wtorek, 26 sierpnia 2014

Rozdział 9

Siódma rano. Nie mogę spać. Tak jak wczoraj było idealnie, to dzisiaj jest fatalnie. Co chwilę się budzę, a koszmary wracają. Naprawdę pragnę wierzyć, że ktoś robi sobie żarty, ale to tylko oszukiwanie samej siebie. Próbuję sobie wmówić, że tak jest, gdy gdzieś w środku wiem, iż to on wrócił. Że on jednak wyszedł i mnie znalazł. Że chce znowu zrobić mi krzywdę. Jestem pewna, że jeszcze nie pragnie mnie skrzywdzić. Rozegra to tak jak wtedy. Muszę się pilnować. Muszę sama dbać o siebie. Nie mogę nikomu powiedzieć. Jeśli poszłabym z tym na policję to wszyscy wiemy co oni by zrobili - olali to. Nie mam mocnych dowodów, a takie sprawy ich nie interesują. Dopóki nie zaatakuje mnie i nie zrobi mi krzywdy oni będą mieli to w czterech literach, bo tak naprawdę to zwykłe sms-y, a jest wiele ludzi, którzy ich pomocy potrzebują, gdyż to co dzieje się im jest ważniejsze. Sama siebie pogrążam nie chcąc nikomu nic mówić, ale to dlatego, że chcę żyć normalnie. Nie chcę, żeby Matt się mną przejmował. Przez tyle miesięcy musiał mi pomagać dojść do siebie, więc nie chcę, żeby znowu marnował swoje życie na mnie. A Ashton? Ile ja go znam? Nie mogę mu nagle opowiedzieć całej historii życia i chcieć, żeby mnie nie opuszczał na krok, bo jakiś psychopata chce mnie skrzywdzić. Uznałby mnie za chorą psychicznie i nigdy więcej by się nie pokazał mi na oczy.
       Spuściłam nogi w dół łóżka i wstałam. Nie wiedziałam sama co chcę robić po siódmej rano, ale podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej bluzę, którą od razu ubrałam. Zdałam sobie sprawę, że to bluza Ashton'a. Wczoraj kazał mi ją sobie zatrzymać, więc tak zrobiłam. Takim oto sposobem mam ją teraz na sobie. Powolnym krokiem podążyłam w stronę drzwi balkonowych i otworzyłam je. Zimne powietrze chłodziło moją skórę. Wiatr rozwiewał moje włosy w różnych kierunkach. Usiadłam na kafelkach i oparłam się o ścianę. Zamknęłam oczy i odetchnęłam. Powoli się odprężałam zapominając o wszystkich złych rzeczach, o koszmarach. W mojej głowie ukazał się obraz moich uśmiechniętych rodziców. Tak bardzo za nimi tęsknię. To niedorzeczne, że nie doceniamy dwóch osób tak ważnych w naszym życiu dopóki coś im się nie stanie. Dopóki ich nie stracimy. Ja też nie doceniałam. Nie sądziłam, że mogę tak bardzo ich kochać i tęsknić, gdy ich przy mnie nie będzie. Ale teraz to wiem. Teraz gdy nie ma ich przy mnie: ja wiem, że bardzo ich kochałam, cóż, nadal kocham. Kiedyś byli ze mną codziennie i nawet nie myślałam jak moje życie by wyglądało bez nich. A jest ono straszne. Czuję pustkę, strach, gniew: praktycznie wszystkie negatywne emocje. Chciałabym cofnąć czas i móc powiedzieć im, że bardzo ich kocham oraz wiele im zawdzięczam. Jestem smutna, że nie będzie ich na moim ślubie, że nie poznają moich dzieci, że nie będę mogła się nimi opiekować i ich odwiedzać jak będą starzy. Wiele osób ma tę szansę, ale jej nie docenia, a powinna.
       Wstałam, gdy zaczęło mi się robić zimno. Wiedziałam, że jest wcześnie rano, więc w południe może być jeszcze strasznie gorąco. Nie o tym jednak chciałam teraz myśleć. Zastanawiam się czy ja będę kiedyś szczęśliwa? Ciągle coś mnie złego spotyka w życiu. Teraz też nie mogę być całkowicie zadowolona. Nie mogę, nawet jeśli bym bardzo chciała. Powinnam się cieszyć, że pocałowałam chłopaka, który mi się podoba, ale ciągle mam z tyłu głowy sms-y. Mam przeczucie, że on wrócił. Tak bardzo jakbym nie chciała w to wierzyć to nie mogę się oszukiwać, bo na dobre mi to nie wyjdzie. Koszmary wróciły i wiem, że dłużej tak nie wytrzymam. Nie przespana noc: najpierw jedna, potem kolejna i kolejna. Tak będzie wciąż i wciąż, a ja nie będę mogła nic na to poradzić. Kiedy już myślałam, że to się skończyło, że to już za mną. Że go już nie ma, to on wraca. Ale teraz może posunąć się jeszcze dalej i jestem pewna, że tak się stanie, jeśli nie będę ostrożna. Nie mogę wychodzić nigdzie sama w nocy, bo to będzie okazja dla niego. To będzie cholerna okazja dla tego chorego człowieka. Boję się, ale muszę być silna. Życie mi pokazało, że nie jest jak w bajce i muszę o tym pamiętać. Może kiedyś będę żyła z księciem na białym koniu, ale kiedyś. Chociaż nie jestem pewna czy tego właśnie chcę. Chyba nie. Chcę tylko chłopaka, który będzie mnie kochał i opiekował się mną. Jestem delikatną osobą i łatwo jest mnie zranić. Chociaż nie powinno. Po tym co mi się przydarzyło powinnam być silna. Ale nie do końca tak jest. Ale będę udawać. Nie dam się złapać. Jestem starsza, mądrzejsza i silniejsza. Nie zastraszy mnie. Mam taką nadzieję. 


~*~

-Dawno się nie widzieliśmy. Może miałabyś ochotę gdzieś dzisiaj wyjść? - zapytał, a ja wzruszyłam ramionami, mimo, że nie mógł tego zobaczyć. 
-Jasne, chętnie.
-To przyjdę po Ciebie za godzinę.
-Okej, do zobaczenia.
Mimo, iż miałam nadzieję, że zobaczę się dzisiaj z Ashton'em to wyjście z Jack'iem nie wydawało się być takie złe. Blondyn nie dzwonił, więc nie będę się narzucać. Może nie chciał mnie widzieć. Oczywiście miałam w głowie najczarniejsze scenariusze, ale szybko się ich pozbyłam i skupiłam na przygotowaniu na spotkanie. 
Tak jak przypuszczałam: teraz było o wiele cieplej niż rano, ale nie aż tak ciepło jak wczoraj. To znaczy: jest ciepło, a nie gorąco. To chyba lepsze stwierdzenie. Lubię taką pogodę, bo nie zmarznę przez zimno i nie ugotuję się przez upał. Jest w sam raz.
       Nakładałam buty na stopy, gdy telefon obok mnie zawibrował. Spodziewałam się sms-a od Jack'a, że jest pod domem lub, że już idzie, ale się myliłam.
Od nieznany: Wybierasz się gdzieś? Ślicznie wyglądasz.
Wstrzymałam oddech na chwilę i szybko podbiegłam do okna. Rozejrzałam się, ale nikogo nie zauważyłam. On musiał gdzieś tu być skoro wiedział, że gdzieś wychodzę. Nie czułam się bezpiecznie z tą myślą. Przerażał mnie coraz bardziej z każdym sms-em. 
Do nieznany: Kimkolwiek jesteś masz natychmiast przestać! Zostaw mnie w spokoju!
Od nieznany: Karmię się twoim strachem, słoneczko.
Zamarłam. Czułam jak przez moje ciało przechodzą nieprzyjemne dreszcze. Zaczęłam się pocić. Moje najgorsze koszmary stawały się rzeczywistością. On wrócił. Chciałam odwołać to spotkanie i już nigdy więcej nie wyjść z domu. Chciałam się zamknąć w pokoju i spędzić tam całe życie. Wiedziałam, że tym razem nie będę miała takiego szczęścia, a on posunie się o wiele dalej. Ta myśl mnie przerażała. Bałam się.
Mój telefon ponownie zawibrował, tym razem w mojej dłoni. Czułam, że moje serce zaczyna bić jeszcze szybciej. Z jednej strony panicznie się bałam, gdyż sądziłam, że ponownie pojawi się na ekranie numer nieznany. Jednak odblokowałam go i okazało się, że to Jack. Napisał, że zaraz będzie pod domem. Teraz już nie ma odwrotu.
       Szłam koło Jack'a i słuchałam o jego drużynie. Niedługo mają mecz, więc ciężko trenują. Niby słuchałam, ale moje myśli wciąż i tak krążyły wokół niego. Cały czas miałam w głowie jego twarz i ten przeklęty uśmieszek. Gdyby była taka możliwość to z chęcią bym go spoliczkowała i starła mu go z twarzy. Ale sama myśl, że musiałabym ponownie stanąć z nim twarzą w twarz przerażała mnie tak mocno, że chyba nie odważyłabym się tego zrobić.
-Wolisz pójść na lody czy na kawę?
-Kawa - odparłam natychmiastowo, nawet o tym nie myśląc.
-Dobra, to starbucks?
-Może być - posłałam mu lekki uśmiech.
-Coś się stało? Przynudzam Cię?
-Nie, nie! Po prostu mam ostatnio dużo na głowie, jestem trochę niewyspana, więc z chęcią napiję się kawy - uśmiech na mojej twarzy był wymuszony, jednak kiedy spojrzałam na blondyna i na jego piękny wyszczerz to od razu sama też się uśmiechnęłam. I nie było to wymuszone.
       Rozmawiałam z Jack'iem o wszystkim i o niczym. Praktycznie tematy same się nasuwały i byłam szczęśliwa. W końcu zaangażowałam się w rozmowę i zapomniałam o tym co czekało mnie w domu. Kolejne sms-y i koszmary. Nieprzespane noce. Teraz cieszyłam się chwilą, a ta spędzana z Jack'iem była bardzo miła. Myślę, że on również tak jak jego siostra mógłby zostać moim przyjacielem, jednak nie byłam gotowa o rozmawianiu o swojej przeszłości. To jeszcze nie ten czas. Jednak sądzę, że Jack nie do końca jest zainteresowany byciem moim kolegą, czy przyjacielem. Może to sobie uroiłam, ale wydaje mi się, że on mnie podrywa. Mam nadzieję, że tak nie jest. Oczywiście jest atrakcyjny, ale nic do niego nie czuję. A już na pewno nie to co czuję, gdy widzę Ashton'a.
-Mam pytanie - w końcu wypalił, po bardzo krótkiej ciszy. Uniosłam do góry brwi i skinęłam dając mu znak, żeby kontynuował -W sobotę moja kuzynka bierze ślub i zastanawiałem się czy nie chciałabyś tam ze mną pójść. Wiesz, nie mam osoby towarzyszącej, więc chciałem Cię zapytać. Byś się trochę zabawiła, co ty na to? Rose też będzie, więc chyba nie jest źle - uśmiechnął się.
Trochę mnie zamurowało, bo nie spodziewałam się takiego pytania. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Czy tego chciałam? Jak najbardziej. A więc czym się martwiłam? Chyba tym co powie Ashton jak się dowie. Rozumiem, że nie jesteśmy parą, ale całował mnie. A to chyba coś znaczyło. Czy nie? Nie chciałam teraz odpowiadać.
-Mogę to przemyśleć? Dam Ci jutro znać - posłałam mu uśmiech, żeby nie czuł się zbytnio urażony moją odpowiedzią.
-Jasne, oczywiście.

~*~

Obudził mnie dzwoniący telefon tuż przy moim uchu. Zamrugałam kilka razy i obudziłam się na dobre. Zdałam sobie sprawę, że usnęłam czytając wiadomość od Ashton'a. Praktycznie było to zwykłe "dobranoc", ale strasznie mnie to ucieszyło i nie patrząc wciąż w ekran telefonu: usnęłam. 
Podniosłam komórkę do ucha i od razu usłyszałam głos tego kretyna.
-Dzieńdoberek Effie! - krzyknął w słuchawkę.
-Czy ty się dobrze czujesz, Calum? Budzisz mnie o takiej godzinie? Chyba dawno nikt Ci nie skopał tyłka - warknęłam. 
-Jaka godzina? Jaka godzina? To już po czternastej, śpiąca królewno - zaśmiał się, a ja odsunęłam telefon kawałek od ucha, by spojrzeć na godzinę. Rzeczywiście. Jednak byłam zła, że dzisiaj nie obudził mnie koszmar, a Calum. Mogłam się wreszcie wyspać, ale nie, ten idiota musiał mnie obudzić.
-Po co dzwonisz? - zapytałam zirytowana.
-Jest piątek, więc chciałem zapytać czy nie masz ochoty pójść z nami na imprezę? Będziemy występować, a potem możemy potańczyć i takie tam.
-Idiota, pieprzony idiota.
-Możesz wziąć nawet Rose, nie będziemy źli - czy on ignoruje to co mówię? Przecież właśnie go wyzywałam. 
-Dobra, będziemy u was o dwudziestej, a teraz daj mi spać - odpowiedziałam i od razu się rozłączyłam. Lecz dobrze wiedziałam, że już nie zasnę. Dzięki Calum. 

~*~

Weszliśmy do Burbon i trzeba przyznać, że jest już dość dużo ludzi, a długa kolejka czekała jeszcze za nami. Nikt nie sprawdzał ile masz lat. Trzeba było tylko zapłacić parę dolarów za wejście i już. Możesz się bawić.
Chłopaki od razu poszli za scenę, żeby się przygotować, a ja z Rose usiadłyśmy przy barze. Zamówiłyśmy po drinku i zaczęłyśmy rozmawiać. Nie mówiłam jej o tej nocy na plaży, gdyż wczoraj byłam z jej bratem, co oznaczało, że nie miałam czasu. Jak wróciłam do domu byłam padnięta, więc natychmiast położyłam się spać. W końcu w nocy nie spałam przez koszmary.
       Jakieś pół godziny później na scenę wyszli chłopcy. Bawiłam się z Rose, gdy oni śpiewali. Miałam nadzieję, że na mnie nie patrzyli, bo cóż, to co ja robiłam to na pewno nie był taniec. Nie chciałam się ośmieszyć. Jakieś pół godziny później zeszli i zaczęli pić razem z nami. Dziewczyny bardzo szybko się ich przyczepili, a co było najgorsze: do Ashton'a też podeszła jedna. Myślałam, że ją spławi i zacznie się bawić ze mną, ale tak się nie stało. Przez chwilę rozmawiali, a potem zaczęli się całować. To mnie cholernie zabolało. Rose zaczęła mnie masować po plecach, bo doskonale zdawała sobie sprawę jak mogę się teraz czuć. A czułam się jak jakaś dziwka. Mimo, że tylko go całowałam to byłam zła, że tak się dałam nabrać na ten jego śpiew. Było romantycznie, ale co z tego, jeśli dla niego to nic nie znaczyło i dwa dni później całuje inną? Jakiś chłopak poprosił Rose do tańca, a ja kazałam jej iść. Zrobiła to, więc zostałam sama. Wypiłam parę kolejnych drinków i byłam lekko wstawiona. Zaczęłam flirtować z barmanem. Był przystojny, ale prędzej nie zwracałam na niego uwagi, bo w pobliżu był Ashton. Oczywiście wolałam go. Ale teraz byłam pijana i zła, więc gówno mnie obchodził. 
Nagle koło mnie usiadł Calum. Miał smutny wyraz twarzy, ale chyba nie przez to co robił Ashton? 
-Jak się czujesz? - zapytał cicho i niepewnie.
-Świetnie, nie widać! - uśmiechnęłam się do niego.
-Jesteś pijana? 
-Chyba po to tu przyszłam, prawda? Jesteś taki głupiutki - pogłaskałam go po głowie, ale zabrał moją dłoń. 
-Chcesz jechać do domu? 
-Czemu? Żeby nie patrzeć na Ashton'a i tą dziwkę? - zaśmiałam się -Ja tu poznałam Rick'a i świetnie się bawię - nie byłam pewna czy ten barman tak się nazywał, ale kto by o to dbał?
-Jak chcesz - wzruszył ramionami, zamówił coś i odszedł. Przysiadł się do mnie jakiś inny koleś, z którym już po chwili się całowałam. Tak, całował świetnie. Chwilę potem zaczęliśmy tańczyć i byłam pewna, że wypiłam bardzo dużo bo tańczyłam jak reszta tych puszczalskich lasek w pubie. Ale i tak miałam to gdzieś. Przyszłam się zabawić. 
Nie minęło dużo czasu, gdy ktoś mnie od niego odciągnął. Był to Ashton. Zaczęłam coś mamrotać pod nosem, ale mnie ignorował. Powiedział coś temu kolesiowi po czym wziął mnie pod ramię i oznajmił, że wracamy do domu. 
Nie pamiętam za bardzo co potem się działo, ale na pewno odwieźli mnie do domu, a ja rozmawiałam jeszcze z Jack'iem. Zgodziłam się na ten ślub. Najgorsze było to, że on miał być już dzisiaj. Jednak byłam taka zła na blondyna, że nie miałam wątpliwości co do tego czy się zgodzić. Całował jakąś dziewczynę, a potem jeszcze zabrał mnie od chłopaka, z którym sama zaczęłam tańczyć. Dupek.
Chwilę po tym już spałam. Byłam ciekawa jak to będzie na tym ślubie.
_____________________________________________

Witam, witam. Ten rozdział jak do tej pory wyszedł mi najlepiej. Przynajmniej tak mi się wydaje. Na ślubie Effie się zdziwi, ale chyba będzie się dobrze bawić :) Jak myślicie, co się stanie?

Jeśli macie jakieś pytania to zapraszam na mojego aska: http://ask.fm/surlyff

Możecie pytać o co chcecie, nie pogniewam się! Możecie poprosić o spoilery, z chęcią wam dam, jeśli tylko będę miała napisane chociaż trochę rozdziału. Chyba, że nie chcecie haha.

Miło by było, gdybyście komentowali. Komentarze motywują :) x

PS. Zmieniłam szablon. Tak, tak, wiem. Był to szablon pepe, ale strasznie mi się podoba x

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 8

Otworzyłam leniwie oczy, gdy usłyszałam pierwsze dźwięki mojego dzwonka. W tym momencie przeklinam osobę, która postanowiła do mnie zadzwonić. Nie spałam całą noc. Jest prawie tak samo jak wtedy i cholernie się boję.
Sięgnęłam ręką po telefon leżący na nocnej szafce i odebrałam, po czym przyłożyłam go do ucha. Nawet nie sprawdziłam kto to był.
-Czego? - wymamrotałam.
-Też miło Cię słyszeć, jak się masz? - usłyszałam sarkastyczny ton mojej przyjaciółki.
-Czego chcesz Rose?
-Chyba ktoś wstał lewą noga.
-W ogóle nie wstałam, obudziłaś mnie.
-Czemu śpisz o czternastej?
-Nie mogłam spać w nocy - tak szybko jak wypowiedziałam te słowa, tak szybko tego pożałowałam. Nie myślę jeszcze trzeźwo.
-Nieważne, czemu dzwonisz? - szybko zmieniłam temat.
-Chciałam zapytać czy wyjdziemy dzisiaj na miasto?
-Jasne, o której? 
-Za godzinę.
-No chyba sobie żartujesz, idę spać.
-Effie! Wyskakuj z łóżka! Masz mi wiele do opowiedzenia!
-Dobra, dobra, tylko nie krzycz.
-Przyjdę po Ciebie.
Po tych słowach się rozłączyła, a ja wtuliłam twarz w poduszkę, po czym krzyknęłam. Nie mogłam spać całą noc a ona śmie mnie budzić? Chyba nie będę miała dzisiaj dobrego humoru. 
       Postanowiłam jednak wyjść z łóżka, bo wiedziałam, że przez tą rozmowę już nie zasnę. Jestem pewna, że szłam jak foka. Jeśli można nazwać to chodem. Ledwo trzymałam się na nogach.
Opłukałam twarz zimną wodą, po czym ją wytarłam. Miałam wory pod oczami, a krótko mówiąc: wyglądałam beznadziejnie. Wyciągnęłam kosmetyczkę i próbowałam czynić cuda, jednak nigdy nie byłam w tym dobra, także nie bardzo mi to wyszło.
Zresztą: kogo to obchodzi? Idę tylko z Rose. Mam nadzieję, że nie spotkam nigdzie chłopaków ani Jack'a. Wyglądam jak zombie. 
Jeśli chodzi o ciuchy to także się nie starałam z ich wyborem. Padło raczej na pierwsze lepsze. Nienawidzę Cię Rose w tym momencie. 

~*~

Usiadłyśmy przy jednym ze stolików w Starbucksie. Opowiedziałam brunetce o Ashton'ie. O tym jak prawie mnie pocałował, o tym jak się zachowywał, gdy byłam z Calum'em, no i o tym, że zerwał z Libby. 
Była w szoku. Nie sądziła, że on z nią zerwie i to dla mnie. Jednak ja nie uważam, że zrobił to właśnie dla mnie. Zrobił to bo tak mu się wydawało, że będzie lepiej. Ja nie mam z tym nic wspólnego. Raczej.
-Mówiłaś, że on jest z nią już bardzo długo, a mi powiedział, że ktoś mu pokazał, że tak naprawdę kocha ją jak przyjaciółkę - powiedziałam lekko ściszonym głosem. Wydawało mi się, jakby to była jakaś tajemnica, którą mi powierzył, a ja nie miałam prawa nikomu o tym mówić. Ale jednak Rose powinna coś o tym wiedzieć, czyż nie?
-Powiedział Ci tak? - w odpowiedzi skinęłam głową -Była kiedyś taka dziewczyna...Ale ja chyba nie powinnam o tym mówić. To poważna sprawa.
-Mów Rose, proszę.
-Myślę, że jak będzie chciał to sam Ci powie, nie sądzisz?
-No niby tak, ale odpowiedz mi na jedno pytanie.
-Jakie? - uniosła brwi. Nie była chyba pewna czy powinna była się zgodzić.
-Czy ona tutaj jest?
-Nie, wyjechała.
-Uff - specjalnie przejechałam ręką po czole udając, że ścieram pot. Rose się tylko zaśmiała.
Poczułam wibracje, więc wyciągnęłam telefon z kieszeni. Okazało się, że to wiadomość. Na całe szczęście była ona od...Ashton'a.
Od Ashton: Miałabyś ochotę wyjść dzisiaj wieczorem?
-Ashton chce się umówić! - krzyknęłam szeptem.
-Że co?
-Patrz! - podłożyłam przyjaciółce telefon pod nos.
-O mój Boże, randka?
-Nie, chyba zwykłe wyjście.
-Zapytaj.
Do Ashton: Randka?
Od Ashton: Tak jakby? Nazywaj to jak chcesz.
-O mój Boże, to chyba jednak jest randka!

~*~

Rose postanowiła mi pomóc, choć nie sądzę, że było to konieczne. Nie miałam zamiaru ubierać sukienki, gdyż nawet nie wiedziałam gdzie idziemy. Jeśli byłoby to kino to nie sądzicie, że wyglądałabym dziwacznie? Bo ja tak właśnie uważam.
Wybrałam razem z brunetką czarne rurki, a do tego koszulę i trzeba przyznać, że to jest strój idealny. Wygodny, elegancki i pasuje wszędzie.
Jeśli chodzi o makijaż to zrobiła mi go Rose. Nie jest tak lekki jak mój codzienny i na pewno ona użyła wszystkiego więcej. Przecież ja używam tylko tuszu, błyszczyka i trochę pudru.
Jednak muszę przyznać, że ładnie jej wyszło i byłam zadowolona.
Zastanawiałam się czy nie ubrać czarnych butów na obcasie, które nawet ładnie by wyglądały, jednak pozostałam przy moich czarnych krótkich conversach. W nich na pewno będzie mi wygodniej, a chyba to jest najważniejsze, czyż nie?
-Dobra, chyba jestem gotowa? - raczej zapytałam niż stwierdziłam.
-Chyba tak - Rose uśmiechnęła się -Wyglądasz pięknie i szczerze nie musisz nosić żadnych sukienek bo i tak wyglądasz elegancko i ładnie, a skoro to twój styl to niech tak będzie.
-Dziękuję - posłałam jej uśmiech i sięgnęłam małą torebkę z oparcia krzesła -Ashton powinien niedługo tu być.
Chwilę po tym usłyszałyśmy dzwonek do drzwi, więc od razu skierowałyśmy się do drzwi. Przełknęłam ślinę, gdy zobaczyłam, że drzwi otworzył Matt. Lepiej być nie mogło.
-Nie wiedziałam, że wychodzisz...z nim - skrzywił się i wskazał ręką na blondyna. Ten wpatrywał się we mnie, więc uśmiechnęłam się niezręcznie.
-Nie powinno Cię to obchodzić.
-Ale obchodzi.
-Wrócę przed północą, więc się nie martw - szybko pocałowałam go w policzek całkowicie ignorując to co przed chwilą powiedział -Do zobaczenia.
-Ta, bawcie się dobrze. I uważaj na nią, bo jeśli tylko ją skrzywdzisz: już po Tobie - pogroził Ashton'owi, ale ten chyba się nie przejął. Lub tak ukrywał emocje. Cóż, praktycznie jego wyraz twarzy nie wyrażał żadnej emocji. Jakby był z kamienia. Skinął tylko głową i złapał mnie za rękę, po czym pociągnął w stronę swojego samochodu. Otworzył mi drzwi, więc wsiadłam i pokiwałam do Matt'a i Rose, którzy stali w drzwiach.
-Dokąd jedziemy? - spytałam, gdy ruszyliśmy.
-Zobaczysz - westchnęłam na jego słowa i odwróciłam twarz w stronę okna.
-Pięknie wyglądasz - usłyszałam po chwili, przez co się zarumieniłam.
-Dziękuję - wyszeptałam i spuściłam głowę przez co włosy opadły mi na twarz i blondyn nie mógł zobaczyć moich policzków.

~*~

Restauracja? Serio? Jakże oryginalnie, panie Irwin. Nienawidzę tych miejsc i mam nadzieję, że nie będziemy długo tu siedzieć, jednak doceniałam to, że w ogóle mnie zaprosił i zaczęłam się zastanawiać czy nie powinnam być na niego zła za to jak się zachowywał. Jednak na to chyba za późno. Powinnam się cieszyć, że jestem tu z nim. 
Weszliśmy do wielkiego pomieszczenia, w którym znajdowało się tak wiele stolików. Nie widziałam nigdy tak wielkiej restauracji. Może dlatego, że praktycznie do nich nie chodziłam? Zaraz przy drzwiach przywitała nas wysoka blondynka i jeny, ile ona miała tapety na twarzy. A jej wielkie sztuczne cyce prawie wyskoczyły z tej obcisłej bluzki. Przyłapałam Ashton'a jak się na nie patrzy, a ona chyba także to zauważyła przez co na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Czułam dziwne uczucie w brzuchu i tak. To chyba była zazdrość. Mogę już stąd wyjść? Może on nie jest moim chłopakiem, ale przyszedł tu ze mną, więc niech ona się tak na niego nie patrzy, okej? 
-Stolik dla dwojga? - zapytała Ashton'a i wreszcie przeniosła swój wzrok na mnie.
-Wow, chyba jesteś dobra z matematyki - wymamrotałam, lecz usłyszała to, gdyż jej twarz zrobiła się cała czerwona ze wstydu. Powinnam się źle czuć? Przykro mi, ale czuję się świetnie. 
-Tak, dla dwojga - odpowiedział blondyn i widziałam jak powstrzymuje śmiech. 
Blondynka postanowiła nas zaprowadzić, jednak tak szybko jak ją znienawidziłam tak szybko ona zniknęła i zostaliśmy sami. Ashton stanął za mną, więc czekałam, aż odsunie mi krzesło, jednak tak się nie stało. Poczułam jego ręce na swoich biodrach i ciepły oddech przy uchu. Wzdrygnęłam się i miałam nadzieję, że tego nie poczuł.
-Co to było? Nie sądziłem, że jesteś taka zadziorna - odwróciłam się i spojrzałam na niego.
-Po prostu stwierdziłam fakt - wzruszyłam ramionami. Pokręcił głową i odsunął mi krzesło.
-Dziękuję - powiedziałam i usiadłam. Chwilę później przyszła kelnerka, która również rozbierała go wzrokiem. Jednak powstrzymałam się i nic nie powiedziałam. Przecież nie jest moim chłopakiem, więc wyszłabym na jakąś chorą desperatkę. 
-To ty i Rose się przyjaźnicie? - zapytał, gdy kelnerka już odeszła. Skinęłam głową i wzięłam łyka wody -Dobrze znasz Jack'a? 
-Trudno powiedzieć. Poznaliśmy się już dawno, na wakacjach, jednak nie rozmawialiśmy za wiele. Teraz też byłam z nim praktycznie dwa razy, ale lubię go, jest fajny.
-To fajnie - mruknął -Skąd się przeprowadziłaś i dlaczego? 
-Nie chcę o tym rozmawiać. To delikatna sprawa - powiedziałam i odwróciłam twarz. Czułam, że mogłabym się popłakać. Mimo, że Ashton nie zapytał o rodziców, to przeprowadzka była z ich powodu, a ja nie miałam zamiaru mu o tym mówić w najbliższym czasie. Nie potrzebuję cholernego współczucia.
-Rozumiem - patrzył na mnie badawczo i nie podobało mi się to. Na szczęście przyszła kelnerka z naszymi zamówieniami. Zabrałam się więc za jedzenie.
-Nie lubię restauracji - w końcu przerwałam tą ciszę.
-Dlaczego? - czy on się zdziwił? 
-To nie moje klimaty. Siedzimy w takim eleganckim pomieszczeniu, pełnym innych ludzi i nie można zachowywać się dziwacznie. Trzeba być porządnym i dobrze się zachowywać bo inaczej ludzie będą na Ciebie krzywo patrzeć. To samo z jedzeniem. Normalnie kurczaka złapałabym do ręki, a nie męczyła się nożem - tak szybko jak to powiedziałam to poczułam się zażenowana. To o kurczaku mogłabym sobie darować. Ashton się tylko uśmiechnął.
-Słodko się rumienisz - stwierdził, więc spuściłam głowę -A jeśli chodzi o restauracje: następnym razem będę pamiętać, żeby Cię tu nie zabierać.
Czyli będzie kolejny raz? O mój Boże, robię się jeszcze bardziej czerwona.

~*~

Nie mam pojęcia gdzie teraz jechaliśmy, bo Ash nie chciał mi powiedzieć. Muszę jednak przyznać, że w restauracji nie było tak źle. Nie licząc tych momentów, gdzie robiłam z siebie idiotkę. 
-Już jesteśmy - oznajmił, gdy otwierał mi drzwi. Od razu poczułam zimny wiatr a miałam na sobie tylko koszulę bez rękawów. Pocierałam swoje ręce, by się trochę ogrzać i rozejrzałam się. Byliśmy na parkingu przed plażą. 
Spojrzałam w stronę samochodu. Blondyn schylał się po coś co leżało na tylnym siedzeniu. Po chwili wyciągnął granatową bluzę, którą mi podał.
-Dziękuję - powiedziałam i nałożyłam ją na swoje ramiona.
       Szliśmy brzegiem morza, przy pięknym zachodzie słońca. Nie rozmawialiśmy bo nie było takiej potrzeby. Słyszeliśmy tylko podmuch wiatru i szum morza. Szczerze nie spodziewałam się, że znajdziemy się w takim miejscu. Że Ashton zbierze mnie gdziekolwiek. Myślałam, że po tej kolacji od razu pojedziemy do domu, a on zabrał mnie w takie piękne miejsce. Oczywiście można powiedzieć, że to nic takiego. Zwykła plaża, może i zachód słońca. Jednak te trzy rzeczy razem wzięte wyglądają pięknie, tak magicznie. Odwróciłam głowę w stronę blondyna i przyłapałam go na tym, że też na mnie patrzał. Nie zarumienił się tak jakbym to zrobiła ja, tylko się pięknie uśmiechnął. I matko, dałabym wszystko by widzieć ten uśmiech codziennie rano.
Poczułam ciepło i dopiero zdałam sobie sprawę jaka byłam zimna. Jednak w pierwszej chwili nie zdawałam sobie sprawy co się stało. Spojrzałam szybko w dół na swoją dłoń i zauważyłam, że Ashton właśnie ją złapał. Zdezorientowana spojrzałam na niego i znowu na nasze dłonie. Szybko splotłam razem nasze palce i głupio się uśmiechnęłam. Czy to mi się śni? Nie chcę się budzić. Nie mogłam w to uwierzyć. Naprawdę. Szłam trzymając za rękę chłopaka, który mi się podobał i byłam pewna, że przez to zakochiwałam się w nim jeszcze bardziej. A on najprawdopodobniej nie zdawał sobie z tego sprawy. Tylko, zaraz, zaraz. Czy to nie dziwne, że to wszystko dzieje się tak szybko? Przystojny chłopak, grający w zespole, znany w Sydney trzyma mnie za rękę. Wiele dziewczyn oddało by wszystko by na nie spojrzał, a mnie trzyma za rękę. To albo piękny sen, albo głupi żart. A co jeśli to jakiś zakład? Dobra, nie mogę o tym myśleć i tylko się dołować. Muszę cieszyć się chwilą i nawet jeśli to jakiś głupi żart, to jest to najlepsze co mogło mnie tutaj spotkać. 
Nagle poczułam, że Ashton stanął, więc zrobiłam to samo i posłałam mu zdezorientowane spojrzenie. Uśmiechnął się tylko i złapał moją drugą dłoń. Nawet nie wiecie jakie piękne uczucie towarzyszyło temu wszystkiemu. Ja zdecydowanie się w nim zakochuje. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie, aż w końcu on otworzył swoje usta. Nie spodziewałam się jednak, że zacznie śpiewać. Doskonale wiedziałam jakiej piosenki był to refren.

Kiss me like you wanna be loved / Pocałuj mnie tak, jakbyś chciała być kochana
You wanna be loved / Chciała być kochana
You wanna be loved / Chciała być kochana
This feels like falling in love / Wydaje mi się, że się zakochujemy
Falling in love / Zakochujemy się
We're falling in love / Zakochujemy się w sobie*

Nie wiedziałam co powiedzieć. Jego głos był taki piękny i on śpiewał dla mnie. Ja chyba naprawdę śnie. 
-Kiss me like you wanna be loved - powtórzył słowa piosenki i nie czekałam już dłużej. Stanęłam na palcach i złączyłam nasze usta.

*piosenka Eda Sheerana - Kiss Me
________________________________________________

W sobotę i niedzielę praktycznie nie było mnie w domu, więc nie mogłam pisać. Nie minął nawet tydzień a ja dodaję rozdział. Wow, docencie to.
Początek może niezbyt udany, ale końcówka nawet mi się podoba, a wam? :)

Założyłam aska, więc jeśli macie jakieś pytania to śmiało pytajcie: http://ask.fm/surlyff

Czytasz = komantujesz

środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 7

EDIT: Założyłam aska, jeśli macie jakieś pytania to zapraszam http://ask.fm/surlyff.

Po tym jak Ashton odwiózł mnie do domu nie mogłam się na niczym skupić. Oglądałam telewizję, ale moje myśli ciągle krążyły przy nim. Prawie się pocałowaliśmy, a to nie jest nic. Nie wiem czy mam się niepokoić, że to przyszło tak szybko, czy cieszyć, że w ogóle chciał. Jestem pewna, że cały wieczór miałam banana na twarzy i cieszyłam się, że ani Meg, ani George'a nie było w domu. Sama byłam tutaj zaledwie od półgodziny, więc Matt'a też nie spotkałam. Chyba, że gdzieś wyszedł.
-Effie? Wróciłaś? - usłyszałam krzyki dobiegające z korytarza. Oho, o wilku mowa. 
-Tak, jestem w salonie - odkrzyknęłam.
Sekundę później Matt wszedł do pomieszczenia i przyglądał mi się. Wkurzał mnie, czego się tak gapi?
-O co chodzi? - zapytałam przewracając oczami.
-Wszystko w porządku? - zapytał, a ja wstałam ze swojego miejsca.
-W jak najlepszym - odparłam i weszłam do kuchni. Wyciągnęłam małą miseczkę, do której wsypałam trochę płatków, po czym wylałam na nie jogurt. Kiedy już chciałam wyjść w drzwiach pojawił się mój brat.
-Będziesz mnie teraz śledził?
-Naprawdę chcę wiedzieć czy wszytko gra.
-No przecież mówię, że tak. Chyba powinieneś to wiedzieć, jako, iż jesteś moim bratem - zawsze doskonale odgadywał jak się czuję, a teraz do cholery nie widzi, że jestem szczęśliwa i nie może mi dać spokoju?
-Dobra - burknął tylko, a ja go wyminęłam i poszłam do swojego pokoju. Nie fatygowałam się, żeby wyłączyć telewizor.
       Przez Matt'a na chwilę przestałam myśleć o blondynie, ale kiedy tylko drzwi mojego pokoju się zamknęły, a ja zostałam całkowicie sama jego obraz ponownie pojawił się w mojej głowie. Położyłam się na łóżku i zaczęłam jeść, lecz cały czas patrzyłam w pustą ścianę przed sobą. Najdziwniejsze w tym spotkaniu było to, że on chciał mnie pocałować będąc z Libby. A to co powiedział o ich związku było dziwne. On chce z nią zerwać, to pierwszy fakt. On wie, że nie kocha jej tak jak powinien, to drugi fakt. Ja nie wiem kto mu to uświadomił, to trzeci fakt.
Jestem strasznie ciekawa kogo miał na myśli. To musiała być dziewczyna i on musiał ją kochać, skoro wie, że nie kocha Libby jak dziewczyny z którą mógłby być, a jak przyjaciółkę. Trochę się uspokoiłam wiedząc, że nic do niej nie czuje, ale niepokoi mnie to co będzie, gdyby ona nagle wróciła. Co jeśli znowu Ashton coś do niej poczuje? A co jak nigdy nie przestał jej kochać? Chyba, że ona tu jest, ale ze sobą nie są.
To wszystko jest takie popaprane. Czuję się, jakbym była na haju i wygadywała głupoty. Poważnie.

~*~

-Dzień dobry - przywitałam się wchodząc do kuchni, w której był mój brat. 
-Dobry - odpowiedział z buzią pełną naleśników. Usiadłam naprzeciwko niego i nałożyłam sobie jednego, po czym również objadałam się tymi pysznymi plackami. 
-Sam zrobiłeś? - zapytałam z podziwem.
-Nie, to Meg - odpowiedział, a ja przewróciłam oczami.
-Gdzie ona jest?
-W pracy.
-Zrobiła je zanim wyszła?
-No tak - odparł jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
       Kiedy już zjadłam to wróciłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko w pełni szczęśliwa. Nadal myślałam o tym co wczoraj się stało. Moje szczęście przerwał jednak dźwięk przychodzącego sms-a. Mruknęłam coś niewyraźnie zła. Mam nadzieję, że to coś ważnego. Sięgnęłam po telefon i przejechałam palcem po ekranie, a kiedy już go odblokowałam zauważyłam, że tej osoby najbardziej się nie spodziewałam.
Od nieznany: Chyba jeszcze o mnie nie zapomniałaś? 
Serce zaczęło mi bić szybciej. Ledwo mogłam złapać powietrze, byłam przerażona. Myślałam, że ta osoba dała sobie spokój, a to były głupie żarty. A co jeśli to coś poważniejszego? Nie chciałam dopuszczać do siebie tej myśli, ale musiałam zdecydowanie bardziej być ostrożna. Rzuciłam telefon na łóżko i przeczesałam włosy dłonią. Wczoraj byłam szczęśliwa? Dzisiaj rano też? No cóż, niespodzianka.
       Dość długo stałam i po prostu wpatrywałam się w ten głupi telefon. A kiedy nagle zaczął dzwonić myślałam, że dostanę zawału. Niepewnie sięgnęłam po niego. Bałam się, że ta osoby - kimkolwiek jest - teraz do mnie dzwoni. Okazało się jednak, że to Ashton. Kiedy tylko przeczytałam jego imię od razu zapomniałam o tych dziwnych sms-ach. Uśmiech zagościł na mojej twarzy. Odebrałam.
-Halo?
-Cześć - po drugiej stronie usłyszałam niepewny głos blondyna.
-Cześć.
-Chciałem tylko zapytać czy nie miałabyś ochoty do nas dzisiaj wpaść?
Oczywiście, że mam ochotę.
-Po co?
-Nie wiem, tak po prostu. Chłopaki chyba Cię polubili.
-Dobrze, przyjdę.
-Świetnie, mam po Ciebie przyjechać?
-Nie, przejdę się.
-Effie...
-Ufam Ci Ashton, ale nie, dziękuję. Przejdę się.
-Dobra, jak chcesz, do zobaczenia.
-Do zobaczenia.
Rozłączyłam się i rzuciłam telefon ponownie na łóżko. Odwróciłam się w stronę lustra i przyjrzałam swojemu odbiciu. Na mojej twarzy znajdował się głupi uśmiech, który zwykle mają nastolatki, które właśnie umówiły się na randkę z chłopakiem, który im się podoba. Na samą myśl, że miałam dzisiaj zobaczyć blondyna na moich policzkach pojawiały się wypieki. To jest dziwne. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam ubrania, po czym poszłam do łazienki i przebrałam się oraz zrobiłam makijaż. Nie wiedziałam jak mam się zachowywać. Przecież on ma dziewczynę, a my wczoraj prawie się pocałowaliśmy. Rozumiem, że dla niego może to nic nie znaczyć, więc chyba nie powinnam robić sobie nadziei.

~*~

-Pamiętasz? Miałaś z nami zagrać! - nagle krzyknął Calum wielce podekscytowany. Chyba naprawdę myśli, że ma ze mną jakieś szanse. Chłopaki lubią wygrywać i jest mi strasznie przykro, że będę musiała ich ograć. Wróć, ani trochę. Usiadłam obok niego na podłodze przed telewizorem, a ten uruchomił grę. Wybraliśmy drużyny i wszystko co trzeba było, po czym zaczęliśmy grać. Oczywiście byłam równie dobra co oni. Nie raz grałam z Matt'em. Najwyraźniej się nie spodziewali, bo widziałam jak brunet robił się lekko czerwony ze złości. Ja natomiast miałam niezły ubaw widząc go w takim stanie.
-Jak ty to zrobiłaś? Musiałaś oszukiwać. Pewnie oni grali za Ciebie! - zarzucał mi, a także chłopakom, jednak Ci nic sobie z tego nie robili, tylko płakali ze śmiechu. Jestem ciekawa ile razy widzieli go w takim stanie. Był naprawdę załamany. Upokorzył się przed swoimi przyjaciółmi, przegrywając z dziewczyną. Rozumiem jego ból, ale sam tego chciał. 
-Dobra, Cal, nie szukaj wymówek i po prostu przyznaj, że pokonała Cię dziewczyna! - krzyknął Luke, a mi zaczynało powoli robić się przykro. Gdybyście tylko widzieli jego minę. 
-Idę do łazienki - rzucił Mike i po chwili już go nie było. Aaron natomiast chciał coś powiedzieć, przez co próbował się opanować i udawać, że to już go nie śmieszy, jednak gdy tylko otworzył buzię zaczynał się śmiać. Muszę przyznać, że śmiech Ashton'a jest słodki i mogłabym go słuchać godzinami, jednak z drugiej strony jest tak śmieszny, że sama mogłabym się turlać po ziemi. 
-Ej, Cal, może chcesz zagrać jeszcze raz? - najbardziej dokuczał mu Luke, a brunet robił się coraz bardziej zły. Nie wiem czy to aż takie ważne, przecież nic się takiego nie stało. Wydaje mi się, że trochę przesadzali.
-Pieprz się, Heminngs. 
-Lukey, a może ty chcesz ze mną zagrać? - zapytałam lekko przesłodzonym głosem, a ten nagle przestał się śmiać. 
-Mógłbym spróbować, jednak nie chce mi się teraz. 
-Doprawdy?
-Jak najbardziej.
-No idź, mądralo. Zobaczymy jaki ty będziesz dobry! - prychnął Calum. 
Chłopaki się uspokoili i usiedli porządnie na kanapach. Ja usadowiłam się obok bruneta i przytuliłam się do jego ramienia. Wiedziałam, że nie jest na mnie zły, bo nie miał o co. Przecież wygrałam sprawiedliwie i to jego przyjaciele go wkurzali. 
-Co tu się dzieje? - do pokoju weszła Libby, oho -Słyszałam śmiechy - popatrzała na wszystkich, lecz na mnie zatrzymała się trochę dłużej. A raczej na mnie i Calum'ie -Czy ja o czymś nie wiem? - podniosła brew, a ja czułam jak moje policzki robią się czerwone. 
-Zależy co masz na myśli - odparł Cal i objął mnie ramieniem. Czułam wzrok wszystkich skierowany na mnie, ale nie miałam odwagi na nich spojrzeć.
-Dobra, nie ważne, co robicie? - weszła głębiej i usiadła na jednym z foteli. 
-Calum właśnie przegrał z Effie w fifie - odezwał się - jakżeby inaczej - Luke. 
-Serio? - widziałam, że nie mogła uwierzyć. Wspominałam, że jej nie lubię?

~*~

Postanowiliśmy pójść na lody, bo i tak nudziło nam się w domu. Wydawało mi się, że wszyscy mieli świetne humory. No może oprócz Ashton'a, który cały czas był zamyślony i idąc kopał napotkane kamyki.
-Która godzina? - podeszłam do Calum'a i szturchnęłam jego ramię. Chłopcy są za wysocy jak dla mnie. Nienawidzę patrzeć na nich podnosząc głowę. Wtedy boli mnie szyja.
-Po piętnastej.
-Długo jeszcze będziemy szli? - zapytałam marudząc. Wymyślili sobie, że pójdziemy do jakiejś "innej" lodziarni. Podobno ona jest lepsza, a co za tym idzie: jest także dalej. Zdecydowanie bliżej mieliśmy do centrum, ale przecież oni muszą wymyślać.
-Jakieś dwadzieścia minut - odparł jakby to nie robiło na niego żadnego wrażenia.
-Żartujesz sobie? Nogi mnie bolą - brunet westchnął i na chwilę przystanął lekko kucając.
-Wskakuj.
-Jej! - pisnęłam i wskoczyłam na jego plecy. Owinęłam ręce wokół jego szyi uważając, żeby go nie przyduszać. Cal był naprawdę fajny i dało się z nim porozmawiać. Był idiotą, ale fajnym idiotą.
Cieszyłam się jak małe dziecko. Rozglądnęłam się i zauważyłam, że Michael idzie rozmawiając z Luke'iem i Aaron'em, za nimi drepcze Ashton niezwracający uwagi na to co się dookoła niego dzieje. No i Libby patrzy w swój telefon na tej samej wysokości co Ash, ale bardziej na lewo. Zastanawiam się czy blondyn już z nią zerwał, czy może to było tylko głupie gadanie. Ale patrząc na to jak ona się zachowywała mogę wnioskować, że jednak to zrobił. Przecież gdyby byli razem to pewnie szłaby przy jego boku i tuliła się do jego ramienia, lub po prostu trzymała jego rękę. Ja bym tak zrobiła. 
-Hej Cal, powiesz mi prawdę? - usłyszałam nagle głos Mike'a i jak na zawołanie wszyscy zwrócili swoje głowy w naszą stronę. Czułam się niezręcznie, naprawdę niezręcznie. Chociaż nie wiem dlaczego.
-O co chodzi?
-Czy ty i Effie, no wiesz - poruszył śmiesznie brwiami. Czułam jak moje policzki pomalutku przybierają czerwieńszych odcieni. Spojrzałam w kierunku blondyna, który od razu spuścił wzrok. Nie wiem dlaczego ale poczułam się winna. Naprawdę winna. Wczoraj prawie się pocałowaliśmy, a dzisiaj siedzę na plecach jego przyjaciela. Może dla mnie to nic nie znaczy i traktuję go jak dobrego kolegę, ale wygląda to chyba trochę inaczej.
-Zamknij się Clifford - próbował brzmieć groźnie, ale zaraz po tym na jego twarzy pojawił się uśmiech. Zeskoczyłam z jego pleców natychmiast.
-Co jest? - szepnął -Przecież on tylko żartuje. Nie przejmuj się.
-To nie o to chodzi - oczywiście, że nie o to. Chodzi o Ashton'a.
-Przecież ona woli mnie - ni stąd, ni zowąd przy moim boku pojawił się Aaron. Świetnie kurwa. Położył rękę na moim ramieniu a że bluzka lekko mi się zsunęła dotknął mojej skóry. Przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz, lecz sama nie wiem czemu tak zareagowało.
Nic nie powiedziałam tylko wysunęłam się spod jego objęcia, a ten zaczął rozmawiać z Calum'em. Każdy zajął się rozmową i nikt nie zwracał na mnie uwagi. Podeszłam więc blondyna, który szedł sam.
-Co tam? - chciałam jakoś zacząć rozmowę, ale wiem, że to było beznadziejne.
-Nic, a co ma być? - wzruszył ramionami.
-Jesteś zły? Na mnie?
-Nie.
-To czemu się tak zachowujesz?
-Jak? - podniósł głowę i spojrzał na mnie. Ton jego głosu trochę mnie przestraszył, lecz starałam się o tym nie myśleć.
-Właśnie tak - prychnęłam i odeszłam.

~*~

Zgadnijcie kto mnie odwozi do domu. Tak, Ashton. Nie mogłam lepiej trafić. Byłam zła na niego za to jak się dzisiaj zachowywał, ale co mogłam zrobić? Nie chciałam wracać do domu pieszo po takiej długiej wędrówce. Ten ich sklep był naprawdę daleko, ale szczerze było warto, bo lody były niesamowite. 
       Blondyn zatrzymał się niedaleko mojego domu, bo o to go poprosiłam. Nie chciałam, żeby Matt go zobaczył bo na pewno dostałabym wykład, że nie mam się z nim spotykać. 
-Effie? - usłyszałam głos Ash'a, gdy już otwierałam drzwi samochodu. 
-Hm? - zostałam jeszcze na swoim miejscu.
-Czy ty...no wiesz...czy podoba Ci się Calum? - nie mogłam uwierzyć, że to pytanie wyszło z jego ust. Nie sądziłam, że po tym jak się zachowywaliśmy można tak twierdzić. Nie wydaje mi się, żebyśmy robili coś co robią osoby w sobie zakochane. 
-Nie, skąd to pytanie? 
-Nie ważne, dobranoc - Aha? Najpierw pyta mnie o takie coś, a potem wygania? Co z nim jest nie tak?
-Dobranoc. 
-Effie?
-Co znowu?
-Ja i Libby, no my, zerwaliśmy. Pomyślałem, że może chciałabyś wiedzieć - widziałam, że czuł się lekko skrępowany, więc tylko przytaknęłam głową i posłałam mu uśmiech, po czym zamknęłam drzwi i wróciłam do domu.
       Przebrana w moją piżamkę wskoczyłam do łóżka. Mimo, że gniewałam się na Ashton'a w czasie pobytu w "ich" lodziarni, to teraz znowu byłam szczęśliwa. On nie ma dziewczyny, on zerwał z Libby. Czy tonie brzmi pięknie?
Ten dzień był bardzo miły, a ja ich coraz bardziej lubię.
Moje przemyślenia przerwał dźwięk wydostający się z telefonu. Szybko po niego sięgnęłam i odebrałam.
-Halo?
-Cześć Effie, czemu się nie odzywasz? - usłyszałam głos Rose i zdałam sobie sprawę, że naprawdę dawno ze sobą nie rozmawiałyśmy.
-Cześć, przepraszam, ale byłam chora a teraz chodziłam do chłopaków i...
-Czekaj, czekaj, tych chłopaków?
-No tak.
-Widzę, że nie próżnujesz. Mówiłam Ci, żebyś sobie dała z nim spokój.
-Ale my się przyjaźnimy tylko, naprawdę. A jeśli chodzi o Ashton'a to zerwał z Libby.
-Że co? - była zdziwiona -Dla Ciebie?
-Nie, nie dla mnie. Tak po prostu, chyba - wzruszyłam ramionami mimo, że brunetka nie mogła mnie zobaczyć.
-Dobra, jak się spotkamy to wszystko mi opowiesz, bo widzę, że wiele rzeczy nie wiem.
-Okej, okej, dobranoc.
-Dobranoc.
Wskoczyłam pod kołdrę i ułożyłam się wygodnie patrząc w sufit. Telefon zawibrował mi w ręce, więc podniosłam go przed twarz. Wiadomość. Przełknęłam ślinę, nie chciałam jej otwierać. Jednak ciekawość wzięła górę.
Od nieznany: Dobranoc kwiatuszku, śnij o mnie.
Teraz chyba w ogóle nie zasnę.

•Ten rozdział mi nie wyszedł, wiem i przepraszam. 

czwartek, 7 sierpnia 2014

Rozdział 6

Kiedy tylko weszłam do swojego pokoju rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Powstrzymywałam się będąc w jednym samochodzie z Ashton'em, ale teraz, kiedy go nie było rozpłakałam się jak małe dziecko. Całe moje ciało niebezpiecznie się trzęsło. Nie mogłam panować nad potokiem łez. To co zrobił Ashton było ostatnią rzeczą jaką chciałam w tamtej chwili doświadczyć. Albo przed. Nie spodziewałam się, że mógłby coś takiego zrobić, tylko po to, by udowodnić swoją rację. Pieprzony idiota. Nie wiedział jak bardzo bałam się jeździć samochodem. To była fobia. Miałam nadzieję, że to w końcu minie, ale jak na razie się na to nie zapowiadało, a jak ktoś robił takie rzeczy jak on to tylko się pogarszało.
Sięgnęłam po swój telefon i słuchawki, po czym włączyłam muzykę. Chciałam zapomnieć, chodź na chwilę. Chciałam się odstresować, jednak sama nie wierzyłam, że to pomoże. Z każdą sekundą tylko się pogarszało. Nie wiem czy fakt, że zrobił to blondyn był gorszy. Chyba tak. Zauroczyłam się w nim i teraz miałam nadzieję, że to minie. Nie chciałam go więcej widzieć na oczy. Chyba jednak chciałam, kurwa. 
Nagle poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu i momentalnie podniosłam się do pozycji siedzącej. Przestraszyłam się, a nieprzyjemny dreszcz przeszedł wzdłuż kręgosłupa. Wyrwałam słuchawki z uszu i dostrzegłam Matt'a. Odetchnęłam z ulgą, jednak po chwili zdałam sobie sprawę po co tu przyszedł. Usłyszał. Widziałam w jego oczach troskę i strach. Sama nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak płakałam. Byłam silna. Chciałam być silna. Nic nie powiedziałam tylko mocno go przytuliłam. Jego silna ramiona od razu mnie otuliły i poczułam się bezpiecznie. Nie pytał co się stało i jak się czuję. Przecież widział. Doskonale zdawał sobie sprawę, że te pytania są nie na miejscu i nie zamierzał dociekać. Moczyłam rękaw jego koszulki i wydawało mi się, że płaczę jeszcze mocniej. Zacisnęłam swoje małe dłonie na jego koszulce, ale to przecież wcale nie pomagało.
Nie wiem ile płakałam. Wydawało mi się, że całą wieczność. Jednak kiedy tylko się uspokoiłam odsunęłam się od brata. Patrzył na mnie z taką troską z jaką powinien patrzeć każdy brat. Kochałam go, tak bardzo.
-Dziękuję - wyszeptałam, wycierając swoje mokre policzki. Matt nic nie powiedział tylko lekko się uśmiechnął, co odwzajemniłam. Od razu miałam lepszy humor, wystarczyło spojrzeć na kochającą twarz mojego brata.
-Idź wziąć prysznic, poczujesz się lepiej, ja tu poczekam - przytaknęłam tylko głową i wstałam z łóżka, po czym skierowałam się do łazienki.
       Kiedy weszłam do pokoju okazało się, że Matt - tak jak powiedział - dalej tam siedział. Podeszłam bliżej łóżka i mocno go przytuliłam, po czym wskoczyłam pod kołdrę.
-Przeczytać Ci bajeczkę na dobranoc? - zapytał cicho, na co się zaśmiałam.
-Nie trzeba, ale dziękuję za troskę.
-Nie ma za co. Śpij dobrze - pocałował mnie w czoło, tak jak kiedyś robiła to mama. Na tę myśl posmutniałam, ale nie dałam tego po sobie poznać. Kiedy powróciłam do rzeczywistości brunet stał już koło drzwi i łapał za klamkę.
-Matt? - zawołałam, więc od razu się odwrócił.
-Tak?
-Kocham Cię.
-Też Cię kocham, Effie. Dobranoc.

~*~

Ta noc nie należała do najprzyjemniejszych. Nawiedził mnie koszmar, przez który przypomniałam sobie o sms-ach. Nie dostałam nic więcej, więc uśmiechnęłam się, bo to oznaczało, że ktoś robił sobie żarty i zamierzał dać mi spokój. 
Leniwie zsunęłam się z łóżka i podeszłam do okna. Odsłoniłam je, po czym wyszłam na balkon. Oparłam się o barierkę, a ciepły wiatr rozwiał moje włosy. Było ciepło, nawet bardzo, ale dzięki temu lekkiemu podmuchowi dało się jakoś wytrzymać. Wcale nie wiem ile tam sterczałam i bez celu wpatrywałam w park na przeciwko. Mamy z dziećmi już tam odpoczywały, co oznaczało, że musi być już około dwunasta. 
Wróciłam do pokoju i przyjrzałam się temu bałaganowi. Kiedy ja zdążyłam to zrobić? Szurałam po podłodze, aż dotarłam do drzwi. Zeszłam na dół, lecz nikogo tam nie zastałam. Spodziewałam się, że Meg mogła pójść do pracy, jednak nie przypominam sobie, żeby taką posiadała. Miała duże wykształcenie, więc łatwo by coś znalazła. Tak mi się wydaje.
-Cześć - usłyszałam znajomy głos za sobą, więc się odwróciłam. Matt. Uśmiechnęłam się.
-Cześć.
-Widzę, że już lepiej? - uniósł podejrzliwie brew.
-Tak, dziękuję.
-To dobrze. Pozwól, że ja zrobię śniadanie - nie byłam w stanie protestować, bo z łatwością pozbył się mnie z kuchni. Udałam się więc do salonu i włączyłam jakąś stację muzyczną, rozkładając na kanapie. Wtedy do moich uszu dobiegł dźwięk dzwonka. Ktoś jest pod drzwiami. 

Matt's POV

Nie wiem co się stało Effie i kto jej coś zrobił, ale dawno tak nie płakała. Nie mogłem uwierzyć, że jesteśmy tutaj zaledwie od trzech dni, a ktoś doprowadził ją do takiego stanu. Próbowała być silna i jakoś sobie radziła. Ostatni raz kiedy mocno płakała, to było z pięć miesięcy temu. Wtedy postanowiła wziąć się w garść i udało jej się. A teraz co? Przyjeżdża tu, poznaje jakiegoś chuja i to co do tej pory udało jej się osiągnąć rozprysnęło się. To tak jakby woda z jeziora wyparowała. Jack powiedział mi o tych chłopakach z zespołu, których poznała. Jestem prawie pewny, że to któryś z nich. Nie chcę, żeby się z nimi spotykała. Aż boję się pomyśleć, co jej zrobili. Nie pytałem, bo wiem, że na razie chce uniknąć tych pytań. Jeśli będzie chciała to mi powie. Teraz mam tylko nadzieję, że nic się nie zmieni. Że szybko o tym zapomni, bo inaczej będzie ciężko. Pomogłem jej wyjść z dołka. Było trudno i nie pozwolę, by ponownie spadła tak nisko. Chcę ją chronić, ale ma już swoje lata i musi mieć trochę prywatności. Nie mogę wiecznie za nią chodzić.
       Usłyszałem dzwonek do drzwi, więc szybko skierowałem się na korytarz. Nie chciałem by Effie wstawała. Niech na razie odpoczywa. To musiała być ciężka noc.
Otworzyłem drewnianą powłokę i zauważyłem blondyna. Był trochę zestresowany i kiedy mnie zobaczył chyba zestresował się jeszcze bardziej.
-O co chodzi? - zapytałem w końcu, gdyż on się nie odzywał.
-Um, ja chciałem, to znaczy, kurde, jest może Effie? - plątał się i tak, to było dziwne. Przyjrzałem mu się dokładnie. Chyba skądś go znam.
-Jak się nazywasz?
-Ashton - zaraz, zaraz. On jest z tego zespołu. Na pewno.
-To Twoja sprawka? - zapytałem.
-Nie rozumiem.
-Effie wczoraj płakała. Ostatni raz był pięć miesięcy temu idioto, musiałeś to spieprzyć? - podniosłem głos, jednak nie chciałam krzyczeć, by Eff mnie nie usłyszała -Nie wiem co jej zrobiłeś, ale lepiej trzymaj się z daleka - pogroziłem palcem, ale on się nie bał. Chyba, że tego nie pokazywał. Wtedy był zdenerwowany, a teraz miał kamienną twarz. Wkurzał mnie. Kiedy już miałem zamknąć drzwi odezwał się.
-Przeproś ją, nie chciałem.
Prychnąłem i zatrzasnąłem mu drzwi przed nosem, po czym wróciłem do przygotowywania śniadania.

*tydzień później*

Effie's POV

Siedem dni. Dokładnie siedem dni siedzę w domu i się nie ruszam. Powiedziałam, że jestem chora, a Matt mi w tym pomagał, więc Meg i George łatwo się nabrali. Gorzej było z Rose, która przychodziła do mnie i widziała, że nie wyglądam na chorą, jednak dała sobie spokój. Nawet raz odwiedził mnie Jack i szczerze ucieszyłam się na jego widok. Sama nie wiem czy lubię go czysto przyjacielsko, czy może jednak trochę bardziej. Fakt jest taki, że zauroczyłam się w tym idiocie. A jeszcze gorszym faktem było to, że kurwa chciałam go zobaczyć. Nie jestem pewna dlaczego. Chyba po to by przekonać samą siebie, że po tym co zrobił już nie będę w nim zauroczona. Że kiedy go zobaczę już nic nie poczuję, a jeśli jednak to nie będzie to miłość. Będzie to nienawiść.
       Ze snu wyrwał mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Leniwie podniosłam powieki i sięgnęłam po niego. Nie spojrzałam na wyświetlacz, więc nie wiedziałam kto dzwoni.
-Halo?
-Cześć Effie - po drugiej stronie usłyszałam znajomy głos, jednak nie mogłam sobie przypomnieć do kogo należy. Dopiero co mnie obudziłeś człowieku.
-Cześć, kto mówi?
-Aaron.
-Ah, tak. Obudziłeś mnie.
-Przepraszam, jest już trzynasta, więc sądziłem, że nie będziesz spać.
-Po co dzwonisz? - dawno z nim nie rozmawiałam.
-Chciałem się zapytać, czy zechciałabyś pójść ze mną do kina.
Chciałem powiedzieć, że jestem chora i nie mogę, ale chyba najwyższy czas przestać udawać i zacząć korzystać z wakacji.
-Tak, jasne, o której?
-Spotkamy się w kinie o szesnastej?
-Dobra, daj mi spać.
-Dobrze, dobranoc.
Rzuciłam telefon obok siebie na łóżko i przewróciłam na drugi bok. Nie mogłam jednak zasnąć. Przeklinam dzień, w którym się urodziłeś, Aaron. 
Przeciągnęłam się i podniosłam do pozycji siedzącej. Spojrzałam na godzinę i była już 13:07. Czas wstać. Wyszłam z łóżka i przygotowałam się do wyjścia. Zeszłam na dół i zrobiłam sobie płatki z mlekiem. Nie dane było mi w spokoju je zjeść bo już po chwili usłyszałam Matt'a.
-Effie? Effie!
-Uspokój się czubku, w kuchni jestem.
Nagle wpadł do pomieszczenia i posłał mi groźne spojrzenie. Co zrobiłam?
-Zachowujesz się jakbym była małym dzieckiem, które właśnie zgubiłeś - zaśmiałam się i wróciłam do konsumowania posiłku.
-Bo tak właśnie jest, Eff.
-Nie przesadzaj.
-Wychodzisz gdzieś? - zapytał podnosząc do góry jedną brew.
-Tak, wychodzę z Aaron'em do kina.
-Chyba sobie żartujesz! - przewróciłam oczami na jego reakcję. Wiedziałam, że tak będzie.
-Doceniam, że się mną opiekowałeś, pomagałeś mi, kocham Cię, ale nie będziesz kontrolować z kim się spotykam, jasne?
-Chyba jednak będę, bo nie mam zamiaru znowu pozwolić Ci upaść.
-Nic mi nie jest, a zresztą, to nie Aaron'a wina. To nie przez niego wtedy płakałam, więc się nie martw - włożyłam naczynia do zmywarki i podeszłam do drzwi.
-Położę Ci pieniądze na stole - burknął przez co się uśmiechnęłam. Wkurzony Matt, to najlepszy Matt.
-Dziękuję - posłałam mu uśmiech i wyszłam z kuchni.
Rozumiem troskę Matt'a. Przecież to on siedział przy mnie tyle czasu po tym co się stało. Nie tylko ja wtedy cierpiałam. Matt jest moim bratem i przeżywał to razem ze mną. Był gotowy zabić tego faceta - na samą myśl o nim chce mi się wymiotować. A potem jeszcze zginęli nasi rodzice. Następnie zostawili mnie przyjaciele. Chociaż oni chyba nimi nie byli. To po prostu fałszywi ludzie jakiś pełno na tym świecie. Wiele przeszłam, dlatego rozumiem, że Matt nie chce przechodzić przez to jeszcze raz. Zmarnował na mnie wiele swojego czasu. Musiał siedzieć ze mną, zamiast wyjść z przyjaciółmi. To moja wina i czuję się winna, ale nie cofnę czasu i tego nie zmienię.
       Weszłam do wielkiego centrum handlowego i ruszyłam w stronę ruchomych schodów. Pojechałam na samą górę, gdzie znajdowało się kino. Nigdzie nie widziałam Aaron'a i zaczęłam się denerwować. Było już po szesnastej, a go nigdzie nie ma. Świetnie. Nie mam zamiaru na niego czekać.
-Hej - usłyszałam za sobą czyjś głos i dam sobie głowę uciąć, że nie należy on do osoby, z którą się tutaj umówiłam. Odwróciłam się i zobaczyłam Ashton'a. Kurwa. Serce zaczęło mi bić szybciej. Jednak sama nie wiem czy to ze strachu, czy przez to, że po prostu go zobaczyłam. Szybko się odwróciłam i ruszyłam w stronę wyjścia, jednak złapał mnie za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę.
-Czego chcesz? - warknęłam i wyswobodziłam rękę z jego uścisku.
-Porozmawiać.
-Nie mamy o czym, daj mi spokój.
-Proszę, Effie. Chcę Cię przeprosić.
-Za co? Doskonale wiedziałeś, że panicznie boję się jeździć samochodem, a zrobiłeś takie świństwo. To chciałeś usłyszeć? Że boję się jeździć? To proszę bardzo, wygrałeś! - czułam, że zaraz mogę się rozpłakać, więc zaczęłam mrugać. Nie mogłam się przy nim popłakać. Już to przerabiałam.
-Effie, przepraszam. Powiedziałaś mi, że nie...
-No i co z tego? Przecież wiedziałeś, kurwa, Ashton wiedziałeś!
-No tak, wiedziałem, przepraszam. Naprawdę przepraszam - próbował mnie przytulić, ale szybko się odsunęłam. Czy ja się go boję?
-Nie dotykaj mnie - wyszeptałam cicho.
-Nie dam Ci spokoju dopóki mi nie wybaczysz.
Nie mogłam na niego patrzeć. Ale to nie dlatego, że tak się zachował. Przecież ja już dawno mu wybaczyłam. Nie chciałam tylko sama w to uwierzyć. Wolałam wmawiać sobie, że go nienawidzę, że nie chcę go widzieć, ale to nie była prawda. Czuję coś do niego i boję się, że to może wymsknąć się spod kontroli. Ma przecież dziewczynę, a ja nie chcę być tą suką, która rozwala czyjeś związki, nie chcę.
-Eff? - usłyszałam cichy głos Ash'a, który przywrócił mnie do rzeczywistości.
-Dobrze, wybaczam Ci - podniósł głowę i spojrzał na mnie. Jego piękne tęczówki dokładnie badały moją twarz. Chciał wiedzieć, czy mówię prawdę.
-Dziękuję, to już nigdy się nie powtórzy.
Uśmiechnęłam się tylko.
-To co? Idziemy na ten film?

~*~

Film się skończył, a my siedzieliśmy na ławce przed centrum handlowym. Żadne z nas się nie odzywało. Ta cisza była nawet przyjemna i na pewno nie niezręczna. Cieszyłam się jego obecnością. Chyba nigdy w życiu tak szybko komuś nie wybaczyłam. 
Spojrzałam w jego kierunku, a on robił właśnie to samo. Nasze spojrzenia się spotkały, a na moich policzkach czułam wypieki. Ashton uśmiechnął się tylko lekko i przysunął w moją stronę. Wiedziałam co chciał zrobić, a nie reagowałam od razu. Spojrzałam na jego usta i do cholery, chciałam, żeby mnie pocałował, ale wiedziałam, że nie może. Ma dziewczynę. Później będzie tego żałował, a tak w ogóle się nie znamy. 
-Ashton nie - wybełkotałam, mimo, że wcale nie chciałam -Masz dziewczynę.
-To nie to co myślisz - odsunął się, a ja spojrzałam na niego zdezorientowana.
-O czym mówisz? 
-Ja jej nie kocham.
-Ale...
-Nie, zerwiemy.
-Przecież jesteście już tyle lat razem.
-Pewna osoba uświadomiła mi, że nie kocham Libby w ten specjalny sposób, tylko jak przyjaciółkę - O czym on do cholery mówi? Czemu w takim razie z nią jest?
-Jaka osoba? - zapytałam niepewnie.
-Nie chcę o niej teraz rozmawiać.
Kompletnie nie rozumiałam o co mu chodzi. O czym on do cholery mi pieprzył?
-Powiesz mi kiedyś? 
-W swoim czasie.
Teraz byłam zaciekawiona całą tą sprawą. Nie kocha Libby tak jak powinien, tylko jak przyjaciółkę. A jest z nią od kilku lat. Ktoś mu to uświadomił. Że co? Mam mętlik w głowie.
-Jedziemy do domu? - zapytałam, a blondyn skinął głową, więc wstaliśmy z ławki i skierowaliśmy się do jego samochodu. Czułam strach, bałam się ponownie wejść do tego auta. 
-Nie bój się, będę jechał wolno - powiedział i posłał mi uspokajający uśmiech, po czym złapał mnie za dłoń. Poczułam mrowienie w dole brzucha, a przez moje ciało przeszedł dreszcz. Cokolwiek się teraz ze mną dzieje, musi przestać. 

• czytasz = komentujesz 
zwiastun: https://www.youtube.com/watch?v=U3_I4mHE5_w

czwartek, 31 lipca 2014

Rodział 5

-Podoba Ci się tu? – z zamyślenia wyrwał mnie czyjś głos i chwilę zajęło mi zorientowanie się czyj. To Libby. Nie zauważyłam nawet, że już jesteśmy na trybunach i czekamy, aż chłopcy rozpoczną swój trening. Szłam za nimi nie zwracając uwagi na to co jest dookoła mnie. Raczej musiałam powstrzymywać swoje łzy, który chciały wypłynąć.
-Tu to znaczy gdzie? – może chodzić jej o to boisko, a  także o Sydney.
-Sydney, niedawno się przeprowadziłaś, podoba Ci się tu?
Nie. Tęsknię za rodzicami i wolałabym żyć z nimi tam gdzie poprzednio.
-Jasne, to piękne miasto.
-Tak myślałam - to ty potrafisz myśleć? O nie. Nie lubię jej.
-Ile już jesteś z Ashton'em? – zapytałam chociaż wcale tego nie chciałam. Dziewczyna uśmiechnęła się i odwróciła w moją stronę.
-Prawie trzy lata. Znamy się od dziecka.
-Oh, to super.
Musi naprawdę ją kochać, skoro wytrzymał z nią tyle lat. Może jej nie znam i jeszcze nie powinnam oceniać, ale już jej nie lubię i raczej nie polubię. Możliwe, iż to przez to, że jest z Ashton'em, ale możliwe też, że jest po prostu głupia. Nie chciałam kontynuować z nią rozmowy, więc rozejrzałam się dookoła. Był to całkiem duży stadion i nie wydaje mi się, żeby należał do jakiejkolwiek szkoły. Na murawie już były cheerleaderki, które ćwiczyły swoje układy. Nie zwracałam na nie więcej uwagi po tym jak chłopcy wybiegli z szatni. Rozpoczęli swój trening od biegania. Zaczęłam się zastanawiać po co oni w ogóle mnie tu zaprosili? Interesuję się sportem i nie zbyt przeszkadza mi siedzenie i patrzenie jak grają, ale oni o tym nie wiedzą. Mogą myśleć, że jestem jak każda inna dziewczyna, która nienawidzi sportu, a szczególnie nożnej. Cóż, o wiele bardziej interesuję się siatkówką i to ten sport kocham, ale jeśli chodzi o ogólne interesowanie to uwielbiam sport i oglądam praktycznie każdą dyscyplinę.
-Idę po wodę, chcesz coś? – usłyszałam głos Libby i tylko przytaknęłam głową. Zniknęła z mojego pola widzenia, a ja poczułam się dziwnie. Nie potrafię opisać tego uczucia. Chociaż skądś je pamiętałam. Momentalnie rozejrzałam się dookoła i zdałam sobie sprawę, że znajdujemy się bardzo daleko od ćwiczących chłopców. Moje ciało ogarnął strach. Nie mogłam się ruszyć. Serce prawie podeszło mi go gardła, gdy mój telefon zasygnalizował nowego sms-a. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i odblokowałam go.
Od nieznany: Od kiedy pamiętam lubiłaś sport. Masz chłopaka?:)
Serce biło mi jak oszalałe. Zaczęłam rozglądać się po stadionie, a jedyne co zauważyłam to zamykające się drzwi daleko ode mnie. Od razu wstałam z miejsca i zaczęłam schodzić w dół, by być bliżej jakichkolwiek osób. Mój telefon znów zawibrował, więc stanęłam i go przeczytałam.
Od nieznany: Nie bój się, kochanie. Dobrze znowu Cię widzieć.
Myślałam, że zaraz zacznę biec i schowam się gdzieś gdzie będę bezpieczna. Mimo, że czułam, iż może to być on to wolałam wmawiać sobie, że ktoś robi sobie żarty. Nagle zauważyłam Libby, więc zwolniłam i czekałam aż mnie dogoni. Nie sądziłam, że taki moment nadejdzie, ale cieszyłam się, że ją widzę.
-Dlaczego zmieniasz miejsce? – kurde.
-Chcesz po prostu lepiej widzieć, a ta odległość mi to uniemożliwiała – uśmiechnęłam się słabo, by mi uwierzyła. Wzruszyła tylko ramionami i podała mi wodę. Od razu wzięłam łyka i razem z blondynką usiadłyśmy o wiele bliżej.

~*~

Chłopcy po treningu zaprosili nas do McDonalda, gdzie udało mi się zapomnieć o tych niepokojących sms-ach. Lepiej poznałam tych chłopaków i szczerze powiedziawszy nie są tacy źli. Zachowywałam się jakbym znała ich wieki, dobrze nam się rozmawiało. Libby będąc z Ash'em cały czas się do niego kleiła i to było naprawdę wkurzające. Czy on w ogóle mógł oddychać?
       Teraz jednak jestem już w domu a moje myśli znowu krążą wokół sms-ów, które dostałam. Ściągnęłam buty i poszłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i miałam nadzieję, że Meg nie postanowi teraz ze mną rozmawiać. Wiem, że chciałaby dać mi jakąś karę, ale nie może. Zdaje sobie sprawę z tego, że mogłabym znienawidzić ją jeszcze bardziej. A tego raczej by nie chciała.
Usłyszałam pukanie do drzwi i westchnęłam poirytowana. Spodziewałam się brunetki, lecz był to Matt.
-Hej – przywitał się i wszedł głębiej do pokoju, po czym zajął miejsce na moim łóżku.
-Hej.
-Meg prosiła mnie, żebym z Tobą porozmawiał – co? Ona sobie żartuje?
-Ciekawe o czym.
-Nie poinformowałaś nikogo, że nie wrócisz na noc do domu. Ja też się o Ciebie martwiłem.
-Nic mi nie jest, tak?
-Effie, nie jesteś pełnoletnia i gdyby coś Ci się stało to oni musieliby się użerać z policją.
-I co z tego? Zaadoptowali nas to niech się teraz nami zajmują i stawiają czoła problemom.
-Czy ty się słyszysz? – wiedziałam, że go wkurzałam, ale on mnie również. Po co tu przylazł? Jeśli ma zamiar mówić mi co mam robić, albo co jest dla mnie dobre to niech sobie daruje, bo nie mam zamiaru się z nim kłócić o tych ludzi. Niech nie wpierdala się w nie swoje sprawy. To konflikt pomiędzy mną a nimi i jeśli tylko wetknie tu swój nos to skończy się to źle dla nas. Jest moim bratem i nie chcę się z nim kłócić.
-Możesz wyjść? Nie chcę się z Tobą kłócić.
-Dobrze, ale przestań zachowywać się jak dziecko. Pokaż mi, że jednak nie mają się o co martwić, bo jak na razie udowadniasz, że nie jesteś gotowa na jakiekolwiek wychodzenie na imprezy i picie – rzucił i wyszedł z mojego pokoju trzaskając drzwiami. Wzięłam poduszkę i rzuciłam nią w drewnianą powłokę. Kocham go, ale jest strasznie wkurzający, gdy się tak martwi. Chce dla mnie dobrze, chce się mną opiekować, ale nie może kontrolować wszystkiego co robię. Nie mam dziesięciu lat i jednak potrafię się sobą zająć. Kto jak kto ale on powinien wiedzieć o tym najlepiej.
      
~*~

Resztę dnia spędziłam w łóżku przed laptopem. Nikt więcej mi nie przeszkadzał, więc nieco się uspokoiłam. Zamierzałam przeprosić Matt'a, chociaż tego nienawidziłam. Nie lubiłam przepraszać kogoś jako pierwsza, mojego ego nie pozwalało mi na to, ale jeśli chodzi o mojego brata to wszystko wyglądało inaczej. Tęsknię za nim, wie o mnie wszystko, spędziłam z nim bardzo dużo czasu w przeszłości i kiedy tylko się pokłócimy to ja jako pierwsza wyciągam dłoń do zgody. Przeważnie. Nie lubię ukrywać przed nim niektórych rzeczy i czułam, że powinnam powiedzieć mu o tych sms-ach, jednak wiedziałam co on o tym pomyśli. Będzie uważał, że on wrócił a wtedy nie miałabym życia. Wszędzie by ze mną chodził, próbowałby mnie chronić. Jeśli to jest on to może i dobrym rozwiązaniem by było przyjąć pomoc od Matt'a. Czułabym się bezpieczniej, ale równie dobrze wiem, że nie może pilnować mnie 24/7. A poza tym nic nie jest potwierdzone. Ktoś mnie robić sobie żarty. Jak na razie chce właśnie tego się trzymać.
       Byłam u niego i przeprosiłam. Obiecałam, że następnym razem poinformuje go albo Meg, że nie wracam do domu. Jeśli kolejny raz będzie, a ja nie zasnę na ulicy. Było parę minut przed osiemnastą, a ja i tak się nudziłam w domu. Wiedziałam, że Matt umówił się z Jack'iem i nie miałam zamiaru tym razem się wtrącić. Wiedziałam przecież, że nikogo innego tu nie zna, więc co ma robić? Cały dzień siedzieć w domu? Zastanawiałam się czy nie pójść do Rose, albo pojeździć na desce. Wybrałam tą drugą wersję i po zabraniu ze sobą bluzy zeszłam na dół. Nikogo nie spotkałam po drodze, więc się cieszyłam, mimo, iż wiedziałam, że już nic ode mnie nie będą chcieli, bo Matt pewnie wszystko już im przekazał. Teraz jeśli będzie jakiś problem będą w to wciągać Matta'a bo sami sobie nie radzą. Trochę to wkurzające, ale chyba uda mi się to wytrzymać. 
       Pojechałam na skatepark i trochę pojeździłam. Nie byłam pewna ile, ale półgodziny na pewno. Musiałam przestać, gdy dostałam sms-a. Przełknęłam ślinę, bo bałam się, że będzie to nieznany numer. 
Od Aaron: Wpadniesz do nas?
Odetchnęłam z ulgą, ale zastanawiałam się po co chce, żebym do nich przyjechała? A do tego o tej godzinie? 
Do Aaron: Po co?
Od Aaron: Chcemy Cię lepiej poznać, polubiliśmy Cię, chyba to nie problem?
Nie żeby mi to przeszkadzało. Chętnie do nich wpadnę i zobaczę się z Ashton'em. Wiedziałam jednak, że spodobałam się Aaron'owi i będzie się podwalał. Jednak to nie stało na przeszkodzie zobaczenia się z Ash'em. 
Do Aaron: Jasne, wpadnę. 
       Kiedy weszłam do domu Calum i Luke grali w fife, a Michael siedział i komentował to co robią. Nie widziałam Ashton'a ani Libby, więc sądziłam, że są razem. Aaron ruchem ręki zaprosił mnie do środka. Przywitałam się z chłopakami i usiadłam na kanapie. Rozmawiałam z nimi około pięć minut i wtedy zszedł na dół Ashton. Sam. Ucieszyłam się, bo nie chciałam teraz oglądać blondynki.
-Co tu robisz? - spojrzał na mnie i usiadł niedaleko.
-Zaprosiłem ją - zanim zdążyłam odpowiedzieć koło mnie usiadł Aaron i położył swoją rękę na moje ramie. Zadrżałam lekko. Blondyn uniósł lekko brwi, ale nic nie powiedział.
-Zamówcie pizzę - wybełkotał Calum.
Michael, który nic nie robił wstał i poszedł to zrobić. Wszyscy skupili się na grze i przez chwilę zastanawiałam się czy tak będzie do końca.
-Chcesz zagrać? - zapytał Luke, a ja rozejrzałam się niepewna czy mówi do mnie -Do Ciebie mówię, Effie - zaśmiał się pod nosem.
-Chcecie się ośmieszyć?
-Chyba żartujesz - prychnął.
-Mam brata w domu, chyba nie sądzisz, że nigdy nie grałam? - podniosłam brew a Luke wyglądał na szczerze zdziwionego. Nie dziwiłam mu się.
-I tak nie dasz nam rady - dumnym głosem wciął się Cal.
-Żebyś się nie zdziwił.
-To grasz?
-Nie dzisiaj - przyznałam, a Luke i Calum spojrzeli na siebie i zaśmiali pod nosem -Ale obiecuję, że w niedalekiej przyszłości skopię wam tyłki jak Niemcy Brazylii.
Szok malował się na ich twarzach. Nawet jeśli bym nie interesowała się sportem, to pewnie bym to wiedziała. Wiele osób zna wyniki poszczególnych spotkać, nawet się tym nie interesując,bo piłka nożna prawie w każdym państwie jest na pierwszym miejscu. Nie za każdym powinna, ale nic się z tym przecież nie da zrobić.

~*~

Jadłam pizzę i śmiałam się raczej z głupoty Calum'a, niż jego żartu. Obawiałam się, że jedzenie może mi wypaść z ust, więc z całych sił starałam się jakoś powstrzymać od śmiechu. Chłopaki byli chyba przyzwyczajeni do tego, bo żaden z nich nie śmiał się tak jak ja. 
-Czy z nim jest wszystko w porządku? - zapytałam wskazując na bruneta.
-Nie, nie do końca - odezwał się Luke.
Nie zdążyłam odpowiedzieć bo dostałam sms-a. Momentalnie przestałam się śmiać i wyjęłam telefon z kieszeni. Zanim jednak odczytałam wiadomość rozejrzałam się i tylko jedna osoba w tym momencie zwracała na mnie uwagę. Ashton. Strząsnęłam rękę Aaron z ramienia, po czym przeprosiłam i wyszłam na korytarz. Nie chciałam by widział moją reakcję na sms-a, gdyby to był nieznany numer. 
Odetchnęłam jednak z ulgą widząc, że to nie on.
Od Matt: Wracaj do domu, robi się ciemno. Gdzie jesteś?
Do Matt: Spokojnie, zaraz będę.
Schowałam telefon do kieszeni bluzy i wróciłam do chłopaków.
-Musze już wracać do domu - oznajmiłam, a oni zwrócili na mnie uwagę.
-Odwiózłbym Cię, ale wypiłem piwo - Aaron widocznie posmutniał, ale przecież to nie moja wina, że pił, prawda?
-Ja ją odwiozę - odezwał się ciemny blondyn i wstał ze swojego miejsca. Nie wiem czy tylko mi się wydawało, ale reszta chłopaków jakby się zdziwiła jego propozycją.
-Dobrze, cześć chłopaki - pomachałam na pożegnanie i poszłam za Ashton'em. Ubrałam buty i razem wyszliśmy z domu. Otworzył mi drzwi samochodu, a po chwili już siedział obok mnie.
Nie odpalał silnika, nie ruszał się. Siedział i patrzył przed siebie. Nie rozumiałam o co chodzi i jakby bałam się odezwać? Nie, to chyba nie strach.
-Powiesz mi wreszcie? - spojrzałam na niego, gdy tylko się odezwał. Nie spodziewałam się tego, a już na pewno nie takich słów.
-O co chodzi?
-O to Twoje trzymanie rąk na klamce. Boisz się? Jeśli tak to czego i dlaczego? - byłam całkowicie zdezorientowana. On chyba sobie żartuje. Do cholery zostaw mnie w spokoju!
-To nie Twoja sprawa, to po pierwsze. A po drugie wcale się niczego nie boje - przez chwilę przyglądałam się mu, ale jedyne co zrobił to zaciskał mocno ręce na kierownicy. Nagle niespodziewanie samochód ruszył do przodu. Szybciej niż bym chciała.
-Doprawdy? - wycedził przez zęby i nacisnął pedał gazu. Samochód jechał z taką szybkością, że spodziewałam się, iż zaraz wylądujemy gdzieś w drzewie. Złapałam mocno klamkę od drzwi, a knykcie aż mi pobielały. Czułam, że mogę się zaraz rozpłakać. 
-Ashton przestań, proszę! - krzyknęłam i wtedy poczułam łzy na policzku. Szybko je wytarłam wolną ręką i spojrzałam na blondyna. Gwałtownie samochód stanął, więc rozejrzałam się. Staliśmy na poboczu.
-Dalej uważasz, że się nie boisz?
-Jesteś chory! - krzyknęłam odpinając pas i wychodząc z auta trzaskając przy tym drzwiami. 
-Przynajmniej jestem szczery, nie to co inni - burknął, idąc w moje ślady i stając zaraz koło mnie. Gwałtownie zrobiłam dwa kroki w tył by zwiększyć odległość między nami. Już dawno nikogo się tak nie bałam. A to powracające uczucie nie było miłe.
-Więc co teraz zamierzasz? - nie patrzałam na niego, nie potrafiłam -Chcesz tu zostać, tak? Ciekawe jak wrócisz do domu - prychnął.
Zaczęłam mocniej płakać i jak podniosłam twarz, by na niego spojrzeć niewiele widziałam. Jednak wydawało mi się, że dostrzegłam w jego oczach troskę. Nie sądził chyba, że mogłam się popłakać.
-Przepraszam - wyszeptał o wiele ciszej i spokojniej, niż robił to przed chwilą.
-Odwieź mnie do domu - wyminęłam go i wsiadłam do samochodu. Przez chwilę jeszcze stał w osłupieniu, jednak wsiadł i mnie odwiózł.

____________________________________________________

Przybywam z kolejnym rozdziałem i mam nadzieję, że docenicie to, iż pojawia się tak szybko. Mogę wam jeszcze zdradzić, że zaczęłam pisać rozdział szósty i wydaje mi się, że to on będzie jak na razie najlepszy z tych wszystkich.
Zdaje sobie sprawę, że na razie nie jest za ciekawie, ale obiecuję, że to się zmieni. Proszę tylko o trochę cierpliwości.
Jeśli ktoś ma dobre serduszko i mógłby pomóc mi znaleźć nowych czytelników, to byłabym wdzięczna. Możecie polecić znajomym, albo na swoim blogu? Cokolwiek? Proszę i z góry dziękuję :)

Mój humor dzisiaj waha się pomiędzy skaczę ze szczęścia, a pierdolnę każdej osobie, która podejdzie. Mam cyfrowy polsat (dziękuję tato, i love you) ale chciałabym, że inni nie musieli płacić za mistrzostwa świata, no ludzie! *może ktoś się orientuje o co chodzi haha*

Jeszcze jedno: JEST ZWIASTUN, ZAPRASZAM DO OBEJRZENIA! ZAKŁADKA W PRAWYM GÓRNYM ROGU!

Liczę na wasze opinie. Te dotyczące rozdziału, jak i też zwiastuna. Będzie w tym fanfiction troszkę zagadek, więc myślę, że wam się spodoba :)

czytasz = komentujesz proszę? :)

niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział 4

Ashton's POV

Podszedłem do baru i próbowałem znaleźć Effie. Nigdzie jej nie widziałem i zacząłem się porządnie bać. Co jeśli któryś z tych chłopaków, z którymi się bawiła coś jej zrobił? Ewidentnie coś było nie tak, gdy ich opuściła. Oni byli pijani, a ona nowa i ładna. Co może im chodzić po głowie? Serce zaczęło mi bić szybciej. A co jeśli to jej pierwsza impreza? Co jeśli po raz pierwszy się tak mocno upiła i nie wie co ze sobą zrobić? Aaron już dawno zmył się do domu, mówiąc, że jest wyczerpany. Luke i Calum ruszyli by wyrwać jakieś dziewczyny, a Michael leżał na barze i prawdopodobnie już spał. Rose dalej tańczyła i na pewno nie wiedziała, gdzie może być Effie. Skoro nie ma jej tutaj to może postanowiła iść do domu? Wybiegłem z pubu i ruszyłem do swojego samochodu. Cieszyłem się, że Libby nie poszła z nami. Nie miałbym siły jej wszystkiego tłumaczyć. Na pewno by się obraziła.
Odpaliłem silnik i wyjechałem na drogę. Cały czas rozglądałem się na różne strony. Miałem nadzieję, że szła do swojego domu. Mogłem jej wtedy nie zostawiać. Ona nie wygląda na taką jak my. Jestem pewny, że nie imprezuje dużo. Cholera, skoro Aaron ją tu zaprosił to mógł ją pilnować.
Kiedy zaczął padać deszcz zaśmiałem się. Jeszcze tego brakowało. Mogłem też się upić i mieć wszystko w czterech literach. Inni mogli się martwić i jej szukać. Czemu ja?
Zwolniłem kiedy zauważyłem z daleka coś leżącego na poboczu. A raczej kogoś. Zatrzymałem samochód koło leżącej osoby i wybiegłem z samochodu. Kurwa, Effie. Najprawdopodobniej spała, bo miała zamknięte oczy. Była cała przemoczona. Wziąłem jej małe ciało w swoje ramiona i ułożyłem na siedzeniu pasażera. Poszedłem do bagażnika i modliłem się by był tam jakiś koc. Na całe szczęście, był. Wsiadłem za kierownicę i przykryłem ją nim. Odetchnąłem z ulgą. Znalazłem ją.

Effie's POV

Obudziłam się z mocnym bólem głowy. Złapałam się za nią i otworzyłam oczy, po czym podniosłam się do pozycji siedzącej. Zaraz, zaraz, cofnij. Gdzie ja jestem?! Próbowałam za wszelką cenę przypomnieć sobie co zdarzyło się tej nocy. Tańce, alkohol, Ashton, alkohol, wyjście, samochód. Oczywiście. Wyszłam pijana z tego pubu i usnęłam na drodze. I teraz najważniejsze pytanie: kto mnie stamtąd zabrał? Szybko wyskoczyłam z łózka i zdałam sobie sprawę, że nie mam na sobie swoich ubrań. Miałam za duże spodnie dresowe i luźną, bardzo luźną koszulkę. Najprawdopodobniej były to rzeczy jakiegoś chłopaka. Przełknęłam ślinę. Teraz się bałam. Co jeśli on, co jeśli on mnie zgwałcił? Na samą myśl na moim ciele pojawiały się ciarki. On mnie przebierał, prawda? Przecież ja spałam. On mnie dotykał. Zaczęłam się zastanawiać czy aby na pewno chcę zejść i zobaczyć osobę, która mnie tu zabrała. Przełamałam swój strach i otworzyłam drzwi. Szłam najciszej jak potrafiłam, jednak podłoga lekko skrzypiała. Cholera. Zeszłam schodami na dół i rozejrzałam się. Wielki salon. Wielki pusty salon.
Zauważyłam drzwi i byłam pewna, że prowadzą one do kuchni. Chcę tego? Boję się. Rozejrzałam się i próbowałam znaleźć coś czym mogłabym zaatakować. Kiedy za drzwiami usłyszałam hałas, jakby talerzy podskoczyłam i o mało co nie krzyknęłam. Szybko podbiegłam do małego regału nad plazmą i sięgnęłam po jedną z książek. Wróciłam i wzięłam głęboki wdech. Otworzyłam powoli drzwi i już chciałam zaatakować, jednak zobaczyłam Ashton'a. Ashton? Kurwa, co? Odwrócił się w moją stronę a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Obniżyłam rękę i zrobiłam jeden krok do przodu.
-Czy ty chciałaś mnie zabić książką? – zapytał z rozbawieniem, a ja przytaknęłam. Czułam jak moje policzki robią się gorące. Podeszłam do stołu i odłożyłam ją tam, po czym usiadłam na krześle.
-Muszę Cię chyba nauczyć jak się bronić, bo książką to raczej byś nic nie zrobiła.
-Mógłbyś się zamknąć i podać mi wody?
-Kacyk męczy? – zachichotał i położył mi przed nosem szklankę wody.
-Nie twoja sprawa.
-Ile ty masz lat, co? Chyba nie powinnaś pić, jesteś za młoda.
-A ty?
-Ja nie piłem.
-A co z samochodem?
-Nikt mnie jeszcze nie złapał, więc jest dobrze – zaśmiał się, a ja wywróciłam oczami. Idiota.
Byłam zbyt przejęta tym gdzie się znajduje, więc zapomniałam o bólu głowy, który teraz znowu dał o sobie znać.
-Masz jakieś tabletki przeciw bólowe? – Ashton nic nie odpowiedział, tylko wyszedł, lecz po chwili wrócił podając mi je – Dziękuję.
Połknęłam je i zadałam kolejne pytanie.
-Czy mam na sobie Twoje rzeczy?
-A czyje? Świętego Mikołaja?
-Ty mnie przebrałeś? Kiedy spałam?
-Miałem zamknięte oczy, przysięgam.
-Jasne. To molestowanie.
-Molestować i zgwałcić to mógłby Cię ktoś, gdybym Cię tam nie znalazł – poczułam nieprzyjemny dreszcz. Dlaczego to powiedział? To wcale nie prawda.
-Dlaczego? – zapytałam.
-Co dlaczego?
-Dlaczego mnie szukałeś? Dlaczego po mnie przyjechałeś?
-Pomyślałem, że mogło coś Ci się stać. Jesteś nowa, niepełnoletnia i byłaś tam z nami. Moglibyśmy mieć przez Ciebie problemy – muszę przyznać, że oczekiwałam czegoś innego. Rozczarowałam się, ale co ja sobie myślałam? Że będziemy teraz żyć długo i szczęśliwie?
-A co na to Libby?
-Nic się przecież nie wydarzyło – zaśmiał się, a ja poczułam się głupio. Naprawdę głupio.
       Siedzieliśmy dość długą chwilę w ciszy. Niezręcznej ciszy. Nie wiem ile minęło, ale mi wydawało się jakby to była wieczność. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, a tym bardziej, że trochę mnie zdenerwował. Co ten chłopak sobie myśli?
W końcu podstawił mi pod nos talerz z vegemite na grzankach*. Nie szczególnie za tym przepadam, ale nie wybrzydzam. Najbardziej zdziwiłam się, że zrobił to Ashton. To on w ogóle potrafi cokolwiek zrobić? Kiedy zaczynałam jeść swoją porcję na dół zszedł Calum. Jego włosy był potargane, więc było widać, że dopiero wyszedł z łóżka. Najbardziej jednak się zdziwiłam, że ma na sobie jedynie bokserki. Chyba nie przywykłam do takich widoków, mimo, że mam w domu brata. Szybko odwróciłam twarz i zauważyłam roześmianego Ashton'a. Posłałam mu groźne spojrzenie, ale się nie przejął.
-Effie? Co ty tu robisz? - zapytał Calum.
-Sama praktycznie nie wiem - prychnęłam.
-Długa historia - powiedział Ashton, ale nie spojrzałam na niego. Calum zajął miejsce na przeciwko mnie i złapał się za głowę. Ash mu również podał tabletkę i wodę, za co podziękował. Czułam się niezręcznie z półnagim facetem w tym samym pomieszczeniu, więc szybko skończyłam swój posiłek.
-Ja już może będę się zbierać - wymamrotałam i wyszłam z kuchni prosto na górę. Wiedziałam, że Ash idzie za mną bo słyszałam jego kroki.
-To normalne - powiedział, gdy zamknął już drzwi.
-To świetnie, gdzie moje ubrania? - zapytałam.
-W łazience, ale możesz iść w tych rzeczach jak chcesz.
-Nie, dziękuję. Pójdę się przebrać - mimo, że chętnie zostawiłabym sobie jego koszulkę, która pięknie pachniała, to nie mogłam tego zrobić. Co by sobie o mnie pomyślał? Wyszłam z pokoju i odnalazłam łazienkę. Dopiero kiedy zobaczyłam się w lustrze zdałam sobie sprawę jak wyglądam. Moje włosy były potargane i odstawały w każdym możliwym kierunku. Szybko je poprawiłam i przebrałam się w swoje ubrania. Rzeczy Ashton'a wrzuciłam do kosza na pranie i opuściłam łazienkę.
-Dziękuję, że mnie zabrałeś z tej ulicy - wymamrotałam.
-Oh, nie ma za co - uśmiechnął się -Odwiozę Cię do domu.
-Nie trzeba.
-Chodź, idziemy.
Nie mogłam mu się przeciw wstawić bo mocno trzymał mój nadgarstek i ciągnął mnie za sobą. Pożegnałam się z Calum'em, który jako jedyny się obudził i wyszłam z Ashton'em na zewnątrz. Wsiedliśmy do jego samochodu i odjechaliśmy. Mocno trzymałam się klamki. Ashton jechał bardzo szybko, a ja najwyraźniej w świecie się bałam. Jestem pewna, że moja twarz była teraz blada.
-Coś się stało? - spojrzał na mnie, lecz ja cały czas patrzałam przed siebie.
-Patrz na drogę, dobrze?
-Effie, boisz się?
-Patrz na drogę do cholery! - nie chciałam krzyczeć, lecz emocje wzięły górę. Nie mogłam mu powiedzieć dlaczego tak panicznie boję się jeździć samochodem, a do tego ledwo żyję, gdy ktoś jedzie tak szybko jak on. Zwolnił, więc odetchnęłam z ulgą. Nie wiem czy bym wytrzymała dłużej tak szybką jazdę.
-Wszystko okej? - spytał.
-Tak, przepraszam, że krzyczałam.
-Nie szkodzi. Powiesz mi o co chodzi?
-Nie - odparłam i odwróciłam twarz w stronę szyby. Ashton nic więcej nie mówił. W końcu dojechaliśmy pod mój dom.
-Dziękuję - wyszeptałam cicho i szybko odpięłam pasy. Kiedy chciałam wychodzić Ashton złapał mnie za rękę. Odwróciłam się w jego stronę -Co?
-Przyjedziesz dzisiaj na nasz trening? - uśmiechnął się.
-Tak - odpowiedziałam nawet o tym nie myśląc. Sama się zdziwiłam, że to słowo wyszło z moich ust.
-Świetnie, przyjedziemy po Ciebie o piętnastej.
Wyszłam z samochodu i ruszyłam w stronę domu. Bałam się reakcji Meg, ale nie jest moją matką, więc chyba nie powinnam. Jednak nie miłe z mojej strony było to, że wyszłam i nie wróciłam na noc.
       Zamknęłam drzwi najciszej jak potrafiłam. Wiem, że najprawdopodobniej nie śpią, bo jest już po trzynastej, ale jednak miałam nadzieję, że uda mi się przejść do swojego pokoju niezauważona. Cóż, nadzieja matką głupich, prawda? To oczywiste, że się nie udało. Kiedy ściągam swoje trampki stanęła przede mną Meg. Wyprostowałam się i poprawiłam torebkę na ramieniu.
-Effie, zdajesz sobie chyba sprawę, że nie wróciłaś na noc, prawda?
-To chyba oczywiste.
-Wiesz, że powinnaś nas o tym poinformować?
-A pani chyba wie, że byłam pijana, prawda? Poszłam na imprezę i wiadomo, że mogłam nie pamiętać o takich rzeczach jak poinformowanie nieznanej mi osoby o tym, że nie przyjdę na noc. Potrafię się sobą zająć - widziałam w jej oczach, że bolą ją moje słowa, ale kogo to obchodzi? Ona nie ma prawa, żeby mi dyktować o której mam wracać w wakacje. Kim niby jest?
-Może i jestem nieznaną dla Ciebie osobą, może mnie nie lubisz, ale ja chcę dla Ciebie i dla Twojego brata dobrze. Staramy się z George'm, naprawdę. Nie wiem co mam zrobić, ale chcę, żebyś w końcu się do nas przekonała i nas polubiła.
-Najlepiej niech mnie pani zostawi w spokoju - syknęłam i ruszyłam w stronę schodów.
-Jeśli coś by Ci się stało, to byłaby nasza wina.
-Chyba nie może stać się nic gorszego od tego co już mi się przydarzyło, więc mam to gdzieś - prychnęłam i chwilę później byłam w swoim pokoju. Ciężko opadłam na łóżko i westchnęłam głośno. Nie powinnam ich tak traktować, ale nic na to nie poradzę. Wkurzam się bo nie jest moją matką i nie ma prawa mi niczego zabraniać. Wcale niczego Ci nie zabrania. Chodzi o to, że próbuje mi rozkazywać. A nie jest do tego upoważniona. Nie podoba mi się to. Przez nią moje wspomnienia powracają. Czy oni nie potrafią zrozumieć, że mam dość swojego cholernej przeszłości? Że chcę o tym zapomnieć? Chcę zacząć nowe życie, a oni są pierwszą przeszkodą, która nie pozwala mi na to.
       Praktycznie nie miałam dużo czasu, bo wróciłam trochę przed czternastą a chłopcy mieli być po mnie o piętnastej. Najpierw poszłam wziąć prysznic i przebrałam się w czyste rzeczy. Jak zwykle zrobiłam bardzo delikatny makijaż, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Byłam gotowa i miałam trochę czasu, więc weszłam na laptopa. Oczywiście twitter był pierwszym co włączyłam. Napisałam kilka tweetów o tym jak tam w Sydney. Cóż, nic ciekawego. Później weszłam na instagrama i zdałam sobie sprawę, że dawno nic nie dodałam. Nie mam po prostu co dodawać.
       Nim się obejrzałam była piętnasta a kilka minut później rozległ się dzwonek do drzwi. Przez chwilę bałam się co pomyśli Meg, gdy zobaczy kto po mnie przyjechał. Przecież to sami chłopcy. Ale tak szybko jak ta obawa się pojawiła, tak szybko zniknęła. Miałam gdzieś co sobie pomyśli, naprawdę.
Szybko zbiegłam na dół, a Meg już miała otwarte drzwi. Stał w nich Aaron. Miałam nadzieję, że będzie to Ashton, ale to oczywiste, że ma mnie gdzieś. Pomógł mi tej nocy, dobrze, ale nic poza tym. On nic do mnie nie czuje i nie poczuje. Nie mogę robić sobie głupich nadziei.
-Jak wrócisz będziemy musieli porozmawiać – Meg szepnęła mi na ucho, a ja nawet na nią nie spojrzałam i wyszłam z domu.
-Do widzenia pani – Aaron ładnie się pożegnał i poszedł za mną, zanim Meg zdążyła mu jeszcze odpowiedzieć.
Weszłam do samochodu i zdziwiłam się gdy był tam tylko Ashton i Libby. Przywitałam się z nimi, chociaż byłam zła. Nie wiedziałam, że ona też jedzie.
-Chyba pokłóciłaś się z mamą, co? – Aaron zaczął rozmowę, a ja nawet na niego nie spojrzałam. Byłam zła za to jak nazwał Meg, ale nie mogę mieć do niego pretensji. Przecież o niczym nie wiedzą.
-Tak, chyba – mruknęłam i złapałam klamkę, gdy ruszyliśmy. Widziałam, że Ashton zwrócił uwagę na mój ruch, ale nic nie powiedział. Bogu dzięki.
Nikt więcej się nie odzywał. Aaron tylko raz przysunął się i dźgnął mój bok, ale kazałam mu się odsunąć i zapiąć pas. O dziwo mnie posłuchał. 
       Kiedy dojechaliśmy pod jedną ze szkół, w której chłopcy mieli treningi od razu wyparowałam z samochodu. Szczerze, to Ashton nie jechał szybko i praktycznie nie miałam się czego obawiać, jednak tego nie można się od tak pozbyć. Kiedy umiera najbliższa Ci osoba nie możesz normalnie funkcjonować. Kiedy odebrałam telefon z tą złą wiadomością myślałam, że to żart. Przez chwilę nie płakałam, bo nie chciałam po prostu w to uwierzyć. Nie dochodziło do mnie, że ich już nie ma. Ale najgorsze miało dopiero nadejść. Pogrzeb. Jak byś się czuł, gdyby bliska Ci osoba, która miała przed sobą całe życie leżała w trumnie? Nie mogłam opanować łez. Gdy tylko na nich spojrzałam one od razu opuszczały moje oczy. Próbowałam patrzeć w inne strony i kiedy udawało mi się zapanować nad emocjami, ponownie musiałam na nich spojrzeć. A fala łez atakowała moje policzki. Po prostu to sobie wyobraź. Nie fajne uczucie, co? Ja nie muszę sobie wyobrażać co czują osoby, które stracą rodziców, lub jakąkolwiek inną bliską im osobą. Ja to uczucie znam i wiem, że nie chcę ponownie tego doświadczyć, a już na pewno nikomu tego nie życzę. Kiedy umiera Twoja prababcia, która ma ponad 90 lat jesteś zdziwiony? Płaczesz? Czy raczej spodziewałeś się tego? A kiedy w wypadku ginie Twój kuzyn, który miał ponad 20 lat i całe życie przed sobą jesteś zdziwiony? Płaczesz? Czy spodziewałeś się tego? Oczywiście można być tak zżytym z prababcią i opłakiwać jej śmierć jak każdą inną. Ale to i tak co innego. To nigdy nie będzie tak bolesne jak śmierć osoby, która miała przed sobą całe życie, a jeden wypadek wszystko niszczy. Po prostu to sobie wyobraź.


*jest to australijska potrawa (zdjęcie: <klik>)

_____________________________________________

Witajcie, już wróciłam (nawet opalona) i wstawiam wam kolejny rozdział. Końcówkę musiałam napisać bo przed wyjazdem nie zdążyłam, więc właśnie to zrobiłam. I bardzo was proszę o wyobrażenie sobie ostatniej sytuacji, to chyba pomoże wam poczuć to co czuła Effie :)
Oczywiście nie piszę nie wiadomo jak, dlatego za każdy komentarz dziękuję, nawet ten z lekką krytyką. Postaram się poprawić :) 
Jeśli moglibyście gdzieś polecić mojego bloga, to byłabym wdzięczna. Im więcej czytelników, tym lepiej. Z góry dziękuję x