wtorek, 18 listopada 2014

Rozdział 16

Nie wiem czy to był najlepszy pomysł. Nie miałam najlepszego humoru, chociaż może właśnie oni powinni mi pozwolić to zmienić? Jestem zła na siebie, bo mimo, że bardzo tęskniłam za Ashton'em - chociaż nie wiedziałam go pewnie nawet nie dobę - to wiedziałam, że za szybko wybaczam. Jakby nie patrzeć to mnie zranił. Jego słowa mnie zabolały. Wtedy powiedział to tak, jakbym to ja była problem, a że zwierzyłam mu się, to on jest do czegoś zobowiązany. Jakby nie chciał, ale musiał. Takie odniosłam wrażenie i mimo, że mnie zapewniał, że tak nie jest to nie wiem czy mogę w to wierzyć. Czy to jest do końca szczere. 
       Przekroczyliśmy próg domu chłopaków i nie mogłam zaprzeczyć, że zapach jaki zaatakował moje nozdrza...no, nie należał do najprzyjemniejszych.
-Czy wy tu trzymacie jakieś zwłoki? - zapytałam, a Ashton wybuchł śmiechem. Nie jestem pewna, ale chyba zapomniałam jakie zadałam pytanie, ale byłam pewna, że jego śmiech to muzyka dla moich uszu. 
Niestety nie długo mogłam tak stać i go podziwiać, bo koło mnie pojawił się Calum i mocno mnie uściskał. Trochę się zdziwiłam, ale również go objęłam.
-Tak długo Cię nie widziałem, gdzieś ty się podziewała? - zapytał z wyraźnie słyszalnym wyrzutem.
-Zwiedzałam marsa, naprawdę tam pięknie! - wykrzyknęłam najbardziej radośnie jak potrafiłam - Nie przesadzaj, przecież całkiem niedawno u was byłam.
-Szkoda, że nawet nie pamiętam kiedy to było. 
-Cal, odpuść, już jest, więc niech idzie się przywitać w resztą - oznajmił Ashton, więc Calum zaprosił mnie gestem ręki, bym weszła do salonu. Jednak kiedy tam się znalazłam to zaniemówiłam. Na podłodze leżało dosłownie wszystko o czym tylko byście pomyśleli. Chcesz lizaka? Uwierz, że tam byś jednego znalazła. Albo i dwa. Rozumiem, że to chłopaki, ale takiego bałaganu nigdy, ale to nigdy nie widziałam. A mam brata, widziałam już nie jedno. 
-Cześć Effie! - wykrzyknął radośnie Mike, a zaraz za nim Luke. Nie rozumiem jak oni mogli się tu poruszać. Jak oni mogli tu w ogóle żyć. Przecież ten smród nawet był nie do wytrzymania. 
-Cześć - powiedziałam niepewnie wciąż patrząc na zabałaganiony pokój - Jak wy możecie tu mieszkać? Szczerze to się zaraz uduszę. Zabiliście człowieka, czy to tylko wasze skarpetki? 
-To zwłoki - odparł Calum, a ja prychnęłam.
-Czuć, musi tu leżeć naprawdę dłuuugo.
-Nie jest aż tak źle - stwierdził Ash wzruszając ramionami. 
-Nie, jest jeszcze gorzej, chłopaki. Musicie zrobić tutaj porządek, bo nie mam zamiaru siedzieć w takim chlewie. Nie jestem czyścioszkiem, ale to - wskazałam na pokój - to zdecydowanie za dużo.
-Eff, nie przesadzaj... -zaczął Calum, ale mu przerwałam. 
-Dość gadania, zróbcie coś z tym - nie spodziewałam się, że oni mnie posłuchają. Robiłam to nie dla swojego dobra i lepszego samopoczucia, ale dla nich. Przecież jeszcze trochę, a nie weszliby i nie wyszli z tego salonu. W tym momencie to nawet nie był salon, a jeden wielki śmietnik. Nie wiem jak tam śmierdzi, ale pewnie podobnie do tego smrodu, który panował tutaj.
Usiadłam na kanapie, uprzednio zrzucając z niej wszystkie śmieci. Włączyłam telewizor na stacji muzycznej i podgłośniłam. Będzie im się lepiej sprzątać. Sami również zaczęli śpiewać jeśli tylko coś znali, więc nie narzekałam. Mają piękne głosy. 
Nie sądziłam, że aż tak się zaangażują. Pokazywałam im gdzie mają sprzątać i gdzie pominęli jakieś śmieci. Najbardziej ostrym spojrzeniem obdarowywał mnie Calum za każdym razem, gdy coś mu wytknęłam. Później robiłam to na umyśle tylko po to by go wkurzyć.
-O Calum! I jeszcze tam! - krzyknęłam wskazując papierki przy stoliku - No i tutaj by się przydało gdybyś przyszedł - ponownie powiedziałam, tym razem jednak wskazując śmieci, które znajdowały się pod moimi nogami przy kanapie.
-Przestań! Przestań! Przestań! Mam dość! Jesteś okropna! - krzyknął i usiadł na podłodze. Chłopaki zaczęli się śmiać. Jestem pewna, że sami też lubią dokuczać biednemu Calum'owi.
Nasze śmiechy przerwał dzwonek do drzwi. Michael krzyknął, że jest otwarte, a kiedy w pokoju zjawiła się jakaś kobieta szybko podniosłam się z kanapy i ściszyłam telewizor.
-Dzień dobry chłopaki - uśmiechnęła się.
-Dzień dobry - chłopcy odpowiedzieli chórem. Potem jej wzrok padł na mnie. Chłopcy postanowili, że mnie uratują, bo pewnie zdawali sobie sprawę, że nie była to zbyt komfortowa sytuacja dla mnie.
-Effie, to mama Luke'a: Liz, pani Hemmings, to nasza przyjaciółka Effie - przedstawił nas sobie Mike, a ja szybko wstałam ze swojego miejsca i uścisnęłam jej dłoń. Wyglądała na bardzo miłą i wesołą osobę. Miała bardzo ładny uśmiech. Jednak nadal czułam się niekomfortowo. Nie nastawiałam się na poznawanie ich mam, a tu taka niespodzianka.
-Nie mów, że to ty ich do tego namówiłaś - powiedziała śmiejąc się i pokazując na sprzątających chłopców.
-Tak, to ona, jest okrutna! - krzyknął nie kto inny jak Calum. Mama Luke'a zaśmiała się.
-Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby mój synek sprzątał.
-Mamo - blondyn przewrócił oczami - Po co tak właściwie przyszłaś?
-Przyniosłam wam trochę jedzenia, jeśli chcecie mogę wam coś ugotować - podniosła do góry reklamówki.
-Nie trzeba, ale dziękujemy.
-Jesteście pewni? - chłopcy na to pytanie skinęli głowami.
-No dobrze, zaniosę to do kuchni i już mnie nie ma.
Pani Hemmings weszła do kuchni, lecz po chwili wróciła.
-Miło było Cię poznać - przytuliła mnie - Cieszę się, że chociaż Tobie udało się zagonić ich do sprzątania. Zgaduję, że był tu niemały bałagan. Jesteś wielka - szepnęła mi na ucho, przez co się trochę zarumieniłam. Nie pamiętam kiedy ostatni raz jakaś kobieta mnie przytulała. Zazwyczaj był to Matt. Tak bardzo brakuje mi tej matczynej miłości. Kiedy zobaczyłam jak Liz patrzy na Luke'a to szczerze mu zazdrościłam. Widać, że go kocha i się troszczy.
-Też bym chciała, żeby mama się tak o mnie troszczyła - pomyślałam, jednak po chwili zdałam sobie sprawę, że powiedziałam to na głos.
-A nie troszczy? - zapytał Mike.
-Nie, nie o to chodzi. Widzę, że nie doceniacie tego, że wasi rodzice przychodzą tutaj. Wiadomo, że to jedzenie to było tylko wymówka, bo tak naprawdę chciała zobaczyć Luke'a.
-Skąd to wiesz?
-Bo to widać. Jesteście duzi, sami możecie zrobić zakupy. Jednak dla waszych mam nie jesteście na tyle duzi, by mieszkać sami.
-Przecież się zgodziły - stwierdził Cal.
-Tak, ale czy to nie było tak "lepiej się zgódźcie, ale jak się nie zgodzicie to i tak się wyprowadzę"?
-No trochę tak było, ale nie rozumiem do czego dążysz.
-Do niczego, nie doceniacie tego co macie. Docenicie jak stracicie.
-Coś o tym wiesz?
-Słucham?
-Zapytałem czy coś o tym wiesz - brunet bardziej mi się przyjrzał. To pytanie...
-N-Nie - zająkałam się i szybko usiadłam na kanapę, po czym włączyłam muzykę. Tylko nie płacz - powtarzałam sobie.

~*~

Wieczorem, jak chłopcy już posprzątali obejrzeliśmy trzy filmy. Były to komedie, bo chyba tylko takie oni posiadali. Nie narzekam, bo kocham się śmiać, kocham filmy komediowe. Jednak nie mam ulubionych gatunków. Uwielbiam także dramaty, czy horrory. 
Miło spędziłam czas, ale musiałam już się zbierać. Ashton był tym, który zaoferował, że mnie odwiezie. Nie powiedziałam mu o tych mężczyznach, którzy mnie śledzili. Chociaż może przesadza. Może wcale mnie nie śledzili, tylko normalnie, tak jak ja szli sobie parkiem. Było to dziwne i podejrzane, ale nie chciałam się więcej nad sobą użalać przy blondynie i nie chcę, żeby się o mnie martwił, bo nie ma o co. 
-Dziękuję za dzień, było super - zaczęłam, kiedy samochód zaparkował przed domem. 
-Nie ma za co, wyjdziesz gdzieś jutro ze mną? 
-Jasne - mimo, że serce zaczęło bić mi szybciej na jego prośbę, to nie dałam tego po sobie poznać. 
-To fajnie, będę o czternastej, do zobaczenia - pochylił się i pocałował mój policzek przez co się wzdrygnęłam. Ciarki pojawiły się na mojej skórze, a było tak cicho, że byłam pewna, iż słyszał jak głośno bije moje serce. 
-Dobranoc - wyszeptałam i wyszłam z samochodu. Kiedy odjechał załapałam się za miejsce, które przed chwilą dotykały jego usta. Nie sądziłam, że mogę kogoś tak kochać, ale tak. Zakochiwałam się w nim coraz bardziej. 
________________________________________
Nie jest jakiś super nie wiadomo jaki i nie dzieje się za dużo, ale bardziej myślę o tym co będę pisać za kilka rozdziałów, niż teraz. Nie powinno tak być, ale jest, nic nie poradzę. 
Mam nadzieję, że chociaż trochę wam się spodobał, że wciąż czytacie i zostawicie komentarz :)

W zakładce "bohaterowie" pojawili się nowi. Jednego z nich na pewno znacie, tylko musicie się domyślić kto to. A jeśli chodzi o drugiego nowego bohatera, to było już o nim napomknięte, niedługo się pojawi x

Możecie zadać pytania. Pytajcie o co tylko chcecie. Nudzi mi się, więc proszę bardzo: ask.fm/surlyff

wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział 15

Jack's POV

Kiedy skończyliśmy z Matt'em grać, odłożyłem pada na stolik i spojrzałem na Effie. Ona była naprawdę piękna, a do tego miała coś w głowie. Nie tak jak reszta dziewczyn, które znałem. Była po prostu inna. I to właśnie mi się w niej podobało. Nie potrafiłem udawać, że nic do niej nie czułem, ale musiałem. Ona kochała Ashton'a. Widziałem to, ślepy nie byłem. Czekałem tylko na swoją szansę. Byłem pewny, że ten chłopak to nie jest jej ideał i jak się na nim pozna, to go zostawi. Co noc jest z kim innym, nawet jak ma dziewczynę. Takiego chłopaka chce? Jeśli będzie jej wciskał bzdury, że dla niej się zmieni, to daleko i tak tego nie pociągnie. On nie da rady. Effie szybko mu się znudzi, bo tak jest z każdą. Nie chcę, żeby cierpiała, ale jeśli to ma być jedyna szansa dla mnie, to chcę, żeby jak najszybciej się na nim poznała. Może to nie jest miłe z mojej strony, ale kocham ją i każdy na moim miejscu nie chciałby, żeby dziewczyna, którą kocha cierpiała. Bo wiem, że tak będzie. Dzisiaj rano byli razem, a teraz gdzie on jest? Słyszałem jakiś krzyk, ale to było chwilowe. Matt nie pozwolił mi zejść, a ja posłuchałem. On lepiej ją zna i wie co dla niej dobre. Później przyszła Rose. Pewnie chciała z nią pogadać. To nie mógł być przypadek. Jestem pewien, że ten idiota już marnuje swoje szanse. To tylko pokazuje jaki jest głupi.
-Co się tak patrzysz? - w końcu odezwał się Matt, a jak na niego spojrzałem zauważyłem, że się uśmiecha. Wydawało mi się, że on coś podejrzewa i chyba tak było. 
-Nie rozumiem o co Ci chodzi.
-Widzę jak na nią patrzysz, podoba Ci się, prawda? 
-To nie ma znaczenia. 
-Dlaczego?
-Bo ona kocha kogoś innego - kiedy wypowiedziałem te słowa brunet poprawił się na swoim miejscu i spojrzał zaciekawionym wzrokiem. On był bardzo opiekuńczym bratem. Effie miała szczęście, że miała przy sobie taką osobę, jak on. Zawsze by ją obronił, nie ważne co by się działo. Lubił jej dokuczać, ale kochał ją najbardziej na świecie. Może nie znam go długo, ale bardzo się polubiliśmy i wydaje mi się, że mogę nazwać go moim przyjacielem. Powiedział mi, że Meg i George to nie są ich prawdziwi rodzice. Myślę, że on lepiej zniósł stratę tak ważnych osób, niż Effie. Nie dziwię się. Wydaje mi się, że jest bardzo czułą dziewczyną, którą można łatwo zranić.
-Jak to? Kogo?
-Pamiętasz tego gościa co tutaj rano był? - zapytałem, a chłopak przytaknął i przełknął ślinę, uważnie mi się przyglądając.
-To ten?
-Tak.
-Przecież ona już przez niego płakała. To ten idiota jechał szybko samochodem, wiedząc, że ona się boi. Nie wychodziła z domu przez tydzień - zaczął podnosić swój głos, był wściekły. Ale uciszyłem go, bo wiedziałem, że może ją obudzić - Ona nie może. Przecież on ją znowu skrzywdzi. On jej na pewno nie kocha, rozumiesz? Ona nie może, kurwa nie!
-Matt uspokój się. Możliwe, że nie jest taki zły. Nie znamy go, nic o nim nie wiemy. Może nie jest taki jak myślisz - sam nie wierzyłem w te słowa, ale musiałem go uspokoić. Strasznie się o nią martwi, ale nie może jej zabraniać się spotykać z kimś kogo kocha. Mogliby się pokłócić, a dziewczyna, której brat nie pozwala się spotykać z kimś jest zła bardzo długo. Coś o tym wiem.
-Pójdę ją zanieść na górę - poinformował i wziął ją w swoje ramiona, po czym poszedł na górę. Widziałem jak na nią patrzy. Widziałem, że teraz została mu już tylko ona i chce być dla niej jak najlepszym bratem. Nie chce, żeby cierpiała już nigdy więcej. Nie dziwię się. Musiała przeżyć śmierć rodziców, bo Matt jest przewrażliwiony i widać, że nie chce widzieć jej w takim stanie już nigdy więcej.

Calum's POV

Siedziałem w kuchni przy stole i trzymałem w rękach pudełko płatków śniadaniowych. To było głupie, że one nazywają się "śniadaniowe". Czy to oznaczało, że nie można je zjeść na kolację? Kto to w ogóle wymyślił? Przecież nikt nie będzie tego przestrzegał, prawda? Jeśli będę miał ochotę na płatki wieczorem, to zjem je wieczorem. Jakoś nigdy nie miałem na nie ochoty o innej porze, niż rano, ale kiedyś będę miał i je zjem, zobaczycie. Żaden facet nie będzie mi mówił, kiedy mam je jeść. No chyba, że wymyśliła je kobieta. To strasznie skomplikowane i głupie. 
       Mieszałem łyżką w płatkach, ale wcale ich nie ruszałem. Nagle straciłem ochotę. Mleko już dawno zmieniło kolor na lekki brązowy, a płatki zmiękły. Ale to nie miało znaczenia, bo i tak nie chciałem ich już jeść. Wtedy do kuchni wszedł Ashton. Wczoraj przyszedł do domu, trzasnął drzwiami i zamknął się w moim pokoju. Ciekawe o co poszło. Wydawało mi się, że dzień prędzej szedł do Effie. Co było dziwne, bo było późno.
-Cześć Ash, co u Ciebie słychać? - zapytałem, ale wydawało mi się, że wcale nie ma ochoty na rozmowę. Cóż, ja też nie byłem zadowolony, bo straciłem ochotę na płatki i teraz byłem głodny.
-Jeśli chcesz mnie wkurwiać od samego rana, to sobie daruj - wymamrotał i zaczął przygotowywać sobie jedzenie. Nie rozumiem o co mu chodzi. Przecież tylko się przywitałem.
-Czy nie uważasz, że to głupie, iż płatki można jeść tylko na śniadanie? - zapytałem po dłuższej chwili, a blondyn spojrzał na mnie z politowaniem.
-Kto Ci zabroni zjeść ich wieczorem?
-Niby nikt, ale pisze "płatki śniadaniowe" więc raczej je się je tylko na śniadanie, tak wnioskuję.
-Ty lepiej nic nie wnioskuj. Może nie zauważyłeś, ale jesteś mało inteligentny. 
-O, wypraszam to sobie! Mało inteligentny? Ciekawe kiedy! - wstałem i uderzyłem dłonią w stół, jednak szybko się za nią złapałem, gdyż bolało. Ashton zaśmiał się pod nosem, jakby to był dowód na to, że jestem głupi. A wcale nie byłem.
-Może lepiej zapytaj, kiedy jesteś inteligentny, bo jeśli mam odpowiedzieć na twoje pytanie, to prawie zawsze, kolego.
-Jesteś głupi i opowiadasz te głupoty tylko dlatego, że nie masz humoru. Czyżby Effie Cię odrzuciła, gburze? - nie chciałem być niemiły, ale mnie wkurzył. Calum Hood mało inteligentny? Calum Hood? Nikt nie będzie opowiadał takich bzdur na mój temat, nawet przyjaciel!
-Nawet jej w to nie mieszaj - warknął, więc od razu się zamknąłem. Musiała to być jednak delikatna sprawa, bo Ash nie często był tak wkurzony, gdy mu o kimś przypominałem. 
Postanowiłem go zostawić samego, więc wziąłem jakieś orzeszki i chipsy, po czym poszedłem do salonu.

Effie's POV

Następnego ranka obudziłam się dość szybko. Godzina dziewiąta to na pewno nie pora mojej idealnej pobudki. Nie wiedziałam jak się znalazłam w pokoju, bo ostatnie co pamiętam to granie z Matt'em w fife. On, albo Jack musiał mnie tutaj przynieść.
Zeszłam na dół gdzie zastałam chłopaków. Przywitałam się i usiadłam przy blacie.
-Meg i George już wrócili? - zapytałam, a Matt przytaknął.
-Teraz śpią. Podróż na pewno była wyczerpująca.
-Jasne.
Zrobiłam sobie śniadanie i muszę przyznać, że całkiem miło spędziłam ten poranek. Ashton nie zajmował moich myśli. Mogłam się chodź na chwilę od tego oderwać i pośmiać z głupich żartów Jack'a. Jednak kiedy tylko nastawała cisza ja zaczynałam myśleć o tym co on może w tej chwili robić. Czy mnie o mnie myśli, czy żałuje. Czy kiedykolwiek jeszcze postanowi się do mnie odezwać. Może i on nie postąpił miło mówiąc to co powiedział, ale czy ja nie przesadzałam? Może nie powinnam od razu wybuchać, tylko dać mu się wytłumaczyć i posłuchać co ma do powiedzenia. Przecież nikt nie jest idealny, go też mogło to przytłoczyć. Nie każdy wyznaje takie rzeczy, jak ja i nie każdy jest na to przygotowany. Bo niby czemu ma być?
       Postanowiłam pójść z Jack'iem do jego domu i wyciągnąć Rose na jakiś spacer, do centrum handlowego, gdziekolwiek. Nie chciałam siedzieć w domu i znowu się zadręczać. Jednak nie dane mi było w spokoju dojść z blondynem do jego domu, bo ktoś nam przeszkodził. A tym kimś był Ashton. Moje serce zabiło szybciej, gdy go dostrzegłam, gdy stanął przed nami. Nie sądziłam, że tak szybko postanowi się ze mną spotkać. A może w ogóle nie sądziłam, że będzie chciał? Ciągle tylko się kłócimy. Czy ta znajomość ma sens?
-Możemy porozmawiać? - spojrzał na mnie, a potem przeniósł swój wzrok na Jack'a. Nie mogłam nic wyczytać z jego oczu. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Nie lubiłam tego, a moje zdenerwowanie rosło. Jednak sama wiedziałam, że nie wytrzymam bez niego i muszę posłuchać tego co ma do powiedzenia. Może to być nawet pożegnanie, ale lepiej będzie jeśli mi to powie, nie chcę żyć nadzieją.
-Idź sam do domu, może przyjdę wieczorem - uśmiechnęłam się słabo, a chłopak przytaknął, po czym ruszył tam gdzie jeszcze przed chwilą oboje mieliśmy iść.
-O czym chcesz porozmawiać? - zapytałam, a Ash się rozejrzał.
-Możemy gdzieś usiąść?
-Aż tak długo chcesz mówić?
-Proszę Cię, nie wkurzaj mnie bo zaraz wybuchnę i powiem coś czego nie chcę.
-O, czyli teraz Cię wkurzam. To co tu robisz? - miałam dać mu się wygadać i wyjaśnić, a znowu zaczynam. Jestem głupia, muszę przestać.
-Przepraszam Cię za to co powiedziałem. Nie chciałem tego tak ująć. Wkurwia mnie, że nie chcesz iść na policję, bo ja nie jestem w stanie siedzieć przy tobie 24/7. Myślisz, że Twoi rodzice pozwolą mi u Ciebie spać? Wątpię. A bardzo się o Ciebie martwię. Ten psychopata może coś Ci zrobić. Szkoda, że tego nie widzisz. Nie wiem dlaczego tak się zachowujesz, czemu nie chcesz pomocy. Mam jednak nadzieję, że chociaż mi uda się ocalić Cię przed złem tego świata, albo chociaż przed tym człowiekiem, bo to najważniejsze. Wybacz mi, bo nie mogę być daleko. Muszę Cię chronić.
-Ashton, nie musisz. To, że Ci coś powiedziałam nie oznacza, że się do czegoś zobowiązałeś. Nie chcę, żebyś się tak czuł. Jakoś dam sobie radę sama...
-Nie dasz, Effie. Nie zaprzeczaj, bo dobrze wiesz, że tak jest. Nie dasz, bo on jest sprytniejszy. A do tego silniejszy i nigdy nie dasz sobie z nim rady sama.
-Ashton...
-Czyli mi wybaczyłaś? To świetnie. On Ci nic nie zrobi. A teraz idziemy do mnie. Chłopaki tęsknią.
____________________________________
Tym razem wracam z rozdziałem. Nie jest on jakiś super i nie do końca mi się podoba.
Nie mogłam wcześniej napisać tego rozdziału, bo nie miałam czasu. Kilka dni przed długim weekendem miałam sprawdziany, żeby nie pisać po, a na weekend pojechałam do kuzynki i nie miałam jak pisać.
To tyle, liczę na komentarze :) Jedno słowa może być. Bylebym wiedziała ile osób czyta :)

czwartek, 6 listopada 2014

Imagin

Na razie nie wracam z nowym rozdziałem, ale z "imaginem". Bardzo nietypowym, ale myślę, że warto przeczytać. Napisała to moja przyjaciółka (nie fanka jak coś) o mnie. Zapraszam do czytania!
(tak dla jasności: tam gdzie pisze "tu mowa o mnie" chodzi oczywiście o nią haha)

Biegła ile sił miała w nogach, biegła szybko, niczym wiater na pustyni.
Przed czym uciekała?
A może kogo goniła?
-Aszton ja Cię love wery bardzo Aszton stój niedorozwoju ludzki!
-Zostaw mnie ty małpiszonie! Puść mnie, jo?
-Migdy! Przywiąże Cię w domu i będę Cię karmić frytkami i udkiem, a jak będziesz nie grzeczny to wepchnę w Ciebie ziemniaki i udka Aszhton! *bach, przewróciła się*

Aszhton's POV

Usłyszał dźwięk za sobą, jakby stado koni się przewróciło lub bardziej jak spadająca stodoła. Przerażony odwrócił się z wzrokiem niczym kot srający na pustyni. Złapał patyk lekko szturchając dziewkę co go goniła. Bał się troszkę, że się zarazi, czy coś. Wolał być ostrożny.
Dziewczyna - po długich przemyśleniach doszedł do takiego faktu.
-Ty, ty, czy ty żyjesz? - spytał jakby szeptem. Nagle za drzewa wyskoczył Kalum przebrany za jednorożca w różowych gaciach. Na barkach miał nieznajomą piękną brunetkę //tu mowa o mnie//. Asz trochę się zamyślił. Poczuł ból u lewej nogi. Dziewka od patyka gryzła jego nogę.
Nie krzyczał.
Czemu?
Pokochał ją i jej wilczy apetyt.
Przebrał się za niebieskookiego jednorożca, zarzucił swą wybrankę serca na ramię i razem pobiegli w stronę słońca wraz z Kalumem i piękną, śliczną, utalentowaną, szczupłą, zabawną, wysoką brunetką //czyli mną//!
I tak żyli razem jako jednorożce.


Taki talent ma moja przyjaciółka, aż pozazdrościć haha. Wszelkie błędy były pisane specjalnie :) Mam nadzieję, że się podobał!