czwartek, 30 października 2014

Rozdział 14

-Ten pocałunek na weselu, ja przepraszam, byłem pijany i nie chciałem tego, naprawdę przepraszam. Nie chcę, żebyś teraz mnie unikała - zaczął, a ja dłużej zastanowiłam się nad jego słowami.
-Nie chciałeś tego? - tak naprawdę sama nie wiem dlaczego o to spytałam. Czy naprawdę zabolały mnie jego słowa?
-Nie łap mnie za słówka. Widzę, że i tak coś się dzieje między Tobą a Ashton'em, to wszystko nie będzie potrzebne - uśmiechnął się lekko, ale nie jestem do końca pewna czy był to szczery uśmiech. Jednak miał racje. Czułam coś do Ashton'a, więc nie powinnam dalej brnąć w ten temat z pocałunkiem. Jednak nie chcę, żeby teraz coś się między nami posypało. Lubię Jack'a i to bardzo, więc nie chcę, żeby teraz nasz kontakt się urwał.
-To nie tak, nic się nie dzieje, ja tylko - przerwałam, bo co miałam powiedzieć? - Masz rację, zakończmy ten temat - posłałam mu uśmiech, który odwzajemnił - Jednak nie myśl sobie, że się mnie pozbędziesz. Musimy się gdzieś wybrać! - szturchnęłam go w ramię, przez co dość głośny rechot opuścił jego usta. Kocham jego śmiech i uśmiech, jest wtedy naprawdę czarujący, ale jednak w uśmiechu Ash'a jest coś innego, to jego uśmiech kocham bardziej, zdecydowanie.
-To co? Jesteśmy umówieni? - zapytał.
-Jasne. Wpadnij w środę - tak oto zakończyła się nasza rozmowa. Ja zeszłam na dół, a on poszedł do pokoju Matt'a.
Zdałam sobie sprawę, że naprawdę lubię tego słodkiego chłopaka, jednak czy to nie śmieszne, że gdy zobaczyłam w kuchni Ashton'a to miałam wyrzuty sumienia? Ja nie całuje się z byle kim i pocałunki zawsze coś dla mnie znaczą. Ten z Jack'iem też coś znaczył? 
-Dziękuję za śniadanie - wreszcie zdecydowałam się odezwać, bo jedyne co blondyn robił to gapił się na mnie. Czy to możliwe, że jedna i ta sama osoba sprawia, że jestem poirytowana i szczęśliwa jednocześnie? Wkurwia mnie, że się nie odzywa tylko perfidnie patrzy, ale oddałabym wiele, żeby patrzył tak na mnie codziennie.
-Nie ma za co - odpowiedział i postanowił zebrać talerze z blatu. Nie mogłam mu pomóc, bo wziął wszystko sam, więc usiadłam się na kanapie i włączyłam telewizje. Nie wiedziałam jaki kanał włączyć, bo nie wiem co on lubi. Tak więc czułam się niezręcznie, gdy usiadł koło mnie, nic nie mówił, nie poruszał się. Odwróciłam twarz w jego stronę, ale nadal żadnej reakcji. Mogłam więc podziwiać jego piękne rysy twarzy i te pokręcone blond włosy.
-Chcesz zagrać w fife? - zapytałam po chwili milczenia. Chłopak odwrócił twarz w moją stronę. Dlaczego te oczy były takie zimne? Żadnej pozytywnej energii. Nie tego chłopaka kochałam.
-Masz zamiar powiedzieć o tym co się stało Matt'owi?
-Chyba to już przerabialiśmy. Nie idę na policję, a już na pewno nie będę zawalać swoimi problemami głowy Matt'a.
-Nie chcesz zawracać głowy swojemu braciszkowi, ale mi chcesz zawracać? - te słowa wyszły z jego ust jak jakiś jad. Nie mam pojęcia co zrobiłam, naprawdę. Jego słowa mnie zabolały. To teraz zawracam mu głowę? To po co dociekał? Po co sam mnie namawiał, że mam mu się zwierzać? Czy ten chłopak się dobrze czuje? Czułam, że się trochę narzucam, ale ja tego potrzebowałam. Teraz to wiedziałam. Jednak on postanowił być dla mnie chamski i oskarżać mnie o zawracanie mu głowy.
-Nie wierzę, że to powiedziałeś. Po prostu nie wierzę - pokręciłam zrezygnowana głową. Czułam, że łzy powoli napływały mi do oczu, gdy po raz kolejny jego słowa odtwarzały się w mojej głowie - Wiesz co? Zapomnij o tym, co Ci powiedziałam. Zapomnij o zeszłej nocy. Najlepiej zapomnij o mnie. Nie mam zamiaru tracić czasu na kogoś kto najpierw sam wyciąga ze mnie informacje, a potem zarzuca, że zawracam mu głowę. Byłeś pierwszą osobą, której się zwierzyłam. Ludzie mają racje, nikomu nie można ufać. Wynoś się stąd - kiedy to mówiłam cały czas patrzałam w podłogę. Wiedziałam, że gdybym na niego spojrzała to bym się popłakała. A to nie było mi potrzebne. Nie mogę mu pokazać jak słaba jestem.
-Effie, ja...ja przepraszam, jeny ja nie chciałem - nie mogłam się załamać pod jego słodziutkim głosikiem. Jest dupkiem i nic tego nie zmieni.
-Powiedziałam Ci coś, masz wyjść z tego domu i o mnie zapomnieć. Nie jesteś mi potrzebny. Teraz będę zawracać głowę swojemu braciszkowi - syknęłam.
-Chociaż na mnie spójrz - zażądał. Wstałam i czułam, że dłużej nie wytrzymam.
-Wynoś się! - krzyknęłam i rzuciłam w niego poduszką. Kilka łez spłynęło po moim policzku. Blondyn wstał i wyszedł. Usiadłam z powrotem na łóżku i się rozpłakałam. Byliśmy ze sobą w jednym pomieszczeniu zaledwie godzinę jak nie mniej, a kłóciliśmy się chyba z trzy razy. Złapałam się za włosy i za nie pociągnęłam. Nie wiedziałam sama o co mam się martwić. O to, że jakiś psychopata chce mnie zabić, czy chłopak, którego kocham wyszedł i może już więcej nie wrócić. Zadzwoniłam do Rose.


ASHTON'S POV

Szedłem chodnikiem kopiąc napotkane kamyki. Czy ja musiałem być takim dupkiem? Effie zwierzyła mi się z czegoś takiego, co nie było dla niej łatwe, a ja zarzuciłem jej, że zawraca mi głowę, mimo, iż to ja dociekałem. Jestem cholernym idiotą - to jest potwierdzone. Nie wiem co czuję do tej dziewczyny, ale wiem, że muszę ją chronić. Nie jest bezpieczna. Teraz gdy najbardziej potrzebuje mojej pomocy ja ją zostawiam, bo jestem takim cholernym dupkiem. Nie powinienem był w ogóle wychodzić z tego domu. Doskonale wiedziałem co powinien zrobić, żeby dziewczyna szybko mi wybaczyła. Żeby nie została z tym sama, żeby nie płakała. Ale z drugiej strony Effie była inna. Nie wiem czy to na nią by zadziałało, a do tego na górze był ten cholerny Jack i jej brat. Nie lubi mnie, a nie chciałem się narażać. Chociaż to głupie, bo gdyby zszedł na dół i zobaczył ją zapłakaną, to by wiedział, że to moja wina. Na jedno by wyszło. Powinienem był tam po prostu kurwa zostać. Byłem wściekły sam na siebie. Miałem ochotę coś rozpierdolić. Z każdym kolejnym krokiem, z każdą kolejną myślą zdawałem sobie sprawę, że ja się w niej zakochuję. Doskonale wiedziałem, że jestem o nią zazdrosny, gdy poszła na górę z Jack'iem, ale nie chciałem się do tego przyznać. Jednak po co mam dalej oszukiwać sam siebie? Sądziłem, że Victoria była tą jedyną, że już nigdy więcej się nie zakocham, jednak teraz wiem, że zakochuję się w Effie i mam cholerną ochotę zawrócić i ją po prostu przytulić. Jednak to mogłoby ją tylko bardziej rozwścieczyć. Jej słowa ciągle krążyły mi po głowie "Najlepiej zapomnij o mnie". Naprawdę tego chciała? Ona nic do mnie nie czuje, prawda?

~*~

EFFIE'S POV

Opowiedziałam przyjaciółce tylko o tym, że kocham Ashton'a i że był u mnie. Powiedziałam, że mnie zranił i nie wiem czy uda mi się po raz kolejny mu wybaczyć. Wiedziałam, że muszę się pilnować, żeby nie powiedzieć za dużo. Może to nie fair z mojej strony, jednak chciałabym o przeszłości zapomnieć, a nie chodzić i wszystkim na około o niej opowiadać. Jak na razie nie dostałam żadnego sms-a, nikt nie próbował się ze mną połączyć. Był wieczór, a ja siedziałam i oglądałam z Rose film. Muszę przyznać, że było naprawdę fajnie. Wybrałyśmy komedię, bo na pewno nie miałam zamiaru znowu płakać, a gdyby był to jakiś dramat, albo komedia romantyczna to tak by było.
       Kiedy film się skończył było naprawdę ciemno. Do przystanku nie było zbyt blisko, a nie chciałam zostawiać Rose samej. Jeśli coś ma się stać, którejś z nas, to mi. Nałożyłam na siebie bluzę, a na stopy założyłam vansy. Nie obchodziło mnie jak w tej chwili wyglądam, a na pewno nie wyglądałam najlepiej. No cóż, nikt i tak mnie nie zobaczy.
       Szłam z brunetką w ciszy. Jednak nie była to niezręczna cisza, wręcz przeciwnie. Wydawało mi się, że i ja i ona musiałyśmy zaczerpnąć trochę świeżego powietrza i pomyśleć. Nie byłam pewna co chodziło po głowie jej, ale ja miałam setki myśli na minutę. Pierwszą rzeczą, o której myślałam na pewno było to, czy Ashton zostawi mnie na dobre, czy posłucha mnie i zapomni o mnie, czy jeszcze kiedyś będzie mi dane z nim porozmawiać i czy coś do mnie czuje. Czuje na pewno, ale czy to miłość, czy raczej nienawiść? Stawiałabym na to drugie. 
Drugą myślą było to, czy bezpieczne jest wychodzenie o tej porze na zewnątrz. Teraz gdy odprowadzę Rose będę sama, a ten psychopata będzie mógł mnie zaatakować w każdej chwili. Jednak to było chyba mniej istotne.

~*~

Szłam powoli ze spuszczoną głową. Wpatrywałam się w swoje buty, bo tak naprawdę nie chciałam wiedzieć, czy ktoś jest gdzieś niedaleko i czy może mnie zaatakować. Chciałam dojść do domu żywa, jak na razie nie chcę umierać. Jednak ten park był przerażający nocą, a do tego było zimno. Cały czas pocierałam swoje ramiona, by się ogrzać, jednak niewiele to dawało. W pewnym momencie usłyszałam jakiś szelest. Jakby z krzaków znajdujących się przy ławkach. Nie ważne, czy to był człowiek normalny, pijak, czy nawet zwierzę, ale przestraszyłam się. Zauważyłam, że przyśpieszyłam i oddalałam się od tego miejsca, jednak nie czułam się bezpiecznie. Cały czas się rozglądałam i sprawdzałam czy nikt za mną nie idzie. Kiedy zauważyłam jakiegoś faceta niedaleko mnie serce zaczęło bić mi szybciej. Był łysy i dobrze zbudowany. Nie powinnam ludzi oceniać po wyglądzie, ale gdybyś ty zauważyła łysego umięśnionego gościa w nocy w parku, nie przestraszyłabyś się? Spojrzał on w kierunku jakiegoś innego i skinął głową. Zdałam sobie sprawę, że tam był jeszcze ktoś. Nie jestem pewna, ale z mojego wolnego spaceru zrobił się prawie bieg. Dosłownie tak szybko szłam, że równie dobrze mogliby uznać, że przed nimi uciekam i już zacząć mnie gonić. Dziwiłam się, że jeszcze nic mi nie zrobili i tylko spokojnie szli po dwóch różnych stronach. Nie wiem na co czekali, przecież nikogo tutaj nie było. Może chcieli jednak znaleźć inne miejsce? Jakieś bardziej bezpieczne, gdzie świadków byłoby można szukać jak igły w stogu siana? Pewnie o to im chodziło, a ja byłam już poważnie przestraszona. To jednak był głupi pomysł, żeby wychodzić samej z domu, ale gdy pomyślę, że gdybym nie poszła odprowadzić Rose i oni napadli by na nią to aż ciarki mnie przechodzą. Z dwojga złego wybieram jednak, żeby to mnie porwali. Cóż, byłam blisko domu i jednak miałam nadzieję, że nic mi nie zrobią i uda mi się uciec. 

~*~

Wpadłam do domu zdyszana, bo ostatnie kilka metrów biegłam. Chciałam im uciec, a kiedy zorientowałam się, że biegną za mną, to jeszcze bardziej przyśpieszyłam i uwierzcie - nigdy tak szybko nie biegłam. Mój wf-ista byłby dumny z mojego czasu. 
Może to głupie, że robię sobie z tego żarty, ale nie mogę inaczej. Jeśli chcę się odstresować i nie myśleć tylko o tym, że ktoś chciał mnie napaść w parku, to muszę samą siebie rozśmieszać. Nie jestem pewna co to było. Przecież gdyby chcieli mogliby mnie dogonić, jestem tego pewna. Czy to znowu jakaś chora gra, o której zasadach nie mam pojęcia? Nie chcę się w to bawić.
       Weszłam do salonu, a tam zastałam Matt'a i Jack'a, którzy śmiali się i grali w fife. Na stole leżały paczki chipsów i innych słodyczy. Ogólnie rzecz biorąc był syf. Jutro wracają Meg i George, więc Ci idioci będą to sprzątać. 
-Wróciłaś? - odezwał się mój brat, kiedy mnie zauważył.
-A jak myślisz? Zastanawiałeś się czasem nad sensem pytań, które zadajesz? Gdybym nie wróciła, to by mnie tu nie było, nie sądzisz? 
-Jeny, nie dramatyzuj, kobieto - zaśmiał się, ale przecież miałam rację. Jego pytania były czasem bez sensu. 
-Jack zostaje dzisiaj na noc? 
-Yhym - mruknął Matt, więc postanowiłam na razie im nie zawracać głowy i poszłam wziąć prysznic.

~*~

-To co robimy? - zapytałam siadając na kanapie pomiędzy chłopakami. Wyprostowałam nogi tak, że miałam je na nogach Jack'a, a głowę oparłam o ramię Matt'a. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że ten dzień był męczący, a ja byłam dość śpiąca. Jednak nie chciałam tak szybko się kłaść do łóżka. Zamierzałam poprzeszkadzać trochę tej dwójce.
-Gramy w fifę, możesz się dołączyć jak chcesz - odezwał się Jack.
-Nie wiem czy chcecie ryzykować, oczywiste jest to, że wygram.
-Chyba podejmiemy to ryzyko, siostrzyczko. To ja Cię wszystkiego nauczyłem, nie mam co się bać.
-To się jeszcze okaże.
Jack dał mi swojego pada i pierwszy mecz zagrałam z Matt'em. Jest on dobry i oczywiście miał rację, w tym, że wszystkiego mnie nauczył, ale to nie oznacza, że wygra, a ja się szybko poddam. Długo był remis, jednak ostatecznie to on wygrał.
-No i co? - zapytał, tym swoim przechwalającym głosem. Lubił wygrywać, ja też, ale teraz nie miałam nawet siły się z nim wykłócać. 
Oddałam z powrotem pada Jack'owi i zaczął grać z Matt'em. Ja natomiast wzięłam do rąk telefon i zrobiłam zdjęcie, które chwilę później wstawiłam na instagrama. Z jednej strony wiedziałam, że Ashton to zobaczy i może być zły, bo nie przepada za Jack'iem, ale z drugiej wiedziałam, że może go to nic nie obchodzić i może mieć gdzieś z kim spędzam czas. Już mi udowodnił jak mu na mnie zależy.
-Ja pierdole, jak to zrobiłeś? 
-I kto tu jest lepszy? 
-Effie, zobacz! 
Słowa i śmiechy odbijały się echem w mojej głowie. Jednym uchem je wpuszczałam, drugim wypuszczałam. Chłopaki coś do mnie mówili, ale nie zwracałam na to uwagi. Patrzyłam w jeden punkt, jakby było tam coś ciekawego, jednak to tylko zwykła ściana. W mojej głowie nagle była pustka. Zdałam sobie sprawę, że jestem cholernie zmęczona i zasypiam. W końcu moje oczy się zamknęły.

_________________________________________

jak myślicie, jak to się dalej potoczy? co sądzicie o zachowaniu Ashton'a? kim są ci dwaj faceci? czekam na wasze teorie. 
jutro mam wolne, gdyż moja szkoła się wali haha (tak serio, to schody. ostatnio nie można było po nich chodzić  i będzie chyba remont) no cóż, ja się cieszę! 
ale za to mam dużo sprawdzianów w przyszłym tygodniu, więc będzie trzeba się uczyć :( 
jeśli przeczytałaś - zostaw komentarz, nawet jedno słowa. chcę tylko wiedzieć kto czyta :)
ps. chyba długi wyszedł ten rozdział, co? 

wtorek, 21 października 2014

Rozdział 13

Obudziłam się chwilę po jedenastej. Rozejrzałam się, ale nigdzie nie było Ashton'a. Była zawiedziona, bo miałam nadzieję, że chociaż raz obudzę się i ujrzę jego twarz. Nawet jeśli był tu z litości. Ostatnio działo się tyle, że sama nie wiem kim dla siebie jesteśmy. Jakieś zazdrości, odrzucenia, pocałunki. Tego było za wiele, nie jestem w stanie pojąc co on do mnie czuje. Możliwe, że chce się tylko zabawić. Wydaje mi się, że może być typem takiego chłopaka, chociaż bardzo bym nie chciała. Jednak skupiłam się tylko na tym, że powinien tu być i pewnie jest na dole. Było naprawdę dobrze dopóki nie przypomniałam sobie dlaczego tu był. Na samą myśl o tym co działo się wczoraj na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Nie wiem jak to teraz będzie. Ashton będzie chciał, żebym pojechała na policję, ale nie mogę. Muszę dać sobie radę sama. Mam nadzieję, że blondyn mi w tym pomoże.
Zdałam sobie sprawę, że jestem w tych samym rzeczach co wczoraj, więc poszłam wziąć prysznic. Wyglądałam koszmarnie.
       Zeszłam na dół, gdzie - jak podejrzewałam - był Ashton. Kąpiel trochę mi zajęła, ale pewnie myślał, że jeszcze śpię. Dziwnie się czułam, bo sama nie wiedziałam jak mam się zachowywać i jak on będzie się zachowywał. Jednak weszłam do kuchni, gdzie był blondyn i robił śniadanie.
-Cześć - powiedziałam ciszej, niż zamierzałam, ale usłyszał mnie.
-Cześć - odpowiedział odwracając się w moją stronę. Nie uśmiechał się tak jak zawsze, co mnie niepokoiło. Miałam nadzieję, że zobaczę jego promienną twarz i od razu sama poczuję się lepiej, ale jedyne co widziałam to jego pełne obaw oczy. Chyba nie przejmował się mną, aż tak, prawda?
-Nie musisz się tak zachowywać. Dobrze się czuję, nic mi nie jest - odparłam i usiadłam przy blacie.
-Effie, czy ty się słyszysz? Ktoś wczoraj próbował Cię napaść, a ty mi mówisz, że jest dobrze? Może i nie wiem dokładnie co się stało, ale widziałem jak panicznie się bałaś. Powtarzałaś, że on wrócił, a ja chcę się dowiedzieć o kim mówiłaś.
-Nie mam ochoty o nim rozmawiać. O nim i o mojej przeszłości. Chcę o tym zapomnieć.
-Jak ty masz zamiar o tym zapomnieć? Eff, przecież kimkolwiek on jest to wrócił i jestem prawie pewien, że chce Ci zrobić krzywdę. Przecież dobrego kolegi byś się nie bała, co?
Wiem, że miał rację. Przyszedł i tak naprawdę uratował mnie, więc ma prawo wiedzieć dlaczego tak się bałam. Może na początku chciałam mu powiedzieć, ale teraz znowu nie byłam pewna. Nie wiem czy chcę go w to wplątać, bo jeśli Ash będzie mu przeszkadzał, to on się go pozbędzie. Przecież nie jest głupi i widzi, że teraz będę miała opiekę. Mówiąc Ashton'owi o co chodzi narażę go na niebezpieczeństwo.
-Nie mogę, boję się o Ciebie. On Ci zrobi krzywdę... - zaczęłam, ale blondyn mi przerwał podchodząc do blatu i łapiąc moją twarz w swoje dłonie.
-O mnie się nie martw, dam sobie radę. Teraz muszę chronić Ciebie, rozumiesz? - przytaknęłam, jednak nie byłam pewna czy chcę to zrobić.
-No już. Powiedz mi.
Odchrząknęłam i zaczęłam. Jak coś mu się stanie, to nigdy sobie tego nie wybaczę.
-Miałam 14 lat, gdy to się zaczęło. Dostawałam sms-y, czułam, że ktoś jest ze mną nawet, gdy byłam sama. To było straszne, byłam dzieckiem. Miałam zaledwie 14 lat, skąd mogłam wiedzieć, że jakiś psychopata chce mnie skrzywdzić? Pewnego dnia wracałam ze szkoły. Zawsze kochałam sport i miałam treningi siatkarskie. Było dość późno, a droga do mojego domu nie należała do najbezpieczniejszych. To tam mnie zaatakował i porwał. Byłam w jakimś pokoju. Było zimno, a ściany to były zwykłe cegły. Na samym środku stało wielkie łóżko. Położył mnie na nim i związał. Spędziłam tam jedną noc sama, tak strasznie się bałam. Następnego dnia przyszedł i pokazywał mi zdjęcia. To były zdjęcia dziewczyn mniej-więcej w moim wieku. Opowiadał jak to je wszystkie skrzywdził i cieszył się, że jeszcze nikt go nie znalazł. Mówił co im robił i że mnie spotka to samo. Jeszcze tego samego dnia wieczorem przyszedł i zaczął mnie całować. Próbował mnie rozebrać, ale się szarpałam. Dał sobie spokój i powiedział, że przyjdzie na następny dzień. Nie zdążył, bo znalazła mnie policja. Miałam 14 lat i mimo, że mnie nie zgwałcił to próbował, a ja nigdy nie zapomnę tego w jaki sposób się do mnie uśmiechał - kiedy skończyłam czułam, że zaraz wybuchnę płaczem. Miałam łzy w oczach, a blondyn patrzał na mnie z niedowierzaniem. Jednak szybko się otrząsnął i mnie przytulił. Trzymał mnie tak mocno w swoich objęciach, że byłam pewna, iż tego mi brakowało. Moczyłam jego bluzę, ale się tym nie przejmował. Jednak po chwili zdał sobie sprawę, że mogę nie chcieć żadnego zbliżenia. Wiedział, że mogę się bać. Próbował się odsunąć, ale mu nie pozwoliłam. Ten okres miałam za sobą. A raczej pozwalałam na takie coś osobom, którym ufałam i wiedziałam, że nie zrobią mi krzywdy. Jednak gdy ktoś naruszył moją część prywatną, a nie znałam tej osoby, to bałam się. I tak było z tymi facetami z klubu, z którymi tańczyłam.
        Nie wiem przez ile czasu stałam i przytulałam Ashton'a, jednak postanowiłam dać mu już spokój. Nie będzie siedział i pocieszał mnie cały dzień. Nie chcę znowu do tego wracać. Matt już to ze mną przerabiał i myślę, że nie mogę znowu powrócić do tego stanu. Odsunęłam się od blondyna i wytarłam mokre policzki. Poczułam jego dużą dłoń na swoim policzku, więc złapałam ją i przymknęłam oczy. Bałam się, że teraz on postanowi mnie zostawić, a ja mu się zwierzyłam z rzeczy, o której nie wiedział jeszcze nikt o prócz moich rodziców i Matt'a. Rodzina? Praktycznie ich nie znałam. Nikt nas za często nie odwiedzał, dlatego też nikt nie zaadoptować i zostaliśmy z kompletnie nieznanymi ludźmi.
-Pójdę się doprowadzić do ładu - powiedziałam i zeszłam ze stołka, po czym poszłam na górę. Chwilę stałam w łazience i po prostu przyglądałam swojemu odbiciu. Po raz drugi dzisiejszego dnia - który dopiero się zaczął - wyglądałam źle. Miałam tusz rozmazany na całej twarzy. Mam dość płakania.
       Siedziałam przy blacie, a Ashton położył przede mnie talerz z naleśnikami. Niby nic oryginalnego, ale co innego może zrobić? To chłopak, a to pewnie jedno z niewielu dań, które potrafią przygotować. Od czasu gdy zeszłam na dół blondyn się nie odzywał. Chyba nie sądził, że tego właśnie potrzebuje? Jedyne czego chcę to rozmowy, żeby więcej nie myśleć o tym co się wokół mnie dzieje. Ja wręcz muszę rozmawiać.
-Ash - zaczęłam, jednak co ja właściwie chcę mu powiedzieć? - Chciałabym, żeby wszystko wróciło do normy. Nie zamierzam siedzieć i się nad sobą użalać i nie potrzebuję, żebyś ty to robił. Nie chcę żadnej litości. Znasz moją przeszłość, ale to Cię do niczego nie zobowiązało, możesz mnie spokojnie zostawić, ja naprawdę Cię nie trzymam. Nie chcę, żebyś myślał, że teraz jesteś do mnie przywiązany. Chcę, żeby było tak jak wcześniej. Nie chcę siedzieć i nie rozmawiać z Tobą. Nie tego teraz potrzebuję.
Nic nie mówił i miałam tego naprawdę dość. Chyba nie myśli, że tak będzie teraz cały czas?
-Musisz iść z tym na policję - odezwał się po chwili.
-Chyba żartujesz, nie mogę.
-Ale musisz. Nie mogę Cię chronić 24/7. Nie będzie mnie z Tobą wszędzie.
-Nie musisz być, przecież mówiłam coś przed chwilą.
-Nawet nie o to chodzi. On może Ci zrobić krzywdę, a jeśli pójdziemy na policję oni go złapią i będziesz spokojna.
-Czy ty nie rozumiesz, że nie mogę? Nie mam żadnych dowodów, żadnych.
-Potwierdzę wszystko.
-Oh, tak, a oni od razu uwierzą dwójce małolatów i zaczną szukać jakiegoś psychola - powiedziałam z wyraźnie słyszalnym sarkazmem.
-A sms-y?
-To nie jest wystarczające. Nie wiesz jak policja ma teraz wszystkich gdzieś.
Naszą jakże ciekawą konwersację przerwały otwierane się drzwi. Oboje spojrzeliśmy w tamtym kierunku, a do domu wszedł Matt, a za nim Jack. Dawno z nim nie rozmawiałam i wiedziałam, że pewnej kwestii ze sobą nie omówiliśmy.
-Co on tu robi? - pierwsze pytanie jakie zadał Matt, gdy zobaczył Ashton'a. No jakże by inaczej.
-Nic takiego, po prostu mnie odwiedził.
-Effie, nie było mnie na noc...
-Co ty sugerujesz? Niedawno przyszedł, odczep się.
-Cześć - wymamrotał cicho Jack.
-Cześć - odpowiedziałam.
Matt oznajmił, że idzie na górę z Jack'iem, jednak ten powiedział mu, że zaraz dołączy i został z nami. Przełknęłam ślinę, bo chyba czekała mnie kolejna dość ważna rozmowa.
-Moglibyśmy porozmawiać?
Skinęłam głową i zostawiłam blondyna na dole, po czym poszłam na górę z Jack'iem.
-Chciałem tylko zapytać czy mnie unikasz.
-Dlaczego miałabym to robić?
-Ten pocałunek na weselu...

______________________________________________

podoba mi się ten rozdział. może wena wróciła? oby. sama przeczytałam to opowiadanie od początku, bo wiele szczegółów wypadło mi z głowy. jakoś miałam straszną ochotę pisać i wczoraj mimo, iż wróciłam późno do domu to napisałam chyba z pół rozdziału. 
dziękuję osobom, które komentują, bo to mnie motywuje, naprawdę.

mam do was tylko jedną prośbę. przeczytałaś to napisz kropkę. naprawdę nic więcej. chcę tylko wiedzieć ile osób zostało i czyta dalej :) 

niedziela, 12 października 2014

Rozdział 12

Leżałam na łóżku z poduszką na głowie i płakałam. Myślałam, że to jakoś zagłuszy odgłosy dochodzące z zewnątrz, ale doskonale wiedziałam, że tak nie będzie. Wiedziałam, że jestem sama i już nikt mi nie pomoże. On jest na balkonie i za kilka minut będzie tutaj i dokończy swoje "dzieło". Nie dał mi spokoju, bo nie należy do tego typu osób. Miał być w więzieniu, ale gdyby się nad tym dłużej zastanowić to pewnie już wyszedł. Nie odsiedział całej kary, ale wyszedł za dobre sprawowanie - tak stawiam i pewnie jest to strzał w dziesiątkę. Powoli przyzwyczajałam się do myśli, że mnie skrzywdzi i że nawet mogą to być moje ostatnie chwile na ziemi. Bo kto mi pomoże? Nie ma tutaj nikogo. Nikt nie pojawi się tak nagle i mnie nie uratuje. Teraz pozostało mi się tylko modlić, ale czy to coś da? Byłam za bardzo roztrzęsiona, by myśleć trzeźwo. Cała się trzęsłam, a moja twarz była zalana łzami. Spokojny wieczór, który miałam spędzić na czytaniu książek, oglądaniu fajnych filmów, zmienił się w koszmar. Sms-y, telefony, a teraz "odwiedziny". W mojej głowie był taki bałagan, że miałam ochotę wziąć tabletki i zginąć we śnie, bo wiem, że to co on mi zrobi będzie o wiele gorsze.
       Nagle usłyszałam ponowny hałas na balkonie, a zaraz po tym pukanie w okno. Jak na zawołanie zaczęłam płakać jeszcze bardziej, mimo, iż miałam być dzielna. Że miałam się przygotować na to wszystko. Nie potrafiłam. Ja nadal chciałam żyć. Teraz gdy w końcu Matt'owi jakoś udało się zacząć normalnie żyć, kiedy przestał patrzeć tylko na mnie i zajął się swoim życiem ja miałam umrzeć? Czy ktokolwiek zdaje sobie sprawę jak on by się czuł? Ile on przeszedł? Może i dla mnie śmierć byłaby idealnym wyjściem to wiem, że nie mogę go tutaj zostawić. Nie po tym co dla mnie zrobił, nie po tym jak zaczął w końcu żyć, nie wybaczyłabym sobie, że poddałam się tutaj bez walki i tak po prostu go zostawiłam, a on by sobie coś zrobił.
Wstałam więc ze swojego miejsca na łóżku i wyszłam na korytarz. Tam w szafie znalazłam kij do otwierania strychu. Wiem, że może nie zrobię mu tym zbyt wielkiej krzywdy, ale będę miała minimalną szansę na ucieczkę. Wróciłam do pokoju i stanęłam przy drzwiach od balkonu. Było tam cicho, ale byłam wręcz pewna, że on tam jest. Zlękłam się, gdy ponownie zapukał w okno i wydawałam przy tym cichy pisk. Wtedy się odezwał, ale...
-Effie! Wiem, że tam jesteś! Otwórz te cholerne drzwi, Effie! - to był Ashton. To był on. Rzuciłam kij na podłogę i odsłoniłam okno. To naprawdę był on. Szybko otworzyłam drzwi i wpuściłam go do środka. Gdy tylko wszedł do mojego pokoju rzuciłam mu się na szyję i zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Nie mogłam uwierzyć, że on tutaj jest, ale z drugiej strony zaczęłam się zastanawiać co tutaj robi. Czy to nie jest jakaś pułapka. Odsunęłam się od niego i przyjrzałam się dokładnie.
-Nic Ci nie jest? Dlaczego płaczesz? Co tu się dzieje? - zadawał cały czas pytania, ale ja zamknęłam szybko balkon. Bałam się, że on może jednak tu jeszcze być i wejść.
-Effie?
-O-o-on tu był. On chciał mnie skrzywdzić. Pisał sms-y, dzwonił, nie chciał dać mi spokoju. On wrócił, rozumiesz? Wrócił i chce mnie zabić. Ashton, boje się - wydukałam i zaczęłam znowu płakać. Blondyn zrobił krok w moim kierunku i mnie przytulił. Nie wiedział o co chodzi, a ja nie wiedziałam czy chcę mu powiedzieć. Nie chcę litości, nie chcę ochroniarza. Nie mogę od niego niczego wymagać. Po prostu nie mogę.
-Dobrze, połóż się - powiedział i zaprowadził mnie do łóżka. Położyłam się, a on przykrył mnie kołdrą. Cały czas płakałam, więc byłam pewna, że wyglądam tragicznie, ale w tamtym momencie to było najmniej ważne. Dalej nie mogłam uwierzyć, że jednak żyję. Że Ashton tu jest, że przyszedł i mnie uratował.
-Kto tutaj jest, Effie? - zapytał, ale ja tylko pokręciłam głową. Nie mogłam - Dobrze. Ty tutaj poczekaj, a ja pójdę sprawdzić czy czasem nie wszedł do domu.
-Nie, Ashton, proszę nie idź tam. Ashton, zostań, proszę - krzyczałam jak opętana. Bałam się o niego. Nie wie do czego ten człowiek jest zdolny. Przecież on jest chory psychicznie.
-Nie bój się, nic mi nie będzie - to były jego ostatnie słowa zanim wyszedł z pokoju. Miałam ochotę udusić go własnymi rękoma. Czy on nie rozumie na co się pisze? Czy zdaje sobie sprawę co on mu zrobi, gdy jednak okaże się, że jest na dole? Ten facet jest chory, skrzywdził tyle dziewczyn. Ich było tak dużo, a żadna nie zdecydowała się na zeznanie przeciwko niemu. One się bały. Bały się go, że coś im zrobi. Nawet nie wiecie co on mi mówił, gdy leżałam w tym ciemnym pokoju, na czerwonym wielkim łóżku. Pokazywał mi zdjęcia tych dziewczynek przywiązanych do tego łóżka. On je wszystkie zgwałcił, po czym wypuścił, a one nic nikomu nie powiedziały. Nic. Nikomu. Bały się. Wiem, że to co zrobił mi nie było tak straszne i nie przeszłam przez to co one, ale nawet nie chcę myśleć co by było, gdyby jednak udało mu się mnie zgwałcić. Gdyby policja nie dotarła na czas. Gdyby mnie nie znaleźli. Nie chcę myśleć. Nikomu nie życzę przechodzić przez takie coś. Nawet najgorszemu wrogowi. Cały czas śni mi się on. Dotyka mnie, całuje, uśmiecha się w taki obleśny sposób. Budziłam się z płaczem. Przez to wszystko pomógł mi przejść Matt i psycholog. Wiem jednak, że gdyby nie on nie dałabym sobie rady. Był tylko rok starszy, a starał się jak mógł. Byliśmy takimi małymi dziećmi, jednak przez to co się stało dorósł szybciej. Pomagał mi, nie bawił się z innymi dziećmi. Miał tylko 15 lat. Wiele mu zawdzięczam.
       Ashton'a nie było już długo i zaczynałam się bać. Przez moje ciało przechodziły nieprzyjemne dreszcze. Wyszłam z łóżka i wzięłam z podłogi z powrotem kij, po czym opuściłam pokój. Szłam bardzo wolno i ostrożnie. Bałam się, ale wiedziałam, że jeśli nie dowiem się, że na pewno jest cały to nie zasnę i nie będę mogła spokojnie siedzieć.
Zeszłam po schodach i stanęłam przed drzwiach do kuchni. Pchnęłam je i weszłam do środka, ale nikogo tam nie było.
-Effie, miałaś leżeć - usłyszałam za swoimi plecami i podskoczyłam w miejscu. Odwróciłam się i zobaczyłam Ashton'a. Razem poszliśmy do mojego pokoju i się położyliśmy. Mieliśmy pewność, że na razie nic nam nie grozi. Na razie.
-Nie bój się, już jestem przy Tobie - blondyn szeptał mi we włosy, po czym składał delikatne pocałunki. On nic nie wie. Kto tu był, czego chce. Praktycznie nie wie nic. Nie wie, że moi rodzice nie żyją i że prawie zostałam zgwałcona, gdy miałam 14 lat. Nie jestem gotowa, by mu to powiedzieć. Nie chcę go w to wszystko mieszać. Będzie bezpieczny, jeśli będzie z daleka ode mnie. Jednak wiem też, że przy nim czuję się bezpiecznie. Sama się dziwię, że po tym co się działo i teraz, gdy to sobie przypomniałam, że nie boję się jego dotyku. Ja go potrzebuję. Mogę leżeć w jego ramionach całą wieczność. W nich czuję się bezpiecznie i nie chcę, żeby mnie zostawiał. Jednak jeśli bycie z dala ode mnie ma oznaczać, że on będzie bezpieczny, to nie zawaham się powiedzieć mu, żeby dał mi spokój i trzymał się ode mnie z daleka. Będę tęsknić i będę bardziej narażona na niebezpieczeństwo, ale nie mogę pozwolić, żeby coś mu się stało.
_________________________________

Ktoś to w ogóle jeszcze czyta? Codziennie wchodzą jakieś 2/3 osoby. Tyle jest wyświetleń. No ale cóż, jeśli czytacie to napiszcie chociaż jedną kropkę. Naprawdę. Kropka - nic więcej. Chcę wiedzieć ile osób czyta.

czwartek, 2 października 2014

ważne

okej, ktoś napisał, że nie będziecie źli jeśli rozdział będzie pojawiał się nawet co 2-3 tygodnie. mogę na to przystać, ale nie bądźcie źli, jeśli pojawi się po miesiącu. jak na razie nic nie zaczęłam pisać i w ten weekend na pewno nie napiszę, gdyż w sobotę idę na film oraz na urodziny przyjaciółki, a w niedzielę będę musiała się uczyć, gdyż w przyszłym tygodniu także czekają mnie sprawdziany. najszybciej myślę, że rozdział zacznę pisać w weekend, nie ten, ale następny. rozdziały będą pewnie pojawiały się z dużymi odstępami czasowymi, ale myślę, że w ogóle będą, co jest najważniejsze, bo myślę, że może jakimś trzem osobom na tym zależy.
no i proszę, żeby osoby, które czytają skomentowały ten post. bez wyjątku. nic wam się nie stanie jak napiszecie jedno słowo "czytam". no i także proszę, żebyście nie oszukiwały. miałam już nie raz sytuacje gdzie jedna osoba napisała pięć komentarzy z anonima i myślała, że się nie skapnę. nie traktuję takiego zachowania, proszę tak nie robić. to tyle, dziękuję :)

sobota, 27 września 2014

zawieszam

brak wyświetleń, komentarzy i czytelników oraz chęci. zawieszam bloga. idk czy w ogóle wrócę. przykro mi, ale nie mam wystarczająco dużo czasu na pisanie rozdziału dla trzech osób, w szczególności, gdy mi się nie chcę i mam dużo nauki, np. w przyszłym tygodniu codziennie sprawdzian, oczywiście z innych przedmiotów :):) nie mam chęci, ani czytelników. gdyby było was więcej to bym pisała, ale nie ma, więc przepraszam, zostaje on zawieszony.

piątek, 19 września 2014

Rozdział 11

Obudziłam się i byłam zdecydowanie zmęczona. Wczoraj, a raczej dzisiaj wróciliśmy z wesela i było chwilę po czwartej w nocy. Zasnęłam od razu, a teraz ledwo żyję. Wszystko mnie boli, a do tego piłam i mam lekkiego kaca. Od razu sięgnęłam po butelkę stojącą na szafce nocnej i wypiłam pół. Jednak ból fizyczny to nie wszystko. Dalej nie mogę się pozbierać po pocałunku z Jack’iem. Nie mam pojęcia jak to teraz będzie wyglądało. Co to dla niego znaczyło. Jednak wnioskując z własnych doświadczeń to możliwe, iż nic. Dla Ashton’a to nic nie znaczyło, więc dlaczego dla niego miałoby? Jednak sama dobrze wiem, że oni to kompletnie dwie różne osoby. I Jack pewnie ma więcej uczuć od tego drugiego. Oddałam pocałunek, a najgorsze było to, że mi się podobało. Nie czułam czegoś tak mocnego jak czułam całując Ash’a, ale zawsze było coś. Sama nie wiem dlaczego to zrobiłam, dlaczego odwzajemniłam ten pocałunek. Chciałam tego? Naprawdę nie wiem. Wiedziałam, że Ashton nie koniecznie może nas zobaczyć. Byliśmy bardziej w rogu, gdzie mógł nas nie wiedzieć, a mimo to, pocałowałam go. Może dlatego, że byłam zła na blondyna? On całował inną, więc ja chciałam zrobić to samo? Jestem beznadziejna. Co ja sobie myślałam? Nie dość, że skłamałam Ashton’owi, to jeszcze całowałam Jack’a na jego oczach. Dlaczego czuję się z tym źle wiedząc, że on nie przejmował się mną? To niesamowite jak różnymi osobami jesteśmy. Ten człowiek nie ma uczuć. Jestem tego pewna i będę mówiła to otwarcie, bo to na wszystko wskazuje. Ja mam wyrzuty sumienia a on mówi mi, że nie jesteśmy razem i nie ma obowiązku być w stosunku do mnie fair. Mógł chociaż nie robić tego na moich oczach.
       Zeszłam na dół ledwo trzymając się na nogach. W kuchni zastałam Meg i Matt’a. Byłam zdziwiona, bo sądziłam, że będzie w pracy.
-Dzień dobry – przywitałam się.
-Dzień dobry Effie, jak było na weselu?
-Dobrze – chyba nie chciała, żebym zwierzała się z tego co robiłam?
-Muszę wam coś powiedzieć – powiedziała po krótkiej chwili, a mnie zaciekawiły jej słowa.
-A co? – wtrącił Matt.
-Za chwilę idę do pracy i do końca tygodnia również będę pracowała, dlatego mówię wam to teraz.
-Może do rzeczy? – zapytałam może trochę zbyt chamsko, siadając na blacie. Uśmiechnęła się tylko nieśmiało, a Matt zgromił mnie wzrokiem. Wzruszyłam ramionami i słuchałam dalej.
-A więc w piątek musimy wyjechać w celach biznesowych i nie będzie nas na weekend. Oczywiście uważamy, że jesteście dużymi dziećmi i sobie poradzicie, więc nie powinniśmy się przejmować zostawieniem was.
-Oczywiście, że nie. Damy sobie radę – potwierdził mój brat.
-Jako, że jesteś starszy mamy nadzieje, że zaopiekujesz się siostrą.
-Nie jestem małym dzieckiem – wtrąciłam.
-Oczywiście. A teraz wybaczcie ale muszę iść do pracy.
       Zjadłam śniadanie i poszłam do salonu gdzie siedział Matt.
-Skoro ich nie będzie to wyjdę z kolegami. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko – poinformował, gdy tylko mnie zobaczył.
-Wolny dom? Dlaczego miałabym być zła?
-No tak, zawsze lubiłaś samotność – zmierzwił mi włosy, więc odpłaciłam mu się tym samym. Postanowiłam, że przeczytam jakąś książkę, bo od dawna miałam ochotę to zrobić, jednak nie było czasu. Jakoś wyleciało mi to całkowicie z głowy i nawet nie wypożyczyłam, dlatego postanowiłam, że zrobię to właśnie teraz. Poszłam na górę i się przebrałam, a jak zeszłam okazało się, że mój braciszek również wychodzi. Ja natomiast musiałam wrócić się jeszcze po pieniądze, bo Matt nie chciał mnie podwieźć. Cóż, prawdopodobnie umówił się z kolegami, ale ja doskonale wiem, że robi tak tylko i wyłącznie jak umawia się z dziewczyną. Za dobrze go znam. Nie jest wyrodnym bratem, wręcz przeciwnie. Dobrze się dogadujemy i gdyby była taka potrzeba to wskoczyłabym za nim w ogień i jestem pewna, że zrobiłby to samo. Czasami się kłóciliśmy, ale w tych ostatnich latach zdecydowanie mniej.
Faktem jest, że muszę jechać autobusem. Nie przepadam za tym, ale co zrobić? Przecież nie będę ciągle siedziała mu na głowie. Ma swoje życie i nie mam prawa w nie ingerować. Już dużo dla mnie poświęcił, więc chcę, żeby się zabawił, przestał myśleć o rodzicach i o tym co nas przykrego spotkało. Nie mogę myśleć tylko o sobie. Przecież on także to przeżył, nie tylko ja. Może byłam zbyt wielką egoistką by to dostrzec prędzej, ale teraz to widzę i chcę zacząć żyć tak jak żyłam jeszcze cztery/pięć lat temu. Jednak doskonale wiem, że te sms-y w niczym mi nie pomogą, a mogą nawet pogorszyć sprawę. Mam złe przeczucia.
       Zeszłam na dół i otworzyłam drzwi. O mało co nie dostałam zawału, gdy zobaczyłam, że ktoś tam stoi. Jednak to nie wszystko. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam Ashton’a. Sądziłam, że po tym jak uznał, że nie jesteśmy razem i dał mi jasno do zrozumienia, że ma gdzieś, a ja mu powiedziałam, że spotykam się z Jack’iem to da mi spokój. Tak sądziłam, ale na pewno tego nie chciałam. Moje serce natychmiast szybciej zabiło, gdy spojrzałam w jego piwne oczy.
-Co ty tu robisz? – zapytałam.
-Chciałem porozmawiać.
-Rozmawialiśmy na weselu i chyba już wszystko mi powiedziałeś.
-Nie, chyba jednak nie. Mogę wejść? – na to pytanie otworzyłam szerzej drzwi i wpuściłam go do środka. Zgrywałam, że nie chcę z nim rozmawiać, ale miałam nadzieję, że jednak mnie przeprosi i będzie tak jak jakiś czas temu.
       Kiedy znaleźliśmy się w moim pokoju usiadłam na łóżku i czekałam aż blondyn zacznie. Cały czas rozglądał się po pomieszczeniu, co zaczynało mnie denerwować.
-To co chciałeś mi powiedzieć?
-Rozumiem, że jesteś z Jack’iem, teraz już Ci wierzę, ale jednak chciałem Cię przeprosić. Nie tak to miało wyglądać. Nie chciałem dać Ci do zrozumienia, że mi na Tobie nie zależy, bo…chyba tak nie jest. Sam nie wiem dlaczego zrobiłem co zrobiłem i to wszystko powiedziałem. Jestem idiotą, ale chcę, żebyś mi wybaczyła i chociaż zostali przyjaciółmi. Nie rozumiem dlaczego tak bardzo Cię tym zraniłem, skoro jesteś z Jack’iem. Chyba nie powinno Cię to obchodzić. Skoro ty jesteś z nim to ja mogę być z kim chcę. Tylko nie wiem dlaczego zerwałem dla Ciebie z Emily. Może i tego potrzebowałem, ale…przecież ja to zrobiłem dla Ciebie. Sam nie wiem co do kogo czuję. To jest bezsensu. Cóż, jednak życzę Ci wszystkiego dobrego i gratuluję…
-Nie jestem z Jack’iem, okej? Zamknij się już bo nie mogę tego słuchać.
-Jak to? Okłamałaś mnie? – zapytał z uśmiechem. Poczułam się głupio i nie chciałam tego przyznać. Po co ja się przyznałam? Jednak jestem głupsza niż myślałam.
-Możliwe, ale proszę Cię nie mówmy już o tym.
-Dlaczego to zrobiłaś? – zapytał przybliżając się do łóżka, na którym siedziałam.
-Ashton, nie zapominaj, że to ja jestem na Ciebie zła, mimo, że Cię okłamałam – czy on w ogóle zwraca uwagę na to co do niego mówię? Ten przeklęty uśmiech nie schodzi mi z twarzy.
-Czyli jesteś wolna? To nikt się nie pogniewa, jeśli zrobię to – na te słowa moje serce znacznie przyśpieszyło i czekałam tylko na to co chciał zrobić. Niby wiedziałam co miał na myśli, jednak to jest Ashton i może wymyślić coś czego wcale bym się nie spodziewała. Jednak tym razem się nie pomyliłam. Patrzył mi w oczy i bardzo szybko znalazł się obok mnie. Przybliżył się i po prostu mnie pocałował. Oddałam pocałunek. Jego jedna ręka złapała mnie w tali, a drugą położył na mój policzek. Ja natomiast złapałam go za kark i przyciągnęłam bliżej siebie.
Oderwaliśmy się od siebie, gdy zaczynało nam brakować tchu. Nie powinnam tak szybko mu ulegać. Przecież on się tylko mną bawi. Dlaczego jestem taka naiwna i uważam, że może coś do mnie czuć?
-To co? Wybaczysz mi? – zapytał kładąc się na moim łóżku i przyciągając mnie do siebie tak, że mogłam położyć głowę na jego klatce piersiowej. Tak pięknie pachniał.
-Wybaczę Ci jeśli mi na coś odpowiesz.
-Na co?
-Kto Ci pokazał, że tak naprawdę nie kochasz Emily? – na to pytanie przełknął ślinę. Chyba nie jest aż taka delikatna sprawa, prawda?
-I tak prędzej czy później raczej bym Ci powiedział, więc chyba zrobię to teraz – zaczął, a ja przytaknęłam głową na znak, że ma kontynuować dalej – To było w poprzednie wakacje. Przyjechała do Sydney z rodzicami, była jedynaczką. Los chciał, że się spotkaliśmy i zakochaliśmy. Wtedy wiedziałem, że nie czuje nic do Emily, bo to ją kochałem. Spędzaliśmy ze sobą każdy dzień. Myślałem, że zostaje tu na zawsze i tak miało być, jednak coś się stało i musieli wrócić. Bardzo to przeżyłem, bo nie wiedziałem czy jeszcze kiedyś ją zobaczę. Myślałem, że przyjedzie w te wakacje, ale tak się nie stało. Sama zresztą widzisz. Już pewnie więcej jej nie zobaczę. Muszę zapomnieć.
Najpierw było mi przykro z jego powodu. Stracił miłość swojego życia. Ale może tak właśnie miało być? Może to nie jest ta jedyna? Zabolały mnie jego słowa w pewien sposób. Może nie świadomie, ale dał mi do zrozumienia, że jeśli ona by tu była, to go nie byłoby tutaj ze mną. Musi zapomnieć? I co? To ja mam być tą, która mu pomoże? A jak już zapomni to mnie zostawi i poszuka sobie innej? Kompletnie nie wiem jak mam to odebrać.
-I co? Wybaczasz mi, tak? Powiedziałem Ci – przez chwilę nic nie mówiłam. Byłam zbyt zajęta swoimi myślami, ale jednak przytaknęłam, a blondyn pocałował mnie w czoło.

~*~
(piątek)

Meg i George’a nie ma, bo jak sami mówili wyjeżdżają do pracy. Matt poszedł do kolegów, a tym kolegą najprawdopodobniej jest Jack. Mogłabym zaprosić Rose, ale jednak wolę posiedzieć sama. Wypożyczyłam książkę i właśnie chciałam się za nią zabrać. Wzięłam więc koc i usiadłam w salonie. Było lekko po dwudziestej drugiej, więc światło musiałam mieć zapalone.
Nie długo jednak mogłam czytać, bo ktoś zadzwonił do drzwi. Przeklęłam pod nosem i poszłam otworzyć. Jednak nikogo tam nie było. Rozejrzałam się i dalej nic. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak późno jest i że raczej nikt nie powinien o tej godzinie tutaj przychodzić. Jednak może to mój brat chciał mnie przestraszyć. Wzruszyłam ramionami i w tym momencie zadzwonił telefon domowy. Przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz i od razu zamknęłam drzwi, po czym je zakluczyłam.
Od razu podeszłam do telefonu.
-Halo?
Nic. Cisza. Trzasnęłam słuchawką i poszłam zamknąć tylne drzwi. Sprawdziłam też wszystkie okna, po czym je zasłoniłam. Byłam przerażona. Usiadłam na kanapie i przykryłam się kocem. Usłyszałam, że dostałam sms-a, a telefon był na górze. Zabrałam książkę, koc i nóż z szafki w kuchni, po czym tam poszłam. Numer nieznany. Na początku nie chciałam, ale jednak zdecydowałam się, że go przeczytam. Od zawsze byłam ciekawska.
Od nieznany: Co słoneczko? Boisz się?
To on, prawda? Nie dał mi spokoju? To nie jest żaden głupi żart, to moje koszmary stają się rzeczywistością.
Zaczęłam płakać, a telefon znowu zaczął dzwonić. Jeden, dwa, trzy, cztery i tak w kółko. Odrzucałam połączenia cały czas, aż w końcu dał sobie spokój. Przestał. Leżałam zapłakana, gdy po około piętnastu minutach znowu zadzwonił. Ale to był jeden raz. Nie wiedziałam gdzie telefon jest. Dźwięki były lekko stłumione. Zastanawiałam się tylko dlaczego jeszcze nie wszedł do domu. Na co czekał? Chciał najpierw mnie postraszyć, a dopiero potem zaatakować? Doskonale wiedział, że jestem sama, więc się nie spieszył. Powoli zaczynałam przygotowywać się na najgorsze. Wiem do czego jest zdolny. Ten człowiek jest psychicznie chory i nie powinien być na wolności. Jak nie w więzieniu, to w zakładzie zamkniętym.
Nagle usłyszałam hałas na balkonie. On tu jest. Idzie po mnie. Zarzuciłam kołdrę na głowę, jakby to miało mi w czymś pomóc. Teraz tylko się modliłam. Przecież moi rodzice nie pozwolą mnie skrzywdzić. Prawda?
_____________________________________

Jedynie mogę napisać, że przepraszam. Ten rozdział jest do niczego. Nie miałam internetu przez dwa tygodnie, więc prędzej wstawić nie mogłam. Oczywiście miałam dużo czasu na pisanie, ale nie miałam chęci. Przepraszam. Sami mi nie pomagacie. Nie rozumiem co trudnego jest w napisaniu kilku słów. No ale nic. Nie wiem kiedy pojawi się następny, nic nie obiecuję :) 

środa, 3 września 2014

Rozdział 10

Rano miałam strasznego kaca, głowa bolała mnie niemiłosiernie i zdecydowałam, że już więcej nie będę tak pić. Cokolwiek by się nie działo alkohol nie jest dobrym pomysłem.
Zeszłam na dół i wyciągnęłam butelkę wody, po czym ponownie wróciłam do pokoju. Meg i George'a nie było, a Matt jeszcze spał. Dobrze, że nie widzieli mnie w takim stanie. Makijaż miałam rozmazany na całej twarzy, a moje już tłuste włosy były w kompletnym nieładzie. Jak jakiś zombie.
Przypomniałam sobie, że dzisiaj idę na wesele z Jack'iem, a nie wiem czy moje sukienki nadają się na taką okazję. Nie dość, że mam ich zaledwie kilka, to jeszcze nie są one zbytnio eleganckie. Dlatego też zadzwoniłam do Rose i umówiłyśmy się, że będziemy się przygotowywać u niej w domu, a jakąś sukienkę mi pożyczy.
       Zeszłam na dół gotowa do wyjścia. Nie brałam zbyt dużo rzeczy, bo zaledwie jedną małą torebkę, w której miałam najpotrzebniejsze rzeczy. Kosmetyki Rose przecież ma.
W salonie na kanapie siedział Matt i oglądał telewizję.
-Idę dzisiaj na wesele z Rose do jej kuzyna, więc nie będzie mnie całą noc. Mógłbyś powiadomić o tym Meg? - zapytałam.
-Jasne, a czemu Rose Cię tam zabiera? To w końcu wesele.
-Tak naprawdę to idę jako osoba towarzysząca z Jack'iem. To on mnie zaprosił - odpowiedziałam, a Matt się uśmiechnął.
-Czy wy...no wiesz... - poruszał śmiesznie brwiami, więc się zaśmiałam.
-Nie, a teraz wychodzę - powiedziałam i odwróciłam się, ale słyszałam jeszcze jak mówi pod nosem "jasne".

~*~

-Wybierz którąś z sukienek, ja biorę tą brzoskwiniową - poinformowała mnie przyjaciółka, więc spojrzałam na szafki, gdzie miała powieszone sukienki. Nie byłam wybredna i długo się nie zastanawiałam. Sięgnęłam po miętową bez ramiączek. Była zwiewna, bardzo ładna. Przyłożyłam ją sobie do ciała i pokazałam brunetce.
-Świetny wybór - uśmiechnęła się - Chcesz, żebym ja Ci zrobiła makijaż czy wolisz sama? - zapytała.
-Wiesz, że nie jestem w tym dobra, a nie chcę mieć tego co mam na co dzień. Ostatnio zrobiłaś kawał dobrej roboty, więc i tym razem oddam się w Twoje ręce.
-Dobrze.
       Rose zrobiła mi makijaż, a potem zaczęła swój. Ja w tym czasie zaczęłam kręcić jej włosy w lekkie loki. Sama miałam delikatne fale, więc nie chciałam nic więcej. Tak czuję się dobrze.
Na sam koniec ubrałyśmy sukienki i buty no i byłyśmy gotowe. Niedługo potem zeszłyśmy na dół. Miałam sms-a od Ashton'a,że chce porozmawiać, ale nic nie odpisałam. Teraz zapragnął rozmawiać? Pieprz się. 
       Czekałyśmy przy drzwiach na Jack'a i ich rodziców. Byłam lekko skrępowana. Po chwili weszli gotowi i muszę przyznać, że Jack w garniturze był niezwykle przystojny. Tego się nie spodziewałam. Chyba zauważy, że się patrzę, bo się uśmiechnął, a moje policzki przybrały koloru różowego.
-Pięknie wyglądacie dziewczyny - powiedziała wesoło mama Rose i Jack'a.
-Dziękujemy.
Poznałam ją jak ty przyszłam. Ojca zresztą też. Są mili.
-Ślicznie wyglądasz - blondyn wyszeptał mi do ucha przez co przez moje ciało przeszły ciarki. Moje policzki ponownie się zaczerwieniły, lecz tym razem bardziej. 

~*~

Byliśmy już po kościele i po składaniu życzeń i czekaliśmy na parę młodą, żeby wejść na salę, gdzie miało się odbyć wesele. Było naprawdę dużo ludzi i zastanawiam się czy to serio ich rodzina. A jak już to taka bliska? Ja może też mam dużą, ale nie zaproszę wszystkich na swój ślub. Tylko najbliższych. Chociaż cóż, może oni byli najbliżsi. Kto wie.
       Kiedy już młoda para przyjechała i wszyscy weszliśmy do środka to wiadomo co było jako pierwsze. Na środku parkietu stał stół z poustawianymi kieliszkami oraz z trzema butelkami szampana. Świadkowie otworzyli je i nalali, a goście wzięli sobie po jednym. Mi przyniósł Jack, więc nie musiałam tam podchodzić. Każdy wypił, młoda para rozbiła swoje kieliszki, zaśpiewaliśmy gorzko i usiedliśmy do stołu. Byłam lekko skrępowana, bo praktycznie nikogo nie będę tutaj znała. Tylko Rose i Jack'a. A było tutaj ich kuzynostwo mniej-więcej w naszym wieku, więc będą z nimi rozmawiać. Tego byłam pewna. Rozejrzałam się dookoła. Sala była duża. Jak wchodziłeś to zaraz na przeciwko stały połączone stoły i to był najdłuższy, jeśli będziemy liczyć go jako jeden. A po prawej i lewej stronie drzwi stały dwa krótsze. My siedzieliśmy tutaj po lewej, prawie na końcu. Spojrzałam na gości, którzy tutaj byli i szczerze trzeba przyznać, że było dość dużo osób w naszym wieku. Nie ma co się dziwić, bo przecież pan młody ma 24 lata, a panna młoda 23. Także kuzynostwo i koledzy oraz koleżanki to przeważająca ilość. Jednak kiedy mój wzrok zatrzymał się na piwnych tęczówkach moje serce zaczęło bić szybciej. Oddech stał się nie równy. Ręce zaczęły się pocić i szczerze to nie wierzyłam własnym oczom. Patrzał na mnie i nie był  chyba tak mocno zdziwiony jak ja. Może zauważył mnie już prędzej. Tylko co tu robi? Dlaczego mi nie powiedział, że idzie na wesele? A czemu miałby mi powiedzieć? No tak, nie jest moim chłopakiem i nie musi. A nawet nie chciałby nim być, więc nie muszę się przejmować tym, że tutaj jest. A mogę to nawet wykorzystać. Ja musiałam patrzeć jak on całuje się z jakąś dziwką to on popatrzy na mnie i Jack'a. Może nie będzie go to obchodziło, bo skoro wolał całować się z tą dziewczyną, a nie ze mną to może nic ode mnie nie oczekuje. Jednak poczuję się lepiej, nawet jeśli go to nie ruszy.
-Chcesz? - usłyszałam głos Jack'a i od razu wróciłam na ziemię. Spojrzałam na niego zdezorientowanym wzrokiem, przez co się zaśmiał - Kartofle - pomachał mi miską z ziemniakami przed nosem.
-Ah, tak, poproszę - uśmiechnęłam się, a blondyn nałożył mi kilka na talerz, po czym polał sosem - Dziękuję.
Kiedy zjedliśmy towarzystwo przy stole zaczęło już nalewać do kieliszków wódki. Wolałam ich najpierw trochę poznać i chyba Rose zauważyła moje zmieszanie na twarzy. Dlatego też postanowiła nas sobie przedstawić. Było przynajmniej osiem osób, które poznałam. Piątka to chłopacy a trójka to dziewczyny. Jednak nie udało mi się zapamiętać ich imion od razu.
-A więc Jack, ta śliczna panienka to Twoja dziewczyna? - zapytał jeden z chłopaków i kurcze, miał na imię chyba Conor.
-Nie, to koleżanka - odparł blondyn, ale nawet się nie uśmiechnął.
-To nawet lepiej - zaśmiał się brunet, a Jack posłał mu mordercze spojrzenie, którego jednak tamten nie zauważył. Był naprawdę przystojny. Oni wszyscy zresztą, ale nie mogłam nic na to poradzić, że podobał mi się akurat ten dupek, który siedział zaledwie po drugiej stronie sali. Nie wiedziałam czy się patrzył, bo siedziałam do niego tyłem.
-Rose - poklepałam przyjaciółkę po ramieniu, więc odwróciła się w moją stronę.
-Tak?
-Co robi tu Ashton? - zapytałam tak cicho, że nikt nie miał prawa nas usłyszeć.
-Jest tutaj? - zaczęła się rozglądać, przez co uderzyłam ją i poprosiłam, żeby się uspokoiła. Mógł nas przecież zobaczyć - Nie jest naszą rodziną, więc pewnie jest kimś od strony Nicoli - oznajmiła, a ja tylko przytaknęłam.
-Chcesz? - zapytał Conor podnosząc do góry wódkę i patrząc na mnie. Skinęłam tylko głową i podsunęłam swój kieliszek przed niego. Nie chciałam za dużo pić, ale kilka kieliszków przecież nie zaszkodzi. Mogłabym pić drinki, ale nie chciałam wyjść na mięczaka, który tylko to pije.
-Możesz to wykorzystać - brunetka szepnęła mi do ucha. Popatrzyłam na nią zdezorientowanym wzrokiem, bo nie miałam pojęcia o czym tym razem mówi - Możesz sprawić, że będzie zazdrosny - wytłumaczyła.
-Też o tym pomyślałam, że nie chcę wykorzystywać Twojego brata, a poza tym co jeśli on ma to gdzieś?
-Nie wygaduj głupot. Jestem pewna, że ty także mu się podobasz, skoro się z Tobą całował.
-Z tamtą dziewczyną też się całował i to oznacza, że ona też mu się podoba?
-To co innego. Zupełnie inne okoliczności. Nie zaprzeczaj, tylko mnie posłuchaj. Wystarczy, że będzie tańczyć z tymi wszystkimi chłopakami, a on będzie zazdrosny. Mówię Ci.
-Wiesz, że nie przepadam za tańczeniem.
-Tak, ale jeśli chcesz mu dopiec to musisz - przytaknęłam tylko i podniosłam kieliszek, bo właśnie ruszyła pierwsza kolejka, jeśli można by to tak nazwać. Następnego za szybko nie wypiję, bo nie jestem na weselu o swojej rodziny, dlatego nie chcę zrobić żadnej głupiej rzeczy.
       Ludzie po zjedzeniu obiadu i odczekaniu kilkunastu minut zaczęli powoli wychodzić na parkiet i tańczyć. Było naprawdę głośno, a po jakimś czasie zostało zgaszone światło na samym środku parkietu, a zapalone było tylko tam gdzie były stoły. To było dobre, bo miałam pewność, że nikt nie będzie mnie tak dobrze widział.
-Mogę prosić panią do tańca? - zapytał z szerokim uśmiechem Jack. Zgodziłam się, bo wiedziałam, że Ashton będzie patrzył, ale także nie chciałam zostać przy stole sama, gdy nikogo nie znałam. Rose oczywiście już tańczyła, a ja co bym tam sama robiła?
Wstałam od stołu i złapałam blondyna za ręce. To był oczywiście inny taniec, nie taki jak w klubach. I na pewno lepszy. Tam dziewczyny w ogóle się nie szanowały i ocierały o ciała chłopaków, a tutaj tego nie było. To oczywiste.
Byliśmy na środku parkietu i gdy byłam tak, że mogłam zobaczyć stolik Ash'a to spojrzałam.Patrzył na nas, więc poczułam się trochę skrępowana w swoich ruchach. Jego piwne tęczówki były wpatrzone w moje ciało i żeby mnie nie sparaliżowało musiałam przestań patrzeć. Od razu poczułam się pewniej, gdy spojrzałam na Jack'a. Miał czarujący uśmiech i nie mogłam tego nie odwzajemnić patrząc na niego.
Blondyn przysunął mnie bliżej siebie. Nie wiem czemu moje serce zaczęło bić szybciej. Mój oddech stał się nierówny.
-Cieszę się, że się zgodziłaś ze mną przyjść - oznajmił.
-Nie ma sprawy. Jak na razie jest dobrze - odpowiedziałam, a raczej odkrzyknęłam bo muzyka skutecznie nas zagłuszała. Byłam naprawdę blisko jego ciała i mówił mi prosto do ucha. Możliwe, że dziwnie wyglądaliśmy, bo nasze ciała zdecydowanie były bliżej niż kogokolwiek w tym pomieszczeniu. Zauważyłam kontem oka, że Rose się na nas patrzy i miałam zdezorientowany wyraz twarzy. Coś mi się wydaje, że nie doceniała swojego brata. Przecież on też był przystojny, a ona traktowała go jakby nikt nie mógł go pokochać, lub po prostu się zauroczyć.
       Piosenka się skończyła, więc wróciliśmy do stołu. Od razu napisałam się i po jakimś czasie musiałam do toalety. Rose akurat tańczyła z Conor'em, więc musiałam pójść sama.
Jednak nie dane było mi dojść w spokoju do ubikacji, gdyż przed samym wejście do niej ktoś zatrzymał mnie łapiąc za rękę. Odwróciłam się i zauważyłam Ashton'a. No jakżeby inaczej.
-Możemy porozmawiać? - zapytał.
-Nie mamy chyba o czym.
-Owszem, mamy. Co tutaj robisz?
-Nie Twoja sprawa.
-Przyszłaś z Jack'iem, prawda? To Twój chłopak?
-Nawet gdyby to nie powinno Cię to obchodzić - fuknęłam.
-Jeśli chodzi o wczoraj to nie jesteśmy parą, więc mam prawo całować się z kim chcę.
-Oczywiście, masz rację. Nie jesteśmy razem, więc nie rozumiem po co mnie zatrzymujesz i wypytujesz o moje życie prywatne. Nie powinno Cię obchodzić czy jestem z Jack'iem, czy nie, ale jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć to tak, jesteśmy razem.
-Jasne - zadrwił - Udowodnij.
-Nie muszę Ci nic udowadniać. Jak nie wierzysz to nie, Twój wybór - uśmiechnęłam się fałszywie i weszłam do łazienki. Nikogo tam nie było, więc miałam spokój. Chciało mi się płakać, gdy powiedział, że nie jesteśmy razem i może całować kogo chce. Wiem, że skłamałam, ale byłam wściekła. On nie ma prawa mi mówić, że nie jesteśmy razem, a potem wypytywać o moje życie prywatne. Skończony dupek. Jack jest miłym chłopakiem i na pewno byłoby mi z nim lepiej niż z Ashton'em. Dlaczego akurat w nim musiałam się zakochać?
Załatwiłam się i wróciłam na salę. Nie zdążyłam jednak usiąść bo Conor, który właśnie skończył tańczyć i chciał usiąść poprosił mnie o taniec. Zgodziłam się. Zauważyłam, że Ashton wstaje od stołu i prosi o taniec jakąś dziewczynę. Na pewno to nie była żadną jego kuzynka bo oczy jej się świeciły tak bardzo, że mogłaby oświecić całe to pomieszczenie. Na pewno uważała, że jest przystojny i podobał jej się. Oczywiste było to, że byłam zazdrosna. Miałam ochotę zostawić Conor'a i odsunąć tą dziewczynę od blondyna i sama z nim zatańczyć.
       Na reszcie piosenka się skończyła, więc i ja i tamta para usiadła do stołu.
-Rozmawiałaś z nim? - Rose od razu zaczęła mnie wypytywać. Odpowiedziałam jej na pytania, które po prostu musiała zadać i wypiłam kieliszek wódki.
       Kiedy Jack po raz kolejny poprosił mnie do tańca to było grubo po północy Może nawet dochodziła pierwsza. Nie chciałam więcej uwagi zwracać na Ashton'a i dobrze się bawić. Tańczyłam z kilkoma chłopakami i cóż, nawet było fajnie. Jednak sama wiedziałam, że ten taniec będzie inny. Poszłam z Jack'iem bardziej w kąt parkietu, a nie na sam środek. Tutaj ludzie nie widzieli nas tak dobrze, a blondyn chyba zauważył, że tego nie lubię. Dziękowałam mu w duchu.
Jednak gdy już mieliśmy zacząć tańczyć, to piosenka się skończyła. Czekaliśmy na następną, lecz najpierw przemówił jeden z mężczyzn, którzy tutaj śpiewali.
-Teraz piosenka dla zakochanych, dlatego prosimy by para młoda przyszła na środek - zamarłam, gdy usłyszałam te słowa. Wolny? Z Jack'iem? O nie.
Para młoda wyszła na środek, a mężczyźni zaczęli śpiewać. Zarzuciłam ręce na ramiona Jack'a, a on swoje położył na moich biodrach. Zaczęliśmy się powoli ruszać w rytm muzyki. To było naprawdę dziwne. Wiedziałam, że Ashton się patrzy, bo co innego mógł robić.


ASHTON'S POV

Effie tańczyła z Jack'iem do wolnej piosenki. To jakiś żart? Oni chyba naprawdę byli razem. Ale to dziwne, bo przecież dwa dni temu się ze mną całowała. Ty też się z nią całowałeś, a na drugi dzień zostawiłeś w klubie dla innej. Racja, ale byłem pijany. Nie chciałem jej skrzywdzić, lub dać do zrozumienia, że nic dla mnie nie znaczy. Chociaż, nie znaczy, prawda? Nie wiem sam co czuję. To jest naprawdę dziwne. Ja chyba się boję ponownie się zobowiązać. Pokochać kogoś. Boję się, że ona odejdzie tak jak...a zresztą. Czułem coś dziwnego, gdy patrzyłem na nią i na tych wszystkich chłopaków. Nie wiem co to za uczucie. Zazdrość? Nie, na pewno to nie to. Przecież nic do niej nie czuję. Sam chciałbym być na miejscu Jack'a. Tak mi się wydaje.
Kiedy piosenka się kończyła on przestał tańczyć, a Eff posłała mu zdezorientowane spojrzenie. Złapał jej twarz w dłonie i...on ją pocałował.

___________________________________________

Jak wszyscy wiemy - rok szkolny się zaczął. To oznacza naukę, więc mogę wam obiecać, że będę się starała pisać rozdziały w weekendy, jednak teraz trwają też mistrzostwa świata. Oczywiście oglądam, a mecze lecą codziennie (przynajmniej w tym tygodniu). Nie wiem jak będzie w tym miesiącu i czy uda mi się napisać rozdziały w tydzień, ale się postaram. Każdy ma szkołę, musi odrabiać lekcje i się uczyć, a ja na dodatek oglądam mundial, więc mam dodatkowy, że tak powiem zapierdol. I nie, nie zrezygnuję z meczy :) Czekałam na mistrzostwa bardzo długo i odliczałam, więc jak tylko będę mogła będę oglądała mecze nie tylko naszej reprezentacji. Wszystko się kończy 21 września, więc później raczej będzie z górki. Jednak nie sądzę, że nie dam rady w tym miesiącu pisać rozdziały co tydzień. Myślę, że jednak mi się uda, a wy jak na razie nie pytacie kiedy następny, więc jest dobrze. Chyba nie będzie wam przeszkadzało, że nie jest idealnie w ten dzień co napiszę, bo w końcu to nie jest sławne fanfiction i czyta go zaledwie kilka osób, więc nie jest takie ciekawe, dlatego rozumiem, że nie zależy wam na rozdziałach tak bardzo jak na innych. 
To chyba wszystko co chciałam napisać. Oczywiście proszę o komentarze, one motywują.
No i jest ankieta, więc zagłosujcie. Chcę wiedzieć ile osób czyta :)

Ask - http://ask.fm/surlyff