Ashton's POV
Podszedłem do baru i próbowałem znaleźć Effie. Nigdzie jej
nie widziałem i zacząłem się porządnie bać. Co jeśli któryś z tych chłopaków, z
którymi się bawiła coś jej zrobił? Ewidentnie coś było nie tak, gdy ich
opuściła. Oni byli pijani, a ona nowa i ładna. Co może im chodzić po głowie?
Serce zaczęło mi bić szybciej. A co jeśli to jej pierwsza impreza? Co jeśli po
raz pierwszy się tak mocno upiła i nie wie co ze sobą zrobić? Aaron już dawno
zmył się do domu, mówiąc, że jest wyczerpany. Luke i Calum ruszyli by wyrwać
jakieś dziewczyny, a Michael leżał na barze i prawdopodobnie już spał. Rose
dalej tańczyła i na pewno nie wiedziała, gdzie może być Effie. Skoro nie ma jej
tutaj to może postanowiła iść do domu? Wybiegłem z pubu i ruszyłem do swojego
samochodu. Cieszyłem się, że Libby nie poszła z nami. Nie miałbym siły jej
wszystkiego tłumaczyć. Na pewno by się obraziła.
Odpaliłem silnik i wyjechałem na drogę. Cały czas
rozglądałem się na różne strony. Miałem nadzieję, że szła do swojego domu.
Mogłem jej wtedy nie zostawiać. Ona nie wygląda na taką jak my. Jestem pewny,
że nie imprezuje dużo. Cholera, skoro Aaron ją tu zaprosił to mógł ją pilnować.
Kiedy zaczął padać deszcz zaśmiałem się. Jeszcze tego
brakowało. Mogłem też się upić i mieć wszystko w czterech literach. Inni mogli
się martwić i jej szukać. Czemu ja?
Zwolniłem kiedy zauważyłem z daleka coś leżącego na poboczu.
A raczej kogoś. Zatrzymałem samochód koło leżącej osoby i wybiegłem z
samochodu. Kurwa, Effie. Najprawdopodobniej spała, bo miała zamknięte oczy.
Była cała przemoczona. Wziąłem jej małe ciało w swoje ramiona i ułożyłem na
siedzeniu pasażera. Poszedłem do bagażnika i modliłem się by był tam jakiś koc.
Na całe szczęście, był. Wsiadłem za kierownicę i przykryłem ją nim. Odetchnąłem
z ulgą. Znalazłem ją.
Effie's POV
Obudziłam się z mocnym bólem głowy. Złapałam się za nią i
otworzyłam oczy, po czym podniosłam się do pozycji siedzącej. Zaraz, zaraz, cofnij. Gdzie ja jestem?! Próbowałam
za wszelką cenę przypomnieć sobie co zdarzyło się tej nocy. Tańce, alkohol,
Ashton, alkohol, wyjście, samochód. Oczywiście. Wyszłam pijana z tego pubu i
usnęłam na drodze. I teraz najważniejsze pytanie: kto mnie stamtąd zabrał?
Szybko wyskoczyłam z łózka i zdałam sobie sprawę, że nie mam na sobie swoich
ubrań. Miałam za duże spodnie dresowe i luźną, bardzo luźną koszulkę.
Najprawdopodobniej były to rzeczy jakiegoś chłopaka. Przełknęłam ślinę. Teraz
się bałam. Co jeśli on, co jeśli on mnie zgwałcił? Na samą myśl na moim ciele
pojawiały się ciarki. On mnie przebierał, prawda? Przecież ja spałam. On mnie dotykał. Zaczęłam się
zastanawiać czy aby na pewno chcę zejść i zobaczyć osobę, która mnie tu
zabrała. Przełamałam swój strach i otworzyłam drzwi. Szłam najciszej jak
potrafiłam, jednak podłoga lekko skrzypiała. Cholera. Zeszłam schodami na dół i rozejrzałam się. Wielki salon.
Wielki pusty salon.
Zauważyłam drzwi i byłam pewna, że prowadzą one do kuchni. Chcę tego? Boję się. Rozejrzałam się i
próbowałam znaleźć coś czym mogłabym zaatakować. Kiedy za drzwiami usłyszałam
hałas, jakby talerzy podskoczyłam i o mało co nie krzyknęłam. Szybko podbiegłam
do małego regału nad plazmą i sięgnęłam po jedną z książek. Wróciłam i
wzięłam głęboki wdech. Otworzyłam powoli drzwi i już chciałam zaatakować,
jednak zobaczyłam Ashton'a. Ashton? Kurwa,
co? Odwrócił się w moją stronę a na jego twarzy pojawił się szeroki
uśmiech. Obniżyłam rękę i zrobiłam jeden krok do przodu.
-Czy ty chciałaś mnie zabić książką? – zapytał z
rozbawieniem, a ja przytaknęłam. Czułam jak moje policzki robią się gorące.
Podeszłam do stołu i odłożyłam ją tam, po czym usiadłam na krześle.
-Muszę Cię chyba nauczyć jak się bronić, bo książką to
raczej byś nic nie zrobiła.
-Mógłbyś się zamknąć i podać mi wody?
-Kacyk męczy? – zachichotał i położył mi przed nosem
szklankę wody.
-Nie twoja sprawa.
-Ile ty masz lat, co? Chyba nie powinnaś pić, jesteś za
młoda.
-A ty?
-Ja nie piłem.
-A co z samochodem?
-Nikt mnie jeszcze nie złapał, więc jest dobrze – zaśmiał
się, a ja wywróciłam oczami. Idiota.
Byłam zbyt przejęta tym gdzie się znajduje, więc zapomniałam
o bólu głowy, który teraz znowu dał o sobie znać.
-Masz jakieś tabletki przeciw bólowe? – Ashton nic nie
odpowiedział, tylko wyszedł, lecz po chwili wrócił podając mi je – Dziękuję.
Połknęłam je i zadałam kolejne pytanie.
-Czy mam na sobie Twoje rzeczy?
-A czyje? Świętego Mikołaja?
-Ty mnie przebrałeś? Kiedy spałam?
-Miałem zamknięte oczy, przysięgam.
-Jasne. To molestowanie.
-Molestować i zgwałcić to mógłby Cię ktoś, gdybym Cię tam
nie znalazł – poczułam nieprzyjemny dreszcz. Dlaczego to powiedział? To wcale
nie prawda.
-Dlaczego? – zapytałam.
-Co dlaczego?
-Dlaczego mnie szukałeś? Dlaczego po mnie przyjechałeś?
-Pomyślałem, że mogło coś Ci się stać. Jesteś nowa,
niepełnoletnia i byłaś tam z nami. Moglibyśmy mieć przez Ciebie problemy –
muszę przyznać, że oczekiwałam czegoś innego. Rozczarowałam się, ale co ja sobie
myślałam? Że będziemy teraz żyć długo i szczęśliwie?
-A co na to Libby?
-Nic się przecież nie wydarzyło – zaśmiał się, a ja poczułam
się głupio. Naprawdę głupio.Siedzieliśmy dość długą chwilę w ciszy. Niezręcznej ciszy. Nie wiem ile minęło, ale mi wydawało się jakby to była wieczność. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, a tym bardziej, że trochę mnie zdenerwował. Co ten chłopak sobie myśli?
W końcu podstawił mi pod nos talerz z vegemite na grzankach*. Nie szczególnie za tym przepadam, ale nie wybrzydzam. Najbardziej zdziwiłam się, że zrobił to Ashton. To on w ogóle potrafi cokolwiek zrobić? Kiedy zaczynałam jeść swoją porcję na dół zszedł Calum. Jego włosy był potargane, więc było widać, że dopiero wyszedł z łóżka. Najbardziej jednak się zdziwiłam, że ma na sobie jedynie bokserki. Chyba nie przywykłam do takich widoków, mimo, że mam w domu brata. Szybko odwróciłam twarz i zauważyłam roześmianego Ashton'a. Posłałam mu groźne spojrzenie, ale się nie przejął.
-Effie? Co ty tu robisz? - zapytał Calum.
-Sama praktycznie nie wiem - prychnęłam.
-Długa historia - powiedział Ashton, ale nie spojrzałam na niego. Calum zajął miejsce na przeciwko mnie i złapał się za głowę. Ash mu również podał tabletkę i wodę, za co podziękował. Czułam się niezręcznie z półnagim facetem w tym samym pomieszczeniu, więc szybko skończyłam swój posiłek.
-Ja już może będę się zbierać - wymamrotałam i wyszłam z kuchni prosto na górę. Wiedziałam, że Ash idzie za mną bo słyszałam jego kroki.
-To normalne - powiedział, gdy zamknął już drzwi.
-To świetnie, gdzie moje ubrania? - zapytałam.
-W łazience, ale możesz iść w tych rzeczach jak chcesz.
-Nie, dziękuję. Pójdę się przebrać - mimo, że chętnie zostawiłabym sobie jego koszulkę, która pięknie pachniała, to nie mogłam tego zrobić. Co by sobie o mnie pomyślał? Wyszłam z pokoju i odnalazłam łazienkę. Dopiero kiedy zobaczyłam się w lustrze zdałam sobie sprawę jak wyglądam. Moje włosy były potargane i odstawały w każdym możliwym kierunku. Szybko je poprawiłam i przebrałam się w swoje ubrania. Rzeczy Ashton'a wrzuciłam do kosza na pranie i opuściłam łazienkę.
-Dziękuję, że mnie zabrałeś z tej ulicy - wymamrotałam.
-Oh, nie ma za co - uśmiechnął się -Odwiozę Cię do domu.
-Nie trzeba.
-Chodź, idziemy.
Nie mogłam mu się przeciw wstawić bo mocno trzymał mój nadgarstek i ciągnął mnie za sobą. Pożegnałam się z Calum'em, który jako jedyny się obudził i wyszłam z Ashton'em na zewnątrz. Wsiedliśmy do jego samochodu i odjechaliśmy. Mocno trzymałam się klamki. Ashton jechał bardzo szybko, a ja najwyraźniej w świecie się bałam. Jestem pewna, że moja twarz była teraz blada.
-Coś się stało? - spojrzał na mnie, lecz ja cały czas patrzałam przed siebie.
-Patrz na drogę, dobrze?
-Effie, boisz się?
-Patrz na drogę do cholery! - nie chciałam krzyczeć, lecz emocje wzięły górę. Nie mogłam mu powiedzieć dlaczego tak panicznie boję się jeździć samochodem, a do tego ledwo żyję, gdy ktoś jedzie tak szybko jak on. Zwolnił, więc odetchnęłam z ulgą. Nie wiem czy bym wytrzymała dłużej tak szybką jazdę.
-Wszystko okej? - spytał.
-Tak, przepraszam, że krzyczałam.
-Nie szkodzi. Powiesz mi o co chodzi?
-Nie - odparłam i odwróciłam twarz w stronę szyby. Ashton nic więcej nie mówił. W końcu dojechaliśmy pod mój dom.
-Dziękuję - wyszeptałam cicho i szybko odpięłam pasy. Kiedy chciałam wychodzić Ashton złapał mnie za rękę. Odwróciłam się w jego stronę -Co?
-Przyjedziesz dzisiaj na nasz trening? - uśmiechnął się.
-Tak - odpowiedziałam nawet o tym nie myśląc. Sama się zdziwiłam, że to słowo wyszło z moich ust.
-Świetnie, przyjedziemy po Ciebie o piętnastej.
Wyszłam z samochodu i ruszyłam w stronę domu. Bałam się reakcji Meg, ale nie jest moją matką, więc chyba nie powinnam. Jednak nie miłe z mojej strony było to, że wyszłam i nie wróciłam na noc.
Zamknęłam drzwi najciszej jak potrafiłam. Wiem, że najprawdopodobniej nie śpią, bo jest już po trzynastej, ale jednak miałam nadzieję, że uda mi się przejść do swojego pokoju niezauważona. Cóż, nadzieja matką głupich, prawda? To oczywiste, że się nie udało. Kiedy ściągam swoje trampki stanęła przede mną Meg. Wyprostowałam się i poprawiłam torebkę na ramieniu.
-Effie, zdajesz sobie chyba sprawę, że nie wróciłaś na noc, prawda?
-To chyba oczywiste.
-Wiesz, że powinnaś nas o tym poinformować?
-A pani chyba wie, że byłam pijana, prawda? Poszłam na imprezę i wiadomo, że mogłam nie pamiętać o takich rzeczach jak poinformowanie nieznanej mi osoby o tym, że nie przyjdę na noc. Potrafię się sobą zająć - widziałam w jej oczach, że bolą ją moje słowa, ale kogo to obchodzi? Ona nie ma prawa, żeby mi dyktować o której mam wracać w wakacje. Kim niby jest?
-Może i jestem nieznaną dla Ciebie osobą, może mnie nie lubisz, ale ja chcę dla Ciebie i dla Twojego brata dobrze. Staramy się z George'm, naprawdę. Nie wiem co mam zrobić, ale chcę, żebyś w końcu się do nas przekonała i nas polubiła.
-Najlepiej niech mnie pani zostawi w spokoju - syknęłam i ruszyłam w stronę schodów.
-Jeśli coś by Ci się stało, to byłaby nasza wina.
-Chyba nie może stać się nic gorszego od tego co już mi się przydarzyło, więc mam to gdzieś - prychnęłam i chwilę później byłam w swoim pokoju. Ciężko opadłam na łóżko i westchnęłam głośno. Nie powinnam ich tak traktować, ale nic na to nie poradzę. Wkurzam się bo nie jest moją matką i nie ma prawa mi niczego zabraniać. Wcale niczego Ci nie zabrania. Chodzi o to, że próbuje mi rozkazywać. A nie jest do tego upoważniona. Nie podoba mi się to. Przez nią moje wspomnienia powracają. Czy oni nie potrafią zrozumieć, że mam dość swojego cholernej przeszłości? Że chcę o tym zapomnieć? Chcę zacząć nowe życie, a oni są pierwszą przeszkodą, która nie pozwala mi na to.
Praktycznie nie miałam dużo czasu, bo wróciłam trochę przed czternastą a chłopcy mieli być po mnie o piętnastej. Najpierw poszłam wziąć prysznic i przebrałam się w czyste rzeczy. Jak zwykle zrobiłam bardzo delikatny makijaż, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Byłam gotowa i miałam trochę czasu, więc weszłam na laptopa. Oczywiście twitter był pierwszym co włączyłam. Napisałam kilka tweetów o tym jak tam w Sydney. Cóż, nic ciekawego. Później weszłam na instagrama i zdałam sobie sprawę, że dawno nic nie dodałam. Nie mam po prostu co dodawać.
Nim się
obejrzałam była piętnasta a kilka minut później rozległ się dzwonek do drzwi.
Przez chwilę bałam się co pomyśli Meg, gdy zobaczy kto po mnie przyjechał.
Przecież to sami chłopcy. Ale tak szybko jak ta obawa się pojawiła, tak szybko zniknęła.
Miałam gdzieś co sobie pomyśli, naprawdę.
Szybko zbiegłam na dół, a Meg już miała otwarte drzwi. Stał
w nich Aaron. Miałam nadzieję, że będzie to Ashton, ale to oczywiste, że ma
mnie gdzieś. Pomógł mi tej nocy, dobrze, ale nic poza tym. On nic do mnie nie
czuje i nie poczuje. Nie mogę robić sobie głupich nadziei.
-Jak wrócisz będziemy musieli porozmawiać – Meg szepnęła mi
na ucho, a ja nawet na nią nie spojrzałam i wyszłam z domu.
-Do widzenia pani – Aaron ładnie się pożegnał i poszedł za
mną, zanim Meg zdążyła mu jeszcze odpowiedzieć.
Weszłam do samochodu i zdziwiłam się gdy był tam tylko
Ashton i Libby. Przywitałam się z nimi, chociaż byłam zła. Nie wiedziałam, że
ona też jedzie.
-Chyba pokłóciłaś się z mamą, co? – Aaron zaczął rozmowę, a
ja nawet na niego nie spojrzałam. Byłam zła za to jak nazwał Meg, ale nie mogę
mieć do niego pretensji. Przecież o niczym nie wiedzą.
-Tak, chyba – mruknęłam i złapałam klamkę, gdy ruszyliśmy.
Widziałam, że Ashton zwrócił uwagę na mój ruch, ale nic nie powiedział. Bogu dzięki.
Nikt więcej się nie odzywał. Aaron tylko raz przysunął się i
dźgnął mój bok, ale kazałam mu się odsunąć i zapiąć pas. O dziwo mnie posłuchał.
Kiedy dojechaliśmy pod jedną ze szkół, w której chłopcy
mieli treningi od razu wyparowałam z samochodu. Szczerze, to Ashton nie jechał
szybko i praktycznie nie miałam się czego obawiać, jednak tego nie można się od
tak pozbyć. Kiedy umiera najbliższa Ci osoba nie możesz normalnie funkcjonować.
Kiedy odebrałam telefon z tą złą wiadomością myślałam, że to żart. Przez chwilę
nie płakałam, bo nie chciałam po prostu w to uwierzyć. Nie dochodziło do mnie,
że ich już nie ma. Ale najgorsze miało dopiero nadejść. Pogrzeb. Jak byś się
czuł, gdyby bliska Ci osoba, która miała przed sobą całe życie leżała w
trumnie? Nie mogłam opanować łez. Gdy tylko na nich spojrzałam one od razu
opuszczały moje oczy. Próbowałam patrzeć w inne strony i kiedy udawało mi się
zapanować nad emocjami, ponownie musiałam na nich spojrzeć. A fala łez
atakowała moje policzki. Po prostu to sobie wyobraź. Nie fajne uczucie, co? Ja
nie muszę sobie wyobrażać co czują osoby, które stracą rodziców, lub
jakąkolwiek inną bliską im osobą. Ja to uczucie znam i wiem, że nie chcę
ponownie tego doświadczyć, a już na pewno nikomu tego nie życzę. Kiedy umiera
Twoja prababcia, która ma ponad 90 lat jesteś zdziwiony? Płaczesz? Czy raczej
spodziewałeś się tego? A kiedy w wypadku ginie Twój kuzyn, który miał ponad 20
lat i całe życie przed sobą jesteś zdziwiony? Płaczesz? Czy spodziewałeś się
tego? Oczywiście można być tak zżytym z prababcią i opłakiwać jej śmierć jak
każdą inną. Ale to i tak co innego. To nigdy nie będzie tak bolesne jak śmierć
osoby, która miała przed sobą całe życie, a jeden wypadek wszystko niszczy. Po
prostu to sobie wyobraź.*jest to australijska potrawa (zdjęcie: <klik>)
_____________________________________________
Witajcie, już wróciłam (nawet opalona) i wstawiam wam kolejny rozdział. Końcówkę musiałam napisać bo przed wyjazdem nie zdążyłam, więc właśnie to zrobiłam. I bardzo was proszę o wyobrażenie sobie ostatniej sytuacji, to chyba pomoże wam poczuć to co czuła Effie :)
Oczywiście nie piszę nie wiadomo jak, dlatego za każdy komentarz dziękuję, nawet ten z lekką krytyką. Postaram się poprawić :)
Jeśli moglibyście gdzieś polecić mojego bloga, to byłabym wdzięczna. Im więcej czytelników, tym lepiej. Z góry dziękuję x
Bardzo podoba mi się to jak piszesz, super, czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział. Przepraszam, że dopiero teraz komentuje, ale byłam na obozie. Życzę weny i z niecierpliwością czekam na next ;) / Wierna Czytelniczka ;**
OdpowiedzUsuń