poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 1

W moich uszach rozbrzmiewała piosenka Eda, gdy samochód pokonywał kolejne kilometry. Matt siedział obok mnie i grał w jakieś gry na telefonie. Nasi „rodzice” siedzieli z przodu i o czymś rozmawiali. Nie słyszałam ich i nie miałam nawet na to ochoty. Byłam zdenerwowana i mocno trzymałam klamki od drzwi. Próbowałam się skupić na piosence, by tylko nie myśleć o tamtej nocy. Jednak to na nic się nie zdawało. Nie pozbędę się strachu przed jazdą samochodem i nie zapomnę tak szybko o tym co się stało. Nie potrafię. Teraz są wakacje a my przeprowadzamy się. Meg i George chcą abyśmy oderwali się od złych wspomnień. Chcą abyśmy zaczęli nowe życie. Myślą, że to jest takie łatwe. Nie przepadam za nimi i mimo, że widzę jak się starają to mam to gdzieś. Nie zastąpią mi rodziców i powinni o tym doskonale wiedzieć. Staram się być miła, naprawdę się staram. Niestety nie potrafię mieszkać i normalnie rozmawiać z osobami, których w ogóle nie znam. Czy to złe?
-Effie, już jesteśmy – powiedział Matt wyciągając słuchawkę z mojego ucha. Posłałam mu blady uśmiech i wyłączyłam piosenkę. Złapałam swoją torbę i przerzuciłam ją przez ramię, po czym opuściłam samochód. Stanęłam przed wielkim białym domem. I wow, jest piękny i wielki. Podeszłam do bagażnika i starałam się wyciągnąć swoje dwie walizki, jednak nie bardzo mi szło.
-Pomogę Ci – zaoferował George i wyciągnął je, po czym postawił pod moimi nogami.
-Dziękuję – wyszeptałam i zaczęłam je ciągnąć w stronę drzwi, gdzie stała już Meg.
Weszłam do środka a tam było jeszcze piękniej. Wielki salon oddzielony od kuchni jedynie podłużnym blatem wokół którego stały wysokie krzesła. Wnętrze było jasne. Można by rzec, że przeważa kolor biały.
-Pięknie, co? – zauważyłam przy moim boku Matt'a.
-No i co z tego?
-Już nie bądź taka, starają się.
-Pff – prychnęłam i poszłam na górę, gdzie znalazłam swój pokój. Postawiłam walizki przy drzwiach i weszłam głębiej. Znowu biały? Jak oryginalnie. Położyłam się na swoje łóżko, które było idealnie wygodne. Miałam ochotę spać, bo podróż była wyczerpująca i pełna strachu. Myślałam, że każe im się zatrzymać i wysiądę, po czym dotrę do domu sama. Byłam naprawdę wystraszona.
-I jak Ci się podoba? – zauważyłam w drzwiach Meg, która mi się przyglądała.
-Um, jest okej – odpowiedziałam i poczułam się niezręcznie. Wstałam więc i złapałam swoje walizki – Cóż, ja może się rozpakuję.
-Może pomóc Ci w czymś?
-Nie, dziękuję.
-Dobrze. Jeśli będziesz czegoś potrzebować to po prostu zawołaj – uśmiechnęła się i ja również, po czym opuściła mój pokój. Cóż, to było dziwne. Nie rozmawiam z nimi dużo, bo po prostu nie chce. Od pewnego czasu jestem w jakiś sposób zamknięta w sobie. Z różnymi problemami zmagam się sama, bo na moich „przyjaciół” liczyć nie mogłam. Wcale nie będę za nimi tęsknić. Nie mogłam uwierzyć, że są tacy fałszywi.
Trudno będzie mi się z kimś zakolegować, gdyż jestem nieśmiała, a do tego jestem tak zwaną „chłopczycą”. Interesują się sportem, to mnie naprawdę kręci. Nie jestem tą dziewczyną, która płacze, gdy złamie paznokieć. Co to to nie. Staram się być twarda, nie płakać, jednak jestem tylko człowiekiem, tylko dziewczyną i chyba jednak szybko się rozklejam. A szczególnie po tym co się ostatnio działo. Myślałam, że nie wytrzymam psychicznie, jednak miałam go. Miałam Matt'a, mojego brata. On mi pomógł, razem przez to przeszliśmy i jestem z nim zżyta. Teraz mam tylko go. Wiem, że  ma tutaj jakiegoś kolegę. Rok temu w wakacje byliśmy w Hiszpanii. Zapoznał się z paroma chłopakami, którzy również spędzali tam wakacje. Jeden z nich jest właśnie z Sydney. Nie wiem czy utrzymują dalej kontakt, ale jestem pewna, że postara się z nim spotkać. Nie rozmawiałam z nim wiele, ale jest całkiem miły i byłabym wdzięczna, gdyby mój kochany braciszek postanowił zabrać mnie ze sobą. Z chęcią zobaczyłabym Sydney i zapoznała się z miejscami. Mam nadzieję, że niedaleko jest skatepark bo kocham jeździć na desce i nie wytrzymam długo bez ramp.

~*~

Kiedy skończyłam rozpakowywanie się to poszłam do Matt'a. Siedział w swoim pokoju na łóżku i jak zwykle grał w jakieś durne gry. Usiadłam koło niego i położyłam głowę na jego ramieniu.
-Dzwoniłeś do tego, jak mu tam było, Jack'a?
-Tak, umówiłem się z nim i pokaże mi okolice.
-To świetnie, a nie chciałbyś zabrać mnie ze sobą?
-Effie…
-Proszę, przecież wiesz, że nie znam tu nikogo.
-Tak, ale – zrobiłam słodkie oczka, a Matt przewrócił oczami – Dobra, zgoda.
-Jej, dziękuję – pisnęłam i zeszłam z jego łóżka – Idziemy na dół coś zjeść? Jestem głodna po tej podróży.
-Nie możesz pójść sama?
-Nie, nie chce z nimi rozmawiać. Te nasze rozmowy są takie sztuczne.
-Wiesz, że oni się starają, prawda?
-Tak, ale to nie zmieni mojego nastawienia. Nie zastąpią mi rodziców i niech nawet nie próbują.
-Oni nie chcą Ci ich zastąpić Eff, oni chcą po prostu dla nas dobrze. Powinniśmy się cieszyć, że nie mieszkamy w domu dziecka.
-To idziemy jeść czy nie?
-Effie
-Idziesz? – zapytałam i wyszłam z jego pokoju. Nie mam zamiaru ciągnąć dalej tą rozmowę. Matt ich polubił, tak mi się wydaje. Ja nie mam zamiaru, po prostu nie. Cała ta sytuacja jest dla mnie nadal świeża i chyba powinni to zrozumieć, skoro chcą dla mnie „dobrze”.
       Zeszliśmy na dół do kuchni i usiedliśmy przy blacie. Meg wykładała naczynia do szafek a Georg'a nie było. Poczułam się głupio, że musi robić to sama. Może za nią  nie przepadam, ale mam dobre serce.
-Może, um, pomóc Ci w czymś? – kobieta się uśmiechnęła na moje słowa, a ja spuściłam głowę.
-Nie, nie trzeba, ale dziękuję.
-Możemy zamówić pizzę?
-Jasne, w portfelu mam numer do pizzerii, zaraz wam podam – powiedziała i wyszła, lecz po chwili wróciła z numerem i pieniędzmi.
-Dziękuję – odparłam i wzięłam kartkę oraz pieniądze po czym poszłam z Matt'em do salonu. Zamówiliśmy pizzę i włączyliśmy telewizor. Matt skakał po kanałach, aż w końcu zobaczyłam mecz.
-Zostaw, zostaw – złapałam jego rękę, więc odłożył pilota na stół i razem oglądaliśmy. Niedługo później przyjechała pizza, którą zjedliśmy. Cieszę się, że Matt jest tylko rok starszy. Fajnie jest razem pooglądać mecze i się powygłupiać. A w trudnych chwilach również wspierać. Sądzę, że tak powinna wyglądać relacja rodzeństwa. My co prawda wiele przeszliśmy i musieliśmy sobie radzić samemu. Byliśmy tylko my dwoje, bez rodziców. To na pewno nam pomogło zdobyć taką relację, ale prędzej też było dobrze.

~*~

Przebrałam się w krótkie szorty i jasną koszulę, a włosy związałam w kucyka. Na dworze było naprawdę gorąco, więc nic więcej nie wzięłam i zeszłam na dół. Nogi wsadziłam w granatowe vansy i wzięłam swoją deskorolkę. Poczekałam chwilę na Matt'a, kiedy poszedł oznajmić Meg i George'owi, że wychodzimy, po czym opuściliśmy dom. Jack miał na nas czekać na dole ulicy, więc tam poszliśmy. No ja pojechałam. Rzeczywiście Jack czekał koło przystanku autobusowego. Kiedy byliśmy naprawdę blisko mogłam zauważyć jaki jest przystojny. Trzeba przyznać, że zmienił się przez ten rok. Miał na sobie spodenki i luźną bluzkę. Wyglądał naprawdę gorąco. O czym ja myślę?
-Hej stary, dobrze Cię znowu widzieć – Matt przywitał się z nim, kiedy ja stałam zaraz za nimi.
-Widzę, że zabrałeś ze sobą siostrę – uśmiechnął się szeroko, czego nie mogłam nie odwzajemnić – Jestem Jack.
-Effie – złapałam jego dłoń i nią potrząsnęłam.
-Technicznie się znamy, ale praktycznie ze sobą nie rozmawialiśmy – zaśmiał się, a ja przytaknęłam – To co? Idziemy?
-Prowadź – odpowiedział Matt, a ja pojechałam za nimi.


~*~

-Zatrzymujemy się na loda?
-Jasne, chodźcie.
Kupiliśmy sobie lody i usiedliśmy na ławce. Byłam bardzo zmęczona i bolały mnie nogi. Miałam ochotę marudzić, ale stwierdziłam, że nie wypada. Praktycznie rzecz biorąc znam go jeden dzień i wyszłabym na idiotkę, gdybym zaczęła narzekać. Nie chcę na nim zrobić złego wrażenia. Ma piękny uśmiech, powinien się uśmiechać częściej. Przyłapałam się na patrzeniu na Jack'a kiedy rozmawiał z Matt'em. Postanowiłam kupić sobie jeszcze jednego loda, więc wstałam nic im nie mówiąc i poszłam tam gdzie byliśmy wcześniej.
-Poproszę dwie gałki, wanilia i toffi – podałam kasjerce pieniądze, a ta poszła nałożyć gałki. Kiedy wróciła zdałam sobie sprawę, że to nie te smaki co chciałam. Dała mi wanilię i truskawkę. Nie zamierzałam się kłócić, więc wzięłam loda i już chciałam odchodzić, kiedy za mną odezwał się jakiś głos.
-Ona prosiła o wanilię i toffi, a nie wanilię i truskawkę – powiedział średniego wzrostu brunet, a kasjerka się speszyła. Uśmiechnęłam się pod nosem, był przystojny.
-Oh przepraszam. Zagapiłam się, zrobię Ci nowego.
-Nie, nie trzeba, zjem takiego – uśmiechnęłam się, lecz chłopak wyrwał mi go z rąk i podał kasjerce, a ta go wyrzuciła i poszła zrobić nowego.
-Um, dziękuję?
-Nie ma za co – posłał mi piękny uśmiech, który odwzajemniłam.
-Nie trzeba było, naprawdę.
-To nie pierwszy raz kiedy się mylą. Będą to robić częściej, gdy nie będzie się im zwracać uwagi.
-Oh, skoro tak mówisz.
Kasjerka podała mi nowego, dobrego loda, a ja podziękowałam i wyszłam na zewnątrz. Byłam blisko Matt'a i Jack'a, kiedy ktoś złapał mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę. To ten sam chłopak.
-Nie przedstawiłaś się, jestem Aaron – wyciągnął dłoń w moją stronę, a ja ją złapałam.
-Effie.
-Cóż, nie chcesz wieczorem przyjść do Burbon? Moi przyjaciele grają.
-Um, jasne, z chęcią. O której?
-17?
-Jasne, do zobaczenia.
Podeszłam do chłopaków, którzy zdawali się nie zauważać, że mnie nie było. Usiadłam i zaczęłam się zastanawiać co to jest? Gdzie on mnie zaprosił? Jak ja tam dojadę? Dobra, teraz zaczęłam się denerwować. 


1 komentarz:

  1. Dopiero zaczynasz a juz zaimponowalas mi swoim stylem pisania i pomyslem. Podoba mi sie twoje opowiadanie i czekam na nastepny rozdział ;*
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie!
    onedirection-alive-alex.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń