Nie wiem czy to był najlepszy pomysł. Nie miałam najlepszego humoru, chociaż może właśnie oni powinni mi pozwolić to zmienić? Jestem zła na siebie, bo mimo, że bardzo tęskniłam za Ashton'em - chociaż nie wiedziałam go pewnie nawet nie dobę - to wiedziałam, że za szybko wybaczam. Jakby nie patrzeć to mnie zranił. Jego słowa mnie zabolały. Wtedy powiedział to tak, jakbym to ja była problem, a że zwierzyłam mu się, to on jest do czegoś zobowiązany. Jakby nie chciał, ale musiał. Takie odniosłam wrażenie i mimo, że mnie zapewniał, że tak nie jest to nie wiem czy mogę w to wierzyć. Czy to jest do końca szczere.
Przekroczyliśmy próg domu chłopaków i nie mogłam zaprzeczyć, że zapach jaki zaatakował moje nozdrza...no, nie należał do najprzyjemniejszych.
-Czy wy tu trzymacie jakieś zwłoki? - zapytałam, a Ashton wybuchł śmiechem. Nie jestem pewna, ale chyba zapomniałam jakie zadałam pytanie, ale byłam pewna, że jego śmiech to muzyka dla moich uszu.
Niestety nie długo mogłam tak stać i go podziwiać, bo koło mnie pojawił się Calum i mocno mnie uściskał. Trochę się zdziwiłam, ale również go objęłam.
-Tak długo Cię nie widziałem, gdzieś ty się podziewała? - zapytał z wyraźnie słyszalnym wyrzutem.
-Zwiedzałam marsa, naprawdę tam pięknie! - wykrzyknęłam najbardziej radośnie jak potrafiłam - Nie przesadzaj, przecież całkiem niedawno u was byłam.
-Szkoda, że nawet nie pamiętam kiedy to było.
-Cal, odpuść, już jest, więc niech idzie się przywitać w resztą - oznajmił Ashton, więc Calum zaprosił mnie gestem ręki, bym weszła do salonu. Jednak kiedy tam się znalazłam to zaniemówiłam. Na podłodze leżało dosłownie wszystko o czym tylko byście pomyśleli. Chcesz lizaka? Uwierz, że tam byś jednego znalazła. Albo i dwa. Rozumiem, że to chłopaki, ale takiego bałaganu nigdy, ale to nigdy nie widziałam. A mam brata, widziałam już nie jedno.
-Cześć Effie! - wykrzyknął radośnie Mike, a zaraz za nim Luke. Nie rozumiem jak oni mogli się tu poruszać. Jak oni mogli tu w ogóle żyć. Przecież ten smród nawet był nie do wytrzymania.
-Cześć - powiedziałam niepewnie wciąż patrząc na zabałaganiony pokój - Jak wy możecie tu mieszkać? Szczerze to się zaraz uduszę. Zabiliście człowieka, czy to tylko wasze skarpetki?
-To zwłoki - odparł Calum, a ja prychnęłam.
-Czuć, musi tu leżeć naprawdę dłuuugo.
-Nie jest aż tak źle - stwierdził Ash wzruszając ramionami.
-Nie, jest jeszcze gorzej, chłopaki. Musicie zrobić tutaj porządek, bo nie mam zamiaru siedzieć w takim chlewie. Nie jestem czyścioszkiem, ale to - wskazałam na pokój - to zdecydowanie za dużo.
-Eff, nie przesadzaj... -zaczął Calum, ale mu przerwałam.
-Dość gadania, zróbcie coś z tym - nie spodziewałam się, że oni mnie posłuchają. Robiłam to nie dla swojego dobra i lepszego samopoczucia, ale dla nich. Przecież jeszcze trochę, a nie weszliby i nie wyszli z tego salonu. W tym momencie to nawet nie był salon, a jeden wielki śmietnik. Nie wiem jak tam śmierdzi, ale pewnie podobnie do tego smrodu, który panował tutaj.
Usiadłam na kanapie, uprzednio zrzucając z niej wszystkie śmieci. Włączyłam telewizor na stacji muzycznej i podgłośniłam. Będzie im się lepiej sprzątać. Sami również zaczęli śpiewać jeśli tylko coś znali, więc nie narzekałam. Mają piękne głosy.
Nie sądziłam, że aż tak się zaangażują. Pokazywałam im gdzie mają sprzątać i gdzie pominęli jakieś śmieci. Najbardziej ostrym spojrzeniem obdarowywał mnie Calum za każdym razem, gdy coś mu wytknęłam. Później robiłam to na umyśle tylko po to by go wkurzyć.
-O Calum! I jeszcze tam! - krzyknęłam wskazując papierki przy stoliku - No i tutaj by się przydało gdybyś przyszedł - ponownie powiedziałam, tym razem jednak wskazując śmieci, które znajdowały się pod moimi nogami przy kanapie.
-Przestań! Przestań! Przestań! Mam dość! Jesteś okropna! - krzyknął i usiadł na podłodze. Chłopaki zaczęli się śmiać. Jestem pewna, że sami też lubią dokuczać biednemu Calum'owi.
Nasze śmiechy przerwał dzwonek do drzwi. Michael krzyknął, że jest otwarte, a kiedy w pokoju zjawiła się jakaś kobieta szybko podniosłam się z kanapy i ściszyłam telewizor.
-Dzień dobry chłopaki - uśmiechnęła się.
-Dzień dobry - chłopcy odpowiedzieli chórem. Potem jej wzrok padł na mnie. Chłopcy postanowili, że mnie uratują, bo pewnie zdawali sobie sprawę, że nie była to zbyt komfortowa sytuacja dla mnie.
-Effie, to mama Luke'a: Liz, pani Hemmings, to nasza przyjaciółka Effie - przedstawił nas sobie Mike, a ja szybko wstałam ze swojego miejsca i uścisnęłam jej dłoń. Wyglądała na bardzo miłą i wesołą osobę. Miała bardzo ładny uśmiech. Jednak nadal czułam się niekomfortowo. Nie nastawiałam się na poznawanie ich mam, a tu taka niespodzianka.
-Nie mów, że to ty ich do tego namówiłaś - powiedziała śmiejąc się i pokazując na sprzątających chłopców.
-Tak, to ona, jest okrutna! - krzyknął nie kto inny jak Calum. Mama Luke'a zaśmiała się.
-Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby mój synek sprzątał.
-Mamo - blondyn przewrócił oczami - Po co tak właściwie przyszłaś?
-Przyniosłam wam trochę jedzenia, jeśli chcecie mogę wam coś ugotować - podniosła do góry reklamówki.
-Nie trzeba, ale dziękujemy.
-Jesteście pewni? - chłopcy na to pytanie skinęli głowami.
-No dobrze, zaniosę to do kuchni i już mnie nie ma.
Pani Hemmings weszła do kuchni, lecz po chwili wróciła.
-Miło było Cię poznać - przytuliła mnie - Cieszę się, że chociaż Tobie udało się zagonić ich do sprzątania. Zgaduję, że był tu niemały bałagan. Jesteś wielka - szepnęła mi na ucho, przez co się trochę zarumieniłam. Nie pamiętam kiedy ostatni raz jakaś kobieta mnie przytulała. Zazwyczaj był to Matt. Tak bardzo brakuje mi tej matczynej miłości. Kiedy zobaczyłam jak Liz patrzy na Luke'a to szczerze mu zazdrościłam. Widać, że go kocha i się troszczy.
-Też bym chciała, żeby mama się tak o mnie troszczyła - pomyślałam, jednak po chwili zdałam sobie sprawę, że powiedziałam to na głos.
-A nie troszczy? - zapytał Mike.
-Nie, nie o to chodzi. Widzę, że nie doceniacie tego, że wasi rodzice przychodzą tutaj. Wiadomo, że to jedzenie to było tylko wymówka, bo tak naprawdę chciała zobaczyć Luke'a.
-Skąd to wiesz?
-Bo to widać. Jesteście duzi, sami możecie zrobić zakupy. Jednak dla waszych mam nie jesteście na tyle duzi, by mieszkać sami.
-Przecież się zgodziły - stwierdził Cal.
-Tak, ale czy to nie było tak "lepiej się zgódźcie, ale jak się nie zgodzicie to i tak się wyprowadzę"?
-No trochę tak było, ale nie rozumiem do czego dążysz.
-Do niczego, nie doceniacie tego co macie. Docenicie jak stracicie.
-Coś o tym wiesz?
-Słucham?
-Zapytałem czy coś o tym wiesz - brunet bardziej mi się przyjrzał. To pytanie...
-N-Nie - zająkałam się i szybko usiadłam na kanapę, po czym włączyłam muzykę. Tylko nie płacz - powtarzałam sobie.
Nasze śmiechy przerwał dzwonek do drzwi. Michael krzyknął, że jest otwarte, a kiedy w pokoju zjawiła się jakaś kobieta szybko podniosłam się z kanapy i ściszyłam telewizor.
-Dzień dobry chłopaki - uśmiechnęła się.
-Dzień dobry - chłopcy odpowiedzieli chórem. Potem jej wzrok padł na mnie. Chłopcy postanowili, że mnie uratują, bo pewnie zdawali sobie sprawę, że nie była to zbyt komfortowa sytuacja dla mnie.
-Effie, to mama Luke'a: Liz, pani Hemmings, to nasza przyjaciółka Effie - przedstawił nas sobie Mike, a ja szybko wstałam ze swojego miejsca i uścisnęłam jej dłoń. Wyglądała na bardzo miłą i wesołą osobę. Miała bardzo ładny uśmiech. Jednak nadal czułam się niekomfortowo. Nie nastawiałam się na poznawanie ich mam, a tu taka niespodzianka.
-Nie mów, że to ty ich do tego namówiłaś - powiedziała śmiejąc się i pokazując na sprzątających chłopców.
-Tak, to ona, jest okrutna! - krzyknął nie kto inny jak Calum. Mama Luke'a zaśmiała się.
-Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby mój synek sprzątał.
-Mamo - blondyn przewrócił oczami - Po co tak właściwie przyszłaś?
-Przyniosłam wam trochę jedzenia, jeśli chcecie mogę wam coś ugotować - podniosła do góry reklamówki.
-Nie trzeba, ale dziękujemy.
-Jesteście pewni? - chłopcy na to pytanie skinęli głowami.
-No dobrze, zaniosę to do kuchni i już mnie nie ma.
Pani Hemmings weszła do kuchni, lecz po chwili wróciła.
-Miło było Cię poznać - przytuliła mnie - Cieszę się, że chociaż Tobie udało się zagonić ich do sprzątania. Zgaduję, że był tu niemały bałagan. Jesteś wielka - szepnęła mi na ucho, przez co się trochę zarumieniłam. Nie pamiętam kiedy ostatni raz jakaś kobieta mnie przytulała. Zazwyczaj był to Matt. Tak bardzo brakuje mi tej matczynej miłości. Kiedy zobaczyłam jak Liz patrzy na Luke'a to szczerze mu zazdrościłam. Widać, że go kocha i się troszczy.
-Też bym chciała, żeby mama się tak o mnie troszczyła - pomyślałam, jednak po chwili zdałam sobie sprawę, że powiedziałam to na głos.
-A nie troszczy? - zapytał Mike.
-Nie, nie o to chodzi. Widzę, że nie doceniacie tego, że wasi rodzice przychodzą tutaj. Wiadomo, że to jedzenie to było tylko wymówka, bo tak naprawdę chciała zobaczyć Luke'a.
-Skąd to wiesz?
-Bo to widać. Jesteście duzi, sami możecie zrobić zakupy. Jednak dla waszych mam nie jesteście na tyle duzi, by mieszkać sami.
-Przecież się zgodziły - stwierdził Cal.
-Tak, ale czy to nie było tak "lepiej się zgódźcie, ale jak się nie zgodzicie to i tak się wyprowadzę"?
-No trochę tak było, ale nie rozumiem do czego dążysz.
-Do niczego, nie doceniacie tego co macie. Docenicie jak stracicie.
-Coś o tym wiesz?
-Słucham?
-Zapytałem czy coś o tym wiesz - brunet bardziej mi się przyjrzał. To pytanie...
-N-Nie - zająkałam się i szybko usiadłam na kanapę, po czym włączyłam muzykę. Tylko nie płacz - powtarzałam sobie.
~*~
Wieczorem, jak chłopcy już posprzątali obejrzeliśmy trzy filmy. Były to komedie, bo chyba tylko takie oni posiadali. Nie narzekam, bo kocham się śmiać, kocham filmy komediowe. Jednak nie mam ulubionych gatunków. Uwielbiam także dramaty, czy horrory.
Miło spędziłam czas, ale musiałam już się zbierać. Ashton był tym, który zaoferował, że mnie odwiezie. Nie powiedziałam mu o tych mężczyznach, którzy mnie śledzili. Chociaż może przesadza. Może wcale mnie nie śledzili, tylko normalnie, tak jak ja szli sobie parkiem. Było to dziwne i podejrzane, ale nie chciałam się więcej nad sobą użalać przy blondynie i nie chcę, żeby się o mnie martwił, bo nie ma o co.
-Dziękuję za dzień, było super - zaczęłam, kiedy samochód zaparkował przed domem.
-Nie ma za co, wyjdziesz gdzieś jutro ze mną?
-Jasne - mimo, że serce zaczęło bić mi szybciej na jego prośbę, to nie dałam tego po sobie poznać.
-To fajnie, będę o czternastej, do zobaczenia - pochylił się i pocałował mój policzek przez co się wzdrygnęłam. Ciarki pojawiły się na mojej skórze, a było tak cicho, że byłam pewna, iż słyszał jak głośno bije moje serce.
-Dobranoc - wyszeptałam i wyszłam z samochodu. Kiedy odjechał załapałam się za miejsce, które przed chwilą dotykały jego usta. Nie sądziłam, że mogę kogoś tak kochać, ale tak. Zakochiwałam się w nim coraz bardziej.
________________________________________
Nie jest jakiś super nie wiadomo jaki i nie dzieje się za dużo, ale bardziej myślę o tym co będę pisać za kilka rozdziałów, niż teraz. Nie powinno tak być, ale jest, nic nie poradzę.
Mam nadzieję, że chociaż trochę wam się spodobał, że wciąż czytacie i zostawicie komentarz :)
W zakładce "bohaterowie" pojawili się nowi. Jednego z nich na pewno znacie, tylko musicie się domyślić kto to. A jeśli chodzi o drugiego nowego bohatera, to było już o nim napomknięte, niedługo się pojawi x
Możecie zadać pytania. Pytajcie o co tylko chcecie. Nudzi mi się, więc proszę bardzo: ask.fm/surlyff