Kiedy skończyliśmy z Matt'em grać, odłożyłem pada na stolik i spojrzałem na Effie. Ona była naprawdę piękna, a do tego miała coś w głowie. Nie tak jak reszta dziewczyn, które znałem. Była po prostu inna. I to właśnie mi się w niej podobało. Nie potrafiłem udawać, że nic do niej nie czułem, ale musiałem. Ona kochała Ashton'a. Widziałem to, ślepy nie byłem. Czekałem tylko na swoją szansę. Byłem pewny, że ten chłopak to nie jest jej ideał i jak się na nim pozna, to go zostawi. Co noc jest z kim innym, nawet jak ma dziewczynę. Takiego chłopaka chce? Jeśli będzie jej wciskał bzdury, że dla niej się zmieni, to daleko i tak tego nie pociągnie. On nie da rady. Effie szybko mu się znudzi, bo tak jest z każdą. Nie chcę, żeby cierpiała, ale jeśli to ma być jedyna szansa dla mnie, to chcę, żeby jak najszybciej się na nim poznała. Może to nie jest miłe z mojej strony, ale kocham ją i każdy na moim miejscu nie chciałby, żeby dziewczyna, którą kocha cierpiała. Bo wiem, że tak będzie. Dzisiaj rano byli razem, a teraz gdzie on jest? Słyszałem jakiś krzyk, ale to było chwilowe. Matt nie pozwolił mi zejść, a ja posłuchałem. On lepiej ją zna i wie co dla niej dobre. Później przyszła Rose. Pewnie chciała z nią pogadać. To nie mógł być przypadek. Jestem pewien, że ten idiota już marnuje swoje szanse. To tylko pokazuje jaki jest głupi.
-Co się tak patrzysz? - w końcu odezwał się Matt, a jak na niego spojrzałem zauważyłem, że się uśmiecha. Wydawało mi się, że on coś podejrzewa i chyba tak było.
-Nie rozumiem o co Ci chodzi.
-Widzę jak na nią patrzysz, podoba Ci się, prawda?
-To nie ma znaczenia.
-Dlaczego?
-Bo ona kocha kogoś innego - kiedy wypowiedziałem te słowa brunet poprawił się na swoim miejscu i spojrzał zaciekawionym wzrokiem. On był bardzo opiekuńczym bratem. Effie miała szczęście, że miała przy sobie taką osobę, jak on. Zawsze by ją obronił, nie ważne co by się działo. Lubił jej dokuczać, ale kochał ją najbardziej na świecie. Może nie znam go długo, ale bardzo się polubiliśmy i wydaje mi się, że mogę nazwać go moim przyjacielem. Powiedział mi, że Meg i George to nie są ich prawdziwi rodzice. Myślę, że on lepiej zniósł stratę tak ważnych osób, niż Effie. Nie dziwię się. Wydaje mi się, że jest bardzo czułą dziewczyną, którą można łatwo zranić.
-Jak to? Kogo?
-Pamiętasz tego gościa co tutaj rano był? - zapytałem, a chłopak przytaknął i przełknął ślinę, uważnie mi się przyglądając.
-To ten?
-Tak.
-Przecież ona już przez niego płakała. To ten idiota jechał szybko samochodem, wiedząc, że ona się boi. Nie wychodziła z domu przez tydzień - zaczął podnosić swój głos, był wściekły. Ale uciszyłem go, bo wiedziałem, że może ją obudzić - Ona nie może. Przecież on ją znowu skrzywdzi. On jej na pewno nie kocha, rozumiesz? Ona nie może, kurwa nie!
-Matt uspokój się. Możliwe, że nie jest taki zły. Nie znamy go, nic o nim nie wiemy. Może nie jest taki jak myślisz - sam nie wierzyłem w te słowa, ale musiałem go uspokoić. Strasznie się o nią martwi, ale nie może jej zabraniać się spotykać z kimś kogo kocha. Mogliby się pokłócić, a dziewczyna, której brat nie pozwala się spotykać z kimś jest zła bardzo długo. Coś o tym wiem.
-Pójdę ją zanieść na górę - poinformował i wziął ją w swoje ramiona, po czym poszedł na górę. Widziałem jak na nią patrzy. Widziałem, że teraz została mu już tylko ona i chce być dla niej jak najlepszym bratem. Nie chce, żeby cierpiała już nigdy więcej. Nie dziwię się. Musiała przeżyć śmierć rodziców, bo Matt jest przewrażliwiony i widać, że nie chce widzieć jej w takim stanie już nigdy więcej.
Calum's POV
Siedziałem w kuchni przy stole i trzymałem w rękach pudełko płatków śniadaniowych. To było głupie, że one nazywają się "śniadaniowe". Czy to oznaczało, że nie można je zjeść na kolację? Kto to w ogóle wymyślił? Przecież nikt nie będzie tego przestrzegał, prawda? Jeśli będę miał ochotę na płatki wieczorem, to zjem je wieczorem. Jakoś nigdy nie miałem na nie ochoty o innej porze, niż rano, ale kiedyś będę miał i je zjem, zobaczycie. Żaden facet nie będzie mi mówił, kiedy mam je jeść. No chyba, że wymyśliła je kobieta. To strasznie skomplikowane i głupie.
Mieszałem łyżką w płatkach, ale wcale ich nie ruszałem. Nagle straciłem ochotę. Mleko już dawno zmieniło kolor na lekki brązowy, a płatki zmiękły. Ale to nie miało znaczenia, bo i tak nie chciałem ich już jeść. Wtedy do kuchni wszedł Ashton. Wczoraj przyszedł do domu, trzasnął drzwiami i zamknął się w moim pokoju. Ciekawe o co poszło. Wydawało mi się, że dzień prędzej szedł do Effie. Co było dziwne, bo było późno.
-Cześć Ash, co u Ciebie słychać? - zapytałem, ale wydawało mi się, że wcale nie ma ochoty na rozmowę. Cóż, ja też nie byłem zadowolony, bo straciłem ochotę na płatki i teraz byłem głodny.
-Jeśli chcesz mnie wkurwiać od samego rana, to sobie daruj - wymamrotał i zaczął przygotowywać sobie jedzenie. Nie rozumiem o co mu chodzi. Przecież tylko się przywitałem.
-Czy nie uważasz, że to głupie, iż płatki można jeść tylko na śniadanie? - zapytałem po dłuższej chwili, a blondyn spojrzał na mnie z politowaniem.
-Kto Ci zabroni zjeść ich wieczorem?
-Niby nikt, ale pisze "płatki śniadaniowe" więc raczej je się je tylko na śniadanie, tak wnioskuję.
-Ty lepiej nic nie wnioskuj. Może nie zauważyłeś, ale jesteś mało inteligentny.
-O, wypraszam to sobie! Mało inteligentny? Ciekawe kiedy! - wstałem i uderzyłem dłonią w stół, jednak szybko się za nią złapałem, gdyż bolało. Ashton zaśmiał się pod nosem, jakby to był dowód na to, że jestem głupi. A wcale nie byłem.
-Może lepiej zapytaj, kiedy jesteś inteligentny, bo jeśli mam odpowiedzieć na twoje pytanie, to prawie zawsze, kolego.
-Jesteś głupi i opowiadasz te głupoty tylko dlatego, że nie masz humoru. Czyżby Effie Cię odrzuciła, gburze? - nie chciałem być niemiły, ale mnie wkurzył. Calum Hood mało inteligentny? Calum Hood? Nikt nie będzie opowiadał takich bzdur na mój temat, nawet przyjaciel!
-Nawet jej w to nie mieszaj - warknął, więc od razu się zamknąłem. Musiała to być jednak delikatna sprawa, bo Ash nie często był tak wkurzony, gdy mu o kimś przypominałem.
Postanowiłem go zostawić samego, więc wziąłem jakieś orzeszki i chipsy, po czym poszedłem do salonu.
Effie's POV
Następnego ranka obudziłam się dość szybko. Godzina dziewiąta to na pewno nie pora mojej idealnej pobudki. Nie wiedziałam jak się znalazłam w pokoju, bo ostatnie co pamiętam to granie z Matt'em w fife. On, albo Jack musiał mnie tutaj przynieść.
Zeszłam na dół gdzie zastałam chłopaków. Przywitałam się i usiadłam przy blacie.
-Meg i George już wrócili? - zapytałam, a Matt przytaknął.
-Teraz śpią. Podróż na pewno była wyczerpująca.
-Jasne.
Zrobiłam sobie śniadanie i muszę przyznać, że całkiem miło spędziłam ten poranek. Ashton nie zajmował moich myśli. Mogłam się chodź na chwilę od tego oderwać i pośmiać z głupich żartów Jack'a. Jednak kiedy tylko nastawała cisza ja zaczynałam myśleć o tym co on może w tej chwili robić. Czy mnie o mnie myśli, czy żałuje. Czy kiedykolwiek jeszcze postanowi się do mnie odezwać. Może i on nie postąpił miło mówiąc to co powiedział, ale czy ja nie przesadzałam? Może nie powinnam od razu wybuchać, tylko dać mu się wytłumaczyć i posłuchać co ma do powiedzenia. Przecież nikt nie jest idealny, go też mogło to przytłoczyć. Nie każdy wyznaje takie rzeczy, jak ja i nie każdy jest na to przygotowany. Bo niby czemu ma być?
Postanowiłam pójść z Jack'iem do jego domu i wyciągnąć Rose na jakiś spacer, do centrum handlowego, gdziekolwiek. Nie chciałam siedzieć w domu i znowu się zadręczać. Jednak nie dane mi było w spokoju dojść z blondynem do jego domu, bo ktoś nam przeszkodził. A tym kimś był Ashton. Moje serce zabiło szybciej, gdy go dostrzegłam, gdy stanął przed nami. Nie sądziłam, że tak szybko postanowi się ze mną spotkać. A może w ogóle nie sądziłam, że będzie chciał? Ciągle tylko się kłócimy. Czy ta znajomość ma sens?
-Możemy porozmawiać? - spojrzał na mnie, a potem przeniósł swój wzrok na Jack'a. Nie mogłam nic wyczytać z jego oczu. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Nie lubiłam tego, a moje zdenerwowanie rosło. Jednak sama wiedziałam, że nie wytrzymam bez niego i muszę posłuchać tego co ma do powiedzenia. Może to być nawet pożegnanie, ale lepiej będzie jeśli mi to powie, nie chcę żyć nadzieją.
-Idź sam do domu, może przyjdę wieczorem - uśmiechnęłam się słabo, a chłopak przytaknął, po czym ruszył tam gdzie jeszcze przed chwilą oboje mieliśmy iść.
-O czym chcesz porozmawiać? - zapytałam, a Ash się rozejrzał.
-Możemy gdzieś usiąść?
-Aż tak długo chcesz mówić?
-Proszę Cię, nie wkurzaj mnie bo zaraz wybuchnę i powiem coś czego nie chcę.
-O, czyli teraz Cię wkurzam. To co tu robisz? - miałam dać mu się wygadać i wyjaśnić, a znowu zaczynam. Jestem głupia, muszę przestać.
-Przepraszam Cię za to co powiedziałem. Nie chciałem tego tak ująć. Wkurwia mnie, że nie chcesz iść na policję, bo ja nie jestem w stanie siedzieć przy tobie 24/7. Myślisz, że Twoi rodzice pozwolą mi u Ciebie spać? Wątpię. A bardzo się o Ciebie martwię. Ten psychopata może coś Ci zrobić. Szkoda, że tego nie widzisz. Nie wiem dlaczego tak się zachowujesz, czemu nie chcesz pomocy. Mam jednak nadzieję, że chociaż mi uda się ocalić Cię przed złem tego świata, albo chociaż przed tym człowiekiem, bo to najważniejsze. Wybacz mi, bo nie mogę być daleko. Muszę Cię chronić.
-Ashton, nie musisz. To, że Ci coś powiedziałam nie oznacza, że się do czegoś zobowiązałeś. Nie chcę, żebyś się tak czuł. Jakoś dam sobie radę sama...
-Nie dasz, Effie. Nie zaprzeczaj, bo dobrze wiesz, że tak jest. Nie dasz, bo on jest sprytniejszy. A do tego silniejszy i nigdy nie dasz sobie z nim rady sama.
-Ashton...
-Czyli mi wybaczyłaś? To świetnie. On Ci nic nie zrobi. A teraz idziemy do mnie. Chłopaki tęsknią.
____________________________________
Tym razem wracam z rozdziałem. Nie jest on jakiś super i nie do końca mi się podoba.
Nie mogłam wcześniej napisać tego rozdziału, bo nie miałam czasu. Kilka dni przed długim weekendem miałam sprawdziany, żeby nie pisać po, a na weekend pojechałam do kuzynki i nie miałam jak pisać.
To tyle, liczę na komentarze :) Jedno słowa może być. Bylebym wiedziała ile osób czyta :)
Zeszłam na dół gdzie zastałam chłopaków. Przywitałam się i usiadłam przy blacie.
-Meg i George już wrócili? - zapytałam, a Matt przytaknął.
-Teraz śpią. Podróż na pewno była wyczerpująca.
-Jasne.
Zrobiłam sobie śniadanie i muszę przyznać, że całkiem miło spędziłam ten poranek. Ashton nie zajmował moich myśli. Mogłam się chodź na chwilę od tego oderwać i pośmiać z głupich żartów Jack'a. Jednak kiedy tylko nastawała cisza ja zaczynałam myśleć o tym co on może w tej chwili robić. Czy mnie o mnie myśli, czy żałuje. Czy kiedykolwiek jeszcze postanowi się do mnie odezwać. Może i on nie postąpił miło mówiąc to co powiedział, ale czy ja nie przesadzałam? Może nie powinnam od razu wybuchać, tylko dać mu się wytłumaczyć i posłuchać co ma do powiedzenia. Przecież nikt nie jest idealny, go też mogło to przytłoczyć. Nie każdy wyznaje takie rzeczy, jak ja i nie każdy jest na to przygotowany. Bo niby czemu ma być?
Postanowiłam pójść z Jack'iem do jego domu i wyciągnąć Rose na jakiś spacer, do centrum handlowego, gdziekolwiek. Nie chciałam siedzieć w domu i znowu się zadręczać. Jednak nie dane mi było w spokoju dojść z blondynem do jego domu, bo ktoś nam przeszkodził. A tym kimś był Ashton. Moje serce zabiło szybciej, gdy go dostrzegłam, gdy stanął przed nami. Nie sądziłam, że tak szybko postanowi się ze mną spotkać. A może w ogóle nie sądziłam, że będzie chciał? Ciągle tylko się kłócimy. Czy ta znajomość ma sens?
-Możemy porozmawiać? - spojrzał na mnie, a potem przeniósł swój wzrok na Jack'a. Nie mogłam nic wyczytać z jego oczu. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Nie lubiłam tego, a moje zdenerwowanie rosło. Jednak sama wiedziałam, że nie wytrzymam bez niego i muszę posłuchać tego co ma do powiedzenia. Może to być nawet pożegnanie, ale lepiej będzie jeśli mi to powie, nie chcę żyć nadzieją.
-Idź sam do domu, może przyjdę wieczorem - uśmiechnęłam się słabo, a chłopak przytaknął, po czym ruszył tam gdzie jeszcze przed chwilą oboje mieliśmy iść.
-O czym chcesz porozmawiać? - zapytałam, a Ash się rozejrzał.
-Możemy gdzieś usiąść?
-Aż tak długo chcesz mówić?
-Proszę Cię, nie wkurzaj mnie bo zaraz wybuchnę i powiem coś czego nie chcę.
-O, czyli teraz Cię wkurzam. To co tu robisz? - miałam dać mu się wygadać i wyjaśnić, a znowu zaczynam. Jestem głupia, muszę przestać.
-Przepraszam Cię za to co powiedziałem. Nie chciałem tego tak ująć. Wkurwia mnie, że nie chcesz iść na policję, bo ja nie jestem w stanie siedzieć przy tobie 24/7. Myślisz, że Twoi rodzice pozwolą mi u Ciebie spać? Wątpię. A bardzo się o Ciebie martwię. Ten psychopata może coś Ci zrobić. Szkoda, że tego nie widzisz. Nie wiem dlaczego tak się zachowujesz, czemu nie chcesz pomocy. Mam jednak nadzieję, że chociaż mi uda się ocalić Cię przed złem tego świata, albo chociaż przed tym człowiekiem, bo to najważniejsze. Wybacz mi, bo nie mogę być daleko. Muszę Cię chronić.
-Ashton, nie musisz. To, że Ci coś powiedziałam nie oznacza, że się do czegoś zobowiązałeś. Nie chcę, żebyś się tak czuł. Jakoś dam sobie radę sama...
-Nie dasz, Effie. Nie zaprzeczaj, bo dobrze wiesz, że tak jest. Nie dasz, bo on jest sprytniejszy. A do tego silniejszy i nigdy nie dasz sobie z nim rady sama.
-Ashton...
-Czyli mi wybaczyłaś? To świetnie. On Ci nic nie zrobi. A teraz idziemy do mnie. Chłopaki tęsknią.
____________________________________
Tym razem wracam z rozdziałem. Nie jest on jakiś super i nie do końca mi się podoba.
Nie mogłam wcześniej napisać tego rozdziału, bo nie miałam czasu. Kilka dni przed długim weekendem miałam sprawdziany, żeby nie pisać po, a na weekend pojechałam do kuzynki i nie miałam jak pisać.
To tyle, liczę na komentarze :) Jedno słowa może być. Bylebym wiedziała ile osób czyta :)
Super rozdział ;) Bardzo się cieszę, że Ash przeprosił Effie :D Życzę weny i z niecierpliwością czekam na next / Wierna czytelniczka <33 ;**
OdpowiedzUsuńSuper rozdział *.*
OdpowiedzUsuńNie lubię dżaka , a aszton jest taki jdfkhgiudkf <3 kc
OdpowiedzUsuń