Leżałam na łóżku z poduszką na głowie i płakałam. Myślałam, że to jakoś zagłuszy odgłosy dochodzące z zewnątrz, ale doskonale wiedziałam, że tak nie będzie. Wiedziałam, że jestem sama i już nikt mi nie pomoże. On jest na balkonie i za kilka minut będzie tutaj i dokończy swoje "dzieło". Nie dał mi spokoju, bo nie należy do tego typu osób. Miał być w więzieniu, ale gdyby się nad tym dłużej zastanowić to pewnie już wyszedł. Nie odsiedział całej kary, ale wyszedł za dobre sprawowanie - tak stawiam i pewnie jest to strzał w dziesiątkę. Powoli przyzwyczajałam się do myśli, że mnie skrzywdzi i że nawet mogą to być moje ostatnie chwile na ziemi. Bo kto mi pomoże? Nie ma tutaj nikogo. Nikt nie pojawi się tak nagle i mnie nie uratuje. Teraz pozostało mi się tylko modlić, ale czy to coś da? Byłam za bardzo roztrzęsiona, by myśleć trzeźwo. Cała się trzęsłam, a moja twarz była zalana łzami. Spokojny wieczór, który miałam spędzić na czytaniu książek, oglądaniu fajnych filmów, zmienił się w koszmar. Sms-y, telefony, a teraz "odwiedziny". W mojej głowie był taki bałagan, że miałam ochotę wziąć tabletki i zginąć we śnie, bo wiem, że to co on mi zrobi będzie o wiele gorsze.
Nagle usłyszałam ponowny hałas na balkonie, a zaraz po tym pukanie w okno. Jak na zawołanie zaczęłam płakać jeszcze bardziej, mimo, iż miałam być dzielna. Że miałam się przygotować na to wszystko. Nie potrafiłam. Ja nadal chciałam żyć. Teraz gdy w końcu Matt'owi jakoś udało się zacząć normalnie żyć, kiedy przestał patrzeć tylko na mnie i zajął się swoim życiem ja miałam umrzeć? Czy ktokolwiek zdaje sobie sprawę jak on by się czuł? Ile on przeszedł? Może i dla mnie śmierć byłaby idealnym wyjściem to wiem, że nie mogę go tutaj zostawić. Nie po tym co dla mnie zrobił, nie po tym jak zaczął w końcu żyć, nie wybaczyłabym sobie, że poddałam się tutaj bez walki i tak po prostu go zostawiłam, a on by sobie coś zrobił.
Wstałam więc ze swojego miejsca na łóżku i wyszłam na korytarz. Tam w szafie znalazłam kij do otwierania strychu. Wiem, że może nie zrobię mu tym zbyt wielkiej krzywdy, ale będę miała minimalną szansę na ucieczkę. Wróciłam do pokoju i stanęłam przy drzwiach od balkonu. Było tam cicho, ale byłam wręcz pewna, że on tam jest. Zlękłam się, gdy ponownie zapukał w okno i wydawałam przy tym cichy pisk. Wtedy się odezwał, ale...
-Effie! Wiem, że tam jesteś! Otwórz te cholerne drzwi, Effie! - to był Ashton. To był on. Rzuciłam kij na podłogę i odsłoniłam okno. To naprawdę był on. Szybko otworzyłam drzwi i wpuściłam go do środka. Gdy tylko wszedł do mojego pokoju rzuciłam mu się na szyję i zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Nie mogłam uwierzyć, że on tutaj jest, ale z drugiej strony zaczęłam się zastanawiać co tutaj robi. Czy to nie jest jakaś pułapka. Odsunęłam się od niego i przyjrzałam się dokładnie.
-Nic Ci nie jest? Dlaczego płaczesz? Co tu się dzieje? - zadawał cały czas pytania, ale ja zamknęłam szybko balkon. Bałam się, że on może jednak tu jeszcze być i wejść.
-Effie?
-O-o-on tu był. On chciał mnie skrzywdzić. Pisał sms-y, dzwonił, nie chciał dać mi spokoju. On wrócił, rozumiesz? Wrócił i chce mnie zabić. Ashton, boje się - wydukałam i zaczęłam znowu płakać. Blondyn zrobił krok w moim kierunku i mnie przytulił. Nie wiedział o co chodzi, a ja nie wiedziałam czy chcę mu powiedzieć. Nie chcę litości, nie chcę ochroniarza. Nie mogę od niego niczego wymagać. Po prostu nie mogę.
-Dobrze, połóż się - powiedział i zaprowadził mnie do łóżka. Położyłam się, a on przykrył mnie kołdrą. Cały czas płakałam, więc byłam pewna, że wyglądam tragicznie, ale w tamtym momencie to było najmniej ważne. Dalej nie mogłam uwierzyć, że jednak żyję. Że Ashton tu jest, że przyszedł i mnie uratował.
-Kto tutaj jest, Effie? - zapytał, ale ja tylko pokręciłam głową. Nie mogłam - Dobrze. Ty tutaj poczekaj, a ja pójdę sprawdzić czy czasem nie wszedł do domu.
-Nie, Ashton, proszę nie idź tam. Ashton, zostań, proszę - krzyczałam jak opętana. Bałam się o niego. Nie wie do czego ten człowiek jest zdolny. Przecież on jest chory psychicznie.
-Nie bój się, nic mi nie będzie - to były jego ostatnie słowa zanim wyszedł z pokoju. Miałam ochotę udusić go własnymi rękoma. Czy on nie rozumie na co się pisze? Czy zdaje sobie sprawę co on mu zrobi, gdy jednak okaże się, że jest na dole? Ten facet jest chory, skrzywdził tyle dziewczyn. Ich było tak dużo, a żadna nie zdecydowała się na zeznanie przeciwko niemu. One się bały. Bały się go, że coś im zrobi. Nawet nie wiecie co on mi mówił, gdy leżałam w tym ciemnym pokoju, na czerwonym wielkim łóżku. Pokazywał mi zdjęcia tych dziewczynek przywiązanych do tego łóżka. On je wszystkie zgwałcił, po czym wypuścił, a one nic nikomu nie powiedziały. Nic. Nikomu. Bały się. Wiem, że to co zrobił mi nie było tak straszne i nie przeszłam przez to co one, ale nawet nie chcę myśleć co by było, gdyby jednak udało mu się mnie zgwałcić. Gdyby policja nie dotarła na czas. Gdyby mnie nie znaleźli. Nie chcę myśleć. Nikomu nie życzę przechodzić przez takie coś. Nawet najgorszemu wrogowi. Cały czas śni mi się on. Dotyka mnie, całuje, uśmiecha się w taki obleśny sposób. Budziłam się z płaczem. Przez to wszystko pomógł mi przejść Matt i psycholog. Wiem jednak, że gdyby nie on nie dałabym sobie rady. Był tylko rok starszy, a starał się jak mógł. Byliśmy takimi małymi dziećmi, jednak przez to co się stało dorósł szybciej. Pomagał mi, nie bawił się z innymi dziećmi. Miał tylko 15 lat. Wiele mu zawdzięczam.
Ashton'a nie było już długo i zaczynałam się bać. Przez moje ciało przechodziły nieprzyjemne dreszcze. Wyszłam z łóżka i wzięłam z podłogi z powrotem kij, po czym opuściłam pokój. Szłam bardzo wolno i ostrożnie. Bałam się, ale wiedziałam, że jeśli nie dowiem się, że na pewno jest cały to nie zasnę i nie będę mogła spokojnie siedzieć.
Zeszłam po schodach i stanęłam przed drzwiach do kuchni. Pchnęłam je i weszłam do środka, ale nikogo tam nie było.
-Effie, miałaś leżeć - usłyszałam za swoimi plecami i podskoczyłam w miejscu. Odwróciłam się i zobaczyłam Ashton'a. Razem poszliśmy do mojego pokoju i się położyliśmy. Mieliśmy pewność, że na razie nic nam nie grozi. Na razie.
-Nie bój się, już jestem przy Tobie - blondyn szeptał mi we włosy, po czym składał delikatne pocałunki. On nic nie wie. Kto tu był, czego chce. Praktycznie nie wie nic. Nie wie, że moi rodzice nie żyją i że prawie zostałam zgwałcona, gdy miałam 14 lat. Nie jestem gotowa, by mu to powiedzieć. Nie chcę go w to wszystko mieszać. Będzie bezpieczny, jeśli będzie z daleka ode mnie. Jednak wiem też, że przy nim czuję się bezpiecznie. Sama się dziwię, że po tym co się działo i teraz, gdy to sobie przypomniałam, że nie boję się jego dotyku. Ja go potrzebuję. Mogę leżeć w jego ramionach całą wieczność. W nich czuję się bezpiecznie i nie chcę, żeby mnie zostawiał. Jednak jeśli bycie z dala ode mnie ma oznaczać, że on będzie bezpieczny, to nie zawaham się powiedzieć mu, żeby dał mi spokój i trzymał się ode mnie z daleka. Będę tęsknić i będę bardziej narażona na niebezpieczeństwo, ale nie mogę pozwolić, żeby coś mu się stało.
_________________________________
Ktoś to w ogóle jeszcze czyta? Codziennie wchodzą jakieś 2/3 osoby. Tyle jest wyświetleń. No ale cóż, jeśli czytacie to napiszcie chociaż jedną kropkę. Naprawdę. Kropka - nic więcej. Chcę wiedzieć ile osób czyta.
O mamciu! Ten rozdział był przecudowny *.* Masz naprawdę wielki talent ! :) Życzę weny i z niecierpliwością czekam na next / Wierna czytelniczka ;**<33
OdpowiedzUsuńJa czytam! ^^
OdpowiedzUsuńFajny rozdział
Ja również czytam. Cieszę się, ze z nami jesteś. Rozdział piekny, ale to jak zawsze
OdpowiedzUsuń//Magda
Cudo
OdpowiedzUsuńNadal uwielbiam i będę czytać nawet jakby rozdziały miały być co miesiąc ♥ xx
OdpowiedzUsuń