się niczego nie boje - przez chwilę przyglądałam się mu, ale jedyne co zrobił to zaciskał mocno ręce na kierownicy. Nagle niespodziewanie samochód ruszył do przodu. Szybciej niż bym chciała.
-Doprawdy? - wycedził przez zęby i nacisnął pedał gazu. Samochód jechał z taką szybkością, że spodziewałam się, iż zaraz wylądujemy gdzieś w drzewie. Złapałam mocno klamkę od drzwi, a knykcie aż mi pobielały. Czułam, że mogę się zaraz rozpłakać.
-Ashton przestań, proszę! - krzyknęłam i wtedy poczułam łzy na policzku. Szybko je wytarłam wolną ręką i spojrzałam na blondyna. Gwałtownie samochód stanął, więc rozejrzałam się. Staliśmy na poboczu.
-Dalej uważasz, że się nie boisz?
-Jesteś chory! - krzyknęłam odpinając pas i wychodząc z auta trzaskając przy tym drzwiami.
-Przynajmniej jestem szczery, nie to co inni - burknął, idąc w moje ślady i stając zaraz koło mnie. Gwałtownie zrobiłam dwa kroki w tył by zwiększyć odległość między nami. Już dawno nikogo się tak nie bałam. A to powracające uczucie nie było miłe.
-Więc co teraz zamierzasz? - nie patrzałam na niego, nie potrafiłam -Chcesz tu zostać, tak? Ciekawe jak wrócisz do domu - prychnął.
Zaczęłam mocniej płakać i jak podniosłam twarz, by na niego spojrzeć niewiele widziałam. Jednak wydawało mi się, że dostrzegłam w jego oczach troskę. Nie sądził chyba, że mogłam się popłakać.
-Przepraszam - wyszeptał o wiele ciszej i spokojniej, niż robił to przed chwilą.
-Odwieź mnie do domu - wyminęłam go i wsiadłam do samochodu. Przez chwilę jeszcze stał w osłupieniu, jednak wsiadł i mnie odwiózł.
____________________________________________________
Przybywam z kolejnym rozdziałem i mam nadzieję, że docenicie to, iż pojawia się tak szybko. Mogę wam jeszcze zdradzić, że zaczęłam pisać rozdział szósty i wydaje mi się, że to on będzie jak na razie najlepszy z tych wszystkich.
Zdaje sobie sprawę, że na razie nie jest za ciekawie, ale obiecuję, że to się zmieni. Proszę tylko o trochę cierpliwości.
Jeśli ktoś ma dobre serduszko i mógłby pomóc mi znaleźć nowych czytelników, to byłabym wdzięczna. Możecie polecić znajomym, albo na swoim blogu? Cokolwiek? Proszę i z góry dziękuję :)
Mój humor dzisiaj waha się pomiędzy skaczę ze szczęścia, a pierdolnę każdej osobie, która podejdzie. Mam cyfrowy polsat (dziękuję tato, i love you) ale chciałabym, że inni nie musieli płacić za mistrzostwa świata, no ludzie! *może ktoś się orientuje o co chodzi haha*
Jeszcze jedno: JEST ZWIASTUN, ZAPRASZAM DO OBEJRZENIA! ZAKŁADKA W PRAWYM GÓRNYM ROGU!
Liczę na wasze opinie. Te dotyczące rozdziału, jak i też zwiastuna. Będzie w tym fanfiction troszkę zagadek, więc myślę, że wam się spodoba :)
czytasz = komentujesz proszę? :)